Nie
wiem jak Wam, ale mi sport towarzyszył od dzieciństwa. Zarówno
tenis ziemny, jak i piłka nożna. Nagrywało się kasety VHS, gdy nie
można było zobaczyć spotkania. Zaraz po wybuchu Małyszomanii,
będąc w szpitalu dzieci skakały z łóżek, a potem po wyjściu z
ośrodka okazywało się, że miały one wodę w kolanach. Choć
miałem tylko kilka lat to doskonale pamiętam też sukcesy Legii w Lidze
Mistrzów, potem pamiętne spotkania Widzewa z Atletico Madryt i
Borussią Dortmund.
Nie
interesowało mnie wtedy czy któryś z zespołów dostał walkower.
Można było zbierać poziomki na działce dziadka, potem iść się
wykąpać w jeziorze i już się cieszyć się na samą myśl powrotu
do domu, bo w nocy leciał turniej o mistrzostwo Ameryki Południowej,
czyli Copa America. Gdy innym dzieciom matki lub ojcowie czytały
bajki na dobranoc., ja zasypiałem około drugiej w nocy przy szumie
telewizora. Szumiały oczywiście trybuny. Telewizor nie był w High
Definition, oprawa telewizyjna też nie powalała na kolana. Grunt,
że mieliśmy już wtedy kolorowy, a ja mogłem pasjonować się wyczynami moich idoli.
Większość
pewnie z was wie, że Liga Mistrzów jako pomysł miał skupiać
mistrzów lig Europejskich i tak owszem było do sezonu 1996/1997.
Istniała tylko jedna runda kwalifikacyjna. Ośmiu mistrzów z
lepszych lig grało od razu w fazie grupowej. Szesnaście drużyn w
ośmiu parach walczyło o to zaszczytne miano. Grupy były tylko
cztery. Tak, właśnie w tym sezonie po raz ostatni mistrz Polski
grał w Lidze Mistrzów. Od tej pory próżno szukać kolejnego
naszego występu. Rzekłbym nawet, Polski klub grał ostatni sezon w
prawdziwej Lidze Mistrzów, a potem te rozgrywki zbojkotował. Bo po
co grać w balu przebierańców, gdzie trzeci zespół ligi
Angielskiej może wygrać całe rozgrywki Europejskiej Ligi Mistrzów?
Od
sezonu 1997/1998 zaczęły się kombinacje. Były już dwie rundy
kwalifikacyjne. Mógł grać zarówno pierwszy zespół Serie A oraz
w kwalifikacjach drugi zespół Serie A. Niemieckie kluby miały aż
trzech swoich przedstawicieli. Bayern Monachium, Borussia Dortmund i
Bayer Leverkusen, "Trzech mistrzów Niemiec!". Ilość grup
też powiększyła się do sześciu. Z grup wychodzili zwycięzcy i
dwie drużyny z 2 miejsc z najlepszym bilansem punktowym, a dalej
bramkowym w przypadku tej samej ilości punktów.
Nie
minęły dwa lata i nastąpiła kolejna rewolucja. Ilość rund kwalifikacyjnych
zwiększyła się do trzech. Liczba grup do ośmiu, a po pierwszej
fazie grupowej rozgrywano drugą! Co sam osobiście uważam za
największą głupotę w historii tych rozgrywek. Ten idiotyczny pomysł
zniesiono w sezonie 2003/2004, kiedy to zastąpiono go fazą pucharową. Polskie kluby szanse miały zwykle nikłe.
Do Łodzi przyjeżdzał Manchester United., do Krakowa zawitały takie
firmy jak Real Madryt i FC Barcelona. Co z tego, że kibice obejrzeli wielkie gwiazdy światowego futbolu, skoro to były tylko
kwalifikacje, a duże pieniążki zaczynały się dopiero w fazie grupowej. I prestiż też.
Na
szczęście obecnie panujący Michael Platini w sezonie 2009/2010
oświadczył, basta! Nie możemy tak skazywać słabszych klubów na
pożarcie. Wymyślił kolejny rodzaj kwalifikacji w III i IV rundzie
eliminacji. Tak owszem, dobrze zauważacie, doszła kolejna IV runda
tzw. Playoff. Każdy wie, że mamy podział w III i IV rundzie na
grupę mistrzowską i grupę niemistrzowską. Platini nam tę drogę
ułatwił, Zrobił to w bardzo prosty sposób. Dał 5 frycowych
miejsc dla drużyn z krajów drugiej kategorii i szansę na zaistnienie mniejszych klubów na arenie międzynarodowej.
