Z jednej strony idole i legendy rodzimych kibiców, z drugiej nieszanowani w klubach , opluwani i wygwizdywani. Piłkarscy geniusze nie zawsze cieszą się taką sympatią rodzimych fanów, jak tych klubowych. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego są lub byli nielubiani przez fanów klubów, w których grali, a często nawet nienawidzeni? Zapraszam do lektury.
Podróż
rozpoczynamy od naszego grajdołka. W Polsce jako kochani w
reprezentacjach, a nienawidzeni w klubach zostali zapamiętani przede
wszystkim Zbigniew Boniek i Jan Tomaszewski. Pierwszy z nich,
jeden z najlepszych reżyserów gry w historii polskiej piłki po
kilku owocnych latach gry dla Juventusu, przeniósł się do Romy.
Czyli odwiecznego rywala Bianconeri.
Jak nie trudno
się domyślić kibice Juve nie byli zachwyceni. „Zibi” był
wielokrotnie wygwizdywany i obrażany. Mimo kilkudziesięciu meczów i 14 goli
nie został włączony do alei sław turyńskiego klubu, tylko
dlatego, że odszedł do Romy. A jak uznali fani Juve, judasze
legendami klubu być nie mogą. W Polsce, jak wiemy Boniek cieszył
się wielkim szacunkiem, będąc najlepszym polskim zawodnikiem lat
osiemdziesiątych i idolem młodzieży.
Podobną drogę
przeszedł rekordzista pod względem obronionych karnych w
mistrzostwach świata Jan Tomaszewski. Były bramkarz Legii postanowił przenieść się do ŁKS-u Łódź, czym nie
zaskarbił sobie szacunku żadnych z wyżej wymienionych klubów.
Natychmiast stracił szacunek fanów, zresztą transfery z Łodzi do
Warszawy zawsze odbijały się głośnym echem. Tomaszewski przeszedł
do historii jako świetny bramkarz reprezentacyjny, ale także
klubowy zdrajca.
Z Polski
przenosimy się na południe. A konkretnie do Czech. Tam przez lata
prym wiódł genialny pomocnik – Pavel Nedved. Zwycięzca
Złotej Piłki 2003 i jeden z najlepszych zawodników drugiej linii w
historii swojego kraju. Niezwykle szanowany i uwielbiany przez
czeskich kibiców Nedved we Włoszech nie zaskarbił sobie serc
kibiców. A przynajmniej nie wszystkich. W 2001 roku podjął bowiem
nietypową decyzję. Zamienił Lazio Rzym na Juventus Turyn, a kibice
przez lata nie mogli mu tego wybaczyć. Łagodnie mówiąc czeski
pomocnik nie był lubiany na Stadio Olimpico. W swoim kraju stał się
jednak legendą i symbolem sukcesu.
Z Czech wędrujemy
na zachód, do naszych kolejnych sąsiadów – Niemców. Idealnie
pasującym do naszego zestawienia piłkarzem był Thomas Helmer.
W trakcie swojej wspaniałej kariery 68-krotny reprezentant Niemiec
grał m.in dla Borussi Dortmund, Bayernu Monachium czy Herthy Berlin.
Klubowi kibice w Niemczech uważali go za sprzedawczyka i judasza.
Wybitny pomocnik nigdy nie brał pod uwagę szacunku do barw
klubowych. Jednak w reprezentacji Helmer od zawsze był szanowanym
zawodnikiem. Zawsze oddającym serce na boisku i walczącym o dobro
reprezentacji. Został też okrzyknięty jednym z ojców sukcesu
mistrzostwa Europy wywalczonego przez Niemcy w 1996 roku.
