Finał Pucharu Anglii w 1970 roku był
absolutnie nadzwyczajny. Na przeciwko niezwykle silnej wówczas
drużyny Leeds United stanęła przeciętna Chelsea Londyn, która
nigdy wcześniej nie zdobyła tego trofeum. „Pawie” były w tym
okresie naszpikowane gwiazdami reprezentacji Anglii, Szkocji czy
Irlandii. Takie nazwiska jak Billy Bremner, Jack Charlton, John
Giles, Allan Clarke, czy Peter Lorimer znaczyły w owym czasie równie
dużo jak dziś Steven Gerrard czy Frank Lampard. Piłkarze „The
Blues” przeciwstawili tej maszynie do wygrywania niespotykany dotąd
hart ducha i okazało się, że w tym starciu wszystko jest możliwe.
Rywalizacja rozpoczęła się 11.
kwietnia 1970 roku. Na stadionie Wembley zgromadziło się wtedy
około 100 tysięcy kibiców. Arbitrem był Eric Jennings, który,
jak się później okaże, odegra bardzo ważną rolę w tym starciu.
Mecz był fantastyczny, niezwykle szybkie tempo podsycało i tak
napięte już do granic możliwości emocje. Jako pierwsi rywala ukąsili zawodnicy Leeds, których prowadził w tym spotkaniu Don Revie. Gol autorstwa Jackie Charltona
potwierdzał przewagę, jaką „Pawie” miały na papierze. Jednak
tuż przed przerwą ambitni londyńczycy doprowadzili do wyrównania
za sprawą Petera Housemana. W drugiej połowie działy się
prawdziwe cuda, czasem Bonetti bronił tak niewiarygodnie, że
wydawało się, iż następnego dnia może zostać kanonizowany.
Jednak na sześć minut przed końcem Mick Jones znalazł sposób na
przechytrzenie angielskiego golkipera i Leeds znów było górą.
Taki stan rzeczy nie utrzymał się długo.
Ian Hutchinson zdobył
świątynię Gary’ego Sparkle’a i ekipa Dave’a Sextona cieszyła
się z remisu. Dogrywka była równie emocjonująca, jednak odważna
gra obydwu drużyn nie przyniosła kolejnych bramek. Brak
rozstrzygnięcia spowodował, że po raz pierwszy od 1912 roku o tym
kto uniesie w górę Puchar Anglii zadecyduje drugie spotkanie.
Dodatkowy mecz został rozegrany
dokładnie 11 dni później na stadionie Old Trafford w Manchesterze
przy 62 tysiącach widzów. Emocje były gwarantowane. W końcu w
pierwszym meczu 120 minutowa bitwa, która była godna największych
potyczek w historii futbolu, nie dała odpowiedzi kto jest lepszy,
więc tu piłkarze będą jeszcze bardziej zmotywowani. Niestety,
czasem z tą motywacją można przesadzić.
Od pierwszych minut na boisku sypały
się wióry. Rozpędzony Brennan już w 2. minucie został brutalnie
zatrzymany przez przeciwnika. Chwilę później ten sam zawodnik
ponownie leżał na murawie po starciu z rywalem. Było widać, że
to właśnie jego zawodnicy „The Blues” obawiają się
najbardziej. Sędzia co prawda odgwizdał oba przewinienia, ale nie
zdecydował się pokazać kartki, choć miał do tego pełne prawo. –
To jest Anglia, tu gra się jak przystało na prawdziwych mężczyzn
– wydawał się myśleć Jennings. Arbiter podobnie myślał w
sytuacji, kiedy napastnik Chelsea, Peter Osgood, został sfaulowany w
polu karnym w walce o piłkę. W Anglii przy pojedynkach główkowych
piłkarze mieli prawo urwać przeciwnikowi jaja razem z jelitami i
zawiązać sobie z nich krawat, a sędzia i tak by nie zareagował.
Przynajmniej po obejrzeniu tego spotkania można było odnieść
podobne wrażenie.
Jeśli chodzi o samą grę, to
przypominała ona jeden wielki chaos. Choć ten mecz toczył się w
szybkim tempie, to nie miał nic wspólnego ze spotkaniem, które
odbyło się 11 dni wcześniej. Oczywiście zdarzały się groźne
sytuacje, kiedy Bonetti wyłapał strzał Jonesa, czy McCreadie
wybijał piłkę niemal z linii bramkowej, ale to były perełki
wyłowione z morza chaosu. Presja rosła, a żadna z drużyn nie
potrafiła zbliżyć się do poziomu z poprzednich spotkań.
Jeszcze przed końcem pierwszej połowy
Mick Jones otworzył wynik spotkania. Chwilę wcześniej ten sam
zawodnik staranował w obrębie pięciu metrów Bonettiego, który
dochodził do siebie przez dobre pięć minut. Kto wie, czy ten fakt
nie miał wpływu na to, że bramkarz Chelsea nie zdołał obronić
strzału trzykrotnego reprezentanta Anglii. Złość zaczęła brać
górę nad umysłami podopiecznych trenera Sextona. Potężna kosa
zadana jednemu z piłkarzy Leeds w bocznym sektorze boiska nie
została zauważona przez sędziego. Później Harris ściął równo
z trawą Eddie’go Graya, co zasługiwało minimum na „żółtko”,
ale sędzia znów zapomniał co nosi w swojej kieszeni.
