facebook

niedziela, 3 sierpnia 2014

River mi buen amigo

        
     To,że piłka nożna jest najpiękniejszym ze sportów, nie trzeba nikomu czytającemu ten artykuł udowadniać. Jednak nawet w futbolu  są  rzeczy, których nie cierpię. Nie mogę zaakceptować fatalnych wyników polskiej reprezentacji i drużyn klubowych, jednak mądrzejsi  ode mnie, od lat nie wiedzą jak ten problem rozwiązać, więc oszczędzę  sobie pisania,a  wam czytania o  tym problemie. Irytowali mnie również, niedzielni  kibice, futbolowi turyści.  Przylatuje taki z  drugiego końca kontynentu  czy świata na mecz, kupuje klubową koszulkę, popija Pepsi lub jej rywalkę, a potem wrzuca fotki na fejsa.  Przeważnie kibic taki nie grzeszy wiedzą na temat klubu, którego stadion odwiedza.  Rzadko też zna jego historię a utożsamianie  się z klubem kończy się po 90 minutach. Zawsze  uważałem, by komuś kibicować trzeba pochodzić z miasta, regionu gdzie dany klub ma siedzibę,ewentualnie mieszkać w nim przez dłuższy czas, jednak wizyta w pewnym mieście, troche te moje radykalne poglądy zmieniła….


Gdy  wylądowałem w Buenos Aires znałem tylko kilka najważniejszych faktów  o tym mieście. Jedzenie, piękne kobiety, długie imprezy, futbol i  fanatyczni kibice, na tym kończyła się moja wiedza o stolicy Argentyny.  O dziewczynach, jedzeniu i imprezach, to kiedy indziej i na innym portalu,teraz skupię się na piłce i jej fanach.   W mieście i okolicach funkcjonuje kilkadziesiąt klubów piłkarskich,  w tym  wielka piątka argentyńskiej piłki.  Racing, San Lorenzo, Independiente, Boca Juniors  i River Plate.  W Europie najwięcej  wiemy o dwóch ostatnich, a  derbowe mecze pomiędzy nimi nazywane są super – classicos, jednak  w samym BA, równie  często  można spotkać kogoś w koszulce River jak i Independiente.  Już po kilku godzinach pobytu w największym mieście Argentyny, wiedziałem,że na mecz jakiejkolwiek drużyny z  wielkiej piątki, muszę się wybrać. 

Rozmowy z tubylcami zazwyczaj ( może to też moja wina) schodziły na temat piłki.  Dowiedziałem się,że papież kibicuje San Lorenzo, najlepszy przyśpiewki mają kibice Racingu, River  to arystokracja,a Boca to klub  biedniejszych warstw społeczeństwa.  Jako futbolowy turysta,  chciałem po prostu zobaczyć argentyńską ligę z bliska, nie interesowało mnie na czyj mecz i stadion pójdę, problemem było tylko  zdobycie biletu.  Zapoznani Argentyńczycy ostrzegali jednak,że  wizyta na stadionie nie zawsze bywa  bezpieczną rozrywką. Na moje odpowiedzi,że jestem z  Polski i niejedno już na stadionach widziałem, reagowali  uśmiechem.  Jeden  z nich powiedział „wy w Europe nie wiecie jak powinien wyglądać mecz piłkarski” tym  razem  ja  się zaśmiałem.

 Zdobycie biletu okazało  się dużo łatwiejsze niż się spodziewałem. Wystarczyło popytać  w recepcji hostelu, w  którym się zatrzymałem. Recepcjonistka  skontaktowała  się z  agencją zajmującą się sprzedażą biletów na mecze i  w moim imieniu kupiła bilety na mecz River Plate – Quilmes i dzień później udałem  się na  słynny el Monumental, arenę  mistrzostw świata z  1978  roku.

W Polsce, w Europie przyzwyczajony byłem,że kupuję bilet, idę lub jadę na stadion i nic więcej. W Argentynie było trochę inaczej.  Pięć godzin przed meczem , pod „mój” hostel podjechał autobus, który miał zawieźć mnie na miejsce. Przewodnik  ( był wliczony  w cenę biletu)  wytłumaczył,że to ze względów bezpieczeństwa wyruszamy tak wcześnie.

Trasa autobusu wiodła  od hotelu do hotelu, gdzie wchodzili  do środka kolejni  kibice. Przewodnik , Gonzalo,  fan River od urodzenia, chciał przybliżyć historię największego i najlepszego  klubu Argentyny( tak nam przynajmniej mówił). Opowiadał o Alfredo Di  Stefano,  Danielu Passarelli, Ubaldo Fillolu czy Enzo Francescolim. Wspomniał o jedynym w  historii  spadku  do drugiej ligi,który uczynił klub jeszcze mocniejszym.  I o tym,że Boca to  prowinccjonalny, słaby klubik, który nie  wiedzieć czemu uważany jest za głównego rywala River.  W Argentynie podczas meczów, na stadionach nie można sprzedawać alkoholu,  jednak organizator  naszego wyjazdu zadbał o to by nasze  organizmy  były odpowiednio nawodnione,a  poziom zadowolenia z meczu wysoki.