Inną legendą
niemieckiej piłki, a zarazem zawodnikiem wygwizdywanym przez
klubowych fanów był Jurgen Kohler. Mistrz świata z 1990 i
Europy z 1996 roku, jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy w
dziejach tamtejszego futbolu to synonim zdrajcy. Najpierw przeniósł
się z FC. Koeln do Bayernu Monachium, co jeszcze nie było aż tak
wielkim przewinieniem, a kilka lat później po powrocie do kraju z
Włoch, został zawodnikiem Borussi Dortmund. Kibice „Gwiazdy
Południa” natychmiast znienawidzili twardego obrońcę, na
trybunach pojawiły się upokarzające „Koksera” transparenty, a
na meczach padające w jego stronę obelgi. W reprezentacji Niemiec
Kohler był jednak uwielbiany i zagrał aż w 105 meczach. W latach
90. wraz z Lotharem Mattheausem tworzył mur berliński, jedną z
najlepszych defensyw na świecie.
Następnym
piłkarzem, który zdradził swój dotychczasowy klub i tym samym
naraził się kibicom jest Thomas Linke. Były obrońca
niemieckiej reprezentacji narodowej występował w Schalke, po czym
przeniósł się do Bayernu. Zagorzali fani klubu z Gelsenkirchen
zadbali o to, by Linke poczuł się jak morderca, głośno dając
wyraz swojemu niezadowoleniu. W reprezentacji Niemiec zagrał w 43
meczach i w przeciwieństwie do historii klubowych był powszechnie
ceniony i szanowany.
Kolejnym świetnie
pasującym przykładem do naszego rankingu jest Oliver Kahn,
pierwszy bramkarz w historii wybrany na najlepszego zawodnika
mistrzostw świata (Korea i Japonia 2002). Uwielbiany w
reprezentacji, często wygwizdywany na boiskach w Niemczech. Sympatię
kibiców kadry zyskał przede wszystkim dzięki fantastycznej
postawie w reprezentacyjnej bramce i ustąpieniu miejsca w bramce
Jensowi Lehmannowi podczas MŚ w 2006 roku. Antypatię gestami i trudnym charakterem. Jednak jako reprezentacyjny goalkeeper na zawsze pozostał legendą i idolem kibiców.
Z Niemiec
niedaleko już do Holandii, gdzie również możemy znaleźć kilka
sytuacji, które nas interesują. Clarence Clyde Seedorf to
zawodnik, który
zasłynął jako wspaniały pomocnik, który z trzema różnymi
zespołami wygrywał Ligę Mistrzów, ale również jako synonim
judasza. W latach 1999-2002 Holender występował w barwach Interu
Mediolan, by w 2003 roku podpisać kontrakt z lokalnym rywalem –
Milanem. Kibice uznali go za zdrajcę i renegata. Grożono mu
śmiercią, a jego życie stało się niekończącym się pasmem
niebezpieczeństw. W Holandii Seedorf był jednak idolem. Zagrał w
kilkudziesięciu spotkaniach reprezentacji, a miejscowy fani kochali
świetnie wyszkolonego technicznie pomocnika. I wspierali go jak
mogli.
W zespole
„Oranje” przez wiele lat występował również Jaap Stam.
Był jednym z najważniejszych zawodników w reprezentacji Holandii,
która podczas mundialu 1998 jak i ME w 2000 roku zajmowała czwarte
miejsce. W 2001 roku przeniósł się do Serie A, a konkretnie do
Lazio, gdzie został zdyskwalifikowany na cztery miesiące za doping.
Kibice nie przepadali za holenderskim obrońcą, a jego transfer do
Milanu przelał czarę goryczy. W końcu transfery między
największymi klubami we Włoszech zawsze mają poważne
konsekwencje. W drużynie narodowej Stam nie stracił jednak
poważania i łącznie zagrał w 67 spotkaniach. W latach 90. uważany
był za najważniejszą postać defensywy „Oranje”.
Szalenie znanym i
lubianym zawodnikiem w Holandii był również Boudewijn Zenden.
Utytułowany pomocnik zagrał w 54 meczach reprezentacji, ale w
karierze klubowej popełnił jeden poważny błąd. Jako były
piłkarz Chelsea, przeniósł się bowiem do Liverpoolu. Kibice
angielscy nie potrafili zaakceptować holenderskiego skrzydłowego.
