facebook

poniedziałek, 6 października 2014

Snajper wyborowy - nieoceniony Juskogol



Niektórych spraw nie można powierzyć losowi i trzeba wziąć je w swoje ręce. Podobnie, jak w przypadku ważnych życiowych decyzji, których nie można podejmować pochopnie, jest z wyborem swojej pozycji na boisku. Niewiele brakowało, a dziś pamiętalibyśmy Andrzeja Juskowiaka nie jako napastnika, a bramkarza.


"Na początku grałem w bramce, bo byłem najmłodszy, więc musiałem stać między słupkami, mimo że chciałem strzelać gole. Dopiero jak w konkursie na wrotkach w szkole wygrałem piłkę, to ja decydowałem gdzie gram. Wtedy byłem napastnikiem."

Andrzej Juskowiak urodził się w Gostyniu, małym mieście oddalonym około 60 kilometrów od Poznania. Jako mały chłopiec trafił do Kani Gostyń, co można nazwać dziełem przypadku. Godziny spędzone na grze w piłkę z kolegami w lesie zaowocowały występami w międzyszkolnych rozgrywkach. Ku swojemu zadowoleniu, młody wtedy Jusko grał w ataku i tym właśnie zwrócił na siebie uwagę trenera Kani.

Nie zastanawiał się długo, postanowił dołączyć do klubu. Jak się niebawem okazało Juskowiak był strzałem w dziesiątkę. Jako najmłodszy piłkarz w zespole (w wieku 15 lat został piłkarzem seniorskiej drużyny) zdobywał bramkę za bramką i niebawem wyrósł na lidera. Już wtedy mówiło się, że od wielu lat w Gostyniu nie było tak wielkiego talentu i jeśli wszystko dobrze pójdzie, to kariera Juskowiaka będzie wielka.

Za swój wzór postawił sobie Marco van Bastena, jednak po latach śmiał się, że przypominać go zaczął dopiero w Lechu, natomiast w klubie ze swojego rodzinnego miasta był porównywany do Włodzimierza Lubańskiego i Zbigniewa Bońka.



Zmiany w życiu polskiego napastnika zaszły w 1987 roku, kiedy to jako 17-letni wtedy chłopak, trafił do Lecha Poznań. Za sprawą dobrej postawy w Pucharze Michałowicza, czyli międzywojewódzkim turnieju piłki nożnej, został zauważony przez działaczy Kolejorza. Już w tym wieku osiągnął coś, o czym marzyli wszyscy chłopcy z Wielkopolski. Wielki Lech Poznań zgłosił się właśnie po niego. Po Juskowiaka zgłosił się  ten sam zespół, który jeszcze kilka lat wcześniej dwukrotnie zdobył Mistrzostwo i niepodzielnie panował w tamtym rejonie Polski.

"Mieszkałem w Gostyniu bardzo blisko lasu, a w promieniu dużej odległości nie było żadnego boiska. Zrobiliśmy sobie więc bramki na polanie z... drzew i gałęzi."

Lech pozyskując Juskowiaka zrobił interes życia. Ledwie kilka piłek poznańska drużyna dała za młody talent, który szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców. Na dobrą sprawę wszystko mogłoby potoczyć się inaczej, bowiem po Polaka zgłosiło się jeszcze Zagłębie Lubin.  Jednak przez nastolatka przemówił nie tyle,  pociąg do wielkości Lecha, ale ambicja, by to właśnie w nim walczyć o spełnienie swoich piłkarskich marzeń.

"Wybrałem Lecha, bo zawsze byłem człowiekiem ambitnym. Mogłem pójść do Zagłębia i także występować w ekstraklasie. Tam byłoby mi łatwiej. Wolałem jednak wyżej postawić sobie poprzeczkę. Działała na mnie siła tradycji i wielkości tego klubu i to jakie odnosił niedawno sukcesy."

Lata 80. i 90. były w Lechu Poznań okresem, kiedy stawiano na młodych piłkarzy i powierzano im zadanie bycia motorem napędowym, siłą, która odbuduje potęgę Kolejorza z lat 1983-1984, kiedy to dwa razy z rzędu sięgał po mistrzowskie trofeum i mierzył się z europejskimi gigantami, bowiem wywalczenie krajowego tytułu było przepustką do występów w Pucharze Europejskich Mistrzów Krajowych. Gdy w 1983 roku Lech debiutował w tych rozgrywkach, los okazał się dla nich złośliwy i skierował Kolejorza na Athletic Bilbao, ówczesnego Mistrza Hiszpanii. W pierwszym meczu na Bułgarskiej gospodarze pewnie wygrali 2-0 i gdyby nie słaba koncentracja napastników, którzy pudłowali w kilku ciekawie zapowiadających się akcjach, wynik byłby zupełnie inny i kto wie, czy zwycięstwo 4-0 w rewanżu dałoby awans zawodnikom z Bilbao.

