facebook

wtorek, 19 sierpnia 2014

Ostatnie takie derby

DSCF2614

Sobota 16 sierpnia, rusza nowy sezon Premier League. Już w pierwszej kolejce derby północnego Londynu: West Ham United – Tottenham Hotspur. Ostatnie takie derby na Upton Park.

Bilet na mecz udaje mi się kupić w piątek wieczorem. W kasie zostały jeszcze dwa, nie są tanie, ale nie codziennie człowiek jest na wakacjach i jednym autobusem może pojechać na taki mecz.
Na stadionie pojawiam się już trzy godziny przed jego rozpoczęciem i już powoli widać, że dzisiaj coś tu się będzie działo. Na ulicach widać pojedynczych kibiców „Młotów” i z minuty na minutę zaczyna ich przybywać. Mam dużo czasu, więc postanawiam kupić program meczowy, ale nigdzie nie widzę nikogo z programami przed głównym wejściem na stadion – zazwyczaj są rozprowadzane na przenośnych stoiskach, które są ustawione z każdej strony stadionu tak, że nie ma możliwości ominięcia takowego podczas drogi na mecz. Na szybie klubowego sklep widzę jednak informację, że program dostanę tutaj. Znacie to uczucie kiedy wchodzicie do supermarketu po jedną konkretną rzecz, ale wszystko wam poprzestawiali i przez to oblecieliście pół sklepu, a po drodze zgarnęliście coś więcej? Dzisiaj doświadczyłem tego przed meczem West Hamu, kiedy wszedłem kupić program meczowy. Wchodzę do sklepu, szukam programu, ale nigdzie go nie widzę. Pomyślałem, że mają je w kasie. Nie pomyliłem się, ale po drodze moją uwagę przykuła półka z książkami. Byłem pozytywnie zaskoczony, że praktycznie wszystkie pozycje(około dziesięciu) wydawały mi się dosyć ambitnymi dziełami, a nie książkami typu: Największe gwiazdy West Hamu, gdzie do zdjęcia na całą stronę jest kilka linijek tekstu. I tak więc sięgnąłem po dwie książki traktujące o historii tego klubu – jedna o początkach a druga o klubie podczas pierwszej wojny światowej – oraz ostatecznie po wspomniany program meczowy.
Coraz bliżej do meczu i ludzi zaczyna przebywać. Większość fanów West Hamu rzuca się w oczy, bo mają oni na sobie koszulki meczowe. Królują przede wszystkim te bordowe ale zdarzają się również wersje wyjazdowe – białe i błękitne. Sam stadion położony jest może nie w ścisłym centrum miasta, ale nie jest to odludzie. Dookoła stadionu stoją domy, bloki, jest sporo sklepów i restauracji z szybkim jedzeniem oraz nawet kościół, który graniczy z obiektem „Młotów”. Zostańmy jednak przy jedzeniu. Każdy kto w Wielkiej Brytanii był, ten wie, że miejscowi nie jedzą raczej zdrowo, a lokalne fast foody mają się dobrze. Przed mecze poza tymi restauracjami, które stoją tam na co dzień dostawiane są budki z hamburgerami i hot-dogami. Wszędzie tłumy ludzi do tego stopnia, że godzinę przed meczem wiele osób stoi w kilkudziesięciometrowych kolejkach po jedzenie. Inni wolą się napić piwa i w tym celu udają się do pobliskiego baru dla kibiców „Boleyn”, gdzie również klientów nie brakuje.
W międzyczasie kręcę się dalej w okolicy stadionu. Zaczyna robić się tłoczno. Policja konna jest już gotowa do ewentualnej interwencji, tłumy kibiców przechadzają się po stadionie tak jak ja, a drzwi od klubowego sklepu praktycznie się nie zamykają, a klienci wychodzą zazwyczaj z pełnymi siatkami. Moją uwagę zwracają jednak ludzie, którzy sprzedają programy meczowe, ale na pierwszy rzut oka widać, że nie są oficjalne programy wydane przez klub. Fan Zone – bo tak nazywa się ta gazetka – nie wygląda zbyt ciekawie pod kątem wizualnym, ale myślę, że może warto zainwestować w jeden egzemplarz dwa i pół funta. Od sprzedawcy dowiaduje się również, że gazeta wychodzi od kilkunastu lat i nowy numer jest szykowany przed każdym meczem na Upton Park.