Zenden musiał przyzwyczaić się do wyzwisk i przedmiotów lecących
w jego stronę, przeważnie podczas meczów na Anfield Road.
W grupie
kochanych w reprezentacji, wygwizdywanych w klubach jest również
genialny defensywny pomocnik holenderski – Edgar Davids.
Wystarczy napisać, że w trakcie swojej kariery grał w Milanie,
Juventusie i Interze. Wzór dla holenderskich kibiców, we Włoszech
stał się symbolem judasza i zdrajcy.
Ostatnim głośnym
przykładem z Holandii jest odejście ulubieńca kibiców i idola
młodzieży Robina van Persie z Arsenalu do Manchesteru
United. Napastnik po latach spędzonych na Emirates Stadium, w
poszukiwaniu sukcesów podpisał kontrakt z zespołem z Old Trafford,
co bardzo nie spodobało się kibicom obu drużyn. Jak pisali fani
„The Gunners” Van Persie sam wykopał sobie grób, a jego
odejście do odwiecznego rywala to wstyd dla klubu. Fani United też
długo nie mogli przeboleć transferu skutecznego napastnika, ale
zmienili zdanie po kilkunastu golach Holendra w ich ukochanych
barwach. Choć w myślach wciąż zapewne widzą go w koszulce
Kanonierów.
Z Holandii
przenosimy się do Francji. Jednym z najlepszych pomocników lat 90.
był tu bez wątpienia Didier Deschamps. Jako kapitan
poprowadził reprezentację Francji do mistrzostwa świata i Europy,
a mało kto pamięta, że w trakcie swojej kariery był zawodnikiem
zarówno Marsylii jak i Bordeaux. Co jak wiemy nie jest zbyt
powszechnym kierunkiem zmian. Kibice nie byli zachwyceni, ale
pomocnik został zapamiętany jako wybitny zawodnik reprezentacji, w
której zagrał w 103 spotkaniach.
Podobną drogę
przeszedł Christophe Dugarry, który był wychowankiem
Bordeaux, w którym rozpoczął poważną karierę. Po występach w
Milanie i Barcelonie przeniósł się jednak do Marsylii, by w 2002
roku powrócić do swojego rodzinnego miasta i klubu. Nie wszyscy
kibice przyjęli tę decyzję z radością. Jednak zdecydowana ich
większość tak jak w przypadku Deschampa zapamiętała go jako
filara reprezentacji Francji.
Jednym z
najwybitniejszych pomocników francuskich lat osiemdziesiątych był
Jean Tigana. Wraz z Giressem, Fernandezem i Platinim
tworzył najlepszą linię pomocy na świecie. W trakcie swojej
kariery liczyły się dla niego trofea, a nie przynależność
klubowa. I tak grał w barwach Lyonu, Bordeaux, Marsylii i Monaco.
Takimi transferami nie zaskarbił sobie szacunku fanów klubowych we
Francji.
Wielokrotnie był
obiektem złośliwych komentarzy, drwin i nieprzyjemności fanów
swoich byłych zespołów. W reprezentacji jednak zawsze kibice
doceniali jego grę i wpływ na wyniki kadry.
Kolegą Tigany z
reprezentacji Francji był Marius Tresor. Świetny obrońca
„Trójkolorowych” podobnie jak wyżej wymienieni zawodnicy
również był bohaterem transferu pomiędzy największymi klubami w
kraju. W... roku zamienił Marsylię na Bordeaux i musiał
przyzwyczaić się do przejawów braku szacunku ze strony fanów
poprzedniego klubu. We francuskiej kadrze pozostał jednak symbolem
walki, determinacji i solidności. W reprezentacji zagrał w sumie w
65 meczach, w których strzelił 4 gole.
Znienawidzonym w
Anglii, a uwielbianym we Francji piłkarzem był Emmanuel Petit.