Na debiut Andrzej Juskowiak musiał czekać do 1988 roku, do przegranego 1-0 meczu z Szombierkami Bytom. W tym przypadku zadziałało przeciwieństwo zasady "miłe złego początki, lecz koniec żałosny". Niedługo później na boisku ukazała się pełnia młodości, o którą tak zabiegał Lech, a  Andrzej Juskowiak i Mirosław Trzeciak zawładnęli ofensywą poznańskiej drużyny. Siali również postrach wśród obrońców polskich zespołów, chociaż to "władanie" nie trwało zbyt długo.

Pierwsze dwa sezony w Lechu można uznać za typowe dla młodego zawodnika, większość spotkań Jusko oglądał z ławki, wchodząc jedynie na ostatnie minuty lub oglądając je z trybun. Nie zniechęciło to ambitnego napastnika, który już w roku 1989 zaczął występować w wyjściowej jedenastce. Czy wykorzystał daną mu szansę? Z całą pewnością, a dodatkowo spełnił marzenia Lechitów o powrocie zespołu, który zdolny był wywalczyć trofea. Lech w tym sezonie zdobył dublet, a sam Juskowiak w wieku 19 lat został królem strzelców, co było sporym zaskoczeniem pomimo, że od początku jego forma wskazywała na to, że będzie jednym z najsilniejszych i najgroźniejszych zawodników w lidze.

Ku uciesze kibiców, Lech ponownie wystąpił w Pucharze Mistrzów. Pierwszym przeciwnikiem okazał się Panathinaikos Ateny, jednak Kolejorz pokonał go bez większych problemów. Kolejnym rywalem był potężny Olympique Marsylia. Świat spisywał poznaniaków na straty, podobnie zresztą jak oni sami. Francuski zespół od góry do dołu wypełniony był gwiazdami, na ławce trenerskiej zasiadał sam Franz Beckenbauer.

"W pierwszych minutach byliśmy sparaliżowani. Rozpoczęliśmy bardzo nerwowo, ale później zobaczyliśmy, że swoimi umiejętnościami na boisku możemy dużo zdziałać i wcale nie jesteśmy dużo gorsi."

Magia własnego stadionu i kibiców poprowadziły Lechitów do zwycięstwa 3-2, jednak w rewanżu Poznaniacy polegli aż 1-6. Juskowiak w Lechu został do roku 1992. W tym czasie zdobył Superpuchar Polski (1991) i drugie w swojej karierze Mistrzostwo Polski (1992).


W 1992 roku Juskowiak został zawodnikiem Sportingu Lizbona. Dziś możemy się tylko zastanawiać jaką kwotę mógłby zainkasować Lech Poznań, gdyby wstrzymał się z transferem o kilka tygodni. Dlaczego? Tym zajmiemy się później, bowiem jest to temat na osobną historię. 

Do portugalskiego zespołu Juskowiak trafił za 1,8 miliona dolarów, wyrównując tym samym rekord Zbigniewa Bońka, który za tę samą kwotę trafił do Juventusu. Wyjeżdżając z Polski miał 21 lat i nie ukrywał, że nie chce wracać do Polski zbyt szybko. Do dziś uważa, że jest to wiek optymalny do opuszczenia kraju, wspomina również, że on i jego generacja była jedną z pierwszych, które miały możliwość wyjazdu. Często przy pytaniach o początki zagranicą pada nazwisko Janusza Wójcika, któremu poniekąd młodzi zawodnicy zawdzięczali możliwość gry w zagranicznych klubach. Piłkarsko powrót do Polski, młody napastnik uważał za degradację, bowiem w tamtym czasie warunki oraz korupcja całkowicie wyniszczała obraz naszej rodzimej piłki. 

Można powiedzieć, że uciekał przed korupcją, jednak za czasów jego gry w Portugalii również tam się szerzyła. Szczególnie wspomina aferę "Apito Dourado", co w naszym języku znaczy "Złoty gwizdek" Jednym z głównych oskarżonych był prezes FC Porto, Jorge Pinto da Costa. Jego była partnerka w swojej książce ujawniła, że wysyłał on arbitrów na wczasy z prostytutkami w zamian za sędziowanie na korzyść jego drużyny. Andrzej Juskowiak przytacza sytuację z jednego z meczów właśnie przeciwko Porto, w którym w 20. minucie za niegroźny faul na Fernando Couto zobaczył czerwoną kartkę, podczas gdy sam Portugalczyk wcześniej dopuścił się na nim o wiele cięższych przewinień. 

