facebook

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Wyciąganie wniosków po baskijsku


Jest niedziela, 26 maja 2013 roku. Na Estadio Anoeta mecz 37. kolejki Primera Division rozgrywa Real Sociedad, a ich rywalem jest nie byle kto, bo Real Madryt. Po bardzo emocjonującej potyczce obie drużyny dzielą się punktami, strzelając po trzy gole. Bohaterem miejscowych kibiców zostaje Xabi Prieto, który w 92. minucie ustala wynik spotkania, po raz drugi tego wieczora pakując piłkę do siatki. W równocześnie toczącym się pojedynku Valencia pokonała na własnym obiekcie Granadę 1:0. Przed ostatnią rundą piłkarze z Kraju Basków zajmowali więc piątą pozycję, tracąc do czwartych Nietoperzy 2 oczka. 


6 dni później, 1 czerwca 2013 roku. Czas na ostatni akt piłkarskiego sezonu w Hiszpanii w kampanii 2012/2013. Sociedad, by zająć miejsce premiowane grą w eliminacjach Ligi Mistrzów, musi zdobyć komplet punktów z nerwowo walczącym o utrzymanie Deportivo la Coruna. Zespół z Galicji zajmował ostatnie bezpieczne miejsce, jednak na El Riazor poległ 0:1, po bramce Antoine'a Griezmanna. Inne wyniki sprawiły, że El Depor spędzi następny sezon w Liga Adelante. Natomiast dla Basków nie jest to wystarczający czynnik, bowiem Valencia musi się jeszcze potknąć na gorącym stadionie Sevilli. Zaczęło się dobrze dla Los Ches, ponieważ gola zdobył Ever Banega. Jednak dwa gole w pierwszej połowie oraz dwa w drugiej Alvaro Negredo dały ostatecznie wygraną Sevillistas 4:3.

 Efekt? Real Sociedad kończy zmagania na czwartej lokacie z 66 punktami, Valencia zgromadziła z kolei oczko mniej. Txuri-Urdin pod wodzą Philippe Montaniera zaliczają niebywały sukces, jakim jest awans do Champions League. Pewnie, to dopiero faza play-off, aczkolwiek tego wyczynu bagatelizować nie można. Oprócz francuskiego trenera ojców sukcesu było wielu. Baskijska drużyna była solidna w każdej formacji, regularnie zdobywając cenne punkty. Obronę w ryzach trzymali Martinezowie: Carlos oraz Inigo, swoje w bramce robił Claudio Bravo, środkiem pola dyrygował Xabi Prieto, a za wykańczanie akcji odpowiedzialni byli Carlos Vela, Antoine Griezmann oraz Imanol Agirretxe.

Letnie okienko transferowe dla klubu nie było przesadnie owocne. Mimo że klub dostał pokaźny zastrzyk gotówki, sprzedając Asiera Illaramendiego do Realu Madryt za 40M€, to zarząd nie szastał pieniędzmi na prawo i lewo. Z QPR, które właśnie spadło na zaplecze Premier League, wypożyczono Estebana Granero, który miał za zadanie wypełnić lukę po Asierze, a także ponownie Jose Angela z Romy. Do tego wydano 2M€, ściągając szwajcarskiego napastnika, Harisa Seferovicia. Na pierwszy rzut oka wzmocnienia nie powalają. Plusem był jednak fakt dość zgranej ekipy, która potrafiła znaleźć się w TOP4 La Liga. Dodatkowo trzeba wspomnieć o zmianie szkoleniowca. Montaniera, który nie przedłużył kontraktu i odszedł do Rennes, zastąpił jego dotychczasowy asystent, Jagoba Arrasate.

20 sierpnia Hiszpanie udali się do Lyonu, by rozegrać pierwszy mecz 4. rundy eliminacji Champions League. Za minimalnego faworyta uważało się Francuzów, jednak na boisku błyszczał tylko piłkarz z tego kraju, który reprezentował barwy RSSS. Mowa oczywiście o Griezmannie. Gol, którego zdobył w 17. minucie, był kapitalnej urody. W 49. minucie jeszcze wyżej poprzeczkę postawił Seferović, który w fenomenalny sposób uderzył z kilkudziesięciu metrów.