Pomocnik ekipy „Trójkolorowych” w swojej karierze grał w
barwach Arsenalu, po czym został piłkarzem Chelsea Londyn. Judasz,
zdrajca, dezerter, renegat, najemnik, określeń z pomocnika nie było
końca. Kibice Arsenalu raz po raz dawali wyraz swojemu
niezadowoleniu, a Petit mógł spodziewać się, że na Highbury
spokoju nie zazna. W reprezentacji Francji Emmi zagrał w 63 meczach,
strzelił 6 goli, został mistrzem świata i Europy, czym zasłużył
sobie na dozgonny szacunek francuskich kibiców.
Z Francji
wędrujemy na południe Europy. A konkretnie do Chorwacji. Najlepszy
napastnik w historii tamtejszego futbolu i król strzelców mundialu
we Francji w 1998 roku, Davor Suker to kolejny przykład
piłkarza kochanego w reprezentacji, a niekoniecznie w klubach, w
których grał. W drugiej połowie lat 90. napastnik zdecydował się
na transfer do Realu Madryt i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby
wcześniej nie był zawodnikiem Sevilli. W Andaluzji Suker nie mógł
spodziewać się ciepłego powitania, będąc już zawodnikiem
„Królewskich”. Kilka lat później transfery między tymi
klubami stały się czymś normalnym, ale wtedy w latach 90. do
normalności brakowało wiele.
Nasza podróż
kolejny przystanek notuje w Portugalii, gdzie zawodników kochanych w
reprezentacji, a wygwizdywanych w klubach było wielu. Jednym z nim
był Luis Figo, który był bohaterem jednego z najbardziej
skandalicznych transferów w historii futbolu. Portugalski dezerter
na początku XXI wieku przeniósł się z Barcelony, w której
występował przez 5 lat do Realu Madryt. Przyjęcie Figo w Katalonii
było nadzwyczaj niemiłe. Gdy Portugalczyk wykonywał rzut rożny
nad trybunami unosił się świński łeb z podobizną Luisa. Trybuny
wypełniały transparenty z wyzwiskami, a kibice nie przestawali
gwizdać na swojego byłego podopiecznego. Jeden z największych
judaszy w historii futbolu pogodził się z reakcją kibiców i stał
się legendą tego sportu. I jednym z najwybitniejszych portugalskich
piłkarzy wszech czasów.
Kolejnymi
piłkarzami uwielbianymi w Portugalii, a znienawidzonymi przez niemal
cały świat są Pepe i Raul Meireles. Obaj zawodnicy
słyną z agresji, złości i boiskowego chamstwa. Wielokrotnie
bardziej niż swoją grą zasłynęli brutalnymi faulami i bójkami.
Taką grą nie można zostać ulubieńcem kibiców na całym świecie.
Nie można też zdobyć szacunku fanów. Tak przynajmniej by się
wydawało. Tak też uważa prawie cały świat, poza Portugalią.
Krajem, w którym kibice doceniają taki styl gry swoich ulubieńców,
nazywając ich gladiatorami i zawodnikami o wybitnym poziomie
determinacji i ambicji.
W Portugalii
największym idolem jest oczywiście Cristiano Ronaldo. Ale i
wobec tego zawodnika świat jest podzielony. Jedni go kochają za
grę, podziwiają jego talent i determinację, drudzy krytykują go
za zarozumiałość, mało męską grę i delikatność. A jeszcze
kilka lat temu również za agresję.
Jako nastolatek
jeszcze gorzej niż dziś znosił porażki, co kilkukrotnie kończyło
się boiskowymi aferami i skandalami. Był też bohaterem kilku
skandali obyczajowych, co nie najlepiej odbiło się na jego
reputacji. Jednego wszyscy są pewni, Ronaldo to piłkarz genialny, a
niektórzy już dziś nazywają go najlepszym zawodnikiem w dziejach
portugalskiego futbolu. Ja bym jednak apelował o spokój. Był Figo,
był Eusebio, więc z takimi sądami bym się wstrzymał.
Przynajmniej jeszcze przez kilka lat.
