Kochamy weekendy z liga angielską, hiszpańską, czy niemiecką. Równie silnym uczuciem darzymy rozgrywki elitarnej Champions League. Nie mniej ciekawe są czwartkowe zmagania w Lidze Europy. W pucharze pocieszenia jak często nazywane są te rozgrywki (wcześniej Pucharu UEFA) i w tym roku obyło się bez sensacji i na Amsterdam Arena faworyzowana londyńska Chelsea ograła przy aplauzie ponad 45 tysięcy kibiców Benfikę Lizbona. Mimo to z posadą trenera The Blues pożegnał się Rafa Benitez. Dlaczego? Pewnie dlatego, że kilka miesięcy wcześniej jako pierwszy trener w historii nie wyszedł z londyńczykami z fazy grupowej Ligi Mistrzów, a w angielskiej ekstraklasie przydarzyło mu się kilka kompromitujących wpadek. Jakie były rozgrywki Ligi Europy w sezonie 2012/2013? Zapraszam do lektury.
Polskie
epizody – odpadamy zanim faworyci wystartują
Dwa sezony temu po raz pierwszy w
historii dwa polskie kluby (Legia i Wisła) grały w fazie grupowej Ligi Europy.
Po cichu wierzyliśmy, że można dokonać tej sztuki ponownie, ale patrząc z
perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że stało się to niechcący. Niestety już III
runda boleśnie zweryfikowała marzenia Polaków. Najpierw Viktoria Pilzno
zdeklasowała w dwumeczu Ruch Chorzów 7:0, a z AIK-iem Solna nie poradził sobie
Lech Poznań. W decydującej o awansie IV rundzie przeciętny Rosenborg odprawił
Legię, a Śląsk nie poradził sobie ze średniakiem niemieckiej Bundesligi – Hannoverem, tracąc w dwumeczu aż 10 bramek!
Faza
grupowa bez przyszłego mistrza, czyli wyścig ślimaków
Jak wspomniałem Chelsea do rozgrywek Ligi
Europy dołączyła dopiero na wiosnę. Całą jesień na europejskich boiskach trwała
jednak batalia o pierwsze dwa miejsca premiowane awansem w poszczególnych
grupach. Batalia to duże słowo, bo większość drużyn sprawiała wrażenie jakby
zdobywanie punktów sprawiało im ból podobny do tego, który czasem obserwujemy
na boiskach polskiej ekstraklasy.
W grupie A mierzyły się ze sobą
angielski Liverpool, rosyjska Anży Machaczkała, szwajcarski Young Boys Berno i
włoskie Udinese. Na papierze najsilniejsi byli Anglicy i Włosi tymczasem trzy
pierwsze zespoły zdobyły po 10 punktów (dzięki lepszemu bilansowi awansowali
Anglicy i Rosjanie), a Włosi … przegrywając aż cztery z sześciu meczów zajęli
ostatnie miejsce.
W grupie B spotkali się pogromcy Ruchu z
Pilzna, Atletico z supersnajperem Falcao, Portugalczycy z Coimbry i Hapoel
Tel-Awiw. W tej grupie o dziwo obyło się bez większych niespodzianek i awans
wywalczyli faworyci z Czech i Hiszpanii, chociaż to piłkarze z Kastylii zdaniem
bukmacherów mieli zająć pierwsze miejsce.
Grupa C z kolei przyniosła wiele
zaskakujących rezultatów. O ile 13
punktów Fenerbahce nikogo nie zaskakuje, o tyle jedynie pięć Olympique Marsylii
już tak. Słabości Francuzów bez zawahania wykorzystali Niemcy, a konkretnie
Borussia Mönchengladbach i z jedenastoma punktami przeszli dalej. Stawkę
zamknął AEL Limassol.
W grupie D oglądaliśmy popisy Girondins
de Bordeaux i Ludovika Obraniaka. Zespół reprezentanta Polski pewnie wygrał
grupę. Duży wpływ miało na to podejście innych zespołów. Newcastle, które grało
niemal całą fazę grupową rezerwowymi oraz Club Brugge i portugalskie Maritimo,
których poziom ciężko nazwać europejskim.
