Grecka tragedia, Costa bRica do ćwierćfinału

Mundialowy klasyk zawiódł. Dwie wielkie niespodzianki mundialu w Brazylii nie stworzyły wielkiego widowiska. Mało tego nie zagrały nawet na swoim poziomie, co może oznaczać tylko jedno: mecz był słaby. Oba zespoły liczyły na kontry, choć żaden z nich nie atakował. Oba obawiały się utraty gola i możliwości odrabiania strat.  Dominowała defensywa i antyfutbol. Czyli wszystko to czego nienawidzimy i czego dotychczas na tym mundialu brakowało. Na szczęście. 

Mecz 1/8 finału zwycięzcy grupy śmierci - Kostaryki i drugiego zespołu grupy D - Grecji nie zapowiadał się pasjonująco. Przed tym spotkaniem mogliśmy mówić i przewidywać wiele, ale jednego mogliśmy być pewni. Zwycięzca będzie najgorszym ćwierćfinalistą mundialu od lat. Kostaryka zachwycała podczas meczów grupowych, polubiłem ich jako kopciuszka, outsidera, który niespodziewanie wygląda pięknie podczas balu, a nawet wesela. Byłem jednak pewien, że potyczka z Grecją nie będzie wielkim piłkarskim świętem, a spotkaniem dla tzw. koneserów. Niestety, nie myliłem się. 

Wczorajszej nocy Grecja spotkała się z Grecją. Podobne w grze obu zespołów było niemal wszystko. Defensywny styl, zajezdnia autobusowa pod bramką i... koszulki. Żadna z drużyn nie kwapiła się do ataków. I Kostaryka i Grecja wyglądały ociężale, a ich sposób gry mówił nam wprost: mamy wiele ciekawszych rzeczy do roboty, ale jeśli już tak chcecie, to zagramy. Ale co do poziomu i stylu nie umawialiśmy się.

W pierwszej połowie spotkania nie działo się nic ciekawego. Z każdą minutą męczyłem się coraz bardziej oglądając nudny pojedynek w najlepszej szesnastce turnieju. Przeważał chaos, nieporządek i niepokój. Niepokój o to, że być może to my zaraz stracimy gola i będziemy musieli zaatakować. Podczas pierwszej części gry było to bardzo dobrze widoczne. W pierwszej połowie groźnie pod bramką Greków było tylko... raz. W siódmej minucie gola mógł zdobyć Christian Bolanos, ale do szczęścia brakowało wiele.

Świadkami kolejnej w miarę ciekawej akcji byliśmy dopiero w 28. minucie, gdy z dystansu uderzał kapitan Greków Giorgios Karagounis, ale na posterunku stał bramkarz Keylor Navas. Dziewięć minut później uratował swój zespół jeszcze raz, gdy z bliskiej odległości chciał go pokonać Dimitrios Salpingidis. Tym samym potwierdził, że jest największym odkryciem turnieju w Brazylii. A swojego czasu miał grać  w Wiśle Kraków. Ach, ta polska myśl szkoleniowa...

Po zmianie stron byliśmy świadkami ciekawszego spotkania. Po akcji kompletnie z niczego, podanie otrzymał Ruiz i cichutko, dokładnie, pasóweczką umieścił piłkę w siatce. Piłkarze z Hellady mogą też mówić o wielkim szczęściu. Chwilę później arbiter spotkania nie podyktował prawidłowego rzutu karnego. Australijski sędzia Benjamin Williams nie widział, jak Vasilis Torosidis zagrał ręką w polu karnym. Od tego momentu Kostarykanie grali coraz gorzej, a zaatakować musieli Grecy. Krótko mówiąc, przyszłość spowitała mgłą niepewności.

Dla Kostaryki najbliższe minuty nie okazały się jednak pozytywne. W 66 minucie drugą żółtą kartkę otrzymał Oscar Duarte i wyleciał z boiska. Na murawie natychmiast pojawił się Theofanis Gekas, który miał zbawić Greków. Kostaryka zaczęła się bronic całą drużyną, a tylu Greków nie było w polu karnym rywala od czasu, gdy w 2004 roku pod trybuną z kibicami świętowali zdobycie mistrzostwa Europy - pisali eksperci. W końcu się udało po błędzie znakomitego tego dnia Navasa, a piszczel Sokratisa skierował piłkę do bramki przeciwników. I jeszcze raz słowa od eksperta, tym razem innego: "Piszczel Sokratisa zbliży sie popularnością do pięty Achillesa". Nic dodać nic ująć. Mówiąc krótko, na twitterze żaden mecz nie jest nudny. Koniec regulaminowego czasu gry, fani odetchnęli, licząc na koniec tego nudnego spotkania. Niestety, to faza pucharowa. A więc, kara dla kibiców. Dogrywka.

Przepisy się zmieniły, więc nie mogliśmy czekać na zbawienie czyli Złotego Gola. Kostaryka cały dodatkowy czas gry grała stylem Greków. Wybijała piłki z własnego pola karnego, niemal nie wychodząc z własnej połowy i czekając na cud. Cud się ziścił, bo amerykańskiej drużynie udało się nie stracić bramki, a sędzia przerwał tę farsę i ogłosił konkurs rzutów karnych. Pewien, że w karnych padną gole nie byłem. Nie będę ukrywał. Wiedziałem tylko, że Grecy będą chcieli zagrać na zero z tyłu. 

W karnych bezbłędni byli piłkarze z Kostaryki, którzy pokonali Greków 5-3. Decydującą jedenastkę przestrzelił Gekas, który zawsze słynął z idealnego wykonywania jedenastek. W tej samej chwili drużyną, która ostatnio pokonała Kostarykę na mundialu pozostała Polska, a bohaterem Bartosz Bosacki. Strzelec dwóch goli w tamtym spotkaniu.

W końcu Greja odpadła. Była najsłabszą drużyną z całej szesnastki, która przeszła do fazy pucharowej. Nudny, defensywny antyfutbol na kiepskim poziomie zakończył swoje panowanie w 1/8 finału. Grecy mieli furę szczęścia, dwukrotnie strzelając bramki w doliczonym czasie gry. I to w kluczowych meczach. Czyli tak jak od 2004 roku. Cofnij się, powalcz, wybij, jeszcze raz się cofnij, powalcz i wybij, potem wymuś stały fragment i strzel gola. I tak w kółko. Wczoraj Grecja grała tak, że nawet Zeus przysnął. Kiedy się obudził, było już za późno...