Czas na podróż
do Hiszpanii. W latach 20. i 30. poprzedniego stulecia „La Bestia
Negra” miała najlepszego bramkarza na świecie. Był nim bez
wątpienia Ricardo Zamora. Jego refleks i fantastyczne
interwencje przeszły do legendy futbolu. Zamora w trakcie swojej
kariery został ulubieńcem kibiców reprezentacji Hiszpanii, ale w
klubach, w których grał był często wygwizdywany. Nic dziwnego, w
końcu reprezentował barwy kolejno Barcelony, Espanyolu Barcelona i
Realu Madryt. Niełatwe życie w kraju i wojna domowa zmusiły
jednego z najlepszych bramkarzy w dziejach futbolu do wyjazdu z
kraju. Trafił do Nicei, gdzie grał do końca swojej bogatej
kariery.
Idealnie
pasującym puzzlem do naszej układanki jest również Cesc
Fabregas. Hiszpański pomocnik, po latach spędzonych w Arsenalu
i wielu wypowiedziach dotyczących miłości do tego klubu, po
przygodzie z Barceloną, został piłkarzem Chelsea. Czyli jednego z
największych wrogów „The Gunners”. Londyn natychmiast
zwariował. Kibice Arsenalu w sekundzie tak bardzo znienawidzili
Cesca, jak go wcześniej kochali. Powrót Fabregasa na Emirates
Stadium już w koszulce Chelsea, będzie zapewne najtrudniejszym
momentem w karierze kochanego w Hiszpanii pomocnika.
Byliśmy w
Hiszpanii, pora na Włochy. A w Italii liczba piłkarzy, o których
nam chodzi, jest zatrważająco wysoka. Znaleźliśmy ich kilkunastu,
opiszemy siedmiu najbardziej znanych. Zaczynamy od najlepszego
włoskiego bramkarza wszech czasów – Dino Zoffa. „Dino
Nationale” pobił wszelkie rekordy. Został najstarszym mistrzem
świata – 40 lat, zagrał 112 razy w reprezentacji Włoch,
czterokrotnie zdobył scudetto i stał się legendą w Italii.
Legendą reprezentacji, później też Juve, ale wcześniej bronił
dostępu do bramki Napoli. Odejście z mafijnego klubu do Bianconeri,
nie wszystkim przypadło do gustu, a kibice nie dawali Dino żyć. Z
czasem coraz większych sukcesów włoskiego futbolu, życie
bramkarza powoli wracało jednak do normalności...
Za judasza we
Włoszech uważany był Roberto Boninsegna, który zamienił
Inter Mediolan na Juventus Turyn, co jak wiemy jest zabiegiem bardzo
ryzykownym. Na taki sam ruch zdecydował się również Fabio
Cannavaro. W odwrotnym kierunku za to powędrował Giovanni
Ferrari, który jeszcze wcześniej bronił barw Napoli. Każdy z
nich oddał całe swoje serce reprezentacji, co doceniali kibice, ale
również wyżej wymienieni piłkarze byli regularnie obrażani na
stadionach we Włoszech.
Innym bohaterem
skandalicznego transferu był Fulvio Collovati. Najpierw grał
przez 6 lat dla AC Milan, by kolejne cztery spędzić w barwach
Interu. Reakcja kibiców mogła być tylko jedna. Gwizdy, złośliwości
i niezdrowe emocje. W reprezentacji Collovati przeżywał już
całkiem inne doznania. Przedstoper wystąpił bowiem na czterech
mundialach, a w 1982 roku sięgnął po mistrzostwo świata. Tym
samym przynajmniej w kadrze był cenionym zawodnikiem.
Kolejnym wybitnym
włoskim zawodnikiem, który był bohaterem zaskakującej zmiany
klubu był Fabio Capello. Pomocnik niewątpliwie wybrał drogę
pod prąd, zamienił Romę na Juventus i nie mógł liczyć na
szacunek kibiców swojego byłego klubu. Na szczęście dla niego
samego grał w reprezentacji. I to z całkiem dobrym skutkiem. W
kadrze zagrał w 32 meczach i strzelił 8 goli, co rekompensowało mu
ciężki żywot w spotkaniach klubowych.
