facebook

niedziela, 14 czerwca 2015

Gorzkie lekarstwo słodko leczy




Za nami kolejne spotkanie zjawisk nadprzyrodzonych polskiej reprezentacji. Gramy fatalnie, beznadziejnie, tragicznie, szczególnie ostatnie pół godziny, a strzelamy trzy gole. Mało tego zdobywa je Lewandowski - w kadrze,  na Narodowym, w ledwie 4 minuty.  To było najgorsze, najbardziej bolesne 4-0 jakie widziałem. Pozytyw całego paradoksalnego fenomenu jest taki, że w końcu nauczyliśmy się wygrywać w obrzydliwy sposób. Ale jaja...

Na wstępie garstka pozytywów. Po zwycięstwie nad przeciętną Gruzją, zespołem, który oprócz waleczności i świetnego przygotowania motorycznego (co budzi jednak sprzeczność, patrząc, w której minucie strzelaliśmy większość bramek) niczym szczególnym nie imponuje, umocniliśmy się na fotelu lidera naszej grupy.  Wodzirejem strzelców całych eliminacji jest nieoceniony od wczoraj (w reprezentacji narodowej) Lewandowski, który w całym spotkaniu grał bardzo słabo, ale wykorzystał w końcu swoje pięć minut, a będąc dokładnym cztery. Okazuje się, że w historii reprezentacyjnej piłki tylko Arif Erden ustrzelił szybciej hat-tricka. Turek bowiem w meczu z Irlandią Północną (rok 1999) potrzebował na to zaledwie trzech minut.

Kolejnym polskim walorem jest to, że mamy najwięcej zdobytych goli w kwalifikacjach. Wyprzedzamy mistrzów świata, Europy, największe potęgi globu. Wiemy też, że jeśli "Biało-Czerwoni" ograją - co pewne - Gibraltar i nie przegrają reszty spotkań zagrają na Euro. Oprócz tego po meczu z Gruzinami możemy szczycić się najskuteczniejszym duetem snajperów na Starym Kontynencie. Jak już wspomniałem Lewandowski przewodzi w klasyfikacji strzelców, a Milik nie dość, że regularnie trafia do siatki przeciwników, to przy okazji góruje wśród najczęściej asystujących. Obaj panowie mimo kiepskiej gry przez większość spotkania zostali herosami narodu . Szczególnie wymowna jest tu sytuacja napastnika Ajaksu.

Pamiętacie Milika z Augsburga, a wcześniej z Leverkusen? Co gość wyrabiał? Życie piłkarza bywa naprawdę przewrotne. Sam nie dawałem mu większych szans. Gdyby nazywał się Gonzalez, pewnie bym powiedział, że tak bywa, adaptacja i te sprawy, nie dał rady, ale w porządnych klubach prędzej czy później sobie poradzi. Ale to był Milik, Polak,  a do tego nastolatek, więc  wiadomo krytyka, nie chce mu się, nie walczy. To co zrobił, to jak się rozwinął jest zniewalające. Od zera do bohatera. Od człowieka, z którego śmiano się nawet w Augsburgu przeszedł morderczą krucjatę do bohatera narodowego. Oczarował. Zaimponował właśnie tym jak był zdeterminowany, by osiągnąć sukces. Nie załamał się, a tyrał. Wstał z kolan, a będąc w śpiączce klinicznej obudził się i udowodnił na co go stać. Przypomniał sobie jak się strzela gole, że nie ma co bać się kogokolwiek. To wzór, przykład do naśladowania, symbol pracy u podstaw selekcjonera Nawałki. Czapki z głów, bez francuskich odpowiedników.

Doszło nawet do tego, że po wczorajszym spotkaniu wypowiedziałem słowa, których po sobie nie spodziewałbym się nigdy. Otóż napisałem i głośno krzyczałem, że jeśli Milik nie połamie się i nie zapije to będzie lepszy od Lewandowskiego.Dużo lepszy. A to dlaczego? A to z jednego prostego powodu. Obaj napastnicy posiadają podobny potencjał pod bramką przeciwnika, świetnie umieją znaleźć się w polu karnym, są niezwykle skuteczni. Biorąc pod uwagę cechy fizyczne, to pewnie silniejszy okaże się Lewandowski, ale za to szybszy Milik. Porównując także grę głową i resztę szczegółów dojdziemy do oczywistego remisu, ale były napastnik Górnika Zabrze ma to coś, czego brakuje snajperowi Bayernu. Potrafi fantastycznie uderzać z dystansu. Strzelać cudowne gole zza pola karnego, z kilkunastu metrów, wybijać okienka. Tak czy inaczej takiego duetu to my nie mieliśmy w polskiej piłce od trzydziestu lat. A pamiętajmy, że oni dopiero zaczynają się zgrywać. To dopiero początek.

