facebook

piątek, 11 lipca 2014

Dantejskie sceny. Auf Wiedersehen Brasil!


No i stało się. Brazylia, która od początku mundialu przepychała, wygrywała bez stylu i grała przeciętnie w końcu poznała swoje miejsce w szeregu. Oto zadbali niezawodni Niemcy czyli generałowie futbolu. Generałowie, dla których najważniejsze jest dobro wojska i własnego kraju. Ci, którzy są zawsze doskonale zorganizowani i zjednoczeni. Ci, którzy zawsze są drużyną. A do tego grają niezwykle widowiskowo i cieszą oko kibica.

Brazylia od pierwszego meczu mistrzostw zawodziła. Wygrywała, zdobywała kolejne punkty, przechodziła przez kolejne etapy turnieju, ale nie zachwycała. Nadmuchani przez tamtejsze media i kibiców "faworyci" szybko pokazali, że na mundialu we własnej ojczyźnie sukcesu nie odniosą. Pomagali przeciwnicy, sędziowie, czasem budzili się nawet zawodnicy, ale niewiele z tego wynikało.
To, że "Canarinhos" nie mają takich gwiazd jak na poprzednich mundialach wiedzieliśmy już przed turniejem. Na darmo można było szukać zawodników pokroju Romario, Ronaldo czy Ronaldinho. Brak idoli był poważnym problemem kibiców, którzy sami wykreowali sobie bohatera. Nie tak wspaniałego jak kilkanaście lat temu, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Padło na Neymara. Wielkiego piłkarza, ale przynajmniej tak samo wielce przereklamowanego.
Pomimo ciągłych rozmów na temat piłkarza Barcelony, liczyłem, że Brazylia pokaże, że jest drużyną. W innym razie przewidywałem klęskę Canarinhos. I tak też się stało. To co mogło stać się atutem Brazylijczyków, stało się ich przekleństwem. Czyli zespołowość. Niemal wszystkie piłki kierowane były do Neymara, zespół nie miał stylu, a każdy grał dla siebie. Pisałem to już po pierwszym spotkaniu Brazylii na tych mistrzostwach, choć już wtedy wiele osób było zahipnotyzowanych "świetnym zespołem gospodarzy".
Brazylijczykom brakowało liderów w ofensywie, a bohaterami jej spotkań często zostawali defensorzy. Wielokrotnie chwalono, zresztą słusznie, Julio Cesara, Davida Luiza i Thiago Silvę. Canarinhos zawsze słynący z fantastycznej techniki i genialnej ofensywy na tym turnieju imponowali obroną, a piszę to po klęsce z Niemcami 1-7. To świadczy o ich słabości w pierwszej i drugiej linii. To świadczy o katastrofalnie słabej, najgorszej od lat reprezentacji Brazylii.
Technika brazylijskich zawodników również pozostawiała wiele do życzenia. Jeden z najlepszych pod tym względem w drużynie Canarinhos - Oscar raz po raz "zachwycał" nas strzałami z czuba i prostymi stratami piłki. Wielokrotnie mogło się wydawać, ze Canarinhos zamienili się ze swoimi rywalami za koszulki. Przede wszystkim pod względem technicznym.
Brazylii zabrakło jednak przede wszystkim charakteru. I to w najważniejszych momentach, gdy stracili swoich dwóch najlepszych piłkarzy - Thiago Silvę i Neymara. Ludzi genialnych się podziwia, bogatym się zazdrości, potężnych się boi, ale tylko z ludzi charakterem się ceni. Kogo więc cenić w drużynie brazylijskiej, skoro w kluczowym momencie zabrakło jej jaj? Lidera, walczaka z krwi i kości?
Prawda dla Canarinhos jest bolesna. Jej bardziej niż Neymara i Thiago Silvy zabrakło charyzmy. Człowieka, który w trudnym momencie pociągnąłby zespół do ataku, podniósł zespół z kolan i zmotywował. Brazylia po raz kolejny udowodniła, że nie jest ani zespołem, a tym bardziej ekipą z charakterem. Trafiła na rywala najgorszego z możliwych, który obnażył wszystkie jej słabości, które dla wielu były dotąd niewidoczne.
Drużyna Canarinhos i tak daleko zaszła w tym turnieju patrząc na jej grę i potencjał. Gdyby nie byli gospodarzami, a na ich ławce nie siedział Luiz Felipe Scolari ich koniec nastąpiłby dużo wcześniej. A tak trafili na Niemców i ich sen został brutalnie przerwany dopiero w półfinale.
Niemców, o których można pisać dokładnie odwrotnie niż o Brazylijczykach. Drużyna prowadzona przez Joachima Loewa przyzwyczaiła nas do tego, że świetnie się rozumie, doskonale współpracuje i gra pięknie dla oka. Na każdy mecz tej reprezentacji patrzy się z przyjemnością, a w zespole panuje wspaniała, rodzinna atmosfera.
Nic dziwnego, większość zawodników zna się przecież z klubu. Aż dziewięciu z nich codziennie spotyka się w Bayernie Monachium i zna się jak stare konie. Co najważniejsze niemieccy piłkarze potrafią przenieść fenomenalną dyspozycję z klubu do reprezentacji. Mimo największej liczby rozegranych meczów w trakcie sezonu ze wszystkich uczestników mundialu.
I w tym miejscu trzeba ukłonić się w stronę Joachima Loewa, który fantastycznie potrafi przygotować zespół pod względem mentalnym. Pasuje do typowo niemieckiej koncepcji, doskonale zorganizowanej i nie bojącej się nikogo drużyny. Loew wprowadził w szeregi Niemców efektowną grę opartą na technice, polocie i fantazji.
Drużyna niemiecka jest niezwykle podziwiana i oklaskiwana przez miliony kibiców na całym świecie. Docenia się rolę Neuera, Lahma czy Klose. Wiele mówi się też o Ozilu, ale prawdziwymi ojcami sukcesu są zawodnicy środka obrony i drugiej linii. To oni odgrywają najistotniejszą rolę w odbiorze piłki i kształtowaniu kolejnych sytuacji kolegom z drużyny.
Najbardziej niedocenianym piłkarzem, nie tylko tego mundialu, ale i dwóch poprzednich jest moim zdaniem Per Mertesacker. Już podczas mistrzostw świata w Niemczech w 2006 roku był najskuteczniejszym zawodnikiem w pojedynkach indywidualnych, aż 83,6 % z nich rozstrzygając na swoją korzyść. Spokojny, niezwykle inteligentny i wysoki blondyn to wzór nowoczesnego środkowego obrońcy, od którego oczekuje się oprócz zwykłych atrybutów defensora również walorów intelektualnych pozwalając na pełne rozumienie gry.
Kolejnymi niezwykle ważnymi zawodnikami w układance Loewa są Sami Khedira i Toni Kroos. Pierwszy z nich to jeden z najlepszych defensywnych pomocników na świecie. Świetnie czytający grę i perfekcyjnie odbierający piłkę. Drugi to kreator gry, mózg drużyny i prawdziwy lider. Boiskowy reżyser z doskonałym ostatnim podaniem, asystujący i strzelający gole. Jeden z najlepszych techników w zespole i bez wątpienia najlepszy zawodnik tych mistrzostw. Nie, przeceniani Messi i Neymar, nie Robben, a właśnie Kroos.
Nigdy nie lubiłem gry Niemców. Z różnych względów nie przepadałem za nimi. Kibicowałem ich przeciwnikom, bo poza solidnością i dyscypliną niczym szczególnym nie imponowali. Przyszedł jednak Klinsmann, a potem Loew i zmienili ten stan rzeczy. Dziś Orły grają najefektowniej na świecie, mają najlepszy skład i drużynę. Potrafią wygrać z każdym, ale i każdego ośmieszyć. Grają bardzo efektownie i efektywnie. Lepszego mistrza świata mieć nie będziemy. Więc i mój wybór komu kibicować w finale jest bardzo prosty. Lepszemu, zwyczajnie lepszemu. I najlepszemu na świecie. Czyli Niemcom.