Jednym z nieprzyjemnych wspomnień Juskowiaka ze Sportingu są z pewnością wydarzenia po pożegnalnej kolacji zawodników z ówczesnym trenerem, Bobbym Robsonem. Zespół w lidze radził sobie bardzo dobrze, w Pucharze UEFA również nie można było narzekać, dlatego decyzja o zwolnieniu szkoleniowca dla wielu była niezrozumiała. Po kilkugodzinnym spotkaniu przepełnionym wspólnym wspominaniem najlepszych momentów współpracy każdy rozjechał się w swoją stronę. Jeden z zawodników Sportingu, Serhij Szczerbakow, nie dojechał jednak do celu. W centrum Lizbony nie zatrzymał się na czerwonym świetle, przez co jego samochód został staranowany przez inny pojazd. Być może wszystko skończyłoby się na kilku obrażeniach, gdyby nie fakt, że Ukrainiec nie miał zapiętych pasów. Uraz kręgosłupa i paraliż od pasa w dół zakończył jego obiecująco zapowiadającą się karierę. Podwójny brązowy medalista Mistrzostw Ukrainy z Szachtarem Donieck, Mistrz Europy U-21 i brązowy medalista Mistrzostw Świata U-20 miał wtedy zaledwie 22 lata. 

W Lizbonie spędził trzy sezony, zdobył w tym czasie 25 bramek i wywalczył Puchar Portugalii. Choć ciężko w to uwierzyć, kibice na Estádio José Alvalade nadal mają flagę z napisem "Jusko". Zawodnik czasami mówi, że żałuje, iż żaden kontakt z kolegami ze Sportingu nie przetrwał próby czasu. Sentyment do kraju z Półwyspu Iberyjskiego jednak pozostał.

"Bardzo często jestem w Portugalii i lubię tam spędzać wakacje. Mam tam też biznes. To bardzo ciekawy kraj. Portugalia zachowała swój klimat. Zwłaszcza Lizbona i okolice. Są bardzo nowoczesne budowle, ale Portugalczycy potrafią szanować te stare, z duszą. Człowiek tam odpoczywa, ma chęć usiąść, porozmawiać." 

Z Portugalii przeniósł się do Niemiec i można śmiało stwierdzić, że to właśnie tam jego forma wzrosła i została w pełni doceniona przez sympatyków piłki nożnej, podobnie jak i działaczy wielu klubów, od których w tym czasie Juskowiak dostawał oferty.


Szeregi Borussi Mönchengladbach zasilił w 1996 roku i niemal od razu awansował do rangi jednej z największych gwiazd zespołu. Do najbardziej pamiętnych występów należy zdecydowanie mecz przeciwko Arsenalowi na Müngersdorfer Stadion w Kolonii, który goście wygrali 3-2. Bohaterem spotkania w ramach 1/32 tego turnieju został nie kto inny, jak właśnie Juskowiak. Dwa tygodnie wcześniej Polak zdołał pokonać już ówczesnego bramkarza Kanonierów, Davida Seamana, otwierając wynik wygranego przez Źrebaki 3-2 meczu.

Juskowiak przed szansą na zdobycie bramki stanął już na trzynaście minut po pierwszym gwizdku arbitra, jednak doskonała parada Davida Seamana udaremniła jego zamiary. Już niecałe dziesięć minut później Polak dokonał dzieła. Przy piłce znajdował się Jorgen Pettersson, jednak wiedział, że nie da rady przeprowadzić akcji, szybko podał ją do Stefana Effenberga, który nie namyślając się ani minuty uderzył przed siebie, kierując futbolówkę wprost pod nogi przedzierającego się przez defensywę Arsenalu Juskowiaka. Ten bezproblemowo po strzale lewą nogą umieścił piłkę w siatce. 

"Juskowiak macht das Tor!" rozbrzmiewało w telewizorach zarówno w 23. minucie spotkania, jak i w 90., kiedy Polak ponownie pokonał Davida Seamana, dając ostatecznie zwycięstwo swojej drużynie. Ponownie do akcji włączyli się Pettersson i Effenberg. Niemiec stojąc już w polu karnym wycofał piłkę do nadbiegającego Juskowiaka, który nie pokonał z nią nawet metra, ale zmusił Seamana do kapitulacji.

Z czasów swojej gry w Borussi Juskowiak bardzo dobrze wspomina swojego kolegę z ofensywy, Martina Dahlina, który w tamtym czasie do zespołu trafił po raz drugi. W 1996 roku Szwed odszedł do AS Romy, jednak kilka miesięcy później, jeszcze w tym samym roku, ponownie został Źrebakiem. Polak mówił o nim "Kiler".

"Na przedmeczowej rozgrzewce miał taki zwyczaj, że trenował wykańczanie płaskich podań w pole karne z bocznych sektorów boiska. Taki był wtedy styl gry Borussii Monchengladbach, a on na 10 takich okazji przynajmniej osiem wykorzystywał. Był niesamowicie regularny."

Obaj piłkarze nie grali ze sobą długo, bowiem już w 1997 roku Dahlin odszedł do Blackburn Rovers. Innego Szweda, Patrika Anderssona, uważał za jednego z najlepszych obrońców, z jakimi przyszło mu grać. Nienajszybszy, jednak ze świetnym przeglądem pola, niepokonany w powietrzu, zawsze potrafiący skutecznie odebrać piłkę przeciwnikowi - to zapewniało spokój Polakowi grającemu w ofensywie.

