facebook

wtorek, 5 sierpnia 2014

Cabinho - przez ligę meksykańską do futbolowej nieśmiertelności


Brazylijczycy muszą być napiętnowani jakimś futbolowym błogosławieństwem, nawet pomimo horroru w meczu z Niemcami, jaki zafundowali Canarinhos podczas mistrzostw świata. Jak inaczej uwierzyć w fakt, że tak wielu z nich dostąpiło zaszczytu wejścia na szczyt piłkarskiego świata. Pele, Garrincha, Rivelino, Zico, Socrates, Romario, Bebeto, Ronaldo, Ronaldinho, Roberto Carlos, Jardel, Kaka… można by wymieniać bez końca. A ilu tych zdobywców piłkarskiego szczytu umyka w tej niekończącej się wyliczance? Dziś przedstawimy Wam jednego z nich. Evanivaldo Castro Silva, czyli Cabinho, jest kolejnym kanarkiem, który zasłużył na miejsce w galerii sław. Tyle, że jego droga na szczyt była nieco inna niż w przypadku wyżej wymienionych. Jego droga do nieśmiertelności wiodła przez Meksyk.


Cabinho pierwsze futbolowe kroki stawiał w klubie America Sao Paulo. W wieku 20-lat przeniósł się do słynnego Falmengo, gdzie nie przekonał sztabu szkoleniowego do swojego talentu. Po rozegraniu sześciu spotkań i strzeleniu jednej bramki poszukał nowych wyzwań w innym miejscu. W kolejnych klubach również musiał godzić się z rolą zmiennika lub rezerwowego. W Portuguesie czy Atletico Mineiro jego rywale do miejsca w wyjściowym składzie zawsze mieli lepsze notowania i szkoleniowca.

 W sumie to nie dziwi, bo w Brazylii piłkarzy o wysokich umiejętnościach można znaleźć dosłownie wszędzie i przebicie się wśród nie należy do łatwych zadań. Zawodnicy, którzy potrzebują regularnych występów zanim pokażą na co naprawdę ich stać często popadają zapuszczają korzenie na ławce rezerwowych i rozmieniają w ten sposób swój talent na drobne.  Chyba, że spróbują powalczyć o swoją karierę gdzieś indziej.

Wyjazd do Meksyku może wydawać się dosyć odważnym ruchem, ale co innego pozostało 26-letniemu piłkarzowi, który nie może sobie znaleźć miejsca w ojczyźnie? Oczywiście popularny „Cabo” mógł zmienić branżę i zostać na przykład poławiaczem krabów, czy innych stworzeń pływających przy brazylijskich plażach, ale wiedział, że stać go na znacznie więcej niż do tej pory pokazał. Wybrał więc Meksyk i założył koszulkę tamtejszego Pumas. Pierwszy sezon był udany, ale nie jakiś wyjątkowy. 16 zdobytych bramek miało być dobrym preludium dla późniejszych dokonań.

Kiedy nasz bohater przyzwyczaił się już do meksykańskiego klimatu, nabrał nieco więcej pewności siebie i złapał właściwy rytm, grając regularnie w pierwszym składzie, jego dokonania przeszły najśmielsze oczekiwania. W drugim sezonie został królem strzelców ligi meksykańskiej z dorobkiem 29 goli (zaliczył trzy hat-tricki, dołożył do tego też przysłowiową „karetę”, czyli cztery gole w jednym meczu). Trafiał na wszelkie możliwe sposoby, lewą nogą, prawą, z daleka, z bliska, ale jego największym atutem była gra głową. Precyzyjne strzały po dośrodkowaniach ze skrzydeł czy efektowne szczupaki to znak firmowy słynnego Cabinho.