Ostatnim we
Włoszech ze słynnych przykładów pasujących do naszego rankingu
jest Gianluca Zambrotta. Doskonały lewy obrońca pod koniec
swojej kariery przeszedł do Milanu, będąc wcześniej zawodnikiem
Juventusu.
W drużynie
Bianconeri grał przez siedem lat i to właśnie fani Juve
prześladowali obrońcę po jego odejściu do Mediolanu. W
reprezentacji Zambrotta niemal zawsze zachwycał. Kochała go cała
Italia, poza wspomnianym Turynem, a wśród kibiców uchodził za
jednego z najlepszych obrońców na świecie.
Opaleni i
wypoczęci po wizycie na południu Europy w trybie natychmiastowym
lądujemy na północy Starego Kontynentu. W Skandynawii również
miały miejsce sytuacje, w których piłkarze kochani w
reprezentacjach, byli wygwizdywani w klubach, w których występowali.
Najpopularniejszy przykład to kariera Michaela Laudrupa.
Duński pomocnik zmieniał kluby niemal jak rękawiczki, drażniąc
kibiców zespołów, z których odchodził. Tak było z fanami Lazio,
gdy przechodził do Juventusu, tak było i później z fanami
Barcelony, gdy podpisywał kontrakt z Realem. Obrażany i poniżany
zagranicą, nie ze względu na grę, ale swoje wybory, w Danii stał
się legendą i idolem kibiców.
Kolejnym
Duńczykiem o podobnej historii jest Soren Lerby. Czyli główna
postać „Duńskiego Dynamitu” z 1988 roku. W swojej karierze
klubowej reprezentował m.in. barwy dwóch odwiecznych klubów
holenderskich. Ajaxu i PSV.
W Holandii był
szanowany za grę, ale nie za podejście do zawodu. Fani wyżej
wymienionych klubów wielokrotnie dawali pomocnikowi do zrozumienia,
że Ajax i PSV w piłkarskim CV to przestępstwo.
Wielbiony przez
tłumy w Danii, a nielubiany za jej granicami był Morten Olsen.
Kapitan i lider reprezentacji Danii lat 80. zdecydował się na
nietypowe ruchy klubowe podczas swojej kariery. A wszystko miało
miejsce w Belgii. Początkowo grał dla Cerele Brugge, potem został
piłkarzem FC Bruksela, a następnie Anderlechtu, z tego samego
miasta. Olsen długo musiał walczyć o szacunek fanów i przez
długie miesiące przechodził przez piekło. Humor poprawiały mu
udane występy w reprezentacji Danii i miliony rozdawanych autografów
w swoim kraju.
Przenosimy się do Szwecji. Geniuszem numer jeden i największym idolem ostatnich lat jest tu rzecz jasna Zlatan Ibrahimovic. Skuteczny napastnik po znakomitym sezonie w Ajaxie 31 sierpnia 2004 roku został piłkarzem Juventusu. Tam w ciągu 2 lat, strzelił 23 gole w lidze, stał się jedną z największych gwiazd Serie A i... podpisał kontrakt z Interem. W Mediolanie trzykrotnie został mistrzem Włoch i miał ogromne problemy z fanami Juve. Kolejnym klubem Szweda była Barcelona, a później wrócił do Włoch, do AC Milan, czyli znów wybrał trasę pod prąd. Tym razem to "Ultrasi" Interu chcieli zrobić krzywdę świetnemu napastnikowi, ale na szczęście skończyło się na groźbach. W ojczyźnie Ibra zawsze był synonimem sukcesu i geniuszu. I tak pozostanie już zawsze, bez względu na klubowe zmiany.
Czas na Wyspy
Brytyjskie. W latach osiemdziesiątych rewelacyjnie w Anglii spisywał
się Peter Beardsley. Bardziej niż formą, zaskoczył jednak
odejściem z Liverpoolu do lokalnego rywala – Evertonu. Skuteczny
napastnik musiał przyzwyczaić się do gróźb, przejawów agresji i
złości kibiców The Reds. Szanowany w angielskiej reprezentacji
zawodnik, na boiskach w Anglii był obiektem drwin i żartów. Ale
sam sobie zgotował ten los...
