Całkowicie
niespodziewane przenosiny Franka Lamparda do Manchesteru City to nie
pierwsze, i zapewne nie ostatnie tak głośne, a zarazem
kontrowersyjne przykłady braku najmniejszej nawet przynależności
piłkarzy do barw klubowych. Wraz z zakończeniem sezonu 2013/14,
końca dobiegł także kontrakt Lamparda w Chelsea. Pomimo, że już
od dłuższego czasu spekulowano, iż popularny Frank nie otrzyma
propozycji nowej umowy, to odejście 34-letniego Anglika wywołało
spory smutek w szeregach sympatyków "The Blues".
Lampard
nie został zmuszony do długiego oczekiwania na propozycję ze
strony klubów i tak jak większość zawodników powoli
zmierzających na "piłkarską emeryturę" wybrał ofertę
z MLS, a konkretnie New York City. Co ciekawe, rozgrywki
amerykańskiej, najwyższej klasy rozgrywkowej rozpoczynają się
dopiero w marcu, więc klub udostępnił Lamparda do wypożyczenia,
by ten nie stracił rytmu meczowego. Zainteresowanie tymczasowym
nabyciem niezwykle doświadczonego Anglika wykazał najgroźniejszy
rywal Chelsea w walce o tytuł Barclays Premier League, Manchester
City.
Po
stosunkowo krótkich i owocnych negocjacjach Lampard trafił pod
skrzydła Manuela Pellegriniego na okres 6 miesięcy. W momencie, gdy
brytyjskie "Sky Sports" doszło do tej
informacji,
wielu kibiców "The Blues" momentalnie zapomniało o 429
ligowych spotkaniach Franka w barwach ich ukochanego zespołu i
rozpoczęło masową krytykę decyzji Anglika, dodatkowo zarzucając
mu brak najmniejszej nawet lojalności wobec swojego poprzedniego
klubu. Nietrudno zrozumieć wściekłość kibiców Chelsea, którzy
pamiętali symboliczne słowa Lamparda, gdy ten na łamach prasy
obiecywał, że nigdy nie zagra w innym angielskim klubie.
Najwyraźniej, jak można się domyślić, Frank ze Stamford Bridge o
swoich przyrzeczeniach szybko zapomniał. Powyższy, wyjątkowo
niefortunny przypadek Franka Lamparda nie był jednak pierwszą
"zdradą" w historii futbolu.
Luis
Enrique, obecny trener Barcelony, także nie od zawsze wspierał
"Dumę Katalonii". Obecnie rzadko się o tym wspomina, lecz
po transferze ze Sportingu Gijon, Hiszpan przeniósł się do Realu
Madryt, w którym spędził 5 lat swojej kariery. Rozegrał 157
spotkań ligowych, zdobywając 15 bramek. Pod koniec sezonu 1995/96
postanowił nie przedłużać kontraktu z "Galaktycznymi" i
pod pretekstem nieporozumienia z władzami Realu przeniósł się do
Barcelony, która nawet nie była zmuszona do opłacenia transferu.
Nie
trzeba chyba pisać, jak wielkie oburzenie wśród kibiców Realu
wywołał ten transfer. Luis Enrique już na zawsze został
okrzyknięty "judaszem" z Madrytu. Co gorsza dla samego
zawodnika, nie miał on także łatwych początków w klubie z Camp
Nou. Sympatycy Barcelony bardzo sceptycznie przyjęli transfer
gracza, który przez lata służył największemu wrogowi.Mimo
początkowej niechęci, Luis Enrique "wkupił" się w łaski
kibiców "Blaugrany" i do dziś uważany jest za jednego z
najlepszych zawodników w historii klubu. Stał się również jednym
z największych antymadritistów w Barcy. Powyższa, wspomniana
rywalizacja pomiędzy "Galaktycznymi", a "Dumą
Katalonii" elektryzuje niemal cały świat. W Europie odbywają
się jednak jeszcze jedne, obecnie nieco mniej popularne, derby
Glasgow.
