Gdy wylądowałem w Buenos Aires znałem tylko kilka
najważniejszych faktów o tym mieście. Jedzenie,
piękne kobiety, długie imprezy, futbol i fanatyczni kibice, na tym kończyła się moja
wiedza o stolicy Argentyny. O
dziewczynach, jedzeniu i imprezach, to kiedy indziej i na innym portalu,teraz
skupię się na piłce i jej fanach. W
mieście i okolicach funkcjonuje kilkadziesiąt klubów piłkarskich, w tym
wielka piątka argentyńskiej piłki.
Racing, San Lorenzo, Independiente, Boca Juniors i River Plate. W Europie najwięcej wiemy o dwóch ostatnich, a derbowe mecze pomiędzy nimi nazywane są super
– classicos, jednak w samym BA,
równie często można spotkać kogoś w koszulce River jak i Independiente. Już po kilku godzinach pobytu w największym
mieście Argentyny, wiedziałem,że na mecz jakiejkolwiek drużyny z wielkiej piątki, muszę się wybrać.
Rozmowy z tubylcami zazwyczaj ( może to też moja wina) schodziły na temat piłki. Dowiedziałem się,że papież kibicuje San Lorenzo, najlepszy przyśpiewki mają kibice Racingu, River to arystokracja,a Boca to klub biedniejszych warstw społeczeństwa. Jako futbolowy turysta, chciałem po prostu zobaczyć argentyńską ligę z bliska, nie interesowało mnie na czyj mecz i stadion pójdę, problemem było tylko zdobycie biletu. Zapoznani Argentyńczycy ostrzegali jednak,że wizyta na stadionie nie zawsze bywa bezpieczną rozrywką. Na moje odpowiedzi,że jestem z Polski i niejedno już na stadionach widziałem, reagowali uśmiechem. Jeden z nich powiedział „wy w Europe nie wiecie jak powinien wyglądać mecz piłkarski” tym razem ja się zaśmiałem.
Rozmowy z tubylcami zazwyczaj ( może to też moja wina) schodziły na temat piłki. Dowiedziałem się,że papież kibicuje San Lorenzo, najlepszy przyśpiewki mają kibice Racingu, River to arystokracja,a Boca to klub biedniejszych warstw społeczeństwa. Jako futbolowy turysta, chciałem po prostu zobaczyć argentyńską ligę z bliska, nie interesowało mnie na czyj mecz i stadion pójdę, problemem było tylko zdobycie biletu. Zapoznani Argentyńczycy ostrzegali jednak,że wizyta na stadionie nie zawsze bywa bezpieczną rozrywką. Na moje odpowiedzi,że jestem z Polski i niejedno już na stadionach widziałem, reagowali uśmiechem. Jeden z nich powiedział „wy w Europe nie wiecie jak powinien wyglądać mecz piłkarski” tym razem ja się zaśmiałem.
Zdobycie biletu okazało się dużo łatwiejsze niż się spodziewałem. Wystarczyło popytać w recepcji hostelu, w którym się zatrzymałem. Recepcjonistka skontaktowała się z agencją zajmującą się sprzedażą biletów na mecze i w moim imieniu kupiła bilety na mecz River Plate – Quilmes i dzień później udałem się na słynny el Monumental, arenę mistrzostw świata z 1978 roku.
W Polsce, w Europie przyzwyczajony
byłem,że kupuję bilet, idę lub jadę na stadion i nic więcej. W Argentynie było
trochę inaczej. Pięć godzin przed meczem
, pod „mój” hostel podjechał autobus, który miał zawieźć mnie na miejsce.
Przewodnik ( był wliczony w cenę biletu) wytłumaczył,że to ze względów bezpieczeństwa
wyruszamy tak wcześnie.
Trasa autobusu
wiodła od hotelu do hotelu, gdzie
wchodzili do środka kolejni kibice. Przewodnik , Gonzalo, fan River od urodzenia, chciał przybliżyć
historię największego i najlepszego
klubu Argentyny( tak nam przynajmniej mówił). Opowiadał o Alfredo
Di Stefano, Danielu Passarelli, Ubaldo Fillolu czy Enzo
Francescolim. Wspomniał o jedynym w
historii spadku do drugiej ligi,który uczynił klub jeszcze
mocniejszym. I o tym,że Boca to prowinccjonalny, słaby klubik, który nie wiedzieć czemu uważany jest za głównego
rywala River. W Argentynie podczas
meczów, na stadionach nie można sprzedawać alkoholu, jednak organizator naszego wyjazdu zadbał o to by nasze organizmy
były odpowiednio nawodnione,a
poziom zadowolenia z meczu wysoki.
Przed
wejściem na el Monumental,
udaliśmy się do restauracji, gdzie przez
godzinę było nam podawane piwo i pizza w
nielimitowanych ilościach ( wliczone w
cenę biletu na mecz). W
międzyczasie przewodnik wytłumaczył nam,
czego nie możemy wnosić na trybuny.
Oprócz granatów, bomb , siekier, noży,
rewolwerów, zakazane jest również
wnoszenie zapalniczek. Jednak palący nie powinni się tym
według Gonzalo martwić, wystarczy włożyc
zapalniczkę do buta i problem rozwiązany. Mimo czterech kontroli, jakie
przeszliśmy przed wejściem na trybuny,
była to skuteczna metoda, bo nikt zapalniczki
nie stracił.