 Przed  wejściem  na el Monumental, udaliśmy  się do restauracji, gdzie przez godzinę było nam podawane piwo i pizza  w nielimitowanych ilościach ( wliczone w  cenę biletu na mecz).  W międzyczasie przewodnik  wytłumaczył nam, czego nie możemy wnosić na trybuny.  Oprócz granatów, bomb , siekier, noży,  rewolwerów, zakazane jest również  wnoszenie zapalniczek. Jednak palący nie powinni  się tym  według Gonzalo martwić, wystarczy włożyc  zapalniczkę do buta i problem rozwiązany. Mimo czterech kontroli, jakie przeszliśmy przed wejściem  na trybuny, była to skuteczna metoda, bo nikt zapalniczki  nie stracił.   

 Na miejscu znaleźliśmy  się  dwie godziny przed meczem,  stadion nie mógł zachwycić kogoś pochodzącego z Polski . Wbudowany w  1938, przebudowany przed organizowanymi w Argentynie mistrzostwach świata w 1978. Trybuny zaczęły się wypełniać na godzinę przed rozpoczęciem spotkania i  zaczął  się koncert , który trwał  do końcowego gwizdka sędziego. Dziwnie  się czułem  nie  znając słów stadionowych przyśpiewek, byłem chyba jednym  z nielicznych.  Słuchając, oglądając kibiców, można było dojść do wniosku,że to oni są najważniejszymi elementami widowiska,a piłkarze jedynie dodatkiem.

Myślałem,że w  Polsce mamy gorącą atmosferę, jednak z przykrością muszę przyznać brakuje nam  tyle ile polskim piłkarzom do argentyńskich.  Wraz z  rozpoczęciem meczu, na murawę poleciały confetti,a  doping na chwilę nie osłabł. Nie miało znaczenia , jak wyglądała sytuacja boiskowa, kto atakował, trybuny dawały swój koncert.  Przyjezdni kibice , których było kilka tysięcy też żywiołowo  dopingowali  swoich ulubieńców, jednak przekrzyczeć  50 tysięcy fanów River było niemożliwe. 

 Opowiadając o trybunach, zapomniałem o  tym co na murawie, a tam  też  kilka rzeczy  mnie zaskoczyło. Drużyna gości i sędziowie nie wyszli tak jak gospodarze z tunelu na boisko, ale  ze specjalnego rękawa, prowadzącego aż na środek boiska. Spray znany z mundialu, też był w użyciu. Zaskoczyła mnie też ostra gra , po Argentyńczykach spodziewałem  się więcej technicznych popisów. Do takiej gry chyba przyzwyczajeni są sędziowie, bo nie szafowali kartkami. 

Wynik  dla mnie początkowo był sprawą drugorzędna, ale słuchając śpiewów hinchady(argentyńskie określenie na ultras) River, chcąc nie chcąc, musiałem im zacząć kibicować.  Gdy na początku drugiej połowy, prowadzenie  dla gospodarzy uzyskał, reprezentant Kolumbii – Balanta,  stadion oszalał,a ja wraz  z nim. Powoli zacząłem rozumieć też niektóre stadionowe przyśpiewki. Większość z nich było tak poprawnych politycznie jak poglądy Janusza Korwina-Mikke, jednak nie słyszałem by stadion został zamknięty, albo o innych karach ze względu na nie. Karnawał na trybunach trwał i….nie przerwała go nawet bramka strzelona dla gości  w 88 minucie. Dopiero końcowy gwizdek zakończył śpiewy. I tu kolejne zaskoczenie, nie widać było złości wśród kibiców, raczej zadowolenie,że byli świadkami dobrego widowiska.

Po  zakończeniu meczu nie mogłem udać się  od razu  w drogę powrotną. Wcześniej pisałem o tym czego  lub kogo nie lubię w piłce.  Nigdy nie mogę zrozumieć kibiców, którzy  15, 10 minut przed końcem  meczu, wychodzą ze stadionu, w celu uniknięcia korków. W Argentynie takiego problemu nie ma, bo bramy otwierane są dopiero, 20-30 minut po ostatnim gwizdku sędziego. Najpierw wypuszczani są ze stadionu goście, następnie  gospodarze i jakoś nikt nie płacze,że musi stać w korkach.

Po  wizycie na el Monumental, życzliwej patrzę na futbolowych turystów, bo nie ważne skąd pochodzimy, ale łączy nas miłość do piłki a jak w rodzinnej miejscowości  szans na dobry futbol nie ma, to  można obejrzeć emocjonujące spotkanie w innym miejscu.  Może nie stałem  się wielkim fanem River, ale wyniki śledzę regularnie i może wy też powinniście, przecież barwy mają bliskie każdemu Polakowi.







5 komentarzy:

  1. Rewelacyjny tekst, wciągający i interesujący :) Faktycznie, argentyńskie trybuny to jedne z najgorętszych na świecie, mimo, że bywają niebezpieczne to przeżycie choćby jednego meczu na takowym powinno się polecać każdemu kibicowi piłki. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się obejrzeć River - Boca na żywo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowici są Ci kibice z River. Pamietam ta 8-kilometrowa flage, ktora nioslo 15 tysiecy ludzi. Bez watpienia to jedni z najbardziej fanatycznych kibicow na swiecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozmawialem z fanem drugoligowego klubu talleres de cordoba ( wychowankiem jest pastore) i chwalil się ,że jego klub szczyci sie najwieksza flaga na swiecie ( nie udalo mi sie tego sprawdzić)

      Usuń
  3. Swietny tekst. Czekam na ciag dalszy

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacja. Marzenie każdego kibica!

    OdpowiedzUsuń