Brazylijczycy muszą być napiętnowani jakimś futbolowym
błogosławieństwem, nawet pomimo horroru w meczu z Niemcami, jaki zafundowali
Canarinhos podczas mistrzostw świata. Jak inaczej uwierzyć w fakt, że tak wielu
z nich dostąpiło zaszczytu wejścia na szczyt piłkarskiego świata. Pele,
Garrincha, Rivelino, Zico, Socrates, Romario, Bebeto, Ronaldo, Ronaldinho,
Roberto Carlos, Jardel, Kaka… można by wymieniać bez końca. A ilu tych
zdobywców piłkarskiego szczytu umyka w tej niekończącej się wyliczance? Dziś
przedstawimy Wam jednego z nich. Evanivaldo Castro Silva, czyli Cabinho, jest
kolejnym kanarkiem, który zasłużył na miejsce w galerii sław. Tyle, że jego
droga na szczyt była nieco inna niż w przypadku wyżej wymienionych. Jego droga
do nieśmiertelności wiodła przez Meksyk.
Cabinho pierwsze futbolowe kroki
stawiał w klubie America Sao Paulo. W wieku 20-lat przeniósł się do słynnego
Falmengo, gdzie nie przekonał sztabu szkoleniowego do swojego talentu. Po
rozegraniu sześciu spotkań i strzeleniu jednej bramki poszukał nowych wyzwań w
innym miejscu. W kolejnych klubach również musiał godzić się z rolą zmiennika
lub rezerwowego. W Portuguesie czy Atletico Mineiro jego rywale do miejsca w
wyjściowym składzie zawsze mieli lepsze notowania i szkoleniowca.
W sumie to nie dziwi, bo w Brazylii piłkarzy o wysokich umiejętnościach można znaleźć dosłownie wszędzie i przebicie się wśród nie należy do łatwych zadań. Zawodnicy, którzy potrzebują regularnych występów zanim pokażą na co naprawdę ich stać często popadają zapuszczają korzenie na ławce rezerwowych i rozmieniają w ten sposób swój talent na drobne. Chyba, że spróbują powalczyć o swoją karierę gdzieś indziej.
W sumie to nie dziwi, bo w Brazylii piłkarzy o wysokich umiejętnościach można znaleźć dosłownie wszędzie i przebicie się wśród nie należy do łatwych zadań. Zawodnicy, którzy potrzebują regularnych występów zanim pokażą na co naprawdę ich stać często popadają zapuszczają korzenie na ławce rezerwowych i rozmieniają w ten sposób swój talent na drobne. Chyba, że spróbują powalczyć o swoją karierę gdzieś indziej.
Wyjazd do Meksyku może wydawać
się dosyć odważnym ruchem, ale co innego pozostało 26-letniemu piłkarzowi,
który nie może sobie znaleźć miejsca w ojczyźnie? Oczywiście popularny „Cabo”
mógł zmienić branżę i zostać na przykład poławiaczem krabów, czy innych
stworzeń pływających przy brazylijskich plażach, ale wiedział, że stać go na
znacznie więcej niż do tej pory pokazał. Wybrał więc Meksyk i założył koszulkę
tamtejszego Pumas. Pierwszy sezon był udany, ale nie jakiś wyjątkowy. 16
zdobytych bramek miało być dobrym preludium dla późniejszych dokonań.
Kiedy nasz bohater przyzwyczaił
się już do meksykańskiego klimatu, nabrał nieco więcej pewności siebie i złapał
właściwy rytm, grając regularnie w pierwszym składzie, jego dokonania przeszły
najśmielsze oczekiwania. W drugim sezonie został królem strzelców ligi
meksykańskiej z dorobkiem 29 goli (zaliczył trzy hat-tricki, dołożył do tego
też przysłowiową „karetę”, czyli cztery gole w jednym meczu). Trafiał na
wszelkie możliwe sposoby, lewą nogą, prawą, z daleka, z bliska, ale jego
największym atutem była gra głową. Precyzyjne strzały po dośrodkowaniach ze
skrzydeł czy efektowne szczupaki to znak firmowy słynnego Cabinho.
W sezonie 1976/1977 Brazylijczyk postanowił pobić własny rekord i oczywiście udało mu się to. Do siatki trafiał 34 razy (cztery hat-tricki i dwie karety). W kolejnym zdobył 33 gole a w następnym 26, co pozwoliło mu czwarty raz z rzędu sięgnąć po koronę króla strzelców. W tym czasie Pumas tylko raz został mistrzem kraju i być może dlatego Cabinho zdecydował się na zmianę barw klubowych i założył koszulkę Atalante Cancun. Czy kolejna przeprowadzka znów będzie okupiona obniżką formy i długim okresem aklimatyzacji? "Cabo" w tym miejscu zadał by pytanie − jaka aklimatyzacja?
W sezonie 1976/1977 Brazylijczyk postanowił pobić własny rekord i oczywiście udało mu się to. Do siatki trafiał 34 razy (cztery hat-tricki i dwie karety). W kolejnym zdobył 33 gole a w następnym 26, co pozwoliło mu czwarty raz z rzędu sięgnąć po koronę króla strzelców. W tym czasie Pumas tylko raz został mistrzem kraju i być może dlatego Cabinho zdecydował się na zmianę barw klubowych i założył koszulkę Atalante Cancun. Czy kolejna przeprowadzka znów będzie okupiona obniżką formy i długim okresem aklimatyzacji? "Cabo" w tym miejscu zadał by pytanie − jaka aklimatyzacja?