8 dni później na Anoeta ponownie górą był klub z Hiszpanii. Głównym bohaterem wieczoru był Carlos Vela. Najpierw w 67. minucie wykorzystał wrzutkę z narożnika boiska, a w doliczonym czasie gry przeprowadził świetny rajd zakończony widowiskową podcinką nad golkiperem. Baskowie dostali się do Ligi Mistrzów w sposób fantastyczny. Niski współczynnik sprawił jednak, że byli losowani z ostatniego, czwartego koszyka (pod tym względem gorsza była tylko Austria Wiedeń). Los nie przydzielił chyba najłatwiejszych możliwych rywali. W grupie Txuri-Urdin musieli sobie bowiem radzić z Manchesterem United, Szachtarem Donieck oraz Bayerem Leverkusen.

Przygoda podopiecznych Arrasate z europejskimi pucharami skończyła się już po 6 meczach. Na początek przyszło rywalizować na własnym obiekcie z zespołem z Ukrainy. Dwie bramki Alexa Teixeiry sprawiły, że po dobrej pierwszej połowie marzenia o pierwszych punktach trzeba było odłożyć na później. W drugich 45 minutach dała się we znaki ogromna bezradność. Drugie spotkanie to wyjazd do Leverkusen. W doliczonym czasie pierwszej części Simon Rolfes wykorzystał niezdecydowanie piłkarzy Sociedad, ale niedługo po przerwie do wyrównania doprowadził Vela. Meksykanin nie wykorzystał wprawdzie rzutu karnego, ale dobitka była już skuteczna. Kiedy wydawało się, że zespoły podzielą się punktami, w 92. minucie z rzutu wolnego z kilkudziesięciu metrów w fantastyczny sposób uderzył Jens Hegeler. W następnej kolejce Baskowie grali na Old Trafford. Było to ich najlepsze spotkanie, jednak samobójcze trafienie Inigo Martineza z 2. minuty pozbawiło jego kolegów punktu. W rewanżu, w San Sebastian, padł bezbramkowy remis, co oznaczało zdobycie jedynego oczka przez Xabiego Prieto i spółkę. Warto wspomnieć, że po niesłusznie podyktowanym rzucie karnym Robin van Persie trafił tylko w słupek. Przedostatni mecz to wyprawa do Doniecka, a tam demolka. Inaczej nie można nazwać wyniku 4:0. Baskowie zagrali bardzo otwarcie, czym zostali brutalnie skarceni. Bardzo słaby mecz zagrała defensywa, która w wydatny sposób przyczyniła się do utraty bramek. Ostatni pojedynek, już bez szans na jakikolwiek awans, Real zagrał u siebie z Bayerem Leverkusen. Niemcy zwyciężyli 1:0. Gola po dośrodkowaniu z rzutu rożnego wykorzystał Toprak. Dzięki tej wygranej i porażce Szachtara z Manchesterem, Aptekarze cieszyli się z awansu do 1/8 finału. A Real? 6 meczów, 1 punkt, bilans goli 1:10. Ciężko ocenić grę Basków. Były momenty, jak chociaż dwumecz z Manchesterem, kiedy zespół funkcjonował naprawdę przyzwoicie. Aczkolwiek spotkania z Szachtarem przedstawiły tę drużynę w zupełnie innym świetle - piłkarze byli jakby zagubieni we mgle, brakowało pomysłu, wiary, zaangażowania. Skutek był taki, że już od stycznia klub mógł się w pełni skupić rozgrywkom krajowym - Lidze i Pucharowi Króla.

Początkowo kolorowo nie było także w lidze. Po pierwszych trzech meczach zespół był siódmy z dorobkiem 4 punktów. Najgorszą passę Sociedad miał jednak między rundą drugą a ósmą. 4 remisy i 3 porażki chluby nie przynoszą, zwłaszcza jeśli oczka potrafiły urwać takie "tuzy", jak Malaga, Levante czy Rayo Vallecano. W efekcie po 8 spotkaniach Baskowie zajmowali odległe, piętnaste miejsce, mając ledwie punkt przewagi nad strefą spadkową. Pewien przełom nastąpił w końcówce października. Do końca roku kalendarzowego w 10 starciach ligowych piłkarze Jagoby Arrasate wygrali ośmiokrotnie, raz zremisowali i polegli 1:5 na Santiago Bernabeu. W efekcie piąte miejsce i tylko punkt straty do czwartego Athletiku Bilbao. Pozytywne serie mają jednak to do siebie, że kiedyś się kończą. Wraz z wejściem w nowy rok Txuri-Urdin grali w kratkę i takie też notowali wyniki w całej rundzie wiosennej. Potrafili wygrać dwa razy z rzędu, ale też tyle samo przegrać. Nie brakowało niespodziewanych rozstrzygnięć (3:1 z Barceloną u siebie), ale też wpadek (2:3 z Rayo, również na Anoeta). W 21 pojedynkach w 2014 roku Biało-Niebiescy zwyciężyli 8 razy, sześciokrotnie remisowali i zaliczyli 7 porażek. Na możliwe do zdobycia 63 punkty uzbierali 30, czyli niecałe 50%. I mimo że do końca liczyli się w walce nawet o piątą lokatę, przegrana w ostatniej kolejce z Villarrealem u siebie spowodowała, że zajęli dopiero miejsce siódme, za Żółtą Łodzią Podwodną.