Grupa E przypominała batalię bokserów
wagi ciężkiej w dwunastej rundzie. Każdy miał szansę by znokautować rywala, ale
nikt nie miał na to sił. Tym samym grupę wygrała Steaua Bukareszt, która
najlepiej wykorzystywała atut własnego boiska, a drugi był VfB Stuttgart, który
europejskimi pucharami rekompensował swoim kibicom kompromitujące wpadki w
Bundeslidze. Tyle samo punktów co Niemcy zdobyła Kopenhaga, ale dzięki wygranej
Niemców w stolicy Danii to podopieczni Bruno Labbadii awansowali dalej. Stawkę
zamknęło norweskie Molde.
Bardzo przekonujące w zmaganiach grupy F
było Dnipro Dniepropietrowsk. Pięć pewnych zwycięstw i jedna porażka (po walce)
w Neapolu sprawiły, że pewni awansu Ukraińcy patrzyli jak faworyzowane Napoli i
PSV wykrwawiają się na śmierć walcząc o drugą pozycję. Patrząc na długą
historię sycylijskiej mafii i doświadczenie w tego typu pojedynkach nie powinno
dziwić, że awans wyszarpali piłkarze z Neapolu, choć z PSV przegrali … i to
dwukrotnie! Ledwie cztery punkty w tej grupie urwał AIK Solna, który we
wcześniejszych rundach okazał się za mocny dla poznańskiego Lecha.
Grupa G to pozytywne zaskoczenie w
postaci KRC Genk, który nie zaznał porażki! O drugą pozycję walczyły
szwajcarskie FC Basel i węgierski Videoton. Szwajcarzy awansowali i w dalszej
fazie narobili niezłego bałaganu. Ostatnie miejsce w grupie nieoczekiwanie zajął
Sporting Lizbona. W odróżnieniu od innego klubu ze stolicy Portugalii Benfiki
,,Leões’’ sprawili swoim kibicom ogromny zawód urywając jedynie pięć punktów i
odpadając z dalszej rywalizacji.
W grupie H łupy podzieliły pomiędzy
siebie Rubin Kazań i włoski Inter Mediolan. Tłem dla niech były zespoły
Partizana Belgrad i azerskiego Neftci Baku. Imponować mógł zwłaszcza dorobek
Rosjan bowiem na własnym stadionie wygrali wszystkie mecze strzelając sześć
bramek nie tracąc żadnej. Inter mimo awansu za takie mecze jak na San Siro z
zespołem z Baku, czy w Kazaniu powinien chować głowę w piasek ze wstydu.
Grupa I to kolejna deklasacja. Lyon,
który pierwszy raz od dawna musiał zadowolić się jedynie Ligą Europy (wcześniej
regularnie występował w Lidze Mistrzów) zdobył aż 16 punktów. Druga Sparta
Praga aż o siedem mniej. Z rywalizacji stosunkowo szybko odpadły Athletic
Bilbao (ubiegłoroczny finalista) i Hapoel Irony Kiryat Shmona.
Niemal równie jednostronna rywalizacja
miała miejsce w grupie J, gdzie karty rozdawały Tottenham i Lazio (kolejno 10 i
12 punktów). Grecki Panathinaikos zmagający się z problemami finansowymi zdobył
tylko pięć oczek, a Maribor cztery.
W grupie K liczyły się tylko Metalist
Charków i Bayer Leverkusen (po 13 zdobytych punktów i zbliżony względem siebie bilans
bramkowy). Daleko w tyle zostały zespoły z Trondheim (Rosenborg) i Wiednia
(Rapid).
W ostatniej grupie zmierzyły się ze sobą
Hannover 96, Levante, Helsingborg i Twente. Zaskakująco blado w tej stawce
zaprezentowali się Holendrzy. Zaskakująco dobrze natomiast piłkarze z Niemiec,
którzy obok Levante pozostawili po sobie najlepsze wrażenie (kolejno 12 i 11
punktów).
Patrząc na rywali Polaków wygląda na to,
że zarówno Ruch jak i Śląsk trafili na bardzo wymagające zespoły, które media i
same zespoły chyba nieco zlekceważyły. Spodziewały się nieco lepszych od nich
samych średniaków, a dostali bardzo mocne drużyny, które zaskakiwały takie
zespoły jak Atletico, czy Napoli.
Szwajcarska
precyzja finezja i złamany nos Torresa
Co zobaczyliśmy w fazie play-off? Na co
warto zwrócić uwagę? Po pierwsze na fakt, że zabrakło tam zespołów
przypadkowych. Dodatkowy doszły ,,spady’’ z Ligi Mistrzów (m.in.: Chelsea,
Zenit, Ajax, Dynamo, czy Benfika) i w zasadzie można powiedzieć, że od tego
momentu zaczęła się właściwa rywalizacja o wygraną w całym rozgrywkach.