Uwielbiani przez
angielskich kibiców byli również niepokorni Paul Merson i
Paul Gascoigne. Popularni zarówno ze względu na
znakomite umiejętności piłkarskie, jak i pozaboiskowe wybryki.
Obaj nazywani byli klaunami angielskiego futbolu. Uzależnieni od
alkoholu, narkotyków i hazardu brytyjscy pomocnicy ze względu na
swój charakter i niesportowy tryb życia nie zyskiwali fanów poza
Anglią. Byli raczej wyśmiewani, obrażani i wygwizdywani. A
przynajmniej tak to wyglądało na większości stadionów na
świecie.
Głośnym echem
na Wyspach Brytyjskich odbiła się również kariera Denisa Lawa.
Szkot przyjechał do Anglii tylko po to, by zarabiać pieniądze. W
swojej karierze grał zarówno w Manchesterze City, jak i United.
Absolutnie nie przejmował się uczuciami kibiców, wielokrotnie
mówiąc o nienawiści do Anglików. Fani nie pozostawali mu dłużni
i odpłacali tym samym. Czyli nienawiścią. Na każdym kroku
próbowali ośmieszać szkockiego skrzydłowego, pokazać mu miejsce
w szeregu i prześladowali go jak tylko mogli. I to nie tylko fani z
niebieskiej części Manchesteru. W reprezentacji Szkocji Law zagrał
w 55 meczach, w których strzelił 30 goli. Został absolutną
legendą tamtejszego futbolu i idolem kibiców.Artykuł pojawił się również na portalu http://ekstraklasa.net/
Rewelacyjny tekst. Brawo za pasję!
OdpowiedzUsuńFajne zestawienie. Szczególnie dużo Włochów, gdzie taka sytuacja była bardzo popularna. Będzie druga częśc? z innych kontynentow?
OdpowiedzUsuńBędzie
UsuńCo do Włochów to (chyba)Jose Mourinho powiedział kiedyś, że tam kibice ze sobą nie walczą i nie robią problemów z transferami(np. z Milanu do Interu czy na odwrót). A przykłady Bońka, Nedveda czy Seedorfa pokazują, że to bzdura.
UsuńI Ibry też
UsuńWiekszosc to zdrajcy, ale sami sobie to zrobili. Tak samo ci, ktorzy zmarnowali sobie kariery piciem i uzywkami. Gazza to byl pilkarz. Ogolnie wtedy Anglicy mieli pake
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy zbytnio nie lubiłem Kahna ale był dobrym bramkarzem i potrafił poderwać zespół
OdpowiedzUsuńdo walki. Bez wątpienia to ikona niemieckiego futbolu.Miał groźną twarz esesmana, ale bronił doskonale, choc nigdy nie zostal mistrzem swiata
Zoff był świetny. Wiele mu jednak brakowało do polskich bramkarzy. Dino był solidny, ale nic więcej. Lepszy był i Tomaszewski i Młynarczyk
OdpowiedzUsuńPrzykład z Nedvedem jest kiepski, bo on nie chciał odchodzić z Lazio. Klub naciskał na ten transfer (nawet w wywiadzie o tym opowiadał).
OdpowiedzUsuńAle odszedł, a skutki były takie jak napisałem
UsuńWydaje mi się, że komentarz odnośnie Edgara Davidsa, jest bardzo niesprawiedliwy. "Pitbull" ma swoją gwiazdę na stadionie Juve (kosztem Bonka), i nadal jest ulubieńcem kibiców.
OdpowiedzUsuńW Juve tak, w Mediolanie już niekoniecznie ;)
UsuńCo do Wysp Brytyjskich to można było także opisać transfer Ashleya Cole'a, który z Arsenalu, którego zresztą jest wychowankiem przeszedł do Chelsea
OdpowiedzUsuń