Zdarza się, że jeden transfer totalnie zmienia oblicze kariery piłkarza.
Tak było z przejściem Kaki do Realu Madryt, czy Samuela Eto’o do Barcelony.
Można też przytoczyć wiele przykładów na mniejszą skalę, a najlepszym będzie
przypadek Eduardsa Visnjakovsa, który przez pewien czas w pojedynkę ratował
Widzew przed pogrążeniem się w szarości.
Podobnie było z Alexem, Kanadyjczykiem, który wyruszył na podbój Portugalii,
choć początkowo nic nie wskazywało, że będzie on rozwinąć skrzydeł.
A teraz powiedzcie, ilu znacie
kanadyjskich piłkarzy. Radziński? De Guzman? Staltieri? Bardziej wtajemniczeni
dodadzą jeszcze Olivera Occeana, Paula Peschisolido, Roba Frienda czy Larsa
Hirschfielda, ale to wszystko. Mało kto pamięta o piłkarzu, występującym pod
pseudonimem Alex. Nic dziwnego, w końcu Alex to przydomek właściwy dla
Brazylijczyka, Portugalczyka i może Hiszpana. Ale Kanadyjczyk?
Co ciekawe nasz dzisiejszy
bohater przyszedł na świat w… Gujanie. Wychowywał się z ośmioma braćmi i
czterema siostrami i cała męska strona rodziny Bunburych od małego uganiała się
za piłką. Uganiała się na ulicach i boiskach w Montrealu, bo właśnie tam
przeniosła się cała ferajna. Alex w wieku 12 lat podjął treningi z klubie Saint
Leonard Bourassa, po czym przeszedł do Hamilton Steelers i tu zaczyna się wspaniała,
choć nie pozbawiona zakrętów, historia.
Utalentowany napastnik, który od
małego imponował szybkością i wyszkoleniem technicznym, szybko zaczął
regularnie trafiać do siatki. Jego nazwisko równie szybko trafiło do notesu
trenerów reprezentacji młodzieżowych, którzy znaleźli dla niego miejsce na
mistrzostwach świata do lat 20 w 1985 roku. Niestety Kanada zremisowała tam 0:0
z Australią i przegrała 0:2 z Nigerią i 0:5 ze Związkiem Radzieckim. Słaby
występ całej ekipy nie przeszkodził w rozwoju jego kariery i już rok później w
jego dorobku pojawił się dopisek: reprezentant kraju. debiut przypadł na mecz z
Singapurem podczas turnieju towarzyskiego Merilion Cup.
Dokonania Bunbury’ego w ojczystym
kraju nie ograniczały się do strzelania bramek na zielonych boiskach, choć
trzeba przyznać, że ta sztuka wychodziła mu bardzo dobrze. Pochodzący z Gujany
snajper trafiał do siatki grając w Hamilton, Toronto Blizzard i Montreal Supra.
Ciekawostką jest fakt, że ów snajper strzelał też bramki dla reprezentacji
Kanady z Futsalu i nawet wziął udział w mistrzostwach świata w 1989 roku, które
odbywały się w Holandii. Podobnie jak cztery lata wcześniej, zespół spod znaku
liścia klonowego nie wyszedł z grupy.
Piłkarze z Kanady na początku lat
90-tych mogli jedynie pomarzyć o karierze piłkarskiej. W tym kraju dyscypliną
numer jeden jest hokej a sport nazywany soccerem znaczy tyle samo co IV liga
badmintona da ministra Muchy. Jednak
marzenia Alexandre’a się spełniły kiedy nadeszła oferta z West Hamu Londyn. Dla
25-letniego wówczas napastnika była to ferta z gatunku tych nie do odrzucenia,
więc spakował się i pojechał na podbój Premiership. Tyle, że ten podbój
zakończył się zaledwie czterema występami. Sam zawodnik tłumaczy, że być może
ten dorobek byłby większy, gdyby nie dalekie wyjazdy z reprezentacją kraju: − Sposobiłem się do barażowych meczów z
Australią, kierownictwo West Hamu dało mi do zrozumienia, że jeśli znów
zdecyduje się na długi i daleki wyjazd, niekorzystnie wpłynie to na moją
sytuację w klubie. Z początku sądziłem, że próbują mnie tylko zastraszyć. W
każdym razie grę w reprezentacji przekładam ponad wszystko, szczególnie jeśli
stawką jest awans do mistrzostw świata. Pojechałem więc oczywiście do Edmonton,
gdzie pokonaliśmy Australię 2:1 a następnie do Sydney, gdzie odpadliśmy z
eliminacji po serii rzutów karnych. Kiedy wróciłem do Londynu na powitanie
powiedziano mi, że straciłem miejsce w drużynie. (Tygodnik Piłka Nożna, nr 19/1995 str 27)
Jak się później okazało, ten
moment był przełomowy w karierze Kanadyjczyka. Pomocną dłoń wyciągnęło Maritimo
Funchal – klub z malowniczej Madery. W Maritimo zawodnik przyjął przydomek
„Alex” i niemal natychmiast zaczął dziurawić siatki rywali. Alex nie tylko
strzelał, ale też czarował kibiców nietuzinkowymi zagraniami. Najbardziej udana
była dla niego runda jesienna sezonu 1994/95, kiedy został wybrany najlepszym
piłkarzem ligi portugalskiej, a przecież wówczas w tej lidze grały takie asy
jak Luis Figo, Joao Pinto, Claudio Caniggia czy Rui Costa. – Muszę przyznać, że zaskoczyłem także i
samego siebie. Wybór dokonany przez sportową gazetę "A Bola" stanowił dla mnie
ogromne wyróżnienie, bo przecież w portugalskich klubach występuje wielu
doskonałych zawodników. (Tygodnik Piłka Nożna, nr 19/1995 str 27)
Bunbury nie tylko odmienił swoją
karierę, ale też całe Maritimo. Zespół z Madery z Kanadyjczykiem w składzie
zajął kolejno 5. i 7. miejsce w tabeli, dochodząc do finału pucharu kraju w
sezonie 1994/95 oraz zanotował kilka udanych występów w Pucharze UEFA (m.in. z
Juventusem Turyn). Na koniec sezonu nasz bohater został wybrany najlepszym
obcokrajowcem w Portugalii, a jakiś czas później został najlepszym strzelcem w
historii Maritimo z 59 golami na koncie. No cóż, niezbadane są losy piłkarza,
jak widać koniec pewnej przygody może stać się początkiem kolejnej, jeszcze
bardziej wspaniałej historii, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Po zakończeniu rozdziału
portugalskiego Bunbury postanowił spróbować swoich sił w MLS. Przez rok grał w
klubie Kansas City Wizards, po czym zakończył karierę. Przez pewien czas parał
się trenerką, ale krótki epizod z brazylijskim Bangu nie był dla niego
szczególnie udany. W 2006 roku władze kanadyjskiego futbolu dołączyły go do
galerii sław soccera. Zajął miejsce, na które zasługiwał, bo w wielu krajach mówiąc o kanadyjskim futbolu na myśl przychodzi tajemniczy Alex.
świetny tekst jak zwykle zresztą. Historia futbolu to powód dla którego tu wchodzę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo lubilem tego pilkarza. Kanadyjczyk z brazylijska finezja. NIestety Brazylia to taki kraj ze takich zawodnikow ma na peczki
OdpowiedzUsuń