facebook

czwartek, 7 sierpnia 2014

Lojalno$ć po piłkarsku


Całkowicie niespodziewane przenosiny Franka Lamparda do Manchesteru City to nie pierwsze, i zapewne nie ostatnie tak głośne, a zarazem kontrowersyjne przykłady braku najmniejszej nawet przynależności piłkarzy do barw klubowych. Wraz z zakończeniem sezonu 2013/14, końca dobiegł także kontrakt Lamparda w Chelsea. Pomimo, że już od dłuższego czasu spekulowano, iż popularny Frank nie otrzyma propozycji nowej umowy, to odejście 34-letniego Anglika wywołało spory smutek w szeregach sympatyków "The Blues".


Lampard nie został zmuszony do długiego oczekiwania na propozycję ze strony klubów i tak jak większość zawodników powoli zmierzających na "piłkarską emeryturę" wybrał ofertę z MLS, a konkretnie New York City. Co ciekawe, rozgrywki amerykańskiej, najwyższej klasy rozgrywkowej rozpoczynają się dopiero w marcu, więc klub udostępnił Lamparda do wypożyczenia, by ten nie stracił rytmu meczowego. Zainteresowanie tymczasowym nabyciem niezwykle doświadczonego Anglika wykazał najgroźniejszy rywal Chelsea w walce o tytuł Barclays Premier League, Manchester City.

Po stosunkowo krótkich i owocnych negocjacjach Lampard trafił pod skrzydła Manuela Pellegriniego na okres 6 miesięcy. W momencie, gdy brytyjskie "Sky Sports" doszło do tej
informacji, wielu kibiców "The Blues" momentalnie zapomniało o 429 ligowych spotkaniach Franka w barwach ich ukochanego zespołu i rozpoczęło masową krytykę decyzji Anglika, dodatkowo zarzucając mu brak najmniejszej nawet lojalności wobec swojego poprzedniego klubu. Nietrudno zrozumieć wściekłość kibiców Chelsea, którzy pamiętali symboliczne słowa Lamparda, gdy ten na łamach prasy obiecywał, że nigdy nie zagra w innym angielskim klubie. Najwyraźniej, jak można się domyślić, Frank ze Stamford Bridge o swoich przyrzeczeniach szybko zapomniał. Powyższy, wyjątkowo niefortunny przypadek Franka Lamparda nie był jednak pierwszą "zdradą" w historii futbolu.

Luis Enrique, obecny trener Barcelony, także nie od zawsze wspierał "Dumę Katalonii". Obecnie rzadko się o tym wspomina, lecz po transferze ze Sportingu Gijon, Hiszpan przeniósł się do Realu Madryt, w którym spędził 5 lat swojej kariery. Rozegrał 157 spotkań ligowych, zdobywając 15 bramek. Pod koniec sezonu 1995/96 postanowił nie przedłużać kontraktu z "Galaktycznymi" i pod pretekstem nieporozumienia z władzami Realu przeniósł się do Barcelony, która nawet nie była zmuszona do opłacenia transferu.

Nie trzeba chyba pisać, jak wielkie oburzenie wśród kibiców Realu wywołał ten transfer. Luis Enrique już na zawsze został okrzyknięty "judaszem" z Madrytu. Co gorsza dla samego zawodnika, nie miał on także łatwych początków w klubie z Camp Nou. Sympatycy Barcelony bardzo sceptycznie przyjęli transfer gracza, który przez lata służył największemu wrogowi.Mimo początkowej niechęci, Luis Enrique "wkupił" się w łaski kibiców "Blaugrany" i do dziś uważany jest za jednego z najlepszych zawodników w historii klubu. Stał się również jednym z największych antymadritistów w Barcy. Powyższa, wspomniana rywalizacja pomiędzy "Galaktycznymi", a "Dumą Katalonii" elektryzuje niemal cały świat. W Europie odbywają się jednak jeszcze jedne, obecnie nieco mniej popularne, derby Glasgow.

Rywalizacja Celticu i Rangers trwa od samego początku istnienia obu zespołów. Rzec, że fani "The Bhoys" i "The Gers" nieszczególnie za sobą przepadają, to nie powiedziec nic. Stąd też trudno oczekiwać jakichkolwiek transferów pomiędzy oboma klubami. Jest jednak pewien zawodnik, który grał zarówno Rangers FC, jak i Celticu. Kenny Miller, szkocki napastnik, który grał także w barwach Sunderlandu, został uznany za "zdrajcę", gdy w 2006 roku dołączył do "The Bhoys", mimo, iż wcześniej spędził sezon u rywala zza miedzy. Okres w Celticu był wyjątkowo krótki i nieco rozczarowujący. Miller postanowił spróbować swoich sił w Derby County, a po relegacji popularnych "Baranów", wrócił do Szkocji, by ponownie występować w barwach... Rangers FC. Łatwo się domyślić, że kibice do dziś bardzo dobrze pamiętają Millera, jednak nie przez jego wspaniałe występy, a częste, ryzykowne zmiany pracodawcy, które przyprawiały ich o skrajnie negatywne emocje.

Futbol jest całkowicie nieprzewidywalny, ale możemy mieć pewność, że każdy medal ma dwie strony, na jednej z nich znajdują się piłkarze tacy jak Luis Enrique, Kenny Miller, czy nawet Frank Lampard, który pewnie jeszcze do ubiegłego tygodnia, nie miałby prawa znaleźć się w tym artykule. Zaś po drugiej, spotykamy zawodników, którzy do samego końca byli oddani swoim ukochanym zespołom. Nie skusiły ich większe pieniądze, nowe perspektywy.