8 komentarzy:

  1. Katastrofa Brazylijczykow, ktora jak widac dalo sie przewidziec. A Niemcow mozna lubic lub nie ale graja najlepiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie nawet nie żal mi Brazylijczyków ! Przyzwyczaili się do robienia TEATRU w polu karnym i myślą, że rzuty karne powinny być przynajmniej trzy (aby ustawić mecz) na początku meczu. Fred w takiej formie nawet nawet nie powinien być w kadrze. Lepszy bylby 200 kg Ronaldo. Brazylia właściwie od początku turnieju się ślizga. Mam nadzieję, że o trzecie miejsce dostanie podobne lanie ! Może wtedy na boisko zaczną być wpuszczani PIŁKARZE, a nie AKTORZY. Mam taka nadzieje

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszyscy grają , a Niemcy strzelają .Bo oni grają do końca . Są do prawdy niesamowici. Fantastyczna drużyna

    OdpowiedzUsuń
  4. Najsłabszy mecz Brazylii od lat. Fajnie opisane to co siędziało

    OdpowiedzUsuń
  5. Różne można mieć opinie o tym kraju i jego mieszkańcach, ale - co jak co - Niemcy naprawdę umieją kopać piłkę. Co stwierdzam ja, przeciętna Polka, która nawet nie interesuje się futbolem:) Co oni maja w sobie, jakie zdolności i siłę, że potrafią tak zwyciężać? Rozbili w pył nawet brazylijski temperament... Dlaczego nasi tak nie potrafią? Dlaczego nie mamy takiego systemu? szkolenia?

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam reprezentacje Brazylii jak jeszcze grali w niej zawodnicy z rodzimych lig, technika, wolność , samba, element zaskoczenia, nieprzewidywalność i grad goli. Teraz zawodnicy z Brazyli graja w Europie i tracą tą woloność gry bo nie moga sobie pozwolic na próbę przedryblowania 6 zawodników pod rygorem odsuniecia od 1 składu, i tak zapominaja jak sie gra brazylijska sambe.

    OdpowiedzUsuń
  7. Argentyna to takie samo dno jak Brazylia. Przekonacie się w niedzielę. Jakby zabrac jej Mascherano i Messiego też dostali by baty od Niemców. Taka prawda

    OdpowiedzUsuń
  8. Bez Neymara i Silvy byli jak dzieci bez ojca. Niemcy po 5 golu odpuścili przed finałem w niedzielę bo mogła być dwu cyfrówka. Gospodarze będą mieli 3 miejsce.

    OdpowiedzUsuń