facebook

czwartek, 13 czerwca 2013

Rok (Czerwonego) Diabła









Parafrazując tytuł kultowego filmu Petra Zelenki, stwierdzimy, że to właśnie pewien czerwononosy szkocki dżentelmen i jego podszyta ogniem piekielnym wataha byli największymi wygranymi zakończonego niedawno sezonu Premier League. W filmie Zelenki, w którym jedną z głównych ról zagrał znakomity czeski bard Jaromir Nohavica, głównym bohaterom szło jak po grudzie, musieli się oni na każdym kroku mierzyć z absurdami oraz paradoksami prozy dnia codziennego. W czerwonej części Manchesteru było zupełnie odwrotnie. Sir Alex Ferguson niczym cezar w swej loży obserwował z góry Koloseum zwane Premier League, z rzadka podnosząc leniwie rękę, wyciągając kciuk w górę, by darować życie, lub opuszczając go w dół, aby nieść rywalom zgubę.

Zawodnicy United ugrali to, co ugrać mieli. Sir Alex przepięknie pożegnał się z manchesterską publicznością, ofiarując jej kolejny tytuł mistrzowski. Ten zdeklarowany socjalista, ceniący wyżej katorżniczą pracę aniżeli błyskotki, do wszystkiego doszedł sam, dzień po dniu drążąc tę „czerwoną” skałę w poszukiwaniu diamentów. Przez blisko trzy dekady uzbierał ich całkiem sporo, w postaci niezliczonej ilości trofeów znaczących jego podbój futbolowego świata. SAF wychował całe pokolenia genialnych piłkarzy, przywrócił dawny blask klubowi, w którym niegdyś występowały tuzy pokroju George’a Besta czy sir Bobby’ego Charltona. Szkot odchodzi jak prawdziwy cezar – zwycięski, przekraczający Rubikon. Sir Alex był zawsze większy niż jego choćby najjaśniejsze gwiazdy.

W sportowym aspekcie przeżył je wszystkie, a przez te lata żadnemu Brutusowi nie udało się zakończyć panowania „Czerwononosego” – a trzeba przyznać, że próbowało wielu. Odchodzi ikona tej ligi, człowiek, który nadał nowy wymiar pracy menedżera, zredefiniował pojęcie mentalności zwycięzcy. U Fergusona nie mogłeś grać źle. Stwarzał graczy na nowo, przekuwał ich w tej swej magicznej kuźni, wychodzili oni silniejsi, lepsi – przede wszystkim w sferze mentalnej, zarażeni DNA United. Widać to zwłaszcza po Robinie van Persiem. Jeden rok z sir Aleksem dał mu więcej niż 387 lat z Wengerem. Gracze SAF-a zapewne nie będą tęsknić za jego słynnymi suszarkami , ale nam będzie Ciebie brakowało, nerwusie w czarnym swetrze i czarnym płaszczu.

Prawdziwy mistrz słowa, Michaił Bułhakow, zwykł mawiać: „Zrozumcie, że język może ukryć prawdę, ale oczy – nigdy”. Nie wiadomo, w jak górnolotnych frazach opowiedziałbym o zakończonej kampanii wojennej BPL, oczu nie okłamię – ten sezon był po prostu nudny. United został mistrzem zasłużenie, jednak bez jakiegoś niesamowitego blasku. Oczywiście – oddając cesarzowi, co cesarskie – absolutnie na mistrzostwo „Czerwone Diabły” zasłużyły, ale to raczej liga była w tym roku słaba, a nie United tak mocny. Drużyna z Old Trafford była po prostu najrówniejsza, nie gubiła po drodze głupio punktów, jak chociażby ich „Noisy Neighbours”. Tym X-factorem, jak w języku angielskim określa się kogoś – lub coś – robiącego różnicę, był oczywiście człowiek ukrywający się pod tajemniczym akronimem RvP.

Van Persie dał Fergusonowi brakujący element układanki, najlepsze chyba dzisiaj na Wyspach żądło, które kąsało rywali z regularnością wtop, jakie zalicza ikona dziennikarstwa oraz heros dekad minionych, czyli Dariusz Szpakowski. Idąc za Szekspirem, powiedzmy: „ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś, to są zwyczajne dzieje”. Metaforę tę możemy śmiało odnieść do sytuacji w obozie „Czerwonych Diabłów”. Van Persie skradł cały blask, momentalnie podbijając serca kibiców, ale odsunął w cień Wayne’a Rooneya, który nosi się z zamiarem odejścia. Degradacji uległa nie tylko pozycja „Wazzy” w hierarchii drużyny, ale przede wszystkim na boisku. Solistą baletu manchesterskiego został Robin, a Rooneyowi została niewdzięczna rola pszczółki robotnicy, tyrającej wzdłuż i wszerz murawy na splendor innych.

