facebook

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Idol z piekła rodem czyli droga do zatracenia

     
Jego życie było jak z bajki. Przyszedł na świat jako syn jednego z najwybitniejszych polskich piłkarzy lat osiemdziesiątych, (nie)zapomnianego Włodzimierza Smolarka. Przy boku ojca mógł nie tylko uczyć się gry w piłkę na najwyższym, światowym poziomie, ale także ciężkiej pracy i charakteru. I robił to doskonale. Kiedy grał w Borussi Dortmund, a później w Racingu Santander był idolem polskich kibiców. W kadrze strzelał kolejne gole i dał nam historyczny awans do ME. Później coś się zacięło. Ebi stał się bardziej rozpoznawalny ze względu na swoje poza boiskowe wybryki niż na formę sportową. Jak do tego doszło? Zapraszam do lektury.


Życiorys Euzebiusza Smolarka został w głównej mierze zdeterminowany przez sportową karierę jego ojca, który w lipcu 1986 – po zakończeniu turnieju finałowego Mistrzostw Świata – przeszedł z Widzewa Łódź do Eintrachtu Frankfurt. Do Niemiec wyemigrował z żoną oraz obydwoma synami – starszym Mariuszem oraz pięcioletnim Euzebiuszem.

I to właśnie we Frankfurcie rozpoczęła się przygoda Ebiego z piłką nożną. To właśnie tam podjął treningi w dziecięcym zespole klubu ojca. Od najmłodszych lat wyróżniał się nieprzeciętnym talentem i smykałką do strzelania goli. Ebi ze względu na zmianę miejsca zamieszkania swoje umiejętności rozwijał w Rotterdamie. Było to w 1988 roku, gdy jego ojciec - Włodzimierz został piłkarzem Feyenordu.

W Rotterdamie Ebi robił kolosalne postępy. W szkółce Feyenordu uważany był za rzadko spotykany talent. Ceniony za wyszkolenie techniczne i waleczność, jako szesnastolatek dostał propozycję gry w holenderskiej młodzieżówce, ale ostatecznie po namowach ojca zdecydował się reprezentować barwy Polski. Po wypożyczeniu do Spirit uit Ouderkerk aan den IJssel, filialnego klubu Feyenordu i zdobyciu wielu tytułów króla strzelców w rozgrywkach młodzieżowych Smolarek w wieku 20 lat zadebiutował w Eredivisie.

Polski napastnik przez dwa pierwsze sezony radził sobie znakomicie. Zbierał fantastyczne recenzje, a kibice go uwielbiali. Był wielką nadzieją Feyenordu, zadebiutował też w reprezentacji Polski, ale doznał poważnej kontuzji kolana. Ta wykluczyła go z gry na piętnaście miesięcy, co spowodowało, że Ebi nie mógł zagrać w finale Pucharu UEFA na De Kuip. Ostatecznie to drużyna Polaka sięgnęła po tytuł, w czym miał i swój udział Smolarek, ale niesmak pozostał.

Niesmak również pozostał po sytuacji z kwietnia 2002 roku, gdy Ebi został zdyskwalifikowany na 6 miesięcy przez UEFA za rzekome zażywanie marihuany (winy mu jednak nigdy nie udowodniono). Absencja spowodowana karnym zawieszeniem pokryła się z niemożnością gry z racji urazu, jednak po powrocie na boisko nie udało mu się odzyskać dawnej formy. A przynajmniej nie od razu. Z tego powodu cały sezon 2002/2003 może uznać za najbardziej nieudany w swojej karierze.

W kolejnym sezonie Ebi odbudował formę. Odejście Berta van Marwijka ze stanowiska szkoleniowca Feyenoordu oznaczało jednak dla Smolarka początek kryzysu. Dlatego 18 stycznia 2005 roku został bezgotówkowo wypożyczony na pół roku (do końca sezonu 2004/2005) do Borussii Dortmund (ściągnął go tam właśnie van Marwijk).

W Dortmundzie szybko stał się idolem kibiców. W 2005 roku podpisał kontrakt z BVB, a fani byli zachwyceni. To był najpiękniejszy okres w karierze polskiego napastnika lub skrzydłowego. Ebi coraz lepiej sobie radził także w reprezentacji, w której zaczynał odgrywać kluczową rolę.

Kiedy strzelał zwycięskie bramki, dające awans na pierwsze w naszej historii ME był na ustach wszystkich. Stał się symbolem sukcesu i heroicznej walki Biało-Czerwonych. Kibice pokochali go tak, jak przed laty jego ojca. Fantastyczna postawa w reprezentacji przyczyniła się do jego transferu do Hiszpanii. Smolarek za około 5 mln euro trafił w 2007 roku do roku Racingu Santander.

