facebook

środa, 6 sierpnia 2014

Umarł król, niech żyje król

 

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że drużyna piłkarska nie jest zależna tylko od jednego zawodnika. Dywagacja na ten temat jest w zasadzie pozbawiona sensu. Trzeba jednak przyznać, że wiele wielkich zespołów zbudowanych było na indywidualnościach. Jedną z takich ekip jest zeszłoroczny Liverpool, który zawsze mógł liczyć na Luisa Suareza.


Brazylijski mundial dobitnie pokazał, że drużynie potrzebna jest postać wiodąca, która w trudnych chwilach potrafi wziąć ciężar na swoje barki. Tak było z Urugwajem, który bez Suareza wyglądał jak dwuletnie dziecko zostawione na ulicy bez opieki. Niby było widać, że coś tam świta, ale jednak dopiero powrót snajpera dał impuls drużynie.

Patrząc na pierwszą czwórkę możemy zauważyć, że w zasadzie tylko Niemcy, którzy w ostatecznym rozrachunku zostali mistrzami, mieli ekipę zbudowaną od początku do końca na solidności. Nie było słabych elementów, nie było też wybitnie wyróżniających się. Choć ostatecznie triumf odniosła zespołowa koncepcja tworzenia zespołu to jednak pozostali trzej półfinaliści ewidentnie opierali się na indywidualnościach. Zarówno Brazylii, Holandii oraz Argentyny nie byłoby w tak dalekiej fazie turnieju bez odpowiednio Neymara, Robbena oraz Messiego. Rzecz jasna istnieje pewien margines błędu, który pozwala dopuszczać do głowy myśl, że i bez swoich liderów te zespoły by podołały. Nie oszukujmy się jednak, każda z wymienionych reprezentacji miała kryzys, w którym liczyła na pomoc swojej gwiazdy.

Chciałbym jednak wrócić do meritum. W zeszłym sezonie Premier League niesamowicie zaprezentował się Liverpool, który ofensywną, pełną polotu grą zaskarbił sobie sympatię wielu osób. Dość powiedzieć, że pod koniec sezonu, gdy The Reds byli na czele, kibice innych zespołów wspierali podopiecznych Brendana Rodgersa z nadzieją, iż ci utrą nosa bogatszej Chelsea i Manchesterowi City.

Po takim sukcesie następuje weryfikacja. W wielu przypadkach bywa ona brutalna. Czy w tym sezonie zespół z Anfield będzie w stanie postawić kolejny krok w drodze ku powrotowi na szczyt? Z pewnością wiarę fanów klubu z miasta Beatlesów zachwiała informacja o odejściu Luisa Suareza. Urugwajczyk wprawdzie od dawna domagał się transferu lecz po udanym sezonie i powrocie do Ligi Mistrzów wydawało się, że klub zdoła go zatrzymać. Rzeczywistość okazała się być brutalniejsza i król strzelców minionego sezonu opuścił Premier League na rzecz nowej, ale nadal wielkiej Barcelony.

W tym miejscu powstaje pytanie: co dalej? Brendan Rodgers chyba po raz pierwszy od swojego przyjścia na Anfield tak bardzo musi liczyć na zaufanie kibiców. Oczywiście po zeszłorocznym sukcesie jego pozycja w klubie nie jest niezachwiana. W tym momencie swojej przygody z the Reds menadżer z Irlandii Północnej będzie musiał jednak pokazać nie lada kunszt by po odejściu motoru napędowego zespołu utrzymać tendencję wzrostową całej drużyny.

Ktoś powie, nie ma problemu, jest Sturridge, jest Lambert. Pełna zgoda, teoretycznie następcy są. Jednak co jeśli forma doświadczonego Lamberta znacząco spadnie a Sturridge nie podoła ciążącej presji? Umówmy się, w zeszłym sezonie raczej nikt nie liczył, że młody Anglik zdobędzie aż tyle goli. Zbliżająca się kampania to nowe cele i nowe wymagania. Wyższe wymagania. W zestawieniu nie uwzględniłem Belga Origiego, który jest najzwyczajniej w świecie jedną wielką niewiadomą.

Sam jestem ciekaw jak będzie się prezentował Liverpool. Mając na uwadze grę na kolejnym froncie the Reds solidnie się wzmocnili sprowadzając nie tylko Lamberta, ale również jego klubowych kolegów Lallanę i Lovrena oraz młodego zawodnika z Bayeru Leverkusen, Emre Cana i zawodnika Befiki Lizbona, Lazara Markovicia. Czy są to transfery na miarę gry o mistrzostwo Anglii i wygraną w Lidze Mistrzów? Na pierwszy rzut oka nie. Ale…

Brendan Rodgers ma oko do piłkarzy. Jak mało który menadżer na Wyspach potrafi znaleźć zawodnikowi na boisku takie miejsce, w którym będzie można wykorzystać sto procent jego możliwości. Oprócz ustalania strategii Irlandczyk z Północy jest również świetnym motywatorem co z pewnością miało nie lada wpływ na zeszłoroczny sukces the Reds.

Teoretycznie wszystko jest na miejscu. A jednak w sercach kibiców klubu z Anfield da się wyczuć pewien niepokój spowodowany odejściem Suareza. Indywidualności są bardzo ważne, ale nie tworzą całego zespołu.

Układ krwionośny został nienaruszony.

Może tylko serce trochę szybciej bije. Chwilowo?


A może wystarczy powiedzieć,UMARŁ KRÓL, NIECH ŻYJE KRÓL? I życie toczy się dalej. Po prostu...

Bartosz Grzelak 

2 komentarze:

  1. Gdybanie troszke z pod budki z piwem. Stac was na wiecej

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda jest taka, że LIVERPOOL w tym roku zmarnował najlepsza szansę na mistrzostwo. Już się wydawało, że mistrzostwo jest ich, a oni go przegrali. Takiej szansy Liverpool w najbliższych latach mieć już pewnie nie będzie. Pewnie lepiej zacznie grać ManU, Arsenal po kupnie Oezila w końcu coś wygrał, a teraz biorą kolejnych dobrych piłkarzy w tym Sancheza. Gerrard jest coraz starszy i gorszy, a na prawde co by nie mówić o Suarezie to on ciągnął Liverpool strzelając gola za golem. Liverpool będzie teraz znacznie słabszy. Będzie się bił o LM, a nie o mistrzostwo

    OdpowiedzUsuń