Na miejscu znaleźliśmy się
dwie godziny przed meczem, stadion
nie mógł zachwycić kogoś pochodzącego z Polski . Wbudowany w 1938, przebudowany przed organizowanymi w
Argentynie mistrzostwach świata w 1978. Trybuny zaczęły się wypełniać na
godzinę przed rozpoczęciem spotkania i
zaczął się koncert , który
trwał do końcowego gwizdka sędziego.
Dziwnie się czułem nie
znając słów stadionowych przyśpiewek, byłem chyba jednym z nielicznych. Słuchając, oglądając kibiców, można było
dojść do wniosku,że to oni są najważniejszymi elementami widowiska,a piłkarze
jedynie dodatkiem.
Myślałem,że w Polsce mamy gorącą atmosferę, jednak z przykrością muszę przyznać brakuje nam tyle ile polskim piłkarzom do argentyńskich. Wraz z rozpoczęciem meczu, na murawę poleciały confetti,a doping na chwilę nie osłabł. Nie miało znaczenia , jak wyglądała sytuacja boiskowa, kto atakował, trybuny dawały swój koncert. Przyjezdni kibice , których było kilka tysięcy też żywiołowo dopingowali swoich ulubieńców, jednak przekrzyczeć 50 tysięcy fanów River było niemożliwe.
Myślałem,że w Polsce mamy gorącą atmosferę, jednak z przykrością muszę przyznać brakuje nam tyle ile polskim piłkarzom do argentyńskich. Wraz z rozpoczęciem meczu, na murawę poleciały confetti,a doping na chwilę nie osłabł. Nie miało znaczenia , jak wyglądała sytuacja boiskowa, kto atakował, trybuny dawały swój koncert. Przyjezdni kibice , których było kilka tysięcy też żywiołowo dopingowali swoich ulubieńców, jednak przekrzyczeć 50 tysięcy fanów River było niemożliwe.
Opowiadając o
trybunach, zapomniałem o tym co na
murawie, a tam też kilka rzeczy
mnie zaskoczyło. Drużyna gości i sędziowie nie wyszli tak jak gospodarze
z tunelu na boisko, ale ze specjalnego
rękawa, prowadzącego aż na środek boiska. Spray znany z mundialu, też był w
użyciu. Zaskoczyła mnie też ostra gra , po Argentyńczykach spodziewałem się więcej technicznych popisów. Do takiej
gry chyba przyzwyczajeni są sędziowie, bo nie szafowali kartkami.
Wynik dla mnie początkowo był sprawą drugorzędna,
ale słuchając śpiewów hinchady(argentyńskie określenie na ultras) River, chcąc
nie chcąc, musiałem im zacząć kibicować.
Gdy na początku drugiej połowy, prowadzenie dla gospodarzy uzyskał, reprezentant Kolumbii
– Balanta, stadion oszalał,a ja wraz z nim. Powoli zacząłem rozumieć też niektóre
stadionowe przyśpiewki. Większość z nich było tak poprawnych politycznie jak
poglądy Janusza Korwina-Mikke, jednak nie słyszałem by stadion został
zamknięty, albo o innych karach ze względu na nie. Karnawał na trybunach trwał
i….nie przerwała go nawet bramka strzelona dla gości w 88 minucie. Dopiero końcowy gwizdek
zakończył śpiewy. I tu kolejne zaskoczenie, nie widać było złości wśród kibiców,
raczej zadowolenie,że byli świadkami dobrego widowiska.
Po zakończeniu meczu nie mogłem udać się od razu
w drogę powrotną. Wcześniej pisałem o tym czego lub kogo nie lubię w piłce. Nigdy nie mogę zrozumieć kibiców, którzy 15, 10 minut przed końcem meczu, wychodzą ze stadionu, w celu
uniknięcia korków. W Argentynie takiego problemu nie ma, bo bramy otwierane są
dopiero, 20-30 minut po ostatnim gwizdku sędziego. Najpierw wypuszczani są ze
stadionu goście, następnie gospodarze i
jakoś nikt nie płacze,że musi stać w korkach.
Po wizycie na el Monumental, życzliwej patrzę na
futbolowych turystów, bo nie ważne skąd pochodzimy, ale łączy nas miłość do
piłki a jak w rodzinnej miejscowości
szans na dobry futbol nie ma, to
można obejrzeć emocjonujące spotkanie w innym miejscu. Może nie stałem się wielkim fanem River, ale wyniki śledzę
regularnie i może wy też powinniście, przecież barwy mają bliskie każdemu
Polakowi.
Rewelacyjny tekst, wciągający i interesujący :) Faktycznie, argentyńskie trybuny to jedne z najgorętszych na świecie, mimo, że bywają niebezpieczne to przeżycie choćby jednego meczu na takowym powinno się polecać każdemu kibicowi piłki. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się obejrzeć River - Boca na żywo :)
OdpowiedzUsuńNiesamowici są Ci kibice z River. Pamietam ta 8-kilometrowa flage, ktora nioslo 15 tysiecy ludzi. Bez watpienia to jedni z najbardziej fanatycznych kibicow na swiecie.
OdpowiedzUsuńrozmawialem z fanem drugoligowego klubu talleres de cordoba ( wychowankiem jest pastore) i chwalil się ,że jego klub szczyci sie najwieksza flaga na swiecie ( nie udalo mi sie tego sprawdzić)
UsuńSwietny tekst. Czekam na ciag dalszy
OdpowiedzUsuńRewelacja. Marzenie każdego kibica!
OdpowiedzUsuń