Mamy
XXI wiek, czas, w którym różne wartości ulegają dewaluacji i
przedawnieniu. Futbol to globalna wioska, czasem dosłownie, czasem w
przenośni. Cała ta mentalna ewolucja dotknęła również nasz
ukochany sport przejawiając się w nim coraz częściej.
Kibic słyszy to, co chce słyszeć
Wszyscy pamiętamy szopkę związaną z
transferem Fábregasa do Barcelony. Pamiętamy różne incydenty z
nią związane, jak chociażby ten na uroczystości po wygraniu
mundialu, kiedy to celebrującemu Cescowi Puyol oraz Piqué na siłę
założyli koszulkę Blaugrany. Pamiętamy tysiące wypowiedzi o
jakże banalnym „DNA Barcy”, które Soler rzekomo posiadał. I
pamiętamy też oscentacyjne całowanie herbu oraz jego słowa:
„Jestem szczęśliwy, że wracam do domu. Chciałbym tutaj
zakończyć karierę”. Kłamał?
Kibicostwo ma to do
siebie, że na ogół cechuje je krótkowzroczność. Wszystko dzieje
się tu i teraz, ewentualnie za chwilę. Dlatego dużej większości
fanom bardzo łatwo jest zamydlić oczy. W całym tym nieco
zakłamanym klubowym przywiązaniu nie ma jednak nic złego jeśli
zawodnik rzeczywiście daje z siebie wszystko, a nie jest José
Bosingwą. Wszystkie wypowiedzi piłkarzy trzeba zatem traktować z
przymrużeniem oka –to element pewnej populistycznej gry. Jedni
przywiążą do niej wagę, drudzy zignorują, bo na boisku i tak
ważniejsze od słów są czyny. Koniec końców efekty obu obranych
dróg są takie same – wszystko to jest tak naprawdę mało ważne.
Niepotrzebny?
Abstrahując
od całej otoczki transferowej, skupiając się na wydarzeniach
stricte boiskowych, analizując występy Cesca trzeba zadać sobie
pytanie – na ile on sam nie spełnił oczekiwań i na ile był on w
ogóle niezbędny? A jeśli tak to do czego? Mówiło się, że
Fábregas to transfer na lata, następca Xaviego. Jak czas pokazał
obie te kwestie okazały się mieć niewiele wspólnego z prawdą. No
właśnie, ale na ile jest to w ogóle wina samego pomocnika? „Będę
grał tam gdzie będę potrzebny. Nie mam problemu jeśli chodzi o
to, czy jestem wystawiany w środku pola czy w ataku. Zawsze chcę
dać z siebie 100%” – mówił niegdyś. Owszem, Cesc nie miał
problemu, problem miała drużyna.
Zasadnym byłoby
stwierdzenie, że to właśnie klub nie potrafił z Fábregasa
korzystać. Ten zawsze grał na pół gwizdka – to znaczy w
perspektywie całego sezonu. W każdym z nich, w rundzie jesiennej
dominował w statystykach, posyłał mnóstwo otwierających podań,
asystował, strzelał… Aż potem przychodziła druga połowa sezonu
i cały blask Solera nagle przygasał. Proporcjonalnie – co zresztą
logiczne – im częściej występował na szpicy, tym mniejszy wkład
miał w sukcesy drużyny. Apogeum nieudolności osiągnął w rundzie
wiosennej, w swym ostatnim sezonie w Barcelonie.
Wykorzystywanie Fábregasa w roli fałszywej dziewiątki spowodowało także znacznie poważniejsze zmiany taktyczne. Najważniejsza dotyczyła Xaviego i zmiany jego pozycji. Creus przesunięty został bowiem w okolice koła środkowego skąd miał dyrygować grą. Pomysł okazał się na tyle nieudany, że teraz, obok dziurawej jak ser szwajcarski obrony, uważa się go za kluczowy w kontekście kryzysu Barcelony aspekt.
Nikt nie lubił
Chilijczyka
Niedosłownie jednak. O ile w szatni Alexis
Sánchez problemów na pewno nie miał, o tyle na boisku były one aż
nadto widoczne. Culés bardzo żałują, iż były zawodnik Udinese
odszedł z klubu. Argumentując swoje rozczarowanie powołują się
przede wszystkim na liczby napastnika z sezonu 13/14. Łącznie, w 54
występach w sezonie Alexis strzelił 21 goli, 17 razy asystował.
