Historia,
którą za chwilę będziecie mogli przeczytać zaczęła się
niewinnie. Chłopak urodzony w jednym z największych polskich miast
dołączył do tamtejszego klubu. Nie byłoby w tym nic
spektakularnego, gdyby nie fakt, że już kilka lat później został
legendą niemieckiego klubu, siejąc postrach wśród obrońców
drużyn przeciwnych. To on, zwany przez kibiców Arminii Bielefeld
Królem Arturem, osiągnął to, czego nie powtórzył po nim już
nikt inny, kto zostawał zawodnikiem Die Arminien. Dziś , już bez
korony, jednak otoczony ciepłymi wspomnieniami, zajmuje się
gastronomią. Umarł król? Nie do końca, legenda Artura Wichniarka
jeszcze długo będzie krążyć nad SchücoArena.
Jak
wspomniałam we wstępie - Artur Wichniarek urodził się w jednym z
największych polskich miast, mianowicie w Poznaniu. Jak nietrudno
się domyślić, będąc utalentowanym nastolatkiem trafił do
tamtejszego Lecha. Nie udało mu się jednak zjednać sobie
szkoleniowca i reszty sztabu. Nikt nie wróżył mu wielkiej kariery,
gdy cztery lata później, jako 19-latek trafił na wypożyczenie do
Górnika Konin. Pomimo, że po powrocie do Lecha zaliczył udany
sezon, zdecydował się odejść do Widzewa Łódź. Jak się później
okazało, podjął tym samym jedną z najlepszych decyzji w życiu.
W
łódzkim Widzewie spędził dwa sezony. Był to zarówno czas
niepokoju, jak i szybkiego rozwoju oraz sukcesów. Zawodnik do dziś
wspomina, gdy przed meczami swojego zespołu z Lechem Poznań
odbierał telefony z pogróżkami wymierzonymi m.in. w jego rodzinę.
Niezniechęcony tym, parł do przodu, co zaowocowało
zainteresowaniem ze strony Arminii Bielefeld. Wichniarek nie
zastanawiał się długo i latem 1999 roku dołączył do zespołu Die
Arminien.
Czy
ktokolwiek mógł przewidzieć, że jego kariera w Niemczech nie
skończy się na byciu zmiennikiem? Czy ktokolwiek stawiał, że
młody Poznaniak zdoła coś osiągnąć? Takich było pewnie
niewielu. Wśród licznych krytyków, jednak Artur Wichniarek świetnie się odnalazł. Szybko
stał się idolem zarówno polskiej, jak i niemieckiej młodzieży.
Już w pierwszym sezonie pokazał, że to on rozkłada karty wśród
ofensywnych zawodników Arminii. Był nie do zatrzymania, a kibice w
obu krajach coraz bardziej zachwycali się jasnowłosym napastnikiem
z Poznania. Dwa sezony później, dokładniej w sezonie 2001/2002,
został Królem Strzelców 2. Bundesligi, a jego zespół powrócił
do ekstraklasy po kilkuletniej przerwie. Król Artur, jak nazywali go sympatycy Die Arminien, święcił coraz większe triumfy.
Wichniarka
niemal dosłownie wyniesiono na ołtarze, a on sam nie mógł przejść
spokojnie ulicami, gdyż zwykle towarzyszyła mu gromadka fanów. Czy
niesłusznie? W pierwszym swoim sezonie w Bundeslidze po raz kolejny
został najskuteczniejszym strzelcem Die Arminien, jednak latem 2003
roku podjął decyzję, której dziś może jedynie żałować, a
mianowicie podpisał kontrakt z Herthą Berlin.
Kibice
z żalem pożegnali swojego bohatera, który jak się później
okazało poza Bielefeld nie osiągał już spektakularnych sukcesów.
Grał głównie jako zmiennik, by w końcu stracić nawet i to
miejsce. Nie widząc dla siebie przyszłości w stołecznym zespole
powrócił do Arminii. Spowodowało to drugi wybuch Wichniarkomanii,
jednak dało się już odczuć, że jego gwiazda gaśnie.
Po
trzech latach ponownie związał się z Herthą Berlin, jednak nie
pozostał w niej długo. Forma pozostawała wiele do życzenia, a na
miejsce 32-latka było pełno innych chętnych, młodszych, którzy z
pewnością byli bardziej korzystną inwestycją. Takie podejście
włodarzy berlińskiego zespołu zakończyło się przedwczesnym
rozwiązaniem kontraktu przez zawodnika, a w konsekwencji jego
dołączenie do Lecha Poznań w 2010 roku. W tym czasie w Niemczech
zawrzało. Arminia zaczęła podupadać, a jej rychły spadek do 3.Bundesligi był nieunikniony. Dyrektor jednego z lokalnych klubów na
łamach regionalnej gazety nazwał go nawet "naciągaczem"
i przestrzegł Arminię, by nie sięgała po raz trzeci po polskiego
snajpera. Jednak czy ktokolwiek przywiązał do tych słów
jakąkolwiek wagę?
Król
odchodził, nie tyle z Niemiec do Polski, co z piłkarskiej sceny.
33-letni napastnik spędził przy Bułgarskiej około 3 miesięcy. Gdy za
porozumieniem stron rozwiązano jego kontrakt, został zawodnikiem FC
Ingolstadt. Zakończyło się to katastrofą - Wichniarek nabawił
się kontuzji kręgosłupa, która z powodu swoich nawrotów w 2012
roku skłoniła go do zakończenia kariery.