Wspomnieć należy również niezłą postawę Realu w Pucharze Króla, gdzie odpadł dopiero w półfinale z Barceloną. Po drodze Baskowie eliminowali po kolei Algeciras, Villarreal i Racing Santander. W starciu Dumą Katalonii był już jednak bezsilny.

W czym upatrywać się tak nierównej formy piłkarzy z Sociedad? Myślę, że swoje zrobiła zmiana trenera. Philippe Montanier jest jednak szkoleniowcem bardziej doświadczonym niż Jagoba Arrasate. Piłkarze mogli czuć do niego większy respekt, co przekładało się na większą dyscyplinę w szatni. Następnym aspektem jest bierność zarządu na rynku transferowym. Klub nie przechodzi obecnie przez najlepszy okres, jeśli chodzi o finanse i nie będzie rzucać pieniędzmi bez opamiętania. Myślę jednak, że ubijając dobry interes i otrzymując 40M€ za jednego piłkarza, mógł przeprowadzić lepsze wzmocnienia. O ile przydatności Granero nie mogliśmy odpowiednio ocenić przez kontuzję, która wykluczyła go z prawie całego sezonu, o tyle można uznać niewypałem ściągnięcie Seferovicia. Początek Szwajcara był obiecujący, ponieważ zdobył dwa gole w dwóch pierwszych meczach sezonu - z Getafe i Lyonem, ale do tego dorobku przez resztę kampanii dorzucił jeszcze... dwa trafienia - w lidze z Osasuną i w pucharze z trzecioligowcem. Chyba nie trzeba więcej nic mówić. Zimą klub postanowił sprowadzić jeszcze Sergio Canalesa z Valencii, ale po nim też można było się spodziewać trochę więcej. Problemem były też wspomniane urazy. Granero, Prieto, Agirretxe, Gonzalez, Carlos Martinez - można tak jeszcze długo wymieniać. Bezpośrednim tego skutkiem była krótka ławka. To natomiast przekładało się na przemęczenie poszczególnych graczy i ich mniej efektywną grę. Tak naprawdę piłkarzami, którzy nie zawodzili wcale albo robili to bardzo rzadko, byli tylko Vela oraz Griezmann. Podsumowując te wszystkie czynniki, można powiedzieć, że misja gry z satysfakcjonującymi wynikami w Champions League i Primera Division była niemożliwa do spełnienia.

27 kwietnia 2014 roku, 35. kolejka Liga BBVA. Athletic Bilbao podejmuje Sevillę. Bramki Susaety, Muniaina i Herrery dają wygraną Baskom 3:1. Dzięki temu, na trzy rundy przed końcem zajmują czwarte miejsce, mając 6 oczek przewagi nad swoim rywalem. Kiedy tydzień później wygrywają na wyjeździe z Rayo Vallecano 3:0, a Sevillistas remisują bezbramkowo z Villarrealem, przewaga zwiększa się do 8 punktów i jasne się staje, że bez względu na wyniki dwóch ostatnich meczów, to Los Leones przystąpią do eliminacji Ligi Mistrzów. Drużyna Ernesto Valverde zrobiła dokładnie to samo, co rok wcześniej ich największy rywal. I podobnie jak Sociedad, było to możliwe dzięki stabilizacji i równowadze między wszystkimi formacjami. W bramce rządził Gorka Iraizoz, przed nim fantastyczny sezon rozegrał 20-letni Aymeric Laporte, w środku pola drugą młodość przeżywał Mikel Rico, wspomagany przez Andera Iturraspe, a piłki do bramkostrzelnego Aritza Aduriza zagrywał Ander Herrera. Nuevo San Mames przez długi czas był twierdzą nie do zdobycia. A sama gra Lwów była czystą przyjemnością. Oprócz nienagannej techniki zawodników, widać było ich zaangażowanie w mecz. Nie przechodzili obok spotkania, walczyli o 
każdą piłkę, pokazywali pazur.