Niedługo później, w 1998 roku do drzwi Juskowiaka zapukali działacze klubu z miasta Volkswagena, VfL Wolfsburg. Polak nie wahał się i postanowił dołączyć do grającego tam już Waldemara Krygera. Decyzja mogła dziwić, Borussia wysoko plasowała się w tabeli rozgrywek krajowych, walczyła w Europie, natomiast Wolfsburg dopiero co awansował do 1. Bundesligi i wcale nie zanosiło się, że będzie w niej święcił triumfy.


Lata spędzone w Wolfsburgu w kontekście kariery piłkarskiej zawsze wywołują u Juskowiaka uśmiech, podobnie jest w przypadku starszych kibiców, którzy doskonale pamiętają Polaka w ofensywie VfL. Owy uśmiech wywołuje również pewien zabawny fakt dotyczący trenera, który w tamtym czasie pracował w Wolfsburgu.

"Dobry trener, pasujący nawet z imienia i nazwiska do Wolfsburga, czyli Wolfgang Wolf, lepiej już nie można było wybrać."

Początki nie były łatwe. Gdy Juskowiak przychodził do VfL, był to dopiero pierwszy rok tego zespołu w 1. Bundeslidze i to właśnie w rękach zawodników znajdowała się przyszłość. Historia zespołu z Wolfsburga pełna jest dramatycznych zwrotów akcji i upadków, co doprowadziło do sytuacji, w której główny sponsor, Volkswagen, rozpatrywał porzucenie klubu. Piłkarze stanęli na wysokości zadania i osiągając zadowalające wyniki zatrzymali przy sobie sponsora. Juskowiak wspomina moment, w którym dzięki zaangażowaniu zawodników siedziba koncernu nie została przeniesiona z Wolfsburga do Hannoveru, a prezes Volkswagena postanowił rozpocząć inwestycje na terenie miasta, które mogłyby zwrócić na nie uwagę. 

W tym czasie Juskowiak inwestował w nieruchomości, a największą "dumą" napastnika była restauracja niedaleko portugalskiego Estoril. 

"Wszedłem w spółkę z pewnym Szwajcarem i kupiliśmy restaurację. Dominuje w niej kuchnia włoska. Nie jest tanio, ale w okolicy mieszkają bardzo bogaci ludzie z wielu stron świata. Ja również mam tam mieszkanie. Częstym gościem w naszej restauracji jest były bramkarz Manchesteru United, Peter Schmeichel."

Politykę kadrową Polak uważał za co najmniej dziwną. Klub chciał walczyć o wysokie miejsca, jednak w drużynie nie pojawiały się żadne znane nazwiska, które mogłoby pomóc w osiągnięciu tego celu. Często też zdarzało się, że w tak małym miasteczku, jakim jest Wolfsburg, piłkarz ze znanym nazwiskiem się nie zaaklimatyzuje. Wystawiani byli na boisko tylko po to, by można było ich sprzedać.

Wtedy w Wolfsburgu grało jeszcze dwóch Polaków i to właśnie oni wraz z Andrzejem Juskowiakiem stanowili o sile zespołu. 30-letni wtedy Juskowiak, dwa lata młodszy Waldemar Kryger i 23-letni Krzysztof Nowak niczym wygłodniałe wilki szaleli na niemieckich boiskach w ruinie pozostawiając niejedną defensywę. Chociaż nie sięgnęli po Mistrzostwo Niemiec, na swoim koncie mają m.in. znaczący udział w zwycięstwie 7-1 nad Borussią Mönchengladbach w sezonie 1998/1999. Wynik ten do dziś jest najwyższym zwycięstwem w historii VfL. Andrzej Juskowiak we wspomnianym spotkaniu zdobył dwie bramki, z czego druga strzelona została po asyście Krzysztofa Nowaka. Waldemar Kryger wystąpił od 66. minuty. Warto zaznaczyć, że jedynie dwóch lat potrzebowali zawodnicy Wolfsburga, by od debiutu w 1. Bundeslidze awansować do Pucharu UEFA, gdzie Juskowiak dwukrotnie trafiał do siatki przeciwników.

Przez starszych kibiców VfL jest traktowany jak legenda. W 103 spotkaniach zdobył 38 bramek, co daje mu czwarte miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii klubu.

Po odejściu Juskowiaka w 2002 roku na dwa lata zrobiło się o nim cicho. Polak zdecydował się na dojście do Energie Cottbus, jednak po rozegraniu 25 spotkań, w 2003 roku, odszedł do New York/New Jersey MetroStars. Nie zabawił tam długo...