To jeszcze
bardziej nakręcało spiralę agresji i brutalności. Druga połowa szybko przyniosła
kolejne iskry. Osgood nieprzepisowo zaatakował Charltona, a ten
odwdzięczył mu się soczystym kopniakiem. Wszystko działo się na
oczach arbitra, więc bezwarunkowo powinien on wyciągnąć czerwoną
kartkę. Nie pokazał nawet żółtej. Parę chwil później
sfaulowany Ian Hutchinson poczęstował kopniakiem kolejnego rywala
i… nic się nie dzieje. Sędzia przypomniał sobie o tym, że może
karać piłkarzy, po tym jak Hutchinson niczym rozpędzony buldożer
wbiegł w Bremnera, który nie miał piłki. Zresztą Billy Bremner
jeszcze nie raz oberwie w tym spotkaniu łokciem i nawet zostanie
sfaulowany w polu karnym, lecz sędzia tylko odwróci wzrok i nakaże
grać dalej.
Chelsea przeciwstawiło siłę i
agresje przeciwko umiejętnościom piłkarskim, które zdecydowanie
przemawiały za United. Kiedy wydawało się, że strategia
brutalności okaże się błędną, jeden z najlepszych piłkarzy na
boisku, Peter Osgood, strzałem głową doprowadził do remisu. Teraz
będzie się działo, musieli pomyśleć kibice. Rzeczywiście,
działo się, ale teraz to piłkarze Leeds nie wytrzymywali napięcia
i posuwali się do coraz ostrzejszych zagrań. Rywale nie byli
dłużni, bo to przecież był ich sposób gry, w nim bezsprzecznie
górowali nad technikami z północy.
90 minut nie przyniosło
rozstrzygnięcia, więc zawodnicy obu drużyn musieli przetrwać
kolejne pół godziny tej piłkarskiej bitwy. Nie wszyscy ją
wytrzymywali, wielu piłkarzy zaatakowały skurcze, które powodowały
coraz dłuższe przerwy w grze. W końcu londyńczycy zadali
śmiertelny cios. Długi wrzut z autu Hutchinsona został przedłużony
na drugi słupek przez Cooke’a, a tam w powietrznej walce najlepszy
okazał się David Webb. 2:1! Chelsea jest o krok od zdobycia Pucharu
Anglii. Widać było, że przeciwnicy są gotowi zrobić wszystko, by
doprowadzić do wyrównania, ale byli już tak strudzeni ciężarem
tego spotkania, że nie byli w stanie wznieść się na wyżyny, do
jakich przyzwyczaili swoich kibiców. Osgood strzelił nawet jeszcze
jedną bramkę dla londyńczyków, ale sędzia słusznie zauważył,
że znajdował się on na pozycji spalonej. Tego dnia zwyciężyła
agresja, to ona przesądziła o tym, że ustępujący mistrza Anglii
nie sięgnął po krajowy puchar.
W kolejnych latach Leeds odniesie
jeszcze wiele sukcesów jak triumf w Pucharze Miast Targowych
(dzisiejszy Puchar UEFA), z kolei Chelsea dalej będzie ligowym
szarakiem. Jakże odmiennie potoczyły się losy obu klubów. Dziś
to Chelsea jest na topie, a Leeds błąka się gdzieś po niższych
szczeblach rozgrywkowych.
W 1997 roku o ocenę tego spotkania
został poproszony ceniony arbiter, David Elleray. Jego zdaniem w tym
spotkaniu powinno być sześć czerwonych i 20 żółtych kartek!
Tyle przynajmniej uchwyciły kamery, bowiem wiele ciekawych rzeczy
działo się także poza ich zasięgiem. Co robił w takim razie
Jennings? Pozwolił na zbyt wiele, ale nie można powiedzieć, że
sędziował stronniczo. Oczywiście w grze faul dominowała Chelsea,
ale zawodnicy Leeds też nie byli święci. Zresztą ich dokonania w
tej dziedzinie zasługują na oddzielny artykuł. Przypomnieć można
choćby Normana Huntera, który zapracował na przydomek „Bites
yer legs”, co w tłumaczeniu brzmiało Norman „odgryzie ci nogi”
Hunter. Prawda, że barwnie? Ale taka właśnie była wówczas liga
angielska, to było miejsce tylko dla najodważniejszych. Ciekawe,
czy gwiazdy typu Messi czy Cristiano Ronaldo by się w niej
odnaleźli.
Mecz z 21. kwietnia 1970 roku przez
dłuższy czas zasługiwał na miano najbrutalniejszych spotkań
rozgrywanych o dużą stawkę. Zmienili to dopiero w 2006 roku
Holendrzy i Portugalczycy, drastycznie modernizując dotychczasową
skalę brutalności. Do dziś te dwa spotkania pozostają symbolem
antyfutbolu, w którym agresja zwycięża nad umysłem i kieruje
bohaterów futbolowej rywalizacji do zachowań niegodnych sportowca. Chyba, że weźmiemy też pod uwagę mecz Chile - Włochy z 1962 roku, ale z tym futbol miał już niewiele wspólnego.
Grzegorz Ignatowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz