Z jednej strony idole i legendy rodzimych kibiców, z drugiej nieszanowani w klubach , opluwani i wygwizdywani. Piłkarscy geniusze nie zawsze cieszą się taką sympatią rodzimych fanów, jak tych klubowych. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego są lub byli nielubiani przez fanów klubów, w których grali, a często nawet nienawidzeni? Zapraszam na część drugą naszego felietonu.
Z Europy
wylatujemy do Ameryki Południowej. Największą grupę piłkarzy
budzących skrajne emocje na tym kontynencie możemy znaleźć w
Argentynie. Najpopularniejszym z nich jest oczywiście Diego
Maradona. Z jednej strony piłkarski Bóg, geniusz, futbolowy
idol całego świata, z drugiej niepokorny zawodnik, oszust i synonim
nieczystości. I tak był traktowany na całym globie. Jedni go
kochali, drudzy nienawidzili. W Argentynie noszony na rękach, na
świecie często wygwizdywany.
Drogę
z Lazio do Interu lub odwrotnie przebyli natomiast Diego Simeone i
Juan Sebastian Veron. Obaj uwielbiani w kraju azul i
nienawidzeni przez kibiców swoich byłych klubów. We Włoszech
długo musieli starac się o szacunek kibiców, zresztą z różnym
skutkiem. W reprezentacji Argentyny za to od zawsze byli cenieni i
lubiani.
Podobną
drogę we Włoszech przebyli Hernan Crespo i Gabriel
Batistuta. Pierwszy z nich zamienił Lazio na Milan, natomiast
Batigol grał w barwach Fiorentiny, Romy i Interu. W ich przypadku o
uwielbieniu decydowały bardziej strzelone gole niż zmiany klubów.
Choc kibice mieli swoje zdanie i protestowali jak tylko mogli,
przeciwko kolejnym transferom między wielkimi włoskimi klubami. I
Crespo i Batistuta byli jednak absolutnie uwielbiani w swoim kraju. W
Argentynie byli idolami, wzorami, a ich koszulki sprzedawały się
jak świeże bułeczki. Nic dziwnego, bo obaj strzelali bramki jak
na zawołanie.
Przenosimy się
na chwilę do Chile. Jak popularnym kierunkiem dla
południowoamerykańskich zawodników było Lazio możemy przekonać
się na przykładzie Marcelo Salasa. Skuteczny napastnik w
1998 roku trafił do włoskiego klubu za niemal 50 mln euro, a trzy
lata później przeniósł się do Juventusu. Rzymscy kibice
delikatnie mówiąc nie byli zachwyceni kierunkiem transferu
Chilijczyka. Salas niejednokrotnie spotykał się z gwizdami na
Stadio Olimpico, ale we własnym kraju pozostał legendą. W
reprezentacji Chile rozegrał w sumie 64 mecze, w których strzelił
34 gole. Wraz z Ivanem Zamorano tworzył najlepszy duet napastników
w historii tamtejszego futbolu.
Czas na podróż
do Brazylii. W kraju kawy najpopularniejszym zawodnikiem uwielbianym
w reprezentacji, a mającym problemy z kibicami w Europie był
Ronaldo. Genialny napastnik po
roku spędzonym w Barcelonie, przeniósł się do Interu, a później
rozpoczął drogę pod prąd. Najpierw został piłkarzem Realu, a
potem Milanu, co nie spodobało się kibicom jego byłych
pracodawców. W Brazylii pozostał jednak legendą, idolem i wzorem.
I na większości stadionów świata też.
Innym
snajperem pasującym do naszego zestawienia jest Bebeto.
Skuteczny napastnik w trakcie
swojej kariery grał w barwach Flamengo, Vasco da Gama, ponownie
Flamengo, a potem został jeszcze zawodnikiem Botafogo. Czyli
reprezentował kluby, które delikatnie mówiąc za sobą nie
przepadają. Kibice poprzednich zespołów Brazylijczyka byli
wściekli na jego wybory i dawali wyraz swojej złości. W
reprezentacji Bebeto zagrał w 75 meczach, w których zdobył 39
goli. Kibice zapamiętali go jednak przede wszystkim jako mistrza
świata z 94 roku i wicemistrza z mundialu we Francji, rozgrywanego
cztery lata później.