Karierę Juskowiak zakończył w Erzgebirge Aue, do którego dołączył w 2004 roku po kilkumiesięcznej przerwie w grze. Przy różnych okazjach wspomina, że tam czuł się dobrze i u schyłku swojej świetności był doceniany. Zastanawiano się dlaczego nie wróci do Polski i nie zakończy kariery na przykład w Lechu Poznań, od którego wszystko się zaczęło.

"Nie miałem takiej propozycji, poza tym wiedziałem jak to wszystko w Polsce wygląda, co tam się dzieje i jakie są warunki. Inna rzecz, że czułem się na tyle dobrze, na tyle mocny, by w tej 2. Bundeslidze grać i to co tydzień. "

Ciekawym faktem jest to, że Polak niemal co roku przedłużał swój kontrakt z zespołem. Dawało mu to możliwość odejścia w dowolnej chwili.

"Po roku spotykałem się z prezesem klubu, przede wszystkim z trenerem. Oni mnie się pytali "chcesz grać jeszcze w piłkę? Sprawia Ci to przyjemność? No to ok, zostajesz, my tu bardzo chętnie będziemy z Tobą pracowali". Niesamowity komfort. W ostatnim roku, kiedy już faktycznie powiedziałem sobie "dość", bo już coraz trudniej było na boisku wytrzymać i tempo, przygotowania, zaproponowano mi coś takiego jak "Standby-Profis", czyli człowiek, który jest tam w drużynie, nie zawsze musi trenować, coś jak dobry duch."

Mimo, że zarządowi zależało, by Andrzej Juskowiak objął tę funkcję, on sam nie zgodził się. Jako zawodnik ambitny nie mógł pogodzić się z myślą, że miałby grać jedynie końcówki spotkań lub nie grać ich w ogóle, a wymagania w stosunku do jego osoby nadal byłyby wysokie. W 2005 roku pojawił się moment, w którym poważnie myślał o zakończeniu kariery.

"Za rok kończy mi się kontrakt z Erzgebirge, będę miał 35 lat i wówczas zakończę sportową karierę. W profesjonalnym futbolu spędziłem pół życia. To wystarczający okres. Na poważnie treningi rozpocząłem mając 18 lat, w Lechu Poznań. Zmienię decyzję pod jednym warunkiem - jeśli Erzgebirge Aue awansuje do pierwszej ligi. Budżet klubu został podniesiony z 6 do 7,5 miliona euro. Władze już sprowadziły czterech nowych zawodników, a szykują się kolejne wzmocnienia."

W owym sezonie oprócz Juskowiaka w Erzgebirge Aue grało jeszcze dwóch Polaków, bramkarz Tomasz Bobel i obrońca, Tomasz Kos. Cała trójka wspominana jest przez kibiców bardzo ciepło, Bobel od lipca 2004 roku był podstawowym bramkarzem drużyny, a w  sezonie 2005/2006 został wybrany najlepszym bramkarzem 2. Bundesligi, natomiast Kos od początku swojej gry dla Aue (2004 rok) był wiodącą postacią w drużynie.

Mimo zapowiedzi, Juskowiak został w Erzgebirge Aue na dwa kolejne lata. Karierę zakończył dopiero w 2007 roku, po trzech latach spędzonych w klubie.

Zawodnik do dziś wspomina jak fenomenalne warunki miał w 2-ligowym Aue, jest nawet zdania, że 2. Bundesliga poziomem przewyższa Ekstraklasę. Jak mówi, kluby z pierwszych pięciu czy sześciu miejsc spokojnie mogłyby walczyć o Mistrzostwo Polski. 


W reprezentacji narodowej Andrzej Juskowiak zadebiutował 7 maja 1992, podczas przegranego 5-0 meczu towarzyskiego ze Szwecją. Niecałe trzy miesiące później wraz z olimpijską reprezentacją Polski wyleciał do Barcelony na Igrzyska. Tutaj dochodzimy do momentu, o którym wspomniane było kilkanaście akapitów wcześniej, a mianowicie o kwestii transferu Juskowiaka z Lecha do Sportingu. Z portugalskim klubem Polak umowę podpisał zanim wystąpił na Igrzyskach. Nikt nie spodziewał się, że na tym turnieju ujawni się wirtuozeria młodego wtedy Andrzeja. Polska znalazła się w grupie A z Włochami, Kuwejtem i Stanami Zjednoczonymi. Wyniki Orłów zadowalały, w trzech meczach nie przegrali ani razu, tylko raz zremisowali (z USA), zdobyli siedem bramek, stracili jedynie dwie. W ćwierćfinale Polska wyeliminowała Katar (2-0), w półfinale rozgromiła wręcz Australię (6-1), by dopiero w finale przegrać 3-2 z Hiszpanią, pomimo prowadzenia w pierwszej części spotkania. Andrzej Juskowiak został królem strzelców Igrzysk, co było niemałym zaskoczeniem. Dlaczego tak się stało, a młody napastnik nie odczuwał presji?