Po Gruzji wiemy też, że wspomniany Milik nawet jak kiksuje, to genialnie - co widzieliśmy przy drugiej bramce. Przy trzeciej z kolei zobaczyliśmy dlaczego Kuba jest tej kadrze potrzebny i niezbędny, że jest składem tlenu całej kadry. Zresztą był to popis całej trójki naszych magików z Bundesligi, którzy jeszcze do niedawna zachwycali swoją grą publikę w Dortmundzie.  Przyznacie, że Kuba przy Grosickim i Peszce wygląda jak Klopp przy Smudzie. Niby te same atuty - tu szybkość, wśród wymienionych trenerów motywacja, która czasem nawet u tego słabszego działa, ale na zupełnie innym poziomie. Inaczej przekazywana, z większą lub mniejszą klasą. Albo kompletnie bez niej.

W ten sposób możemy zakończyć konsumowanie słodkiej czekolady i zamienić ją na gorzką. Ta gorzka dominowała wczoraj przez większość spotkania, a kibice znów mogli się zastanawiać czy Polakom chce się chcieć. Przecież nawet przy drugiej bramce graliśmy wzdłuż boiska zamiast do przodu. Graliśmy na czas, by nie zremisować, nie przegrać. Baliśmy się Gruzinów, jakby występowali tam Pele i Garrincha, a piłkę rozgrywał Ronaldinho. Najwidoczniej przez ten upał straciliśmy rachubę z kim i o co gramy.  Uratowało nas tylko to, że Milik w kadrze nawet jak psuje to naprawia. Przypadkowy drugi gol zakończył mecz, ale do tego momentu byliśmy blisko katastrofy.  A raczej piłkarskiego samobójstwa.

W obronie jak na solidnego ligowca przystało brylował Pazdan, choć nie jest to żadne zaskoczenie, bo przecież Gruzja to poziom naszej tzw. ekstraklasy. Jednak tak jak wczoraj wspomniałem pewnego poziomu nie przeskoczy. Tak jak Urban w Legii. Nieźle zaprezentował się też Rybus, który całkiem pozytywnie  pokazał się na lewej obronie.  No, ale miało być gorzko. Taki też występ zaliczył Łukasz Szukała, jak sądzę nie pierwszy i nie ostatni w kadrze narodowej. Szukajmy dla niego alternatywy, bo w końcu źle to się dla nas skończy. W końcu, ile można liczyć na Fabiańskiego czy innego świetnego polskiego bramkarza. Szukała jest wolny, ociężały, flegmatyczny, jedynymi jego atutami są wzrost i gra głową. Co prawda zagrał mecz życia z Niemcami, chociaż moim zdaniem bardziej śmierci - teraz każdy od niego wymaga Bóg wie czego, ale przy szybkich, zwrotnych i skutecznych napastnikach będzie pozbawiony szans, a przecież mierzymy w Euro. I to jak sądze, nie w trzecie miejsce, ale awans z grupy. Co będzie niezwykle trudne, ale oby wykonalne.

Znów nędzny występ w kadrze zaliczył Grzegorz Krychowiak, który wydaje się, że pobudki zalicza tylko i wyłącznie na absolutnie szczytowe spotkania. Nic nowego nie zaprezentowali też nasi pierwsi skrzydłowi, bo i Peszko i Grosicki zawiedli na całej linii.  Obaj są zawodnikami stworzonymi do kontry lub po prostu jeźdźcami bez głowy, których warto wprowadzić pod koniec meczu na zmęczonych rywali. I nic więcej. Niestety są to pomocnicy, którzy szybciej biegają niż myślą. Nogi wyprzedzają mózg, a to tragiczna cecha do gry w reprezentacji. Wystawiając jednak Kubę i Rybusa w pomocy, mamy znów problem z lewą obroną, choć na tej pozycji widziałbym Łukasza Brozia, zawodnika, który świetnie prezentował się w europejskich pucharach. A są jeszcze młodzi. Warto pokombinować. Póki na to czas.