Rywalizacja
Celticu i Rangers trwa od samego początku istnienia obu zespołów.
Rzec, że fani "The Bhoys" i "The Gers"
nieszczególnie za sobą przepadają, to nie powiedziec nic. Stąd
też trudno oczekiwać jakichkolwiek transferów pomiędzy oboma
klubami. Jest jednak pewien zawodnik, który grał zarówno Rangers
FC, jak i Celticu. Kenny Miller, szkocki napastnik, który grał
także w barwach Sunderlandu, został uznany za "zdrajcę",
gdy w 2006 roku dołączył do "The Bhoys", mimo, iż
wcześniej spędził sezon u rywala zza miedzy. Okres w Celticu był
wyjątkowo krótki i nieco rozczarowujący. Miller postanowił
spróbować swoich sił w Derby County, a po relegacji popularnych
"Baranów", wrócił do Szkocji, by ponownie występować w
barwach... Rangers FC. Łatwo się domyślić, że kibice do dziś
bardzo dobrze pamiętają Millera, jednak nie przez jego wspaniałe
występy, a częste, ryzykowne zmiany pracodawcy, które przyprawiały
ich o skrajnie negatywne emocje.
Futbol
jest całkowicie nieprzewidywalny, ale możemy mieć pewność, że
każdy medal ma dwie strony, na jednej z nich znajdują się piłkarze
tacy jak Luis Enrique, Kenny Miller, czy nawet Frank Lampard, który
pewnie jeszcze do ubiegłego tygodnia, nie miałby prawa znaleźć
się w tym artykule. Zaś po drugiej, spotykamy zawodników, którzy
do samego końca byli oddani swoim ukochanym zespołom. Nie skusiły
ich większe pieniądze, nowe perspektywy.
Wylewali
krew i pot w każdym spotkaniu, by spełniając krok po kroku małe
cele, dążyć do tego największego. Nie liczyły się dla nich
osobiste wyróżnienia, lecz sukces całego zespołu. Niestety,
piłkarzy o powyższym profilu coraz rzadziej spotykamy we
współczesnym futbolu, dlatego każdy z nich zasługuje na osobne
wyróżnienie. Na szycie listy znajduje się trójka wybitnych
zawodników, którzy na zawsze pozostaną w sercach wielu kibiców.
Pierwszym z nich jest Francesco Totti. Być może krnąbrny i
niepokorny, być może trudny z charakter, ale na pewno w pełni
oddany Romie. Choć był moment, podczas którego mógł przenieść
się do lepszego zespołu, postanowił zostać w Rzymie i stać się
legendą klubu ze Stadio Olimpico. Z pewnością osiągnął swój
cel.
Podobny
status, tyle że w barwach Liverpoolu posiada gracz, który skończył
już piłkarską karierę- Jamie Carragher. Nie ma znaczenia, że
podczas gry dla "The Reds" częściej trafiał do własnej
bramki, niż do siatki przeciwnika, bez znaczenia jest także fakt,
iż często brakowało mu techniki.Popularny Carra dawał z siebie
wszystko w każdym spotkaniu. Niezależnie od klasy rywala, czy
rozgrywek. Za to został pokochany. I przez to zostanie na zawsze
zapamiętany. Carragher słynął również z tego, że bardzo szybko
ucinał spekulację na temat swojej przyszłości. Pewnego dnia
dziennikarz spytał Anglika, czy ten nie myśli o transferze do
"większego" klubu, zbulwersowany Jamie odpowiedział
wówczas:"A niby jaki klub jest większy od Liverpoolu?".
To zdanie wypowiedziane przez wieloletniego stopera The Reds mówi o
jego miłości i lojalności wobec klubu wszystko.