"Po igrzyskach miałem ciekawe propozycje. Gdybym nie miał kontraktu ze Sportingiem, to po 3-4 bramkach w Barcelonie i szansie na króla strzelców, kto wie czy by się nie pojawił stres i miałbym problem z kolejnymi trafieniami. A tak wiedziałem co mnie czeka po igrzyskach i mogłem skupić się na reprezentacji"

Za wygraną na Igrzyskach otrzymał złotego Poloneza, jednak do dzisiaj wspomina, że bardzo szybko mu się psuł, więc postanowił oddać go rodzicom.

Rozkwit reprezentacyjnej kariery "Jusko" przypadał na okres Henryka Apostela w roli selekcjonera. Polacy walczyli w tamtym czasie o awans do Mistrzostw Europy w 1996 roku w Anglii. Reprezentacja była wtedy bardzo silna, Juskowiak był jednym z jej kluczowych zawodników, zdobył sześć bramek, w tym z fenomenalnymi wtedy Francuzami. 

"Trochę szczęścia wtedy mieliśmy. Francja miała wybitnych piłkarzy. A my mieliśmy natchnionego bramkarza Andrzeja Woźniaka, który wszystko bronił. Jednak zawsze będę mu wypominał, że bronił strzały z kilku metrów, nie dał się pokonać z rzutu karnego, a w końcówce trochę przysnął przy bramce Youriego Djorkaeffa z rzutu wolnego. To jednak wielka zasługa Andrzeja, że ugraliśmy remis w Paryżu"

Pomimo dobrej postawy, do awansu jednak to nie wystarczyło. Polakom do wygrania został mecz z Rumunami, jednak zakończył się on bezbramkowym remisem. Juskowiak nie wykorzystał wówczas znakomitej okazji do zdobycia gola, co z pewnością jest momentem, który chce wymazać z pamięci. 
Schyłek nastąpił za kadencji Jerzego Engela. Jesienią 2000 roku Polacy grali w Kijowie z Ukrainą. Wygrywali co prawda 3-1, jednak pojawiła się okazja, by wynik podnieść. 
Juskowiak nie wykorzystał jednak rzutu karnego, przez co stracił zaufanie szkolniowca. Na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii w 2002 roku, na które Polska wywalczyła awans, już nie pojechał. Licznik zatrzymał się na 39 występach i 13 zdobytych bramkach. Powstała teoria, że owa "13" stała się dla Juskowiaka liczbą pechową.

"Zatrzymałem się na 13 golach w reprezentacji. Moja żona urodziła się jednak 13 grudnia, więc to szczęśliwa data."


Choć może ciężko w to uwierzyć, przez karierę Andrzeja Juskowiaka przewinęło się wielu znakomitych piłkarzy, których kariera poszła w innym kierunku niż kariera Polaka. Podczas, gdy Juskowiak stawał się bohaterem pomniejszych klubów, oni stawali się idolami całej Europy.

Jedną z takich osób był Luis Figo, z którym Juskowiak przez trzy lata w Sportingu Lizbona. W 1995 roku jako 22-latek trafił do FC Barcelony, gdzie już niebawem został kapitanem zespołu. Pięć lat później za 54 miliony dolarów odszedł do Realu Madryt, gdzie równie szybko zyskał popularność, zarówno wśród kibiców, jak i działaczy i kolegów z zespołu. Po pięciu latach zwieńczonych kolejnymi sukcesami zasilił szeregi Interu Mediolan. Łącznie w swojej klubowej karierze zdobył Puchar Portugalii, cztery Mistrzostwa Hiszpanii, dwa Puchary Hiszpanii, trzy Superpuchary Hiszpanii, Puchar Zdobywców Pucharów, Puchar Mistrzów, dwa Superpuchary Europy, Puchar Interkontynentalny, cztery Mistrzostwa Włoch, Puchar Włoch oraz Puchar Włoch. Został również laureatem Złotej Piłki.

Kolejną wielkoformatową gwiazdą był Stefan Effenberg, który grał z Polakiem w Borussi Mönchengladbach w latach 1996-1998. Później przeniósł się do Bayernu Monachium. W 2002 roku drogi obu zawodników mogły skrzyżować się ponownie, tym razem w VfL Wolfsburg, jednak Juskowiak odszedł do Energie Cottbus nim Effenberg pojawił się na Volkswagen Arena. Niemiec swoją karierę naznaczył Pucharem Interkontynentalnym, wygraną w Lidze Mistrzów, trzema Mistrzostwami Niemiec, Pucharem Niemiec, trzema Pucharami Ligi Niemieckiej i Superpucharem Niemiec.



Od 5 czerwca 2009 do 3 stycznia 2011 roku pełnił funkcję trenera napastników Lecha Poznań. Jego "uczniem" był wtedy dzisiejszy gwiazdor boisk Bundesligi, Robert Lewandowski. O zatrudnienie byłego napastnika Lecha zabiegał półtora roku wcześniej ówczesny trener Kolejorza Jacek Zieliński. Ten pożegnał się z pracą w Poznaniu na początku listopada 2011, a zastąpił go Hiszpan Jose Bakero.