Jednym
z najskuteczniejszych brazylijskich napastników lat 60. był
Amarildo. Napastnik, który nie
zwracał uwagi na przynależność klubową, a na kolekcjonowanie
trofeów. Mistrz świata z 1962 roku był zarówno piłkarzem Vasco
da Gama, Flamengo jak i Botafogo. Zmiany klubów ryzykowne, ale to
jeszcze nie wszystko. Amarildo grał również dla Fiorentiny, AS
Roma i AC Milan. I mimo że w każdym zespole był jednym z
najlepszych napastników w klubie, kibice nie byli w stanie wybaczyć
mu kolejnych zdrad.
Ostatnim
słynnym zawodnikiem, który był idolem brazylijskich kibiców
reprezentacyjnych, a niekoniecznie klubowych był Dunga.
Wielokrotny kapitan Canarinhos
grał we wszystkich najmocniejszych klubach w kraju kawy. Kibice nie
byli zachwyceni takim stanem rzeczy i głośno wyrażali swoje
niezadowolenie. W końcu nie dość, że tracili jednego z
najlepszych swoich piłkarzy, to jeszcze wybitny defensywny pomocnik
odchodził do któregoś z odwiecznych rywali klubu. W reprezentacji
Dunga był jednak uwielbiany. Zagrał w 91 meczach w kadrze i
poprowadził Canarinhos do dwóch medali mistrzostw świata. Tych
najcenniejszych. Najpierw do złota w USA, a cztery lata później do
srebrnego medalu we Francji.
Na
koniec wizyty w Ameryce Południowej przenosimy się do Urugwaju. Tam
identyczną drogę jak swojego czasu Diego Maradona, przechodzi dziś
Luis Suarez. Kochany
przez swoich, znienawidzony przez obcych. Genialny piłkarz, ale i
oszust. Podziwiany przez kibiców w Ameryce Południowej, a przede
wszystkim w Urugwaju, ale również wygwizdywany przez tysiące fanów
na całym świecie. Człowiek o dwóch twarzach. Taki, który
kompletnie nie pasuje do drużyny Barcelony z którą właśnie
podpisał kontrakt. Ma swój świat, swoje kredki i trudny charakter.
W Katalonii tacy zawodnicy są odrzucani. I tak prędzej czy później
będzie z Suarezem. Tak samo jak kilka lat temu z Ibrahimoviciem.
Pora
na Afrykę. Na początek Liberia i kariera George'a Weah.
Jeden z najlepszych piłkarzy w
historii Afryki zasłynął kapitalną skutecznością,
nieprzeciętnym talentem, ale i pogonią za pucharami. Wiązało się
to z nienawiścią kibiców poprzednich klubów do napastnika i
obelgami rzucanymi w jego kierunku. Takie piekło snajper przeżył
dwukrotnie. Najpierw w Monaco, z którego odszedł do PSG, a
podobnego przywitania mógł spodziewać się także Londynie, gdy
zamienił Chelsea na Manchester City. Przy tym stał się legendą i
jako pierwszy zawodnik pochodzący z Afryki otrzymał Złotą Piłkę.
W Afryce kochany, na wielu stadionach świata wygwizdywany.
Podobny
rollercoaster w trakcie swojej kariery przeszedł Samuel
Eto'o. Kameruński piłkarz
przez trzy lata związany był z Realem Madryt, a po udanej
przygodzie w Mallorce podpisał kontrakt z Barceloną. Kibice
natychmiast oszaleli z wściekłości. Eto'o był obiektem drwin i
agresji fanów „Królewskich”. Bramkostrzelnego napastnika
pokochała jednak cała reszta świata. W Kamerunie stał się
człowiekiem instytucją. Zagrał w 118 meczach kadry, w których
strzelił 56 goli i rozsławiał imię narodu. W 2000 roku został
też mistrzem olimpijskim.