Dalej chodzę wokół stadionu, jednak zaczął się zastanawiać ile sztuk oni tego sprzedają co mecz. Wracam więc do sprzedawcy z moim pytaniem. Stwierdza, że dokładnie nie wie, ale obstawia, że to około 200-300 sztuk co mecz. Rozmawia nam się miło, więc postanawiam zadać mu kilka pytań o przeprowadzkę na Stadion Olimpijski, która będzie miała miejsce po zakończeniu tego sezonu. W odpowiedzi słyszę, że jest on raczej za, bo każdy klub musi się rozwijać, a bez nowego stadionu nie będzie to miało miejsca. Wskazuje na kilka minusów Upton Park m.in. na ograniczoną liczbę miejsc na stadionie(około 34 tysięcy) oraz brak miejsca w jego okolicy – trudno się z tym nie zgodzić, bo przy stadionie są standardowej wielkości chodniki, a wszędzie coś się dzieje i gromadzą się tłumy. Dodaje, że nie chce teraz ferować wyroków i zrobi to dopiero po pierwszym sezonie na nowej arenie. Obawia się tylko, że zwłaszcza na początku atmosfera może się pogorszyć, a jako przykład podaje Arsenal, któremu według niego po przeprowadzce na Emirates Stadium zabrało rok, żeby przywrócić atmosferę z Highbury. Rozmawiamy jeszcze chwilę o piłce, dziękuje mu za wszystkie informacje i udaję się w stronę swojej trybuny.
Na stadion wchodzę bez problemu i po raz kolejny zadziwia mnie brak kontroli. Na Watfordzie kazano mi jedynie otworzyć torbę, ale nikt dokładnie jej nie oglądał, na Millwall nie zrobiono nawet tego i tak samo jest na Upton Park. Po wejściu na stadion od początku rzuca mi się w oczy piwo, które można tam kupić. Ekspertem od piwa nie jestem, ale ma chyba ono mniej procentów niż zazwyczaj(o ile dobrze pamiętam około 3,5 proc.), a i cena za małą butelkę 4,40 funta też raczej nie przyciąga. Chociaż to tylko mój prywatny pogląd, bo znalazło się sporo chętnych na piwo lub dwa przed meczem. Co ciekawe piwo można kupić na stadionie, ale przed wejściem na samą trybunę widnieje tabliczka z zakazem wnoszenia alkoholu i odniosłem wrażenie, że jest on przestrzegany. Poza tym standard – jedzie jak na każdym innym stadionie oraz toalety.
Idę więcej zająć swoje miejsce. Okazuję się, że jeden z ostatnich biletów nie był tani, ale miejsce mam perfekcyjne, bo dokładnie na wysokości linii środkowej boiska. Sam stadion widać, że nie jest nowoczesnym obiektem. W moim sektorze krzesełka są przyzwoite, ale te obok powinny już jakiś czas temu przejść na zasłużoną emeryturę. Do tego coś tam lekko rdzewieje, ale najgorsza jest konstrukcja przytrzymująca dach. Co prawda nie ma słupków na środku trybuny zamontowanych co kilkanaście metrów jak nie niektórych stadionach, jednak są takowe w ostatnich rzędach, co ogranicza widoczność siedzącym tam kibicom. Na murawę pierwsi wychodzą sędziowie, którzy testowali znaną z mundialu technologię goal-line, która od tego sezonu jest wykorzystywana w Premier League. Jako, że mam chwilę postanawiam przejrzeć oba programy, które wcześniej kupiłem. Skupiam się na tym oficjalnym, a tam w dużej mierze standard – kilka słów o nowych piłkarzach, składy, zapowiedź tego oraz następnych meczów, mały dział historyczny, historia kolekcjonera programów meczowych ze spotkań West Hamu oraz oczywiście masa reklam. Ostatecznie skupiam się na całkiem ciekawych artykule o pozyskanym z Anderlechtu Cheikhou Kouyaté. Senegalczyk wspomina w nim swoje początki przygody z piłką, pierwsze sukcesy oraz wyjazd do Europy. Sięgam również po nieoficjalnym skarb, ale raczej go tylko wertuje i czytam tylko początek jednego z artykułów, w którym autor krytykuje zarząd za to, że wciąż zatrudnia Sama Allardayce’a, którego wielu fanów „Młotów” nie darzy sympatią za styl gry ich zespołu. Podobną opinię usłyszałem od siedzących obok kibiców, a jeden z nim wymieniając z kolegą uwagi o składzie stwierdza, że nie rozumiem Allardayce, który ma w kadrze dwóch zdrowych napastników i obu sadza na ławce. W międzyczasie piłkarze już zdążyli zejść z rozgrzewki do szatni, jednak jeszcze przed ich wyjściem na murawie pojawili się sędziowie,
Niespełna dziesięć minut do meczu piłkarze wychodzą na murawę, w głośnikach leci muzyka z klubowego hymnu, a ten głośno odśpiewują miejscowi fani. Jest w nim mowa o mydlanych bańkach, więc przed trybunami ustawione są specjalne maszyny, które wspomniane bańki produkują.