"Z tego co wiem, taka decyzja zapadła już w grudniu, więc dobrze, że dopiero teraz się o tym dowiedziałem, bo spokojnie spędziłem święta. Będę miał sporo wolnego czasu, ponownie wybiorę się na narty. Podobno sztab szkoleniowy został okrojony na prośbę Bakero. Mam jednak dużą satysfakcję z czasu, kiedy pracowałem przy Bułgarskiej i ze zdobycia mistrzostwa Polski. "

Niektórzy piłkarze Kolejorza wysnuli tezę, że Bakero chciał zwolnić z klubu Andrzeja Juskowiaka, bo ten zna język hiszpański i mógłby rozumieć to, co trener przekazuje w tajemnicy swoim rodakom zatrudnionym jako asystenci. Teoria o tyle dziwna, że obecność Juskowiaka w zespole znacząco wpływała na dobrą komunikację pomiędzy poszczególnymi jego członkami.

O Juskowiaku na nowo głośno zrobiło się podczas Mistrzostw Europy organizowanych w 2012 roku przez Polskę i Ukrainę. W tamtym czasie były reprezentant pracował dla telewizji Polsat, w umowie mając zapisaną wyłączność, jednak na czas trwania Mistrzostw uzyskał zgodę na pracę w Telewizji Polskiej. Wcześniej już miała miejsce taka sytuacja, kiedy to Juskowiak wraz z Dariuszem Szpakowskim komentował mecz Polska - Portugalia. Wtedy już pojawiły się pierwsze spięcia na linii Polsat - TVP. Andrzej Juskowiak miał zostać przedstawiony jako ekspert Polsat Sport, jednak zostało to pominięte. Już po rozpoczęciu Mistrzostw Europy Juskowiak pojawił się w jednym z programów Polsatu, co nie zostało dobrze odebrane przez TVP, pomimo, że nie miał wyłączności i mógł występować w obu z tych telewizji. Poskutkowało to zakończeniem współpracy i brakiem Andrzeja Juskowiaka podczas meczu Polska - Rosja. 

2 lutego 2014 roku Rada Nadzorcza Lechii Gdańsk SA podjęła decyzję o powołaniu Juskowiaka na członka zarządu Klubu. Rola, którą mu powierzono, była dla niego zupełnie nowa. 

"Różnie funkcjonowałem dotychczas w futbolu, ale teraz czeka mnie trudniejsze zadanie. Ta praca to dla mnie także duże wyzwanie, bo chcemy stworzyć z Lechii klub ścisłej krajowej czołówki." 
W głowie byłego reprezentanta było wiele planów i ambicji, takich jak stworzenie bazy treningowej Lechii, jak również polepszenie działania siatki skautów."

"My naszą będziemy budować częściowo na podstawie siatki Benfiki Lizbona. Jeden z właścicieli Lechii, biznesmen Antonio Mosquito, jest przyjacielem jej prezydenta. Prezydent Benfiki pomaga mu w piłkarskich sprawach, dzięki temu mamy dostęp do ich bazy danych i wiedzy, kto może pasować do naszej drużyny. "

Niestety rzeczywistość niebawem zaczęła okazywać się inna. Jak w sezonie 2013/2014 Lechia zajęła wysokie, 4. miejsce, tak w sezonie 2014/2015 zespół zaczyna spadać na dno. W Lechii pojawiło się 20 nowych piłkarzy, w dużej części mówiących jedynie w swoich ojczystych językach, co znacząco odbiło się to na zgraniu zespołu i jego wynikach. Obecnie bardzo dużo mówi się o tym, że w najbliższych dniach Andrzej Juskowiak pożegna się z Lechią.

Śmiało można stwierdzić, że Juskowiak jest postacią bardzo lubianą w Polsce. Mimo, że przez wiele lat związany był z Lechem, ciepło witają go w Warszawie, Gdańsku czy Krakowie.

"Nie mam z tym problemu. Może dlatego, że jestem otwartym człowiekiem i jestem w stanie z każdym porozmawiać. Jak o futbolu chce ze mną pogadać kibic w pociągu, sprzątaczka czy prezes klubu, to bardzo proszę."

Andrzej Juskowiak ponadto jest ambasadorem reprezentacji Polski U20 i U21. Polak uważa to stanowisko za jedno z najciekawszych, jakie w swoim życiu pełnił, mogąc wcielać się w rolę zarówno w rolę kierownika zespołów, ale również brać udział i treningach i przekazywać młodym kadrowiczom swoją wiedzę. 

