Jego
życie było jak z bajki. Przyszedł na świat jako syn jednego z
najwybitniejszych polskich piłkarzy lat osiemdziesiątych,
(nie)zapomnianego Włodzimierza Smolarka. Przy boku ojca mógł nie
tylko uczyć się gry w piłkę na najwyższym, światowym poziomie,
ale także ciężkiej pracy i charakteru. I robił to doskonale.
Kiedy grał w Borussi Dortmund, a później w Racingu Santander był
idolem polskich kibiców. W kadrze strzelał kolejne gole i dał nam
historyczny awans do ME. Później coś się zacięło. Ebi stał się
bardziej rozpoznawalny ze względu na swoje poza boiskowe wybryki niż
na formę sportową. Jak do tego doszło? Zapraszam do lektury.
Życiorys
Euzebiusza Smolarka został w głównej mierze zdeterminowany przez
sportową karierę jego ojca, który w lipcu 1986 – po zakończeniu
turnieju finałowego Mistrzostw Świata – przeszedł z Widzewa Łódź
do Eintrachtu Frankfurt. Do Niemiec wyemigrował z żoną oraz
obydwoma synami – starszym Mariuszem oraz pięcioletnim
Euzebiuszem.
I
to właśnie we Frankfurcie rozpoczęła się przygoda Ebiego z piłką
nożną. To właśnie tam podjął treningi w dziecięcym zespole
klubu ojca. Od najmłodszych lat wyróżniał się nieprzeciętnym
talentem i smykałką do strzelania goli. Ebi ze względu na zmianę
miejsca zamieszkania swoje umiejętności rozwijał w Rotterdamie.
Było to w 1988 roku, gdy jego ojciec - Włodzimierz został
piłkarzem Feyenordu.
W
Rotterdamie Ebi robił kolosalne postępy. W szkółce Feyenordu
uważany był za rzadko spotykany talent. Ceniony za wyszkolenie
techniczne i waleczność, jako szesnastolatek dostał propozycję
gry w holenderskiej młodzieżówce, ale ostatecznie po namowach ojca
zdecydował się reprezentować barwy Polski. Po wypożyczeniu do
Spirit uit Ouderkerk aan den IJssel, filialnego klubu Feyenordu i
zdobyciu wielu tytułów króla strzelców w rozgrywkach
młodzieżowych Smolarek w wieku 20 lat zadebiutował w Eredivisie.
Polski
napastnik przez dwa pierwsze sezony radził sobie znakomicie. Zbierał
fantastyczne recenzje, a kibice go uwielbiali. Był wielką nadzieją
Feyenordu, zadebiutował też w reprezentacji Polski, ale doznał
poważnej kontuzji kolana. Ta wykluczyła go z gry na piętnaście
miesięcy, co spowodowało, że Ebi nie mógł zagrać w finale
Pucharu UEFA na De Kuip. Ostatecznie to drużyna Polaka sięgnęła
po tytuł, w czym miał i swój udział Smolarek, ale niesmak
pozostał.
Niesmak
również pozostał po sytuacji z kwietnia 2002 roku, gdy Ebi został
zdyskwalifikowany na 6 miesięcy przez UEFA za rzekome zażywanie
marihuany (winy mu jednak nigdy nie udowodniono). Absencja
spowodowana karnym zawieszeniem pokryła się z niemożnością gry z
racji urazu, jednak po powrocie na boisko nie udało mu się odzyskać
dawnej formy. A przynajmniej nie od razu. Z tego powodu cały sezon
2002/2003 może uznać za najbardziej nieudany w swojej karierze.
W
kolejnym sezonie Ebi odbudował formę. Odejście Berta van Marwijka
ze stanowiska szkoleniowca Feyenoordu oznaczało jednak dla Smolarka
początek kryzysu. Dlatego 18 stycznia 2005 roku został bezgotówkowo
wypożyczony na pół roku (do końca sezonu 2004/2005) do Borussii
Dortmund (ściągnął go tam właśnie van Marwijk).
W
Dortmundzie szybko stał się idolem kibiców. W 2005 roku podpisał
kontrakt z BVB, a fani byli zachwyceni. To był najpiękniejszy okres
w karierze polskiego napastnika lub skrzydłowego. Ebi coraz lepiej
sobie radził także w reprezentacji, w której zaczynał odgrywać
kluczową rolę.
Kiedy
strzelał zwycięskie bramki, dające awans na pierwsze w naszej
historii ME był na ustach wszystkich. Stał się symbolem sukcesu i
heroicznej walki Biało-Czerwonych. Kibice pokochali go tak, jak
przed laty jego ojca. Fantastyczna postawa w reprezentacji
przyczyniła się do jego transferu do Hiszpanii. Smolarek za około
5 mln euro trafił w 2007 roku do roku Racingu Santander.