Ostatnim
godnym uwagi zawodnikiem idealnie pasującym do naszego zestawienia
jest Taribo West. Mistrz
olimpijski z 1996 roku był bohaterem bezpośredniego transferu
między lokalnymi rywalami we Włoszech. W 1999 roku po dwóch latach
gry dla Interu przeniósł się do obozu wroga – Milanu.
Nigeryjski renegat ku uciesze
fanów nie poradził sobie w drużynie Rossoneri, gdzie zagrał w
zaledwie czterech spotkaniach. Boczny obrońca był jednak bardzo
ceniony w swojej ojczyźnie. W reprezentacji zagrał w 42 meczach i
stał się ulubieńcem kibiców.
Zgadzam sie co do Suareza. To nie aniołek, ani tym bardziej robot. Niestety tacy dzis graja w Barcelonie. Nie widze jego przyszlosci w Katalonii pozytywnie
OdpowiedzUsuńBatigol wygladal jak Jezus i strzelal jak Jezus. To byl moj idol z dziecinstwa i nie interesowalo mnie gdzie gral
OdpowiedzUsuńKiedyś to byli zawodnicy. Prawidziwi liderzy. Argentyna miala taka pake w latach 90 i nic nie wygrala. Lepsza niz Hiszpania 2008-2010
OdpowiedzUsuńRacja, lepszy sklad niz dzisiejszej Argentny
UsuńPrzypomniec warto rowniez Ariela Ortege. Nieboski nastepca maradony swego czasu. Na ms 1998 był jednym z najlepszych pilkarzy, robił z pilką i rywalami co chciał. jednak na arenie klubowej nie zrobił wielkiej kariery a po ms 02 na ktorych zawiodł kompletnie zniknął. Niemniej był to pilkarz pokroju dzisiejszego Messi.
OdpowiedzUsuńGeorge Weah wychowywał się w biedzie w slumsach Monrovii. Należy do grupy etnicznej Kru, wywodzącej się z południowo-wschodniej części kraju. Wychowywała go głównie babcia, jako że głównym zajęciem rodziców było zapewnienie pożywienia dla całej rodziny. Weah, po ukończeniu szkoły podstawowej i liceum, rozpoczął pracę na stanowisku technika telekomunikacji. Cały czas grał także w piłkę, która od najmłodszych lat była jego największą miłością. Uwielbiałem jego szybkośc i sposob poruszania sie po boisku. Pozniej byl Eto'o ale moj idol sie nie zmienil
OdpowiedzUsuńPiłkarzem nie każdy może zostać a ryzyko zawodowej jest jak praca w policji. Piłkarz może grać średnio 15 lat pod warunkiem że nie odnosi poważnych kontuzji i zaczął grać jako nastolatek. A jeśli chodzi zmiany klubów to nie zapomnijmy że nie którzy piłkarze mogą mieć też marzenia by grać w innym klubie niż są obecnie. Nieraz trzeba grać w kilku klubach by pokazać ze niezależnie gdzie się jest to jest się wartościowym piłkarzem. Nie obchodzi mię że Lewandowski zmienił klub może był powód że chciał zmienić klub w końcu w poprzednim zespole źle mu się nie grało. A co do zarobków to faktycznie niektórzy piłkarze trochę za dużo zarabiają a zwłaszcza co nie które super gwiazdy gdzie za jeden sezon zarobi tyle co by mi starczyło spokojnie na 200 lat.
OdpowiedzUsuńTo straszne ale tak to już jest z pseudokibicami (przecież prawdziwi kibice powinni rozumieć to że piłkarze zmieniają pracodawców). Chociaż popieram jedno- nie powinno się zmieniać klubu na największego rywala, bo to troszkę nie fair dla kibiców.
OdpowiedzUsuń