facebook

niedziela, 12 października 2014

To było jak niezwykły sen i... sen się spełnił!



Wciąż jestem w szoku. Jesteśmy lepsi od mistrzów świata w najpopularniejszym sporcie na świecie. Brzmi jak abstrakcja, ale to fakt. Oczywiście to tylko jeden mecz, jedynie 90 minut, ale wczoraj byliśmy świadkami rodzącej się historii. W to co się stało, wciąż ciężko uwierzyć, Dawid pokonał Goliata, reprezentacja, nazywana przez wiele lat bandą popaprańców pokonała artystów futbolu z Niemiec.

Zwycięstwo cieszy z wielu powodów. Zacznijmy od tych poza sportowych. Często w ostatnim czasie słyszę lub czytam słowa "nie mieszajmy sportu z polityką, futbol to odrębna dziedzina". Bzdura. A to z bardzo prostego powodu. Żyjemy w czasach, gdy najbogatsze federacje piłkarskie dostają wielkie imprezy w prezencie. Dostają, albo kupują, jak kto woli. Żyjemy w czasach, gdy UEFA i FIFA przesiąkają korupcją i betonem, a "czystych" rąk jest jak na lekarstwo. Decyzje obu organizacji w zdecydowanej większości zależne są właśnie od polityki, a nie od sportu.

Podobnie ma się sytuacja w meczach Polski z Niemcami. Czy ktoś tego chce, czy nie, łączy nas historia. Może niezbyt szczęśliwa, ale bogata. Z naszymi zachodnimi sąsiadami walczyliśmy przez setki lat na wielu frontach, także na piłkarskim boisku. Wystarczy napisać, że pierwszego gola na mundialu dla Niemiec, a właściwie III Rzeszy, strzelił napastnik polskiego pochodzenia - Stanislaus Kobierski. Cztery lata później na mistrzostwach świata zadebiutowała Polska, a premierową bramkę dla naszej drużyny zdobył snajper niemieckiego pochodzenia - Fryderyk Scherfke. Tak, historia bywa przewrotna.

Późniejsze czasy wojny doprowadziły do zmiany barw narodowych wielu piłkarzy. Tym najpopularniejszym był strzelec wyborowy - Ernest Wilimowski. Wielu też zginęło za swój kraj, za Polskę. Mimo nacisków byli i tacy, którzy nie podpisali volklisty i zapłacili za to życiem. Warto również dodać, że właśnie z powodów politycznych Polacy do lat 80. XX wieku nie mogli grac w Bundeslidze. Polscy piłkarze uciekali z naszego kraju i pozostawali tam nielegalnie. Przypadki można mnożyć. Słomiany, Leśniak, Pałasz, Rudy, Famuła, Cimander to tylko kilka przykładów zawodników, którzy chcieli grac w Niemczech, ale nie mogli legalnie opuścić naszego kraju. Sportu i polityki nie trzeba mieszać, te kwestie same łączą się w całość.

Triumf nad Niemcami to przede wszystkim wielki sukces sportowy. Podopieczni Joachima Loewa nie przegrali na wyjeździe od kilku dobrych lat, a w lipcu sięgnęli po mistrzostwo świata. I to w wielkim stylu. Jak pokazał wczorajszy mecz, nie jest to jednak ta sama reprezentacja. Po mundialu odeszło kilku ważnych graczy, dodatkowo paru jest kontuzjowanych, a i Niemcy mimo ogromnej przewagi, nie potrafili strzelić gola Polsce. Z ich perspektywy to pewnie istne Waterloo. Nie zazdrościmy, ale rozumiemy, w końcu przechodzimy to od lat.

Niemcom nie wychodziło nic. Akcje nie kleiły się, a gdy już coś się udawało, Polacy doskonale się asekurowali. Jeśli natomiast błędy popełniali defensorzy biało-czerwonych do gry wkraczał fantastyczny tego dnia Wojciech Szczęsny, a czasem po prostu fuks. Wczoraj zagraliśmy, jak nie my, a jak... Niemcy. Tacy prawdziwi, sprzed kilkunastu lat. Solidnie w defensywie, skutecznie do bólu. Bóg był wczoraj Polakiem, szczęście nam dopisywało i umieliśmy, w końcu umieliśmy to wykorzystać.

Co takiego stało się z naszą kadrą, że zagrała tak fenomenalny mecz? Przede wszystkim zrobiła to, o co od lat proszą kibice - walczyła. Grała też bardzo mądrze i rozważnie. Gdy podczas mundialu w Brazylii pisałem, że my - Polacy nie mamy gorszego składu od Chile i Kolumbii, że warto grac jak oni - byłem wyśmiewany. Dziś te same osoby przepraszają. Nie wymagam tego, ale miło że pamiętacie. Mówiłem też, dawno dawno temu, że potrzebna jest zmiana mentalności. Czy nastąpiła? Nie wiem. Moim zdaniem i tak za długo w tym meczu baliśmy się naciskać.