Faworyci nie zawsze zwyciężali, a jeśli nawet to odbywało się to w strasznych
męczarniach (Liverpool z Zenitem – 0:3 i powrót na Anfield 3:1, który nic nie
dał; Inter z Tottenhamem – po 0:3 na White Hart Lane Włosi wygrali na San Siro
4:1, czy kompromitacja Napoli z Pilznem 0:5 w dwumeczu).
Na pewno warto zapamiętać kopciuszka z
Bazylei. Szwajcarski futbol podobnie jak belgijski rozwija się w zaskakująco
szybkim tempie. Szwajcarzy odpadli dopiero w półfinale, ale napędzili strachu wielkim
(m.in. Chelsea) i kto wie jak potoczyłaby się ta rywalizacja, gdyby w
decydujących momentach nie brakowało im zimnej krwi.
Ważną rolę odegrał trochę zapomniany i
mało eksponowany zespół Steauy Bukareszt, w składzie której podstawowym
defensorem był Polak Łukasz Szukała. Co by nie mówić Szukała wraz kolegami
pokonał w 1/8 finału zespół Chelsea 1:0. Co więcej jego defensywa zachowała w
tym meczu czyste konto. Przypomnę tylko, że po drugiej stronie boiska biegał
Torres, Hazard, Lampard, Mata i Oscar, więc powód do dumy na pewno jest.
Szukała zostawił Torresowi w meczu rewanżowym także pamiątkę w postaci
złamanego nosa, ale ostatecznie to Hiszpan cieszył się z awansu swojego zespołu
do kolejnej fazy.
Klątwa
Guttmana i różne odcienie szarości Chelsea
W finale spotkały się ze sobą zespoły,
które odpadły z Ligi Mistrzów, a więc Benfika i Chelsea. Można zrozumieć, że
jakiś zespół wchodzi do finału przypadkiem i go przegrywa. Można też zrozumieć,
że są kluby takie jak polskie, cypryjskie, czy słowackie, które nigdy w takim
finale nie zagrają. Ciężko jednak zrozumieć, że co jakiś czas solidna drużyna
dochodzi do finału i nie potrafi go wygrać. O kim mowa? Oczywiście o Benfice.
Klub z Lizbony meczem z Chelsea po raz siódmy przegrał finał rozgrywek o
europejskie trofeum. Zdaniem kibiców, mediów i samych zawodników winę za brak
zwycięstwa ponosił trener Jorge Jesus. Człowiek, który jeszcze kilka miesięcy
temu był noszony na rękach i miał szansę zdobyć potrójną koronę (mistrzostwo
kraju, Puchar Portugalii oraz zwycięstwo w Lidze Europy) przegrał wszystko. Co
zabawniejsze we wszystkich tych finałach jego zespół dominował … i tracił gole
w końcówkach. – Benfica była od nas znacznie
lepsza przed przerwą i zasłużyła na trochę więcej. Po przerwie różnicę na naszą
korzyść zrobiły indywidualności – mówił z rozbrajającą szczerością w
wywiadzie dla goal.com szkoleniowiec Chelsea Rafael Benitez. – Dominowaliśmy na boisku, ale zabrakło nam
szczęścia, żeby pójść za ciosem po pierwszym golu, a w końcówce koncentracji i
sił. Prawie zawsze jesteśmy lepsi, ale futbol znów okazał się dla nas okrutny –
dodał po meczu mając w pamięci ligową porażkę z Porto, która rozstrzygnęła o
mistrzostwie rozżalony Jesus.
Wieli komentatorów żartowało, że jest to
spełnienie klątwy Bela Guttmana, byłego węgierskiego trenera Benfiki, który po
zdobyciu w 1961 i 1962 roku z ,,Orłami’’ Pucharu Europy poprosił o podwyżkę i
nie dostał jej. Skutek? Trener zrezygnował, ale na odchodne rzucił, że klub
przez kolejne sto lat nie sięgnie po żadne europejskie trofeum. Benfika w
latach 1963, 1965, 1968, 1983, 1988, 1990 i w 2013 przegrywała wszystkie mecze finałowe
europejskich pucharów i jest jedynym takim zespołem.