Ostatnim
już przykładem "wielkiego zawodnika jednego klubu", jest
Paolo Maldini. 902 występy w Milanie i 33 trafienia. Absolutnie
fantastyczna statystyka. Włoski obrońca przeżywał z zespołem
"Rossoneri" zarówno lepsze, jak i te gorsze chwile. Brał
udział w feralnym finale Ligi Mistrzów w Stambule, ale również
strzelił gola w finale dwa lata później, w Atenach, kiedy to Milan
"odegrał" się na Liverpoolu, i wygrał 2:1. Maldini nigdy
nie zdecydował się opuścić Mediolanu, w którym zresztą się
urodził. Paolo grał w piłkę przez bardzo długi czas, lecz nawet
kiedy przyszło mu się mierzyć z dużo szybszymi atakującymi,
bardzo często jakiekolwiek braki szybkościowe nadrabiał
niesamowitą umiejętnością ustawienia się. Pomimo, że włoscy
kibice dużo rzadziej przywiązują się do poszczególnych
zawodników, Paolo Maldini był ich absolutnym ulubieńcem. O klasie
włoskiego obrońcy świadczy również fakt, że do dziś, jest
ciepło wspominany nie tylko przez kibiców Milanu, ale także
Interu, Romy, czy nawet Juventusu.
W
każdej karierze jesteśmy zmuszeni do podejmowanie trudnych decyzji.
Często zastanawiamy się co zrobic, gdy ktoś nam proponuje lepsze
pieniądze, inną ściężkę rozwoju czy zmianę pracy. Podobnie
jest w futbolu, gdzie to sami zawodnicy decydują, jak będą
odbierani przez kibiców, a także przez samych siebie. Tylko od
piłkarzy zależy, czy postawią na pieniądze i błysk fleszy, czy
na lojalność i uwielbienie kibiców, które prędzej, czy później
zamieni się w sukces całej drużyny.
Patryk Domagała - obserwuj autora na twitterze https://twitter.com/polik96
jestem kibicem Chelsea już 10 lat i mam wielki szacunek dla Franka za to co zrobił dla klubu on jest jak płuca Chelsea tak jak Gerrard w Liverpoolu i uważam że oddanie go bedzie wielkim błędem ponieważ ucierpi na tym klub . Bez sensu jest to że sprzedają Anglików a kupują obcokrajowców którzy troche pograją i odchodzą po 2 3 sezonach . jedyne gdzie mógłby pójść Lamps to do MLS lub Kataru. Odszedl do najwiekszego rywala i mam za to ogromny zal
OdpowiedzUsuńDokładnie, powinni trzymać go jak najdłużej. Gerrard ma zapewnioną pracę w LFc nawet po zakończeniu kariery. Takie legendy powinny trwać wiecznie.
UsuńTemat zdrad i judaszy zawsze aktualny. Na tej stronie jak zauwazylem jest on dosyc popularny i dobrze. Coraz rzadziej ktos szanuje barwy i przywiazanie do danego klubu
OdpowiedzUsuńFabregas w jedna strone, Lampard niemal w drugą. Renegacu
OdpowiedzUsuńZ Chelsea sympatyzuję i bardzo żałuję, że klub nie zatrzymał takiej legendy jaką jest Frank. Spójrzmy na Carlesa Puyola w Barcelonie, który dostał stanowisko w szeregach Blaugrany po zakończeniu kariery, a przecież miała ona wcale nie nastapić, Raul najprawdopodobniej będzie blisko Realu Madryt w końcu Gerrard w Liverpool'u. Tak powinny zachowywać się kluby w stosunku do swoich, bądź co bądź, ikon, a nie jak to zrobili na Stamford Bridge, gdzie proponowali przedłużenie kontraktu o rok...
OdpowiedzUsuńTakie jest moje zdanie na ten temat.
I podobna sytuacja z Giggsem w United. Kluby powinny szanować swoje legendy, ale i w drugą stronę.
OdpowiedzUsuń