facebook

wtorek, 9 czerwca 2015

Niósł ślepy kulawego, dobrze im się działo...

   

W ostatnich tygodniach trwa burza na argumenty, a czasami ich brak czy Lech ligę wygrał czy Legia przegrała. Jak to zwykle bywa w mediach i wśród kibiców zrobiła się z tego całkiem duża wojenka, bo jak wiemy oba kluby, albo się kocha albo nienawidzi. Wśród Poznaniaków wciąż trwa wielka euforia, a kibice w sekundzie zapomnieli z kim przegrywali w ostatnich latach w pucharach. W Warszawie natomiast ogromna stypa, choć patrząc na skład w jakim grał stołeczny klub przez cały sezon w lidze czy postawę Jagielloni wicemistrzostwo można uznać za spory sukces. Jedni walczyli jak lwy do ostatniej kolejki, drudzy lekceważyli rywali przez cały sezon. Lechowi należy się wielki szacunek za powrót na szczyt, za dwa zwycięstwa i remis w 3 starciach z Legią, za udowodnienie w bezpośrednich meczach kto był lepszy. No, ale hola hola czy kilka tygodni temu nie mówiliśmy, że nikt tego tytułu nie chcę, że znów ligi nie da się oglądać, a mecze są przekręcone? Okazuje się były już mistrz Polski przy beznadziejnej grze pod koniec sezonu, a raczej w całej rundzie rewanżowej był o krok od obrony tytułu. A więc słabość Legii czy siła Lecha?


Dla Legii był to sezon paradoksów. Z jednej strony świetne puchary, kapitalne występy w Europie, zwycięstwo w Pucharze Polski, z drugiej samogwałt z Celtikiem, lekceważenie rywali w lidze i utrata w kluczowym momencie najlepszego zawodnika Miro Radovica. To właśnie od tego momentu wszystko się posypało. Duda kompletnie nie spełniał oczekiwań, Masłowski nie przypominał zawodnika choćby z tonącego Zawiszy, a już wiemy, że w przyszłym sezonie klub ma zbawić 32-letni Hiszpan z 2.ligi hiszpańskiej. Nazwiska wybaczcie, ale nie zapamiętałem, a sprawdzić to już nie to samo. Jedno jest pewne - w żadnym wielkim klubie nie grał, podobno jest skrzydłowym, ale może grać wszędzie jeśli idzie o ofensywę. A jak na polską ligę ciągle młody! I może wystarczyć.

Sezon stołecznego klubu był łudząco podobny do tego sprzed trzech lat, gdzie tytuł odebrał Legii tak jak i teraz - między innymi Maciej Skorża. Wojskowi grali wówczas w europejskich pucharach jak w transie, a w lidze, pod koniec sezonu zanotowali kompromitujący zjazd w dół, zresztą sam przez siebie wykopany. Legia znów przegrała sama ze sobą, z własną pewnością siebie i z własnym ego. Co ciekawe wspomniany Skorża już po raz czwarty "zabiera" stołecznym tytuł, bo zrobił to dwukrotnie z Wisłą, raz z Legią i teraz z Lechem. Podobnie jak w roku 2012 "Wojskowi" zdobyli Puchar Polski, wyszli z grupy Ligi Europy, a mimo to na ostatniej prostej zabrakło koncentracji, umiejętności lub sił. Jak kto woli. Jedno jest jednak pewne. Historia zatoczyła koło. 

Zmęczona Legia już od pierwszych kolejek ligi odpoczywała. Nawet w meczu o Superpuchar debiutowali młodzi, niedoświadczeni, nieograni. Skończyło się to wielką klęską z jednym z najsłabszych zespołów ligi. Mimo to Berg powtarzał swój błąd przez cały sezon, nie wystawiając w tzw. ekstraklasie swoich najlepszych podopiecznych i krytykując Górnika za wymuszone zmiany w składzie w końcówce sezonu, a do tego pokłócił się i z Dossą Juniorem i Miro Radoviciem i Orlando Sa. Czyli z trzema najlepszymi zawodnikami każdej formacji w Legii. Wojenki wewnątrz zespołu przeciągały się jak mecze polskiej reprezentacji, a żadna ze stron nie próbowała załagodzić konfliktów. Tym samym coraz częściej oglądaliśmy w lidze debiutantów lub w ataku Marka Saganowskiego, do którego szacunek mam ogromny, ale sami przyznacie nie te lata. W pucharach szło, a Berg jak to zagraniczny trener nie interesował się ligą, a areną międzynarodową. Jak to się skończyło? Dwie porażki w 3 meczach z Lechem, pogubione punkty z ligowymi outsiderami, 9 (!) porażek w lidze, co daje wstydliwy procent co czwartego przegranego spotkania i gra bardzo daleka od oczekiwanej. Słaba, mecząca, trudna do oglądania. Po prostu beznadziejna.