Jeśli chodzi o drugiego finalistę to
uczucia również mam mieszane. Chelsea nie zachwyciła, momentami grała fatalnie,
ale miała więcej atutów i potrafiła przechylać szalę zwycięstwa na swoją
stronę. Na jesieni londyńczycy z dumną bronili tytułu w elitarnej Lidze
Mistrzów, ale faza grupowa tych rozgrywek okazała się lekcją życia i wstydu, bo
po raz pierwszy obrońca tytułu odpadł na tym etapie rozgrywek. Puchar
pocieszenia jakim były rozgrywki Ligi Europy również przyniósł gorzką pigułkę w
postaci porażek ze Steauą, czy Rubinem oraz remisu ze Spartą Praga w Londynie.
W takich sytuacjach mówi się, że momenty były. Problem w tym, że tylko momenty.
Chelsea wygrała swój jedenasty puchar za rządów Abramowicza, ale oprócz postawy
kilku graczy (Cech, Ivanović, Moses, czy Mata) nie ma specjalnie powodów do
dumy. Pewnie dlatego po sezonie klub rozstał się z i tak tymczasowym Benitezem.
Drużyna
Ligi Europy 2012/2013
Mimo bardzo różnej jakości gry poszczególnych
ekip i samych graczy można pokusić się o wytypowanie najlepszej jedenastki (a
nawet osiemnastki do stworzenia całego zespołu) niedawno zakończonej edycji
Ligi Europy. Wybrana przeze mnie jedenastka gra systemem 1-4-3-3.
Yann
Sommer – w mojej opinii w bramce bezapelacyjnie powinien
znaleźć się 24-letni Sommer. To kolejny po Benaglio świetny szwajcarski
bramkarz. W rozgrywkach europejskich pucharów w sezonie 2012/2013 wystąpił w 14
spotkaniach aż sześć razy zachowując czyste konto. Fantastyczny wynik zespołu z
Bazylei (półfinał) to w dużej mierze zasługa świetnej postawy reprezentanta
Szwajcarii, który obronił także arcyważne rzuty karne w ćwierćfinale z
Tottenhamem.
Fabian
Schär – w linii obrony nie mogło zabraknąć także kolegi z
zespołu Sommera, a mianowicie 21-letniego obrońcy Helwetów – Fabiana Schära.
Reprezentant szwajcarskiej młodzieżówki oprócz znakomitej postawy w obronie
popisywał się niebywałymi umiejętnościami ofenwysnymi aż czterokrotnie wpisując
się na listę strzelców.
Ivan
Marcano – kolejnym obrońcą, który zasłużył na wyróżnienie
był bez wątpienia Ivan Marcano z Rubina. Zespół z Kazania z Marcano w składzie
stracił tylko sześć bramek, a sam Hiszpan wielokrotnie podłączał się do akcji
ofensywnych co tylko podnosi jego wartość.
Ezequiel
Garay – moim zdaniem najlepszy środkowy obrońca minionej
edycji (jeszcze jesienią jeden z najlepszych także w Lidze Mistrzów). Razem z
Luisao tworzył zaporę nie do przejścia. To właśnie bardzo solidna linia obrony
sprawiła, że ,,Orły’’ z Lizbony zaszły aż do finału.
Bronislav
Ivanović – Serb zaliczył najlepszy sezon od momentu
przybycia na Stamford Bridge w 2008 roku. Zaliczył najwięcej występów i
najwięcej bramek, będąc najpewniejszym punktem chwiejnej defensywy
ubiegłorocznych zwycięzców Ligi Mistrzów. Gol strzelony w finale był
ukoronowaniem dobrej postawy Ivanovicia w tegorocznej edycji Ligi Europy.
Fredy
Guarin – dobra postawa grającego w kratkę Interu w dużej
mierze spowodowana była świetną postawą Guarina. Kolumbijczyk do czterech asyst
dorzucił cztery bramki stając się tym samym jednym z najbardziej kreatywnych
graczy minionych rozgrywek.
Juan
Mata
– mózg zespołu ,,The Blues’’, Hiszpan był wszędzie, a wiosna zarówno w
Premiership jak i Lidze Europy była w jego wykonaniu po prostu fantastyczna. Na
wiosnę uzbierał pięć asyst w ośmiu występach, a do tego świetnie wywiązywał się
z roli playmakera (84 % skuteczności podań mówi sama za siebie).