Największym nieporozumieniem naszej w końcu szczęśliwej kadry narodowej jest oczywiście Krzysztof Mączyński. Forowany przez selekcjonera Nawałkę pomocnik, choć nie wiem czy defensywny czy środkowy czy jaki to świetny chłopak na ekstraklasę, ale nic więcej. Wczoraj jego gra przypominała karuzelę, ale więcej było w tym niebezpieczeństw, niż przyjemności z tego szaleństwa. W tym wariactwie jest metoda na europejskich średniaków, ale nie na Niemców. Sytuacja wygląda tu podobnie jak z Pazdanem, który jednak swoją szansę - było nie było - wykorzystał.

Wciąż w kadrze nie mamy też rozgrywającego, albo po prostu nie chcemy go mieć. W tym miejscu można zadać pytanie, kiedy prawdziwej szansy ma oczekiwać Karol Linetty, skoro nie w takim spotkaniu jak z Gruzją? Mam też wrażenie, że taki ofensywny gracz, o którym już cała Polska zapomniała jak Adrian Mierzejewski nie jest w żadnym stopniu tak obserwowany jak Mączyński, który czy  w wysokiej czy niskiej formie i tak powołanie otrzyma. Oczywiście fajnie stawiać na swoich, ale jeszcze lepiej by sobą coś reprezentowali. Jakiś błysk, przydatny kadrze. Świeżość.

Jak się wczoraj dowiedziałem - Niemcy są ponoć słabi, żenujący, bo do przerwy prowadzili
1-0 i nie strzelili karnego. Pomijając już to, że całe spotkanie wygrali 7-0 to chciałbym kibice, byście byli tak cwani po Euro 2016. Polsce zdarzają się dobre, udane eliminacje, ale nie mundiale czy ME, których pomyślnych w sumie było ze 4. Niemcy odwrotnie, kwalifikacje mogą nie iść, ale w turniejach najwyższej rangi zawsze (!) walczą o medal. Najczęściej o złoty. Pamiętajcie o tym. Cieszmy się, ale zachowajmy resztki honoru.

Nie mamy co się oszukiwać. Jesteśmy jedną nogą na Euro. Jeśli nie zaliczymy największej kompromitacji w historii naszej piłki, a to przecież wielkie osiągnięcie to z łatwością awansujemy na turniej. Wciąż jednak, poza wybitnymi indywidualnościami i zrywami geniuszu naszych, najlepszych zawodników, charakterem - do najlepszych brakuje nam wiele. I nie mówię tu o Niemcach, którzy przechodzą ogromny kryzys, ale o innych silnych europejskich reprezentacjach. Nie popadajmy w euforię, a przypomnijmy sobie, jak graliśmy przez większość eliminacji. Wszyscy pamiętamy i będziemy pamiętać triumf z Niemcami, ale jakie męki przechodziliśmy ze Szkocją, Irlandią, dwa razy z Gruzją (choć w obu przypadkach w końcówce rozgromiliśmy przeciwnika). Prawda jest taka, że mamy wiele szczęścia. Jest co poprawiać, by nie jechać znów do Francji na wycieczkę. Dziś się cieszmy, od jutra redukujmy błędy. Bo jest ich przecież całe mnóstwo...

4 komentarze:

  1. Jak to pisał jeden dziennikarz przed mundialem 2002: "to nie czas lizania się po fiutach". Przed nami wiele pracy. Natomiast w końcu mamy drużynę. Za to brawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wynik brzmi nawet za dobrze, bo jest dużo lepszy niż gra. Za dużo było chaosu i niedokładności. I Gruzini w 82 min. byli bliscy wyrównania. A gdyby wtedy wyrównali, to już nie gralliby do przodu i nie stworzyli by naszym okazji do kontr. I mogłoby się to skończyć remisem czyli katastrofą.. I mam 3 zastrzeżenia: 1) Nawałka wzorem Smudy za długo czekał ze zmianami. 2) Od Kuby to powinno rozpoczynać sie ustalanie składu. 3) I wciąż grając bez kreatywnego króla środka pomocy, to daleko nie zajedziemy.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wywalić Grosickiego i to jak najszybciej - pierwszorzędny PARTACZ, każda piłka spieprzona, mógł strzelić kilka goli, a nie strzelił żadnego. Gratulacje dla Milika i Lewandowskiego, chociaż przy takiej grze wywaliliby go z Bayernu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, przecież Lewandowski ma najwięcej pudeł - setek ze wszystkich napastników Bundesligi, więc raczej nikt by go nie wyrzucił...

      Usuń