Lech sezon zaczął fatalnie i wszystko wskazywało na to, że tak jak w ostatnich dwóch latach po szybkiej katastrofie w pucharach, za późno obudzi się w lidze, a do mistrza znów zabraknie kilku punktów. Żenujący blamaż Kolejorza z islandzkim Stjarnanem odbił się szerokim echem w Europie, bo ktoś kiedyś jednak tę polską nazwę słyszał, przecież nie tak dawno ten sam klub pokonywał w pucharach Manchester City czy toczył pamiętne, waleczne boje z Juve. Tym razem poznańskie lokomotywy nie potrafiły jednak strzelić nawet bramki półamatorskiej drużynie, a zadowoleni kibice  Legii aż do dwumeczu z Celtikiem śmiali się fanom Lecha w twarz. Potem już tak im humory nie dopisywały, bo mimo pogromu szkockiego zespołu zapomnieli zgłosić do gry byłego piłkarza odwiecznego rywala - Bartosza Bereszyńskiego. Spisek, mafia, niesprawiedliwość - krzyczeli fani Legii. Myśląc, więc o kolejnym sezonie w pucharach europejskich polskich drużyn naprawdę się boje. Znów zawody będą miały na celu wywalczenie mniejszej kompromitacji, brak porażki z kretesem i walkę przez małe "w". A kto wygrał w tym roku? Chyba jednak Lech, bo "Wojskowi" mimo, że odpadli w najgłupszy możliwy sposób to dalej w Europie grali i pokazali charakter. Chociaż oba kluby wyjątkowo się popisały przed europejską publicznością. Co wymyślą za rok? Przyznacie, ogarnia strach.

W końcu okazało się też, przy powszechnemu zdziwieniu kibiców, że Kolejorz liczył na więcej. Zdziwił nas wszystkich stwierdzeniem, iż celem był awans do fazy grupowej europejskich pucharów, czego jakoś nie dało się zauważyć w dwóch poprzednich sezonach, gdy Mariusz Rumak (mistrz i spadkowicz w jednym sezonie) przegrywał jak idzie wszystko co ważne i dostawał kolejne szanse kompromitacji. Tym razem anielska cierpliwość skorumpowanych działaczy Lecha, bo trzeba pamiętać, kto z kim pracował i kręcił lody - polecam spowiedź Fryzjera - zakończyła się, a władze Kolejorza doszły do wniosku, że jak Maciej Skorża nie zniszczy Legii to już tego nikt nie zrobi. Gdzieś po drodze na chwilkę jeszcze zatrudniono Krzysztofa Chrobaka, ale od dłuższego czasu było jasne kto obejmie stery i kto rozpędzi poznańską lokomotywę. Całe przedsięwzięcie udało się znakomicie, a mimo nie najlepszych początkowych wyników, widać było nową jakość. Drużyna Skorży bardzo powoli, mozolnie, ale regularnie budowała swoją siłę, której zwieńczeniem miały być potyczki z Legią. I tak w 25. kolejce w poznańskim kotle Kolejorz zagrał fantastycznie i potrafił w pełni wykorzystać błędy Legii, jak również wyglądającego jak ryba na piasku broniącego Malarza. Po tamtym, wygranym spotkaniu Poznań odżył, Skorża dał szatni nową siłę, a Hamalainen czy Douglas zaczęli grać tak dobrze jak nigdy wcześniej. To tamten mecz był punktem zwrotnym sezonu dla Lecha, choć można mówić również o przegranym Pucharze Polski czy zwycięstwie na Łazienkowskiej. Jednak prawdziwą wiarę Poznaniacy odzyskali po pierwszym zwycięstwie u siebie z odwiecznym przeciwnikiem.

Z pełną świadomością można też wysnuć tezę, że Lech nie był tak dobry, a Legia tak słaba. Oczywiście piłkarsko zdecydowanie korzystniej spisywał się Kolejorz, ale to warszawski klub bardzo długo rozdawał karty, na własne życzenie oddając tytuł. Oprócz Skorży następnym winnym Legii okazała się Lechia, z którą stołeczni grać po prostu nie potrafią, co zresztą po raz kolejny pokazali. Największym winowajcą dla "Wojskowych" okazali się jednak jak zwykle oni sami, bo piłka była po ich stronie. Nie chcę umniejszać zasług Lecha, bo kulawy prowadził ślepego, ale nie jest to taki mistrz o jakim marzyłem. Dla porządku powiem - Legia też takim by nie była. Mimo to proszę zauważyć, kto zagrał 60 meczów w całym sezonie, jak się prezentował i że bez dzielenia punktów miałby tyle oczek co zwycięzca. To tylko potwierdza, że Lech to bardzo słaby mistrz, który musi się poważnie wzmocnić jeśli chcę pograć przynajmniej w fazie grupowej Ligi Europy. O tzw. Lidze Mistrzów nie wspominajmy, bo po pierwsze z Ligą Mistrzów nie ma nic wspólnego (grają 2-4 miejsca z różnych lig), a poza tym to dla nas sfera marzeń i nic więcej. Utopia. Nierealna kraina westchnień. Bo jeśli Lecha nie stać, by wydać 800 tysięcy euro na Sadajewa to jest to pokaz słabości i bezsilności. Jeśli dziś sięga po Dariusza Dudkę, którego półtora roku temu nie chciał, gdy sam zgłosił się do klubu, to wiedz że nie jest normalnie, a groteskowo. Paranoicznie.