Victor
Moses – jeszcze jesienią 22-letni skrzydłowy grając w
Lidze Mistrzów prezentował się bardzo przeciętnie. Na wiosnę, już w Lidze
Europy okazało się jak olbrzymi potencjał drzemie w Nigeryjczyku. Z miejsca
stał się podstawowym graczem, który decydował o sile ofensywnej Chelsea. Gole w
czterech kolejnych, arcyważnych meczach (dwumeczu z Rubinem i dwumeczu z
Bazyleą) sprawiły, że jego udział w wywalczeniu przez londyńczyków tytułu był
ogromny.
Libor
Kozak – napastnik Lazio to prawdziwy ewenement rozgrywek.
Rezerwowy rzymskiego zespołu w rozgrywkach Serie A wystąpił w 20 spotkaniach
ani raz nie znajdując drogi do bramki rywali. W Lidze Europy wystąpił w 11
spotkaniach (w trzech wchodził z lawki) i strzelił aż 10 bramek zostając
najlepszym strzelcem minionej edycji. To najlepszy dowód na to, jak dziwne i
nieprzewidywalne były to rozgrywki.
Edison
Cavani – 26-letni Urus trzeci sezon w Serie A w Napoli
strzelił ponad 20 bramek. Prawdziwym wyzwaniem są jednak europejskie puchary, w
których utrzymanie równie dobrej dyspozycji jest miarą klasy napastnika. Cavani
poradził sobie z tym zadaniem znakomicie, aplikując bramkarzom rywali siedem
bramek (aż 4 strzelone Dnipro) w zaledwie siedmiu występach.
Oscar
Cardozo – równie regularny co Cavani był inny zawodnik
rodem z Ameryki Południowej, reprezentant Paragwaju Oscar Cardozo. Rosły
napastnik w dziewięciu spotkaniach strzelił siedem bramek i walnie przyczynił
się do wywalczenia finału Ligi Europy przez zespół Benfiki.
Ławka rezerwowych: Petr Cech – Jan Vertonghen, Nicolas Lombaerts –
Hernanes, Gareth Bale, Valentin Stocker – Fernando Torres
Chelsea - najsłabszy zwycięzca LM w historii, wstyd dla Europy,że posłała taki zespól na Klubowe mistrzostwa świata. Porównajcie sobie Chelsea z BVB czy...Bayernem. Niebo a ziemia - zwłaszcza w kwest determinacji!
OdpowiedzUsuńChelsea to najsłabszy zwycięzca LM w historii? Mam porównać z BVB czy Bayernem? Te dwa zespoły w tym sezonie pokazały na co ich stać bo mają świetny skład ale jeszcze kilka sezonów temu te zespoły nie równały się co do Chelsea. Sezonowiec - tak bym Cię ujął. Przypomnij sobie CFC gdy trenerem był Jose M.
Usuńwłaściwie to kiedy Chelsea w lidze gra no powiedzmy sobie szczerze nie najlepiej to wtedy odnosi sukcesy w europie. Nie zmienia to faktu że wygrali w tamtym sezonie ligę mistrzów a w tym odpadli już w fazie grupowej. Chelsea zmienia trenerów jak rękawiczki. Dla mnie drużyna która we własnej lidze nie zostaje mistrzem lub walczyła w lidze do ostatniej kolejki o mistrzostwo no ale się nie udało a wygrywa w pucharach w europie jest po prostu słabą drużyną. I Chelsea właśnie jest takim zespołem i w tym i w poprzednim sezonie w angli byli cieńcy i nic nie osiągneli. w tym przynajmniej wywalczyli sobie miejsce do gry w lidze mistrzów a nie tak jak w poprzednim zagrali w tegorocznej edycji ligi mistrzów tylko dlatego że wygrali poprzednią edycję a w lidze byli na 6 albo 7 miejscu.
OdpowiedzUsuńBardzo życzyłem Befnfice tego tytułu, więc szkoda kolejnej porażki - podobnie jak Basel, ale okazali się nieznacznie gorsi od Chelsea. Mówcie co chcecie, ale The Blues byli najlepsi i już. Nie liczy się styl tylko zwycięstwa, choćby kopali się po czole. Tekst trochę długaśny, ale nawet dobrze się czyta. W końcu ktoś podjął się rzetelnej próby podsumonowania rozgrywek Ligi Europsjekiej, więc za to autorowi należą się gratulacje.Pozdro z Gdańska.
OdpowiedzUsuń