To
właśnie tam rozpoczął się wielki początek końca Ebiego. Już w
debiucie zagrał w meczu z Barceloną, wchodząc na boisko w 55
minucie gry, by po dwunastu kolejnych otrzymać czerwona kartkę.
Smolarek swojego premierowego gola w nowych barwach strzelił w
październiku 2007 i był to pierwszy gol Polaka w Primera Division
od czasów Wojciecha Kowalczyka.
W
wyniku zmian personalnych w hiszpańskim klubie i nieudanym Euro w
lecie 2008 roku Ebi, musiał szukać nowego klubu. Początkowo
krążyły plotki o jego transferze do Wisły Kraków, także klubów
z Francji, Rosji, Grecji, Portugalii czy Anglii, mówiło się o
zainteresowaniu Benfici Lizbona czy Olympiakosu Pireus. Smolarek
podjął jednak rozmowy z francuskim klubem Toulouse FC. Proponowane
warunki nie zostały zaakceptowane przez polskiego zawodnik i tym
samym 30 sierpnia 2008 roku Ebi został wypożyczony na 12 miesięcy
do angielskiego klubu Bolton Wanderers.
Był
to najgorszy wybór z możliwych. Świetny technicznie, ale raczej
filigranowy polski zawodnik w Anglii nie mógł dać sobie rady. Ebi
w Boltonie grał bardzo rzadko, coraz częściej pojawiały się
opinie na temat jego trudnego charakteru, braku profesjonalizmu i
niesportowego trybu życia. Tak zaczęła się tułaczka największej
nadziei polskiego futbolu ostatnich lat.
Najpierw
była Kavala, z której śmiał się nawet ówczesny selekcjoner
kadry Franciszek Smuda, później Polonia Warszawa, gdzie polscy
dziennikarze próbowali ratować sytuację Smolarka, a następnie Ebi
trafił do Al-Khor do Kataru. W 2012 roku miał jeszcze tak dobrze
wyrobioną markę w Holandii, że z jego z usług skorzystał Den
Haag, ale furory tam nie zrobił. Rok temu ponownie wrócił do
Polski, do Jagielloni Białystok i rozmieniał swoją karierę na
drobne.
W
ostatnich dniach pojawiła się informacja, że Ebi zakończył
karierę i będzie pracował jako trener młodzieży w Feyenordzie.
Smolarka juniora zapamiętamy na pewno jako człowieka, który
wprowadził Polskę do pierwszego Euro w naszej historii. Jego
świetna współpraca z Leo Beenhakkerem, którego znał jeszcze z
Feyenordu dała Polakom wiele radości i sukcesów. Niestety w
najważniejszym momencie Ebi się pogubił. Wiele mówiło się o
sodówce, o tym, że Smolarek się zmienił, że nie poradził sobie
z popularnością.
A
przecież to właśnie wtedy na przełomie 2006 i 2007 roku, Smolarek
miał szansę by zaistnieć w wielkim klubie. Miał 26 lat, był w
świetnej formie, strzelał, asystował, grał fantastycznie. Miał u
swych stóp cały świat. I niestety nie umiał sobie z tym poradzić.
Oszalał, zwariował, przestał grać na wysokim poziomie. Za dużo
śpiewania Zamków na Piasku Lady Pank, a za mało ciężkiej pracy.
Szkoda, ale tak czy owak była to jedna z najbarwniejszych karier
polskiego piłkarza w ostatnich latach. Kariera wielka, ale i
zmarnowana.
Tak to była zmarnowana szansa. Był na szczycie, ale szybko z niego spadł. Zabrakło odpowiedniego charakteru i podejscia do zawodu. Co do kadry trafil na Benhakkera czyli najlepiej jak mogl. Mieszanka wybuchowa
OdpowiedzUsuńNajlepszy napastnik reprezentacji XXI wieku. Szkoda, bo sie zmarnowal. Chociaz w kadrze byl genialny i przejdzie do historii
OdpowiedzUsuńSmolarek przeciez ma grac na Malcie, czy to nieoficjalne?
OdpowiedzUsuńOficjalnie zakończył karierę
UsuńSzkoda go, ale tego co zrobił nigdy nie zapomnę, tyle radości i dumy ... Teraz czekamy na odpowiedź odnośnie gestu po strzelaniu goli. W którymś z wywiadów Ebi powiedział, że "zdradzi tajemnice" znaczenia tej "cieszynki" po zakończeniu kariery.
OdpowiedzUsuńDobra Ebi, komu salutowałeś?
OdpowiedzUsuńTo ojczyzna Ebiego a właściwie jego ojca skończyła karierę tego sympatycznego piłkarza.Przyczynił się do tego bezmózg polskiej piłki Wojciechowski.Teraz widzicie co Ci może uczynić Twój ukochany naród i bracia rodacy.Miazga.
OdpowiedzUsuń