W sezonie 1976/1977 Brazylijczyk postanowił pobić własny rekord i oczywiście udało mu się to. Do siatki trafiał 34 razy (cztery hat-tricki i dwie karety). W kolejnym zdobył 33 gole a w następnym 26, co pozwoliło mu czwarty raz z rzędu sięgnąć po koronę króla strzelców. W tym czasie Pumas tylko raz został mistrzem kraju i być może dlatego Cabinho zdecydował się na zmianę barw klubowych i założył koszulkę Atalante Cancun. Czy kolejna przeprowadzka znów będzie okupiona obniżką formy i długim okresem aklimatyzacji? "Cabo" w tym miejscu zadał by pytanie − jaka aklimatyzacja?

Przygoda z Atalante trwała zaledwie trzy lata, ale to wystarczyło, żeby trzy razy sięgnąć po tytuł króla strzelców, zdobyć łącznie 105 goli i dopisać do swojego dorobku kolejny tytuł mistrzowski. A kiedy już zdobył ten upragniony tytuł mistrzowski, spakował walizki i pojechał na podbój nowego terytorium. Wybrał Club Leon, w którym spędził trzy lata uwieńczone ósmym tytułem króla strzelców w sezonie 1984/85.

Potem wrócił na chwilę do Brazylii, ale po roku powrócił do Meksyku i założył koszulkę Tigres. W tym klubie w 1988 roku zakończył niezwykle bogatą karierę. Jego dorobek w Meksyku to 415 meczów i 312 bramek. W sumie podczas jego panowania w lidze Meksyku tylko dwa razy przegrał on rywalizację o miano najlepszego strzelca (nie licząc pierwszego sezonu, w latach 1976-1985 wyprzedził go tylko Argentyńczyk Norberto Outes w latach 1983 i 1984). Ale dość już statystyk.

Dlaczego przeciętny kibic nie wie kim jest Cabinho? Z prostej przyczyny, grał on w Meksyku. Zapewne miał on oferty z Europy, ale piłkarze z ligi meksykańskiej bardzo niechętnie wyjeżdżali za granicę. Zarabiali godziwe pieniądze, cieszyli się wielką popularnością, więc czego mieli chcieć więcej? Selekcjonerzy reprezentacji Brazylii nie interesowali się zbytnio tą ligą i choćby „Cabo” miał średnią trzech bramek na mecz to i tak nie dostałby powołania do reprezentacji „Canarinhos”.

Dlaczego więc nie przyjął obywatelstwa meksykańskiego i nie wzmocnił drużyny „El Tri”? Nie pozwoliły na to przepisy. Nie raz, nie dwa, rozważano opcję „wcielenia” ligowego herosa do drużyny narodowej Meksyku, lecz przepisy mówiły, że aby dostać obywatelstwo tego kraju trzeba w nim spędzić dziesięć lat. Brazylijczyk przyszedł do Pumas w wieku 26 lat, więc mógł dostać obywatelstwo dopiero jako 36-latek. Wtedy już raczej nie byłby przydatny dla reprezentacji kraju.

Evanivaldo Castro "Cabinho" - statystyki kariery:


1968 – 1969 America Sao Paulo                                  ? – ?

1969 – 1970 Flamengo Rio de Janeiro                        6 – 1

1971 -  Portuguesa                                                      19 – 7

1972 -Atletico Mineiro                                               13 – 2

1973 – 1974 Portuguesa                                             36 – 9

1974 – 1979 Pumas                                                  152 – 132

1979 – 1982 Atalante Cancun                                 128 – 105

1982 – 1985 Club Leon                                              68 – 40

1986 - Paysandu                                                          0 – 0

1986 – 1988 Tigres                                                     33 – 8 


Obserwuj autora na twitterze https://twitter.com/ElGreguito

2 komentarze:

  1. Dzięki tekstowi poznałem nowego zawodnika. Nie znałem go kompletnie i nigdy o nim nie słyszałem. Tekst ciekawy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cabinho byl w podobnej sytuacji co Jardel i Elber. Strzelal gole i byl Bogiem zagranica, a w swoim kraju nie byl zbyt ceniony. Jest tez zapomniany

    OdpowiedzUsuń