Patrząc na ligę przez pryzmat goleadorów, dojdziemy do wniosku, że to w ogóle był rok napastników. Gdyby nie jawny coming out Luisa Suareza, który publicznie postanowił pokazać światu swoją miłość do Roberta Pattinsona i serii „Zmierzch”, walka o koronę króla strzelców byłaby do końca pasjonująca, a tak Urugwajczyk sam siebie zdyskwalifikował w przedbiegach. Brawa dla krnąbrnego Luisa za wyjście z szafy, ale Liverpoolowi jego zachowanie nie pomaga. To typ mocno maradonowski. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Głupie wyskoki łączy z genialnymi zagraniami na murawie – moje odczucia w stosunku do Suareza są także mocno ambiwalentne. Gra jak mało kto, ale rozum zostawia czasem w szatni.

Podobała mi się postawa Aston Villi oraz West Hamu. Ci pierwsi po katastrofalnym wręcz okresie w środku kampanii pozbierali się niesamowicie i do końca walczyli o utrzymanie, osiągając swój cel. Niczym supernowa na nieboskłonie angielskim wystrzeliła gwiazda Christiana Benteke, nowego genialnego dziecka w stajni przyszłych mistrzów Europy w roku 2016. Belgowie mają niesamowity potencjał, a gros ich graczy kopie właśnie w BPL. Mogę się założyć, że zastąpią wkrótce Hiszpanów na tronie z podpisem „królowie futbolu”.

Innym cudownym dzieckiem belgijskiej piłki jest Romelu Lukaku. Ten dzieciak o budowie małego czołgu pokazał na wypożyczeniu w WBA, że ta liga będzie w przyszłości należeć do niego i właśnie do Benteke. West Ham jako beniaminek spisał się świetnie, pokazując starą angielską szkołę gry, opartą na solidności, wzroście oraz sile. Andy Carroll – mimo że nękały go kontuzje – rozegrał solidny sezon i Sam Allardyce spędzającym sen z powiek priorytetem powinien uczynić definitywny transfer tego rosłego Anglika na Upton Park. Carroll znakomicie sprawdzał się w grze na ścianę, zgrywając piłki do partnerów oraz rozpychając defensywę rywali.

Wszystkich pokonał jednak i tak pewien przynoszący kiedyś pecha chuderlawy walijski dzieciak, który niczym brzydkie kaczątko zamienił się w dorodnego łabędzia. Wiecie o kim mowa? Oczywiście, że wiecie. Bale przeobraził się w gladiatora muraw, szybkiego niczym bolid F1, dziurawiącego siatki niczym Arnold Schwarzenegger ludzi w filmie „Commando”. Gareth jest dzisiaj najbardziej łakomym kąskiem w futbolowym menu, ale mogą sobie pozwolić na to danie wyłącznie krezusi. Cena? Na pewno nie niższa niż 60 milionów, a oscylująca zapewne w okolicach 80-90. Chętni? Oczywiście ci z Madrytu, od tej Krystyny, co fryzurę ma nienaganną i szorty wiecznie różowe.

Przechodząc w całkowicie poważny ton: źle by się stało, gdyby Bale odszedł z Tottenhamu. „Koguty” obrały właściwy kurs budowania potęgi na White Hart Lane, a AVB może okazać się drugim SAF-em – chociaż oczywiście nie musi. Wszystko w głowie Garetha, a także – nie okłamujmy się – w portfelu. Futbol przez duże „F” ma swoje mankamenty, cyferki muszą się zgadzać. Romantyzm? Przebrzmiałe frazy czasów minionych, kiedy piłkarze grali za grosze, a w futbolu chodziło o emocje, a nie o liczbę zer na czeku. To se ne vrati.

