facebook

piątek, 1 sierpnia 2014

Nie płaczę za nimi


Mamy XXI wiek, czas, w którym różne wartości ulegają dewaluacji i przedawnieniu. Futbol to globalna wioska, czasem dosłownie, czasem w przenośni. Cała ta mentalna ewolucja dotknęła również nasz ukochany sport przejawiając się w nim coraz częściej.
Kibic słyszy to, co chce słyszeć
Wszyscy pamiętamy szopkę związaną z transferem Fábregasa do Barcelony. Pamiętamy różne incydenty z nią związane, jak chociażby ten na uroczystości po wygraniu mundialu, kiedy to celebrującemu Cescowi Puyol oraz Piqué na siłę założyli koszulkę Blaugrany. Pamiętamy tysiące wypowiedzi o jakże banalnym „DNA Barcy”, które Soler rzekomo posiadał. I pamiętamy też oscentacyjne całowanie herbu oraz jego słowa: „Jestem szczęśliwy, że wracam do domu. Chciałbym tutaj zakończyć karierę”. Kłamał?

Kibicostwo ma to do siebie, że na ogół cechuje je krótkowzroczność. Wszystko dzieje się tu i teraz, ewentualnie za chwilę. Dlatego dużej większości fanom bardzo łatwo jest zamydlić oczy. W całym tym nieco zakłamanym klubowym przywiązaniu nie ma jednak nic złego jeśli zawodnik rzeczywiście daje z siebie wszystko, a nie jest José Bosingwą. Wszystkie wypowiedzi piłkarzy trzeba zatem traktować z przymrużeniem oka –to element pewnej populistycznej gry. Jedni przywiążą do niej wagę, drudzy zignorują, bo na boisku i tak ważniejsze od słów są czyny. Koniec końców efekty obu obranych dróg są takie same – wszystko to jest tak naprawdę mało ważne.
Niepotrzebny?
Abstrahując od całej otoczki transferowej, skupiając się na wydarzeniach stricte boiskowych, analizując występy Cesca trzeba zadać sobie pytanie – na ile on sam nie spełnił oczekiwań i na ile był on w ogóle niezbędny? A jeśli tak to do czego? Mówiło się, że Fábregas to transfer na lata, następca Xaviego. Jak czas pokazał obie te kwestie okazały się mieć niewiele wspólnego z prawdą. No właśnie, ale na ile jest to w ogóle wina samego pomocnika? „Będę grał tam gdzie będę potrzebny. Nie mam problemu jeśli chodzi o to, czy jestem wystawiany w środku pola czy w ataku. Zawsze chcę dać z siebie 100%” – mówił niegdyś. Owszem, Cesc nie miał problemu, problem miała drużyna.
Zasadnym byłoby stwierdzenie, że to właśnie klub nie potrafił z Fábregasa korzystać. Ten zawsze grał na pół gwizdka – to znaczy w perspektywie całego sezonu. W każdym z nich, w rundzie jesiennej dominował w statystykach, posyłał mnóstwo otwierających podań, asystował, strzelał… Aż potem przychodziła druga połowa sezonu i cały blask Solera nagle przygasał. Proporcjonalnie – co zresztą logiczne – im częściej występował na szpicy, tym mniejszy wkład miał w sukcesy drużyny. Apogeum nieudolności osiągnął w rundzie wiosennej, w swym ostatnim sezonie w Barcelonie.