Wykreował także ponad 50 sytuacji strzeleckich oraz podawał z
celnością wynoszącą średnio 81%. Jak na napastnika są to bardzo
dobre statystyki. Jednak liczby mają to do siebie, iż nie ujawniają
wszystkiego…
Sánchez odszedł,
bo nie pasował do barcelońskiego systemu. Faktycznie, w ostatnim
sezonie może i był jednym z głównych motorów napędowych
zespołu, jednak w dłuższej perspektywie okazał się być po
prostu niewypałem. Inna sprawa, że to – po raz kolejny – w
dużej mierze zasługa trenerów jak i jego boiskowych partnerów. Ci
pierwsi źle go ustawiali, ci drudzy niejednokrotnie pozostawiali go
samemu sobie. Ile razy Alexis wychodził na wolną pozycję z czego w
ogóle nie korzystali Xavi, Messi, Iniesta czy Cesc? A wystarczyło
tylko dorzucić mu prostopadłą piłkę, jednak ci wybierali inne
opcje rozegrania, mniej bezpośrednie. Asekuranctwo, tak samo jak
zmuszanie go do ogólnej sztuki dla sztuki – tiki-taki –
blokowało i marnowało potencjał Alexisa. Nie mógł się rozpędzić
z piłką, wykorzystać dryblingu, tak jak to ma w zwyczaju robić w
reprezentacji, w której błyszczy regularnie. Barceloński styl
determinował zupełnie inną grę Alexisa minimalizując w ten
sposób wartość jego największych atutów.
Dodatni
bilans
Efekt końcowy, w przypadku obu zawodników, mógłby
być znacznie lepszy. Finalnie jednak, choć Ci nie wpasowali się w
zespół, a ich finalny wkład w finalne sukcesy Barcelony był
minimalny, obaj zostali odpowiednio spieniężeni. Na dzień
dzisiejszy, na papierze następcy Fábregasa oraz Sáncheza
prezentują się znacznie okazalej. Sprowadzeni na ich miejsce
Rakitić/Rafinha oraz Luis Suárez wydają się być zawodnikami,
którzy będą w stanie zapobiec ofensywnej impotencji zespołu.
Znacznie lepiej wpasowują się bowiem w standardy najbardziej
efektywnej filozofii barcelońskiego futbolu – agresywnej,
bezpośredniej, szybkiej w odbiorze.
Lucho musi pamiętać jednak, by nie powielać błędów
poprzedników. To nie styl jest w futbolu najważniejszy. Bardziej
wartościowy jest pragmatyzm, pozwalający na stworzenie drużyny,
której siłą będzie kolektywizm. Jeśli próba powrotu
do idei bielsizmu pierwotnego się powiedzie, to o Cescu i Alexisie
już niedługo mało kto będzie pamiętał. Tym bardziej, że pod
tym względem perspektywy na przyszłość wyglądają bardzo
przyzwoicie, optymistycznie. Dlatego właśnie, za Fábregasem i
Sánhezem nie warto płakać.
Obserwuj autora na https://twitter.com/B_Maniek
Obserwuj autora na https://twitter.com/B_Maniek
Fabregas, Villa i inni przychodzili z wielkim entuzjazmem do Barcelony, a teraz odchodzą z podkulonymi ogonami. Za chwilę to same będzie z Neymarem. Po co wam to było, można by rzec. Świata nie zawojowaliście, a wręcz obniżyliście swój poziom prezentowany wcześniej, a szkoda.
OdpowiedzUsuńNiestety, obaj zawodnicy trafili na okres, w którym to drużynę prowadzili trenerzy bez większego pomysłu. Nie umieli drużyny odpowiednio poukładać, a same indywidualności nie wystarczyły. To w połowie wina sztabu, iż z ich umiejętności nie potrafili skorzystać. A szkoda, bo obaj piłkarze potencjał mieli i nadal mają ogromny.
UsuńNie zgadzam się
OdpowiedzUsuńMógłbyś rozwinąć myśl?
UsuńBarcelona to klub specyficzny. Trzeba do niego pasowac umiejetnosciami, ale tez charakterem. Co dzialo sie chocby z Ibra, ktory jest oryginalem?
OdpowiedzUsuńOsobiście moje odczucie - poważny błąd. Fabregas to godny następca Xaviego. Iniesta ma już 30 lat, i lepszych nie ma
OdpowiedzUsuń