Wylewali krew i pot w każdym spotkaniu, by spełniając krok po kroku małe cele, dążyć do tego największego. Nie liczyły się dla nich osobiste wyróżnienia, lecz sukces całego zespołu. Niestety, piłkarzy o powyższym profilu coraz rzadziej spotykamy we współczesnym futbolu, dlatego każdy z nich zasługuje na osobne wyróżnienie. Na szycie listy znajduje się trójka wybitnych zawodników, którzy na zawsze pozostaną w sercach wielu kibiców. Pierwszym z nich jest Francesco Totti. Być może krnąbrny i niepokorny, być może trudny z charakter, ale na pewno w pełni oddany Romie. Choć był moment, podczas którego mógł przenieść się do lepszego zespołu, postanowił zostać w Rzymie i stać się legendą klubu ze Stadio Olimpico. Z pewnością osiągnął swój cel.

Podobny status, tyle że w barwach Liverpoolu posiada gracz, który skończył już piłkarską karierę- Jamie Carragher. Nie ma znaczenia, że podczas gry dla "The Reds" częściej trafiał do własnej bramki, niż do siatki przeciwnika, bez znaczenia jest także fakt, iż często brakowało mu techniki.Popularny Carra dawał z siebie wszystko w każdym spotkaniu. Niezależnie od klasy rywala, czy rozgrywek. Za to został pokochany. I przez to zostanie na zawsze zapamiętany. Carragher słynął również z tego, że bardzo szybko ucinał spekulację na temat swojej przyszłości. Pewnego dnia dziennikarz spytał Anglika, czy ten nie myśli o transferze do "większego" klubu, zbulwersowany Jamie odpowiedział wówczas:"A niby jaki klub jest większy od Liverpoolu?". To zdanie wypowiedziane przez wieloletniego stopera The Reds mówi o jego miłości i lojalności wobec klubu wszystko.

Ostatnim już przykładem "wielkiego zawodnika jednego klubu", jest Paolo Maldini. 902 występy w Milanie i 33 trafienia. Absolutnie fantastyczna statystyka. Włoski obrońca przeżywał z zespołem "Rossoneri" zarówno lepsze, jak i te gorsze chwile. Brał udział w feralnym finale Ligi Mistrzów w Stambule, ale również strzelił gola w finale dwa lata później, w Atenach, kiedy to Milan "odegrał" się na Liverpoolu, i wygrał 2:1. Maldini nigdy nie zdecydował się opuścić Mediolanu, w którym zresztą się urodził. Paolo grał w piłkę przez bardzo długi czas, lecz nawet kiedy przyszło mu się mierzyć z dużo szybszymi atakującymi, bardzo często jakiekolwiek braki szybkościowe nadrabiał niesamowitą umiejętnością ustawienia się. Pomimo, że włoscy kibice dużo rzadziej przywiązują się do poszczególnych zawodników, Paolo Maldini był ich absolutnym ulubieńcem. O klasie włoskiego obrońcy świadczy również fakt, że do dziś, jest ciepło wspominany nie tylko przez kibiców Milanu, ale także Interu, Romy, czy nawet Juventusu.

W każdej karierze jesteśmy zmuszeni do podejmowanie trudnych decyzji. Często zastanawiamy się co zrobic, gdy ktoś nam proponuje lepsze pieniądze, inną ściężkę rozwoju czy zmianę pracy. Podobnie jest w futbolu, gdzie to sami zawodnicy decydują, jak będą odbierani przez kibiców, a także przez samych siebie. Tylko od piłkarzy zależy, czy postawią na pieniądze i błysk fleszy, czy na lojalność i uwielbienie kibiców, które prędzej, czy później zamieni się w sukces całej drużyny.

Patryk Domagała - obserwuj autora na twitterze https://twitter.com/polik96

6 komentarzy:

  1. jestem kibicem Chelsea już 10 lat i mam wielki szacunek dla Franka za to co zrobił dla klubu on jest jak płuca Chelsea tak jak Gerrard w Liverpoolu i uważam że oddanie go bedzie wielkim błędem ponieważ ucierpi na tym klub . Bez sensu jest to że sprzedają Anglików a kupują obcokrajowców którzy troche pograją i odchodzą po 2 3 sezonach . jedyne gdzie mógłby pójść Lamps to do MLS lub Kataru. Odszedl do najwiekszego rywala i mam za to ogromny zal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, powinni trzymać go jak najdłużej. Gerrard ma zapewnioną pracę w LFc nawet po zakończeniu kariery. Takie legendy powinny trwać wiecznie.

      Usuń
  2. Temat zdrad i judaszy zawsze aktualny. Na tej stronie jak zauwazylem jest on dosyc popularny i dobrze. Coraz rzadziej ktos szanuje barwy i przywiazanie do danego klubu

    OdpowiedzUsuń
  3. Fabregas w jedna strone, Lampard niemal w drugą. Renegacu

    OdpowiedzUsuń
  4. Z Chelsea sympatyzuję i bardzo żałuję, że klub nie zatrzymał takiej legendy jaką jest Frank. Spójrzmy na Carlesa Puyola w Barcelonie, który dostał stanowisko w szeregach Blaugrany po zakończeniu kariery, a przecież miała ona wcale nie nastapić, Raul najprawdopodobniej będzie blisko Realu Madryt w końcu Gerrard w Liverpool'u. Tak powinny zachowywać się kluby w stosunku do swoich, bądź co bądź, ikon, a nie jak to zrobili na Stamford Bridge, gdzie proponowali przedłużenie kontraktu o rok...
    Takie jest moje zdanie na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  5. I podobna sytuacja z Giggsem w United. Kluby powinny szanować swoje legendy, ale i w drugą stronę.

    OdpowiedzUsuń