Zaczęliśmy czeskim filmem, skończymy grecką tragedią. Anthony Quinn, niezapomniany Grek Alexis Zorba w filmie Mihalisa Kakogiannisa o tym samym tytule, wypowiedział kultowe już dzisiaj słowa: „Jaka piękna katastrofa”. Cytat ten doskonale wpasowuje się w kazus QPR, które kupiło, kogo chciało, zatrudniło Harry’ego „Houdiniego” Redknappa, ale czarów nie było. Gra drużyny z Loftus Road nie nosiła żadnych znamion magii, a jedynie ślady tanich kuglarskich sztuczek. Kupiono hurtowo „gwiazdy”, ale zapomniano zbudować z nich drużynę. Upadek QPR przywraca mi wiarę w futbol. W bezdusznym świecie sportu, opartym dzisiaj w głównej mierze na pieniądzu, okazało się jednak, że nie wszystko da się kupić. O wyniku decydują mięśnie, zgranie oraz siła charakteru, a nie czeki i petrodolary. Futbol powrócił do źródeł, na tę jedną chwilę znów stał się czysty.


Autor prowadzi  również bloga Bloody Football!

13 komentarzy:

  1. Kocham Arsenal, ale po co im tyle chłopaków z zagranicy. Zainwestowaliby w kogoś z Anglii (ewentualnie z Wielkiej Brytanii) lub osłabili któryś z klubów Premier League.

    OdpowiedzUsuń
  2. premierleaguefan13 czerwca 2013 19:00

    Krótko mówiąc z polotem o angielskiej piłce. Super wpis. Ten sezon będziemy pamiętać latami. Goodbye sir Alex !

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten sezon zapamiętamy na długo. Odchodzi w wielkim stylu Sir Alex Ferguson, Swansea podbiło Anglię, Torres odbudował się w Chelsea.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kapitalnie przedstawiony obraz sezonu. Arsenal znów bez trofeum i jeśli Wenger pozostanie na stanowisku, szybko to się nie zmieni. Pozdro i trzymajcie tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idiotyzm,gdyby nie Wenger ,Arsenal kończyłby sezon w środku tabeli.On utrzymał drużynę na niezłym poziomie przez lata kiedy nie mogli wydawać pieniędzy,bo budowali a później spłacali stadion.
      Wyobraź sobie Chelsea ,które nie wydaje pieniędzy od 2006 roku.Gdzie ich widzisz?

      Usuń
    2. Fakty są takie, że Arsene Wenger pracuje w stolicy Wielkiej Brytanii od 17 lat, stworzył wielki klub, osiągnął wspaniałe sukcesy, ale także prawie przez połowę lat pracy w jednym z największych klubów na świecie nie zdobył choćby jednego pucharu. Monaco buduję potęgę za ogromne pieniądze, przydałby się im doświadczony, znający klub od podszewki trener. Wybór właśnie tej drogi byłby trasą we właściwym kierunku dla wszystkich zainteresowanych.

      Usuń
    3. Każdy dobiera sobie fakty jak mu wygodnie. Dla mnie faktem jest konsekwentny udział Arsenalu w Lidze Mistrzów od jej powstania, brak groźby bankructwa klubu ( patrz Leeds, Portsmouth , być może za niedługo QPR), wybudowanie nowoczesnego stadionu z wpływami z dnia meczowego na zbliżonym poziomie do MU. Można być krytycznym w stosunku do Wengera za wiele rzeczy , ale sprowadzanie wszystkiego do braku trofeów jest zbyt daleko idącym uproszczeniem. No ale cóż, to jest znak czasu, ze bogiem jest tylko pierwszy a pozostali to nieudacznicy.

      Usuń
    4. I Twoim zdaniem kibice Arsenalu są szczęśliwi, bo Kanonierzy co roku grają w Champions League? Bo nie muszą bać się o bankructwo? Nie, są załamani. Dla nich liczy się to, że od lat nie potrafią wygrać żadnego trofeum.

      Usuń
    5. No cóż, moim zdaniem jest cos pośrodku miedzy tym, że są szczęśliwi lub załamani. Juz wyżej pisałem, że upraszczanie jest nadużyciem. Można się zatem zastanawiać jak szczęśliwi ( lub załamni) są kibice Liverpoolu lub Tottenhamu, gdzie ambicje są przecież nie mniejsze niż w Arsenalu? Należy również przypomnieć, że niezadowolenie kibiców zwraca się bardziej w stronę władz klubu niż jego trenera.
      Z jednej strony smutno, że co roku większość komentarzy jest negatywnych, z drugiej znaczy to , że Arsenal to wciąż wielki klub :)

      Usuń
  5. Genialne angielskie pozegnanie z Premier League sezonu 2012/2013 http://euro2008.blox.pl/2013/05/Wzruszajace-podsumowanie-Premier-League-20122013.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że Wam się podobało. Jeśli chcecie przeczytać więcej moich tekstów, zapraszam do polubienia mojego bloga.

    https://www.facebook.com/BloodyFootballBlog

    OdpowiedzUsuń