Z jednej strony, klub z Bilbao nie jest żadnym potentatem finansowym. Tutaj wielkie pieniądze są widoczne tylko wtedy, gdy sprzedawana jest jakaś gwiazda. Z drugiej jednak strony, pamiętając ubiegłoroczną powściągliwość na rynku transferowym działaczy drugiego zespołu z Baskonii i skutki takiego zachowania, działacze Athletiku wiedzieli, że będą musieli wzmocnić niektóre pozycje. Nie mogę nie wspomnieć również o polityce, jaką kierują się Czerwono-Biali. Chodzi oczywiście o zatrudnianie piłkarzy z baskijskimi korzeniami. Przez to ich ruchy są nieco ograniczone, ponieważ muszą znajdować graczy tylko z tego regionu, co niekiedy wydaje się dość trudne. Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację na przykład w Barcelonie. Dzisiaj nie moglibyśmy tam oglądać żadnego obcokrajowca, z Messim i Neymarem na czele. Zamiast nich w ataku radzić musiałby sobie Bojan, Cristian Tello czy Isaac Cuenca. Jestem przekonany, że wtedy Blaugrana miałaby większe trudności z wygraniem jakiegokolwiek trofeum.

Wracając do klubu z Bilbao, spójrzmy na ich dokonania w tym okienku. Niewątpliwym plusem jest na pewno zatrzymanie Ernesto Valverde, o którym nieśmiało wspominało się odnośnie zastąpienia Gerardo Martino. Ostatecznie działacze Athletiku nie musieli szukać nowego trenera, a na ławkę Blaugrany zatrudniono Luisa Enrique. Z klubu odeszło za to wielu graczy. Pożegnano się z kilkoma zawodnikami, którzy nie mieli przyszłości w tej ekipie. Do drugiej ligi powędrowali Enric Saborit, Jonas Ramalho, Unai Albizua, Raul Fernandez, Inigo Perez, Iker Guarrotxera, a Borja Ekiza przeniósł się do beniaminka La Liga - Eibar. W większości są to jednak wypożyczenia albo transfery, które zapewniają Lwom możliwość powrotu piłkarza przed kolejnym sezonem. Największą stratą jest z kolei przejście Andera Herrery do Manchesteru United. Czerwone Diabły za rozgrywającego zapłaciły 36M€. Nie można nie doszukać się żadnych analogii ze sprzedażą Asiera Illaramendiego w ubiegłym roku. Obaj byli wiodącymi postaciami swoich zespołów w sezonach, w których zapewniali sobie awans do europejskich pucharów, więc myślę, że tak jak w przypadku Asiera, zastąpienie Andera może być rzeczą niemożliwą. Wydaje się, że to będzie największe wyzwanie Valverde w tym roku. Tym bardziej, że nie widać godnego zastępcy. Co prawda w odwodzie są młodzi Unai Lopez, Ager Aketxe czy Ruiz de Galarreta, ale nie można powiedzieć, by był to poziom prezentowany przez nowego gracza Manchesteru. Hiszpański szkoleniowiec może spróbować gry dwoma napastnikami, bowiem ma ich w kadrze łącznie aż pięciu - Aduriz, Kike Sola, Guillermo, Toquero (prawdopodobnie zostanie wypożyczony do Eibar) oraz nowy nabytek, Borja Viguera. Ten ostatni zaliczył bardzo dobry poprzedni sezon, będąc w barawch Deportivo Alaves królem strzelców Segunda Division z 25 bramkami na koncie. Kwota 1M€, którą musiał wyłożyć Athletic, nie jest więc stawką przesadnie wysoką. Inną opcją jest przesunięcie na pozycję głównego rozgrywającego Benata albo Oscara De Marcosa, który w swoim życiu nie grał chyba tylko na bramce, aczkolwiek na dłuższą metę takie rozwiązanie mogłoby nie przynosić wymiernych rezultatów, bowiem mogłoby to zmniejszyć potencjał ławki rezerwowych. Od jakiegoś czasu regularnie wspomina się o przenosinach dwóch piłkarzy Arsenalu - Natxo Monreala oraz Mikela Artety. Dla Valverde ta para byłaby solidnym wzmocnieniem. Monreal z miejsca wskoczyłby pewnie do podstawowej jedenastki, ponieważ grający najczęściej w zeszłym sezonie na lewej stronie defensywy, Mikel Balenziaga, nie należy do największych asów. Problemów z częstą grą nie miałby także Arteta, o którego klasie nie muszę chyba nikogo specjalnie przekonywać.