Tymczasem w Legii rozpoczęła się rewolucja. Nad odejściem poważnie zastanawia się kilku zawodników, wielu stołeczny klub już nie chce, trwają zawirowania transferowe. Na pewno z drużyny byłego mistrza Polski odejdzie Helio Pinto, Inaki Astiz, spiker Wojciech Hadaj i bardzo prawdopodobne, że również Ondrej Duda, za którego Legia chce otrzymać 8, a Inter jest w stanie wyłożyć 6 mln euro. Natomiast Dossa Junior przeszedł dziś pomyślnie testy w Konyasporze i tam podpisze kontrakt. Oprócz tego niepewna jest przyszłość Kuciaka, który jeszcze nie wie, czy chce zostać, a Orlando Sa najprawdopodobniej wzmocni drużynę Miro Radovicia z drugiej ligi chińskiej. Póki co do stołecznego klubu dołączył węgierski król pola karnego - Nemanja Nikolić, ale już widać że trzonu zespołu z Łazienkowskiej nie da się utrzymać. 

O dziwo z byłego mistrza Polski wykopywani są zawodnicy, którzy temu zespołowi dali wiele pozytywnego. Ciągnęli ten wózek. Radović odszedł dla kasy, Junior - moim zdaniem najlepszy stoper ekstraklasy wyjeżdża, bo jest skonfliktowany z Bergiem, podobnie jak Sa. Strata Dudy nie będzie jakimś wielkim osłabieniem, natomiast ten zawodnik przynajmniej w pucharach, miewał przebłyski geniuszu. Do wyjazdu i tak za młody, za mało doświadczony, ale jeśli można na nim porządnie zarobić, to Legia daje mu wolną rękę. Miarka się przebrała w sytuacji Żyro, który ponoć ma oferty, a jest to zawodnik, który albo gra fantastycznie, albo tak beznadziejnie, że zęby wypadają. Akcja wyprzedaży trwa, promocje mile widziane, dokładnie tak, gdy klub przejmowało ITI. Oby wyniki i transfery były lepsze niż wówczas w pierwszym sezonie po przejęciu Legii. By po meczach pucharowych znów nie płakać, a cieszyć się. By liga przyspieszała, a nie hamowała. 

Byśmy w końcu przestali się wstydzić, nie mówić o zwycięstwie kulawego nad ślepym, który rok temu był cyklopem, ale stracił oko w pojedynku z Bełchatowem, a zaczęli być dumni z polskiej (nie)skorumpowanej ekstraklasy. Na dziś jednak wygląda to smutno, dokładnie tak - jak w bajce Krasickiego: 

Niósł ślepy kulawego, dobrze im się działo,
 ale że to ślepemu nieznośne się zdało 
Iż musiał zawżdy słuchać, co kulawy prawi,
Wziął kij w rękę: "Ten - rzecze - z szwanku nos wybawi".
Idą; a wtem kulawy krzyknie: "Umknij w lewo!"
Ślepy wprost i, choć z kijem, uderzył łbem w drzewo.
Idą dalej; kulawy przestrzega od wody 
Ślepy w bród: sakwy zmaczał, nie wyszli bez szkody
Na koniec, przestrzeżony, gdy nie mijał dołu,
I ślepy, i kulawy zginęli pospołu.
I ten winien, co kijem bezpieczeństwo mierzył,
I ten, co bezpieczeństwa głupiemu powierzył.


4 komentarze:

  1. Gratulacje dla Lecha, Legii, Jagiellonii i Śląska; ale szczerze popatrzmy gdzie jest nasze miejsce? Absolutnie żadna z tych 4 drużyn nie ma zapewnionego udziału w jakichkolwiek europejskich rozgrywkach, wszystkie muszą przejść długie etapy kwalifikacji. Nawet tytuł mistrzowski nie gwarantuje bezpośredniego wejścia na salony, smutne to ale prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamy mistrza Polski. Poziom zaprezentowany w dniu dzisiejsejszym i w poprzednich spotkaniach Lecha świadczy jsk bardzo jest słaba nasza liga. Tragedia. Zawodnicy z całej europy i kilku Polaków i poziom klasy okręgowej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co Wy na to? Boniek, nie ma winnych, to nie PZPN , to nie kluby, wszystko jest super! Piłka noźna to patologia, rozboje kibiców, korupcja, morderstwa, do tego jeszcze ordynarny wpis Bońka na temat prezesa FiFA. Apel do sponsorów, nie popierajcie takiego produktu, to teź jest kojarzone z Wami. Prosimy Panią Minister , działaj , ratuj ,
    jeszcze moźe się uda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niech się bawia póki mogą. Pierwsza runda kwalifikacji do LM pod koniec lipca - mistrzowie San Marino, Lichtensteinu, Luksemburga o Armenii nie wspominając już się cieszą :-)

    OdpowiedzUsuń