Wykorzystywanie Fábregasa w roli fałszywej dziewiątki spowodowało także znacznie poważniejsze zmiany taktyczne. Najważniejsza dotyczyła Xaviego i zmiany jego pozycji. Creus przesunięty został bowiem w okolice koła środkowego skąd miał dyrygować grą. Pomysł okazał się na tyle nieudany, że teraz, obok dziurawej jak ser szwajcarski obrony, uważa się go za kluczowy w kontekście kryzysu Barcelony aspekt.
Nikt nie lubił Chilijczyka
Niedosłownie jednak. O ile w szatni Alexis Sánchez problemów na pewno nie miał, o tyle na boisku były one aż nadto widoczne. Culés bardzo żałują, iż były zawodnik Udinese odszedł z klubu. Argumentując swoje rozczarowanie powołują się przede wszystkim na liczby napastnika z sezonu 13/14. Łącznie, w 54 występach w sezonie Alexis strzelił 21 goli, 17 razy asystował. Wykreował także ponad 50 sytuacji strzeleckich oraz podawał z celnością wynoszącą średnio 81%. Jak na napastnika są to bardzo dobre statystyki. Jednak liczby mają to do siebie, iż nie ujawniają wszystkiego…
Sánchez odszedł, bo nie pasował do barcelońskiego systemu. Faktycznie, w ostatnim sezonie może i był jednym z głównych motorów napędowych zespołu, jednak w dłuższej perspektywie okazał się być po prostu niewypałem. Inna sprawa, że to – po raz kolejny – w dużej mierze zasługa trenerów jak i jego boiskowych partnerów. Ci pierwsi źle go ustawiali, ci drudzy niejednokrotnie pozostawiali go samemu sobie. Ile razy Alexis wychodził na wolną pozycję z czego w ogóle nie korzystali Xavi, Messi, Iniesta czy Cesc? A wystarczyło tylko dorzucić mu prostopadłą piłkę, jednak ci wybierali inne opcje rozegrania, mniej bezpośrednie. Asekuranctwo, tak samo jak zmuszanie go do ogólnej sztuki dla sztuki – tiki-taki – blokowało i marnowało potencjał Alexisa. Nie mógł się rozpędzić z piłką, wykorzystać dryblingu, tak jak to ma w zwyczaju robić w reprezentacji, w której błyszczy regularnie. Barceloński styl determinował zupełnie inną grę Alexisa minimalizując w ten sposób wartość jego największych atutów.

Dodatni bilans
Efekt końcowy, w przypadku obu zawodników, mógłby być znacznie lepszy. Finalnie jednak, choć Ci nie wpasowali się w zespół, a ich finalny wkład w finalne sukcesy Barcelony był minimalny, obaj zostali odpowiednio spieniężeni. Na dzień dzisiejszy, na papierze następcy Fábregasa oraz Sáncheza prezentują się znacznie okazalej. Sprowadzeni na ich miejsce Rakitić/Rafinha oraz Luis Suárez wydają się być zawodnikami, którzy będą w stanie zapobiec ofensywnej impotencji zespołu. Znacznie lepiej wpasowują się bowiem w standardy najbardziej efektywnej filozofii barcelońskiego futbolu – agresywnej, bezpośredniej, szybkiej w odbiorze.

Lucho musi pamiętać jednak, by nie powielać błędów poprzedników. To nie styl jest w futbolu najważniejszy. Bardziej wartościowy jest pragmatyzm, pozwalający na stworzenie drużyny, której siłą będzie kolektywizm. Jeśli próba powrotu do idei bielsizmu pierwotnego się powiedzie, to o Cescu i Alexisie już niedługo mało kto będzie pamiętał. Tym bardziej, że pod tym względem perspektywy na przyszłość wyglądają bardzo przyzwoicie, optymistycznie. Dlatego właśnie, za Fábregasem i Sánhezem nie warto płakać.


Obserwuj autora na https://twitter.com/B_Maniek

6 komentarzy:

  1. Fabregas, Villa i inni przychodzili z wielkim entuzjazmem do Barcelony, a teraz odchodzą z podkulonymi ogonami. Za chwilę to same będzie z Neymarem. Po co wam to było, można by rzec. Świata nie zawojowaliście, a wręcz obniżyliście swój poziom prezentowany wcześniej, a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, obaj zawodnicy trafili na okres, w którym to drużynę prowadzili trenerzy bez większego pomysłu. Nie umieli drużyny odpowiednio poukładać, a same indywidualności nie wystarczyły. To w połowie wina sztabu, iż z ich umiejętności nie potrafili skorzystać. A szkoda, bo obaj piłkarze potencjał mieli i nadal mają ogromny.

      Usuń
  2. Nie zgadzam się

    OdpowiedzUsuń
  3. Barcelona to klub specyficzny. Trzeba do niego pasowac umiejetnosciami, ale tez charakterem. Co dzialo sie chocby z Ibra, ktory jest oryginalem?

    OdpowiedzUsuń
  4. Osobiście moje odczucie - poważny błąd. Fabregas to godny następca Xaviego. Iniesta ma już 30 lat, i lepszych nie ma

    OdpowiedzUsuń