Przygoda z Atalante trwała
zaledwie trzy lata, ale to wystarczyło, żeby trzy razy sięgnąć po tytuł króla
strzelców, zdobyć łącznie 105 goli i dopisać do swojego dorobku kolejny tytuł
mistrzowski. A kiedy już zdobył ten upragniony tytuł mistrzowski, spakował walizki
i pojechał na podbój nowego terytorium. Wybrał Club Leon, w którym spędził trzy
lata uwieńczone ósmym tytułem króla strzelców w sezonie 1984/85.
Potem wrócił na chwilę do Brazylii, ale po roku powrócił do Meksyku i założył koszulkę Tigres. W tym klubie w 1988 roku zakończył niezwykle bogatą karierę. Jego dorobek w Meksyku to 415 meczów i 312 bramek. W sumie podczas jego panowania w lidze Meksyku tylko dwa razy przegrał on rywalizację o miano najlepszego strzelca (nie licząc pierwszego sezonu, w latach 1976-1985 wyprzedził go tylko Argentyńczyk Norberto Outes w latach 1983 i 1984). Ale dość już statystyk.
Potem wrócił na chwilę do Brazylii, ale po roku powrócił do Meksyku i założył koszulkę Tigres. W tym klubie w 1988 roku zakończył niezwykle bogatą karierę. Jego dorobek w Meksyku to 415 meczów i 312 bramek. W sumie podczas jego panowania w lidze Meksyku tylko dwa razy przegrał on rywalizację o miano najlepszego strzelca (nie licząc pierwszego sezonu, w latach 1976-1985 wyprzedził go tylko Argentyńczyk Norberto Outes w latach 1983 i 1984). Ale dość już statystyk.
Dlaczego przeciętny kibic nie wie
kim jest Cabinho? Z prostej przyczyny, grał on w Meksyku. Zapewne miał on
oferty z Europy, ale piłkarze z ligi meksykańskiej bardzo niechętnie wyjeżdżali
za granicę. Zarabiali godziwe pieniądze, cieszyli się wielką popularnością,
więc czego mieli chcieć więcej? Selekcjonerzy reprezentacji Brazylii nie
interesowali się zbytnio tą ligą i choćby „Cabo” miał średnią trzech bramek na
mecz to i tak nie dostałby powołania do reprezentacji „Canarinhos”.
Dlaczego więc nie przyjął obywatelstwa meksykańskiego i nie wzmocnił drużyny „El Tri”? Nie pozwoliły na to przepisy. Nie raz, nie dwa, rozważano opcję „wcielenia” ligowego herosa do drużyny narodowej Meksyku, lecz przepisy mówiły, że aby dostać obywatelstwo tego kraju trzeba w nim spędzić dziesięć lat. Brazylijczyk przyszedł do Pumas w wieku 26 lat, więc mógł dostać obywatelstwo dopiero jako 36-latek. Wtedy już raczej nie byłby przydatny dla reprezentacji kraju.
Dlaczego więc nie przyjął obywatelstwa meksykańskiego i nie wzmocnił drużyny „El Tri”? Nie pozwoliły na to przepisy. Nie raz, nie dwa, rozważano opcję „wcielenia” ligowego herosa do drużyny narodowej Meksyku, lecz przepisy mówiły, że aby dostać obywatelstwo tego kraju trzeba w nim spędzić dziesięć lat. Brazylijczyk przyszedł do Pumas w wieku 26 lat, więc mógł dostać obywatelstwo dopiero jako 36-latek. Wtedy już raczej nie byłby przydatny dla reprezentacji kraju.
Evanivaldo Castro "Cabinho" - statystyki kariery:
1968 – 1969 America Sao Paulo ? – ?
1969 – 1970 Flamengo Rio de Janeiro 6 – 1
1971 - Portuguesa 19 – 7
1972 -Atletico Mineiro 13 – 2
1973 – 1974 Portuguesa 36 – 9
1974 – 1979 Pumas 152 – 132
1979 – 1982 Atalante Cancun 128 – 105
1982 – 1985 Club Leon 68 – 40
1986 - Paysandu 0 – 0
1986 – 1988 Tigres 33 – 8
1968 – 1969 America Sao Paulo ? – ?
1969 – 1970 Flamengo Rio de Janeiro 6 – 1
1971 - Portuguesa 19 – 7
1972 -Atletico Mineiro 13 – 2
1973 – 1974 Portuguesa 36 – 9
1974 – 1979 Pumas 152 – 132
1979 – 1982 Atalante Cancun 128 – 105
1982 – 1985 Club Leon 68 – 40
1986 - Paysandu 0 – 0
1986 – 1988 Tigres 33 – 8
Dzięki tekstowi poznałem nowego zawodnika. Nie znałem go kompletnie i nigdy o nim nie słyszałem. Tekst ciekawy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCabinho byl w podobnej sytuacji co Jardel i Elber. Strzelal gole i byl Bogiem zagranica, a w swoim kraju nie byl zbyt ceniony. Jest tez zapomniany
OdpowiedzUsuń