7 września 2007 roku w Aue odbył się pożegnalny mecz Andrzeja Juskowiaka, a naprzeciw siebie stanęły zespoły Erzgebirge Aue i Lecha Poznań. Poznaniacy mecz wygrali 4-2 i to własnie w polskim zespole Juskowiak rozpoczął to spotkanie. W drugiej części meczu po raz ostatni założył fioletową koszulkę Aue. Można jedynie żałować, że nie zdobył żadnej bramki, niezależnie od tego, na konto której drużyny miałaby zostać ona dopisana.

Od 2008 roku jest prezesem TPS Winogrady Poznań, grającego obecnie na poziomie okręgowym. Choć przyznaje, że nie jest łatwo pogodzić wszystkie zadania, które ma do wykonania, to praca sprawia mu wiele przyjemności i satysfakcji. Mówiąc o swojej piłkarskiej karierze nie ukrywa, że czuje się piłkarzem spełnionym i zadowolonym z przebiegu swojej kariery.

"Byłem w różnych ligach i wszędzie grałem. Jak padają pytania o największy sukces, to wszyscy zawsze mówią, że pewnie srebro na igrzyskach. A ja uważam, że moim największym sukcesem było właśnie to, że grałem, strzelałem gole, choć zmieniałem kraje. Były różne warunki, wymagania, styl gry, a ja dawałem sobie radę. Zawsze szybko się aklimatyzowałem."

15 komentarzy:

  1. Juskowiak znaczy autorytet. Gdziekolwiek nie grał, był podstawowym zawodnikiem i strzelał gole. Inteligentny człowiek i świetny napastnik. Szkoda, że nie grał w topowych klubach Europy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tacy ludzie powinni rzadzic polska pilka. Mlodzi, obyci i inteligentni. Juskowiak swoje przezyl, to madry facet. Chociaz w Lechii teraz sobie nie radzi, to bym go zatrudnil w PZPN

    OdpowiedzUsuń
  3. a olympiakos pireus?

    OdpowiedzUsuń
  4. Thank you a lot for sharing this with all people you actually realize what you're talking approximately!
    Bookmarked. Please also talk over with my website =).
    We could have a hyperlink exchange contract between us

    Also visit my site ... baju bola murah

    OdpowiedzUsuń
  5. Hello! I realize this is sort of off-topic however I needed to
    ask. Does running a well-established blog such as
    yours take a large amount of work? I am brand new to running a
    blog but I do write in my journal every day. I'd like to start a blog so I
    can share my own experience and feelings online.
    Please let me know if you have any kind of suggestions or
    tips for brand new aspiring blog owners. Appreciate it!


    Also visit my blog post: paid surveys - paidsurveysb.tripod.com -

    OdpowiedzUsuń
  6. Hello there, just became aware of your blog through Google, and found that it's really informative.

    I'm gonna watch out for brussels. I'll appreciate if you continue this in future.
    Many people will be benefited from your writing.
    Cheers!

    Here is my website: quest protein bars

    OdpowiedzUsuń
  7. For hottest news you have to pay a visit the web and on the web I found this web site as a most excellent web page for latest updates.


    Also visit my page ... free minecraft games

    OdpowiedzUsuń
  8. wonderful issues altogether, you simply won a emblem new reader.
    What may you suggest about your post that you
    simply made a few days in the past? Any positive?


    Check out my web site :: free music downloads (twitter.com)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hello there, You've done a great job. I'll definitely digg it and personally recommend to my
    friends. I'm sure they'll be benefited from this site.

    Look at my web-site - minecraft.net

    OdpowiedzUsuń
  10. Do you have a spam issue on this blog; I also am a blogger,
    and I was wanting to know your situation; we have developed some nice
    methods and we are looking diet plans for women to lose weight
    [dietplansforwomentoloseweightfast.com] trade
    techniques with others, please shoot me an email
    if interested.

    OdpowiedzUsuń
  11. I've been browsing online more than 2 hours today, yet
    I never found any interesting article like yours. It's pretty
    worth enough for me. Personally, if all web owners and bloggers made good content as you did, the net will be a lot more
    useful than ever before.

    Also visit my web page :: dating sites (bestdatingsitesnow.com)

    OdpowiedzUsuń
  12. That is really interesting, You are a very professional blogger.
    I have joined your feed and sit up for in search of extra of your great post.

    Also, I've shared your site in my social networks

    Feel free to visit my webpage: music downloads free

    OdpowiedzUsuń
  13. No matter if some one searches for his essential thing,
    so he/she desires to be available that in detail, therefore that thing is
    maintained over here.

    Feel free to visit my web page ... minecraft games

    OdpowiedzUsuń
  14. Awesome! Its really amazing post, I have got much clear idea about from this post.



    My blog: dating sites (bestdatingsitesnow.com)

    OdpowiedzUsuń
  15. When someone writes an post he/she keeps the image of a user in his/her brain that how a user can understand it.
    Thus that's why this paragraph is amazing. Thanks!



    Also visit my weblog; dating online - bestdatingsitesnow.com,

    OdpowiedzUsuń