Nieważne, czy klub z Baskonii przeprowadzi jeszcze jakieś transfery, czy może przystąpi do rozgrywek z obecnym potencjałem kadrowym. Zarząd wraz ze sztabem szkoleniowym ma pewien materiał z zeszłego roku w postaci słabej postawy Realu Sociedad. Dziś już wiemy, że rywalem Athletiku w drodze do Ligi Mistrzów będzie Napoli, więc zespół lepszy niż będący w przebudowie Lyon. Mimo że uważam Ernesto Valverde jako lepszego fachowca niż Jagoba Arrasate, to w pojedynku z Włochami o sukces będzie niesłychanie ciężko. Hiszpan musi odpowiednio zarządzać siłami piłkarzy i czasem ich gry w poszczególnych meczach, ponieważ w przeciwieństwie możemy być świadkami powtórki z rozrywki. Odpowiednie nastawienie, dobra atmosfera i zdrowy rozsądek - to te wartości powinny rządzić w szatni Athletiku. Czy to będzie Liga Mistrzów, czy jej mniej prestiżowa siostra, Liga Europy - grać jest zawsze o co. Najważniejsze, to dobrze prezentować się, zdobywać punkty w europejskich rankingach nie tylko dla siebie, ale także dla całej hiszpańskiej piłki, która ostatnimi czasy miewa się bardzo dobrze. Przy okazji trzeba też pamiętać o rodzimych rozgrywkach, które do najłatwiejszych nie należą. Myślę, że wizja i poziom trenerski Valverde w połączeniu z chłodną głową są w stanie dać wiele radości kibicom Lwów. Aupa Athletic!

3 komentarze:

  1. Uwielbiam Bilbao, te atmosfere, ten klub. Mają swój klimat, tożsamość, graja sami Baskowie i za to szacunek. Mam nadzieje na sukcesy

    OdpowiedzUsuń
  2. Realu Sociedad było mi okropnie szkoda. Sezon wcześniej grali naprawdę fantastycznie, a tu takie rozczarowanie. Liczę, że Athletic również awansuje do Ligi Mistrzów, bo zasługują na ten awans za świetny sezon.
    Strata Andera Herrery boli bardzo, co będę ukrywać, był on moim ulubionym zawodnikiem Athletiku i był fantastyczny i mimo wszystko ciężko będzie go zastąpić. Mam nadzieję, że nie odbije się to na Athletic tak jak na Sociedad strata Illarramendiego. Jednak wciąż liczę na Beñata, mam nadzieję, że po poprzednim gorszym sezonie pokaże co potrafi, byłby całkiem dobrym pocieszeniem po Anderze.
    Dwumecz z Napoli będzie ciężki, ale mam nadzieję, że będę mogła z dumą mówić, że tym razem to moja drużyna gra w Lidze Mistrzów. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Arteta i Monreal to od jakiegoś czasu przebrzmiałe tematy. Agenci obu wypowiadali się, że nie ma szans na transfery. Co do Balenziagi - wiadomo, światowej klasy zawodnikiem to on nie jest, ale poprzedni sezon rozegrał bardzo przyzwoity, wcale nie byłbym pewny czy nawet w przypadku przyjścia Monreala straciłby miejsce w 11. :)

    Myślę, że w miejsce Herrery wskoczy Benat. Dobrze prezentował się w pretemporadzie, trochę jakby odżył po odejściu Andera. Kwestia tego, czy Valverde wkomponuje go odpowiednio w zespół, bo jednak obaj zawodnicy się od siebie znacznie różnią. Zastąpienie Herrery moim zdaniem będzie kluczowe dla Athleticu :)

    OdpowiedzUsuń