Czas jednak zacząć mecz. Początkowo raczej niemrawo i na boisku i na trybunach, gdzie jednak głośniejsi wydają się kibice goście. Przy rzutach rożnych oraz sporadycznych akcjach doping się wzmaga. Kilka minut po rozpoczęciu meczu mamy kolejną „nowinkę techniczną” – spray. Trudno to określić mianem nowinki, bo w Ameryce Południowej używana jest od lat, jednak na angielskich boiskach to nowość. W 29. minucie stadion ożywa. Strzał jednego z graczy West Hamu zatrzymuję ręką w polu karnym obrońca rywali. Wszyscy protestują, ale gwizdek sędziego milczy. Ten jednak zerka na liniowego, który jest przekonany o konieczności odgwizdania jedenastki. I nagle na stadionie wybucha euforia – mamy rzut karny. Sędzia główny konsultuje się jeszcze z asystentem i do karnego dorzuca czerwoną kartkę dla Kyle’a Naughtona. Zaczyna się wyszydzanie kibiców gości, ale trwa ono krótko, bo Mark Noble nie trafia w bramkę. Tottenham w tej akcji górą, co najlepiej obrazuje zachowanie kibiców. Wiele więcej ciekawych akcji nie było i tak dotrwaliśmy do przerwy.
Kwadrans pomiędzy połowami ukazuje wiele wad Upton Park. Problem zaczyna się już z wydostaniem się z trybuny, bo przejścia są wąskie. Na korytarzu również ścisk i długie kolejki po jedzenie oraz do toalet.
Czas jednak wracać na drugą połowę. Gospodarze niby mają przewagę jednego zawodnika, ale nic z tego nie wynika. Mecz jest raczej senny, co przekłada się na zachowanie kibiców obu zespołów. Nic nie może jednak wiecznie trwać, a w tym wypadku chce się powiedzieć: na całe szczęście, bo w 63. minucie trybuny znowu ożywają. Goście cieszą się z drugiej żółtej kartki dla Jamesa Collinsa, a gospodarz wyzywają Adebayora od nurków. Nie zmienia to jednak faktu, że liczba graczy na boisku się wyrównała. Po tej akcji mamy sytuację niecodzienną, bo na murawę wbiega jeden człowiek z trybun, przemierza całe boisko i oddaje strzał z rzutu wolnego, który należał się Tottenhamowi, a następnie zostaje spacyfikowany przez ochronę. Dalej jednak jest niestety nuda na murawie i oba zespoły mają problem z tworzeniem groźnych akcji. W końcówce gospodarze mają swoją sytuację meczową, ale zaprzepaszcza ją Mark Noble. Goście też tworzą tę jedną jedyną sytuację, ale w 92. minucie Eric Dier w przeciwieństwie do Noble’a z zimną krwią ogrywa bramkarza i pakuje piłkę do pustej bramki. W sektorze kibiców gości euforia. Piłkarze West Hamu szybko ustawiają się do wznowienia gry od środka, ale Tottenham nie daje sobie wydrzeć zwycięstwa, a ich kibice szaleją w swoim sektorze jeszcze kilka minut po zakończeniu meczu.
Po meczu ponownie widać wady Upton Park, a konkretnie jego usytuowania. Dziesiątki tysięcy kibiców wychodzą na ulicę, co kompletnie paraliżuje ruch uliczny na kilka minut. Niektórzy fani zachodzą jeszcze coś zjeść, inni do klubowe sklepu, a głównie ci młodsi czekają na swoich ulubieńców pod szatniami z nadzieją na podpis lub wspólne zdjęcie. I tak dotarliśmy do końca.
Były to ostatnie takie derby północnego Londynu pomiędzy West Hamem i Tottenhamem. Jeżeli oba zespoły w przyszłym sezonie zagrają w Premier League, to derby północnego Londynu znowu się odbędą, ale tym razem nie na Upton Park a na położonym kawałek dalej Stadionie Olimpijskim.
Zdjęcia z meczu(po kliknięciu robią się większe):
DSCF2614DSCF2616
DSCF2619
DSCF2620
DSCF2628DSCF2626
DSCF2629
DSCF2632
DSCF2635
DSCF2636
DSCF2637
DSCF2638
DSCF2639
DSCF2652
DSCF2661DSCF2660
DSCF2659DSCF2662

Rafał Cygan

2 komentarze:

  1. Derby Londynu miały dramatyczny przebieg. West Ham miał absolutnie wszystko, by wywalczyć przed własną publicznością komplet punktów, a ostatecznie zszedł z boiska bez choćby jednego. W 28. minucie Kyle Naughton zagrał w polu karnym piłkę ręką. Reakcja sędziego była zdecydowana - "jedenastka" i czerwona kartka. Do rzutu karnego podszedł Mark Noble, ale fatalnie skiksował, nie trafiając nawet w światło bramki.

    W 64. minucie siły sie wyrównały, bowiem czerwoną kartkę otrzymał James Collins. W takich okolicznościach Tottenham wrócił do gry i wykorzystał swoją szansę w końcówce spotkania. Harry Kane posłał prostopadłą piłkę do Erica Diera, ten minął bramkarza i ze spokojem zakończył akcję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Więcej takich tekstów. Super

    OdpowiedzUsuń