Optymizmem napawa natomiast to co zrobiliśmy po przerwie. Szatnia najwidoczniej w końcu żyje, w dwóch dotychczasowych meczach eliminacyjnych to właśnie na początku drugiej połowy ruszyliśmy do szturmu na bramkę przeciwnika. Z Niemcami mniej, ale też zaczęliśmy grac odważniej. Na boisku rodzi się drużyna, a to podstawa sukcesu. Widać, że między Nawałką, a piłkarzami pojawiła się nic porozumienia i wiary w sukces. Fajnie byłoby się zająć taktyką drużyny, grą dwoma napastnikami, zmianą systemu, ale czy to naprawdę takie istotne?

Istotne bez wątpienia jest, ale nie najważniejsze. Podstawą jest nastawienie, mentalność. To, że to my atakujemy rywala, bronimy się atakując. To, że to nas się mają bać, nie my ich. Wydaje się, że w końcu nasza kadra dzięki selekcjonerowi Nawałce odżyła. Uwierzyła w siebie i swoje możliwości. Jest gotowa do walki z najlepszymi, razem, na śmierć i życie. Tak było w meczu z Niemcami, oby tak było już zawsze.

Dzięki odpowiedniemu podejściu do piłkarzy i przekazaniu im swojej filozofii Nawałka dotarł do głów swoich podopiecznych. Co prawda, nie dziwi wspaniała postawa Szczęsnego w bramce, ale chimerycznych w poprzednich meczach Glika czy Krychowiaka już tak. Obaj mają potencjał i możliwości, by mierzyć się z najlepszymi. Wczoraj po raz pierwszy zagrali w kadrze na miarę swojego talentu. Zdarzały się im przebłyski, ale pełne dobre mecze nie.

Największym sukcesem jest jednak okiełznanie Roberta Lewandowskiego, spisującego się za poprzednich selekcjonerów przeciętnie. Po meczu z Niemcami trzeba chwalić armię generała Nawałki - Wojsko Polskie ze Szczęsnym, Glikiem, Krychowiakiem i Milikiem na czele, ale nie można zapominać o napastniku Bayernu Monachium, który w końcu w kadrze zagrał na takim poziomie jak w klubie. Wracał się do obrony, heroicznie walczył o każdą piłkę, był kapitanem z krwi i kości.

Po tak wspaniałym spotkaniu, który zapewne przejdzie do legendy polskiego futbolu, (też ze względu na dzień - święto narodowe polskiej piłki - 11 października, 11.10.2006 - Polska 2:1 Portugalia, 11.10.2008 - Polska 2:1 Czechy, 11.10.2014 - Polska 2:0 Niemcy) nasuwa się pytanie: czy był to wypadek przy pracy czy podwalina pod dalsze sukcesy? Początek odpowiedzi na to pytanie poznamy już we wtorek, gdy zmierzymy się ze Szkocją. Póki co, jesteśmy liderem naszej grupy, a na tabelę patrzymy z ogromną przyjemnością.

Szkocja to trudny przeciwnik dla Polski. Zespół walczący, faulujący, defensywny i grający długimi piłkami. Pomysł na Wyspiarzy? Gra z kontry. Nie umiemy grać atakiem pozycyjnym, więc kontrujmy. Po prostu. Wyczekujmy na rywala, który niemal zawsze posyła długie piłki na napastników. Przy takim stylu gry na pewno osiągniemy sukces. Nie pompujmy balona, szanujmy rywali, ale wygrywajmy ze słabszymi. A taktycznie grajmy tak jak z najlepszymi.



Często jestem odbierany (szczególnie na twitterze) jako pierwszy krytyk polskiej piłki. Prawda jest taka,że tak nienawidzę Polski i naszego futbolu, bo go kocham. A jak ktoś mądry kiedyś powiedział: "od tych, których się kocha, wymaga się więcej". Dziś cieszmy się, skaczmy z radości, bo mamy powody. Cytując klasyka: 

To nie do wiary, że się ziścił taki piękny plan.
Mamy wokół znów nienawiści,
kosmiczny prawie stan.

Tak czy inaczej, na taki sukces jak wygrana z Niemcami czekałem całe życie. Historyczny mecz. Najpierw Legia - Celtic (na boisku), teraz Polska - Niemcy. Rzeczywistość okazała się piękniejsza od marzeń. Płakać się chcę. W końcu ze szczęścia...

6 komentarzy:

  1. Wciąż jestem w stanie chodzić po wodzie, niezwykłe spotkanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne zmartwychstanie polskiej reprezentacji. Teraz najważniejsze nie dac sie zwariowac i rozpoczac serie zwyciestw

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu to były Polskie Orły. Brawo

    OdpowiedzUsuń
  4. Zeby we wtorek to wszystko szybko nie zgaslo.

    OdpowiedzUsuń
  5. To był piękny sen! Ale budźmy się z niego i szykujmy się na mecz ze Szkocją - a ten sen będzie jeszcze piękniejszy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Blog UPADL , szkoda bo byl ciekawy

    OdpowiedzUsuń