facebook

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Pomarańczowy wzór futbolu

Polska - Holandia / fot. PAP


Polska piłka od lat stoi w dołku – ok, to wie każdy. Zawsze gdy mówimy o rozwoju futbolu w naszym kraju i potencjalnych planach na przyszłość, lub o tym co powinniśmy zrobić ale i tak tego nie zrobimy, z zazdrością patrzymy na naszą zachodnią granicę. Niemcy rozwinęli się do tego stopnia, że każdy chciałby ich naśladować, ale w Polsce jest to widoczne jeszcze bardziej. Wszyscy, dziennikarze, trenerzy, działacze, mają manię germanizacji naszej piłki kopanej. Tymczasem kilka tysięcy kilometrów dalej jest prawdziwy i realny wzór odbudowy naszego sportu narodowego…

Holandia, bo o niej mowa, to kraj o bardzo małej powierzchni, przeciętnej gospodarce i ogółem małej „sławie” na świecie. Niewiele osób zwraca uwagę na kraje Beneluksu tak często jak na Niemców czy inne wielkie i potężne państwa Europy. To właśnie Holandia jest drugim obok Niemiec krajem, który dwukrotnie zdobył medal mistrzostw świata. Wiadomo, mają znakomitych piłkarzy i nikogo to pewnie nie dziwi, ale warto zastanowić się jak do tego doszło? Co sprawiło, że Oranje wciąż są futbolową potęgą?

Pamiętacie lata 70? 80? W tym czasie Polska była stawiana na równi z Holandią. Oni mieli Cruyffa, Repa czy później Gullita i van Bastena a my Latę, Szarmacha, Bońka i Deynę. To my byliśmy stawiani w gronie faworytów mundiali, najlepszych ekip świata. Dziś… no cóż, zaszły lekkie zmiany. My mamy niby Lewandowskiego i Błaszczykowskiego, a Holandia  van Persiego i Robbena, ale różnica z dnia na dzień, z roku na rok się powiększa. Eredivisie jest klasyfikowana jako 9 liga w Europie, nasza Ekstraklasa jako 20. Zatrzymaliśmy się na roku, hmm… 1990? Mniej więcej tak. Gdy już przestawaliśmy liczyć się jako reprezentacja nikt nie zrobił  jakiegokolwiek ruchu w stronę ratowania naszej piłki. Inaczej było w Holandii. Chude lata kadry Oranje sprawiły, że skauting i szkolenie młodzieży w tym kraju wskoczyło na wyższy level. Level, który pozwala im mieć w czterech literach przestrzeganie przepisów w meczu z Celticiem,  bo mistrz z kraju tulipanów rok w rok z automatu gra w Lidze Mistrzów i dostaje za to kokosy o jakich nam się nie śniło.

Czy zapatrywanie się na Niemców jest złe? Nie. Znaczy tak. Nie, dlatego, że to naprawdę futbolowy ideał. Tak, bo nigdy go nie dościgniemy. To tak jak z garniturem szytym na miarę – nadaje się tylko dla jednej osoby, no w szczególnych przypadkach znajdzie się ktoś identycznej postury. Niemcy to nie nasz krój, bo futbol dawno przestał być tylko grą (to właśnie ten okres przespaliśmy), a stał się wielomilionowym biznesem. Niemcy mają doskonale rozwiniętą gospodarkę, infrastrukturę i rynek pracy, dzięki któremu fan futbolu spokojnie kupi sobie z pensji cztery bilety miesięcznie na mecze ulubionego zespołu piłkarskiego. Oni zapełniają wspaniałe, 70-tysięczne obiekty a my? Nasze piękne stadiony świecą pustkami. Czas więc zejść na ziemię i obrać kurs na inny wzór, bliższy naszej ogólnej sytuacji. Takim wzorem powinna być dla nas Holandia.

Spójrzmy tylko na liczby – Feyenoord Rotterdam zarobił w tym okienku transferowym ponad 40 milionów euro – taki mniej więcej budżet Legii. Ile zarobiła Legia? Ha, no właśnie. Feyenoord pobił wszystkie kluby naszej Ekstraklasy razem wzięte. Jak mamy więc działać jak Niemcy, skoro u nas operuje się funduszami na poziomie kilkuset tysięcy euro zysku na klub? Ok, to świetnie, że zatrzymaliśmy u siebie gwiazdy ale… Feyenoord się o to nie martwi. Ma w zanadrzu kolejne talenty, kolejne brylanty ze szkółki lub te wypatrzone przez skautów. To samo większość innych klubów, jedynie te najsłabsze zespoły Eredivisie działają na wzór najlepszych polskich klubów – prócz młodzieży ściągają zagranicznych kopaczy na pewnym poziomie, z którego nigdy się nie wybiją wyżej. To daje naprawdę duży komfort, bo zapytajcie Leśnodorskiego czy Bednarza czy nie chcą mieć 10 milionów euro odłożonych na zakup kilku zawodników.

Parę lat temu, podczas gdy na świecie panował kryzys, w Polsce czytałem o tym jak to nasza liga nie skorzysta na słabej sytuacji finansowej klubów holenderskich. No, jak skorzystała to chyba wszyscy wiemy bo najlepszym transferem (i jedynym udanym?) z Holandii był Saidi Ntibazonkiza. Takich Saidich to nawet w Bredzie, czy w Hadze mają kilku, a przecież nie są to kluby walczące o puchary. Prawda była taka, że w krainie Beneluksu przetrwano kryzys, bo zrobiono solidne zapasy, zaskórniaki z transferów i tylko naprawdę biedne kluby musiały pozbywać się części piłkarzy, by zachować dodatni stan konta. Kryzys nic nam nie dał, a wręcz przeciwnie – zmarnowaliśmy ten czas, bo skoro wtedy zdaniem wielu nasza piłka miała wypłynąć na szerokie wody, to sknociliśmy to po całości.

Kończąc już – czas zejść na ziemię. Nie dogonimy Mercedesa nawet najlepszą Syrenką, więc zamiast marnować benzynę można tę Syrenkę ulepszać. Zainwestujmy w dział skautingu i zamiast Bundesligi zróbmy sobie Eredivisie. Wiem, widz w Polsce jest bardzo wymagający i na pewno chciałby oglądać gwiazdy a nie je sprzedawać, ale zaświadczam i obiecuję że gwiazdy byśmy mieli. Mało tego – mielibyśmy europejskie puchary takie jak są w naszych sennych marzeniach, a w miarę rozwoju i upływu czasu nasza reprezentacja dorównałaby być może Holandii. Przy następnej debacie nad Polskim futbolem warto się nad tym zastanowić i sięgnąć wzrokiem nieco dalej, niż za Odrę.

3 komentarze:

  1. Z Holandii nie tylko Saidi. Cała masa trenerów i sztab szkoleniowy Wisły, ostatnio był Moniz. Zacznijmy szkolic, tez mi odkrycie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi jedynie o zawodników, bo tego dotyczył kryzys płacowy w Holandii. Zawodnicy nie dostawali pensji - trenerzy tak.

      Usuń
  2. ". Level, który pozwala im mieć w czterech literach przestrzeganie przepisów w meczu z Celticiem, bo mistrz z kraju tulipanów rok w rok z automatu gra w Lidze Mistrzów i dostaje za to kokosy o jakich nam się nie śniło."

    W LM w fazie grupowej nie mozna zapomniec zglosic zawodnika? Co to wgl za roznica?

    OdpowiedzUsuń