2008/2009
Wisła - Barcelona (1-4) III runda - triumfator Ligi Mistrzów
2007/2008
Zagłębie - Steaua (0-1) II runda - 1 faza grupowa
2006/2007
Legia - Szachtar (0-1) III runda - 1 faza grupowa
2005/2006
Wisła - Panathinaikos (4-5) III runda - 1 faza grupowa
2004/2005
Wisła - Real (1-5) III runda - 1/8 finału
2003/2004
Wisła - Anderlecht (1-4) III runda - 1 faza grupowa
2002/2003
Legia - Barcelona (0-4) III runda - 1/4 finału
2001/2002
Wisła - Barcelona (3-5) III runda - 1/2 finału
2000/2001
Polonia - Panathinaikos (3-4) III runda - druga faza grupowa
1999/2000
Widzew - Fiorentina (1-5) III runda - druga faza grupowa
1998/1999
ŁKS - Manchester United (0-2) III runda - triumfator Ligi Mistrzów
1997/1998
Widzew - Parma (1-7) III runda - drugie miejsce w grupie A, brak
awansu
Ile
razy Polski zespół nie miał żadnych szans z przeciwnikiem
z górnej półki,? Całe mnóstwo. a jak już byliśmy dwa razy blisko z
Panathinaikosem... to albo brakło doświadczenia w przypadku Polonii
Warszawa, albo nie boję się tego napisać, sędzia okradł nas z
awansu w Atenach w 2005 roku. A współczynnik klubowy nadal nabijał
kobzę bogatym klubom. Oczywiście nie można wszystkiego zrzucać na
niepowodzenia. Wisła przecież mogła wygrać 4-1 u siebie z
Panathinaikosem, nie przegrać zdecydowanie z Anderlechtem. A Legia
powalczyć z Szachtarem w 2007 roku. Zawsze było blisko, czasami
ogromnie blisko. Najpierw był szok, potem przychodziło
rozczarowanie, ostatnie lata to już prawdziwy marazm. Niektórzy
twierdzą, że klątwa.
Był
taki punkt zwrotny w historii Polskich dążeń do Ligi Mistrzów.
Mecz Wisły z Panathinaikosem. Pierwsze spotkanie u siebie wygrane 3-1, ze
stanu 0-1. Rewanż, na trybunach kocioł. Wynik 0-2 i gdy już brakowało nadziei, wtedy Radosław Sobolewski strzelił bramkę życia. Później Wisła rusza do ataku strzela gola na 2-2! Marek Penksa! Ręki nie
ma... Spalonego nie ma... Faulu nie ma... Bramki też nie ma. Jest za
to dyskusja z sędzią. Panathinaikos wznawia grę, strzela gola na
3-1. Ta bramka zostaję uznana. W dogrywce to był już odłożony
topór, a jak mecz się skończył to padli wszyscy. Pozabijali ich
mentalnie. Jacek Gmoch mówił, że Wisła była bardzo bliziutko
awansu, a na środku leżał zapłakany, młody Baszczyński.. Nie
jakby przegrał awans do Ligi Mistrzów, ale jakby przegrał cały
tytuł w finale tych rozgrywek. Wtedy pomyślałem, oni nas tam nigdy nie wpuszczą.
Jakiś czas temu czytałem poruszającą wypowiedź tego samego Jacka Gmocha dotyczącą
walkowera w meczu Celtic - Legia. Przepisy zabijają ducha sportu.
Mógłbym się pod tym podpisać obiema rękami. Oczywiście Legia
według przepisów dostała słuszną karę. Zapewne jakby nie
respektowano tego przepisu to wiele klubów zaczęło by się
powoływać na przypadek Legii w następnych latach. Tylko powiedzcie
mi jak ten przepis bodaj z 2004 roku ma się do idei gry w piłkę
nożną? Federacje piłkarskie namnożyły multum różnych
przepisów. Wiele z nich jest dosłownie krzywdzących. Przez to
właśnie Legia będąca lepsza na boisku od Celticu nie zagra znów
o ten komercyjny puchar, który dałby by im zastrzyk gotówki.
Celtic dostał szansę. Honor nakazywał by nie grać, ale czy wy
będąc na debecie w banku i mając szansę wygrania pensji na
kolejny rok zrezygnowalibyście?
Na koniec nasuwa się pytanie. Czy to jest Liga Mistrzów? Czy
Arsenal jest tegorocznym mistrzem Anglii, a Real Madryt tegorocznym
mistrzem Hiszpanii? Może chociaż AS Roma jest mistrzem Włoch? Nie, to od drugiej połowy 1997 roku nie jest Liga Mistrzów, a komercyjna szopka. Najpierw wyrównane szansę, gdy przez 12 lat Polski klub musiał się bić z
lepszym od siebie zespołem w kwalifikacjach, podczas gdy niektóre
federacje punktowały sobie już w fazie grupowej. Następnie za
milionowe premie skupowały najlepszych zawodników. Ten etap
przejściowy trwał za długo dla wszystkich mniej znaczących
federacji, a dla Polskiej w szczególności. Dla nas był po prostu zabójczy.
W tym momencie przez durny przepis, który wypacza ideę sportu oraz
przez własną głupotę, kolejny raz możemy sobie włączyć Ligę
Mistrzów i Niemistrzów albo w telewizji, albo na play station.
Maksymilian Fota
Maksymilian Fota
Polskiej piłce nic nie pomoże, sami podkładamy sobie kłody pod nogi.
OdpowiedzUsuńNiezły tekst. Najblziej bylismy za czasow Wisly, ale potem jak odpadalismy to bylo zalosne. Polska pilka to dno. Legia jak raz grala lepiej, to nie zglosila. Ach
OdpowiedzUsuń