To właśnie tam rozpoczął się wielki początek końca Ebiego. Już w debiucie zagrał w meczu z Barceloną, wchodząc na boisko w 55 minucie gry, by po dwunastu kolejnych otrzymać czerwona kartkę. Smolarek swojego premierowego gola w nowych barwach strzelił w październiku 2007 i był to pierwszy gol Polaka w Primera Division od czasów Wojciecha Kowalczyka.

W wyniku zmian personalnych w hiszpańskim klubie i nieudanym Euro w lecie 2008 roku Ebi, musiał szukać nowego klubu. Początkowo krążyły plotki o jego transferze do Wisły Kraków, także klubów z Francji, Rosji, Grecji, Portugalii czy Anglii, mówiło się o zainteresowaniu Benfici Lizbona czy Olympiakosu Pireus. Smolarek podjął jednak rozmowy z francuskim klubem Toulouse FC. Proponowane warunki nie zostały zaakceptowane przez polskiego zawodnik i tym samym 30 sierpnia 2008 roku Ebi został wypożyczony na 12 miesięcy do angielskiego klubu Bolton Wanderers.

Był to najgorszy wybór z możliwych. Świetny technicznie, ale raczej filigranowy polski zawodnik w Anglii nie mógł dać sobie rady. Ebi w Boltonie grał bardzo rzadko, coraz częściej pojawiały się opinie na temat jego trudnego charakteru, braku profesjonalizmu i niesportowego trybu życia. Tak zaczęła się tułaczka największej nadziei polskiego futbolu ostatnich lat.

Najpierw była Kavala, z której śmiał się nawet ówczesny selekcjoner kadry Franciszek Smuda, później Polonia Warszawa, gdzie polscy dziennikarze próbowali ratować sytuację Smolarka, a następnie Ebi trafił do Al-Khor do Kataru. W 2012 roku miał jeszcze tak dobrze wyrobioną markę w Holandii, że z jego z usług skorzystał Den Haag, ale furory tam nie zrobił. Rok temu ponownie wrócił do Polski, do Jagielloni Białystok i rozmieniał swoją karierę na drobne.

W ostatnich dniach pojawiła się informacja, że Ebi zakończył karierę i będzie pracował jako trener młodzieży w Feyenordzie. Smolarka juniora zapamiętamy na pewno jako człowieka, który wprowadził Polskę do pierwszego Euro w naszej historii. Jego świetna współpraca z Leo Beenhakkerem, którego znał jeszcze z Feyenordu dała Polakom wiele radości i sukcesów. Niestety w najważniejszym momencie Ebi się pogubił. Wiele mówiło się o sodówce, o tym, że Smolarek się zmienił, że nie poradził sobie z popularnością.



A przecież to właśnie wtedy na przełomie 2006 i 2007 roku, Smolarek miał szansę by zaistnieć w wielkim klubie. Miał 26 lat, był w świetnej formie, strzelał, asystował, grał fantastycznie. Miał u swych stóp cały świat. I niestety nie umiał sobie z tym poradzić. Oszalał, zwariował, przestał grać na wysokim poziomie. Za dużo śpiewania Zamków na Piasku Lady Pank, a za mało ciężkiej pracy. Szkoda, ale tak czy owak była to jedna z najbarwniejszych karier polskiego piłkarza w ostatnich latach. Kariera wielka, ale i zmarnowana.

7 komentarzy:

  1. Tak to była zmarnowana szansa. Był na szczycie, ale szybko z niego spadł. Zabrakło odpowiedniego charakteru i podejscia do zawodu. Co do kadry trafil na Benhakkera czyli najlepiej jak mogl. Mieszanka wybuchowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepszy napastnik reprezentacji XXI wieku. Szkoda, bo sie zmarnowal. Chociaz w kadrze byl genialny i przejdzie do historii

    OdpowiedzUsuń
  3. Smolarek przeciez ma grac na Malcie, czy to nieoficjalne?

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda go, ale tego co zrobił nigdy nie zapomnę, tyle radości i dumy ... Teraz czekamy na odpowiedź odnośnie gestu po strzelaniu goli. W którymś z wywiadów Ebi powiedział, że "zdradzi tajemnice" znaczenia tej "cieszynki" po zakończeniu kariery.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra Ebi, komu salutowałeś?

    OdpowiedzUsuń
  6. To ojczyzna Ebiego a właściwie jego ojca skończyła karierę tego sympatycznego piłkarza.Przyczynił się do tego bezmózg polskiej piłki Wojciechowski.Teraz widzicie co Ci może uczynić Twój ukochany naród i bracia rodacy.Miazga.

    OdpowiedzUsuń