Umarł
król - tak można powiedzieć, jeśli przyjrzeć się dokładniej
końcówce kariery napastnika. Wysławiany podczas gry w Bielefeld,
później stał się "najdroższym inwalidą świata". Z
kontuzjowanego Polaka szydziły media, kibice oraz włodarze klubów.
Korona nie zniknęła z głowy Artura Wichniarka, ale niestety była to już tylko korona cierniowa.
W
międzyczasie Artur Wichniarek miał swój epizod w reprezentacji
Polski. Po raz pierwszy wystąpił w meczu przeciwko Armenii w 1999
roku, jednak nie zaprezentował się na tyle dobrze, by na stałe
znaleźć się w szeregach jej pierwszego składu.W kadrze pojawiał się
bardzo rzadko, niekiedy tylko grając w pełnym wymiarze czasowym.
Doprowadziło to do sytuacji, w której w 2008 roku Król Artur
dosłownie obraził się na reprezentację i na ówczesnego jej
selekcjonera - Leo Beenhakkera. Jak sam twierdził, nie czuł
potrzeby gry w reprezentacji, w której nie był potrzebny, pomimo
swojej dobrej, strzeleckiej formy.
Wracając
jeszcze na chwilę do kariery Artura Wichniarka w Arminii Bielefeld,
miało tam miejsce ciekawe zjawisko, które w dzisiejszych czasach
jest raczej rzadko spotykane. Chodzi mianowicie
o zależność zespołu od jednego zawodnika. Weźmy pod lupę sezon
2002/2003, kiedy Arminia ponownie zawitała w 1. Bundeslidze. Z
końcem sezonu zajęła 16. miejsce, po czym przegrała baraże i
znów znalazła się w 2. Bundeslidze. Zespół zdobył łącznie 35
bramek, z czego Artur Wichniarek był autorem...18 z nich! Daje to
ponad 51% udziału jednego piłkarza w ogólnym wyniku całej
drużyny. Dla porównania weźmy kilku najlepszych strzelców całej
ligi z różnych sezonów oraz najlepszych snajperów poszczególnych drużyn:
Robert
Lewandowski, 2013/2014 - 20 bramek na 80 zdobytych - 25%
Marco
Reus 2011/2012 - 18 bramek na 49 zdobytych - 36%
Klaas-Jan
Huntelaar 2011/2012 - 29 bramek na 74 zdobyte - 39%
Edin
Dżeko 2009/2010 - 22 bramki na 64 zdobyte - 34%
Grafite
2008/2009 - 28 bramek na 80 zdobytych - 35%
Kto
może pochwalić się podobnym wynikiem w Bundeslidze do Wichniarka?
Nasz inny rodak - Łukasz Podolski, który w sezonie 2011/2012 zdobył
dla 1. FC Köln
18 bramek na 39 strzelonych przez zespół, co daje 46% ogółu.
Można
więc spokojnie uznać, że Arminia Bielefeld była całkowicie
Wichniarkozależna, bardziej nawet niż dzisiejsza Legia Warszawa od
Miroslava Radovicia czy reprezentacja Szwecji od Zlatana
Ibrahimovicia. Okazuje się więc, zresztą po raz kolejny, że Polak potrafi!
Co
dziś dzieje się z Arturem Wichniarkiem? Żyje spokojnie, z dala od
futbolu, zajmując się managementem w branży gastronomicznej, a
konkretniej - jest managerem firmy zajmującej się wyrobem pieczywa.
W międzyczasie na jaw wyszły kwestie, które doprowadziły do
niemałego szumu w mediach - Artur Wichniarek został skazany przez
Sąd Okręgowy w Poznaniu na karę 1,5 roku więzienia w zawieszeniu
na 5 lat. Były piłkarz naraził na wielomilionowe straty
wierzycieli zakładów mięsnych, które należały do jego rodziny.
Pomimo, że dziś
o Arturze Wichniarku słuch zaginął, pamięć o jego wyczynach
krąży nad upadającą Arminią Bielefeld. Będzie musiało minąć
jeszcze wiele lat, nim ktokolwiek, kto dołączy do Die Arminien, choć
na chwilę zagrozi Królowi Arturowi i jego miejscu na tronie.
Znajdź autorkę na Facebooku facebook.com/adminmeisterclif?fref=ts
Krol Artur :) Krol 2 bundesligi i mistrz własnego podwórka. Niestety poza Bielefeld był cieniem samego siebie.
OdpowiedzUsuńŚwietny snajper, który nigdy nie zagrał w Lidze Mistrzów. To był najwidoczniej dla niego za wysoki poziom. Choc szans nie dostawal tez w polskiej kadrze, co bylo dziwne.
OdpowiedzUsuńMożna tylko zapytac. Wisniarek, po co sie klociles z Leo?
OdpowiedzUsuńKłócił się, bo był zapchajdziurą. Strzelał gole, po kilkanaście w sezonie, a w kadrze go nie chcieli. Jak grał Artur jak musi walczyć o skład pokazał w Hercie. On musi być najważniejszy. Z jego słów też zresztą często biła zarozumiałość
UsuńJesli ktos mowi ze Lewandowski jest legenda BVB, niech przeczyta ten tekst, a potem obejrzy chociazby filmiki jak Wichniarek byl traktowany w Bielefeld. Pobil wszelkie rekordy i kibice zawsze go beda kochac
OdpowiedzUsuńKról nie abdykował i nie abdykuje. Mieszkam niedaleko Bielefeld i kibicuje maja jedna wielka legende. I to w dodatku obcokrajowca. Naszego Artura Wichniarka, w Polsce oczywiscie niecenionego
OdpowiedzUsuńTekst i zdjęcie mówią wszystko. Nic dodac nic ujac
OdpowiedzUsuń