facebook

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Bayern najlepszy w 50. sezonie Bundesligi. Co poza tym?




Z jednej strony żal, że to już koniec poczynań wielkiego Bayernu w tym sezonie. Z drugiej jednak, odpoczynek od zagrań Mancienne’a, Matmoura, Schiebera czy Mlapy na pewno się przyda. Jaki więc był ten jubileuszowy sezon Bundesligi?


Przede wszystkim ciekawy. Pomimo tego, że mistrza Niemiec poznaliśmy już w kwietniu, a za nim pewnie kroczyły Borussia i Bayer, to walka o europejskie puchary i utrzymanie trwała do samego końca. Augsburg postanowił zyskać miano “Rycerzy Wiosny” i drugi raz z rzędu fantastyczną jesienią uchronił się od spadku. Utrzymało się też Hoffenheim, ku radości wszystkich trzech fanów zespołu z Sinsheim. A tak już całkiem poważnie, to może nawet i dobrze, bo w barażach Kaiserslautern odstawało od nich zarówno fizycznie, jak i piłkarsko. Zupełnie jak Greuther Fürth, które pomimo kilku dobrych meczów (jak wygrana z Schalke) kompletnie nie nadawało się do tej ligi, co potwierdza fakt, że na swoim stadionie nie wygrali ani razu, jako pierwsza drużyna w historii. Nieco lepiej spisywała się Fortuna Düsseldorf, ale po świetnej rundzie jesiennej kompletnie posypała się defensywa zespołu Norberta Meiera. Niezła gra obronna i Robbie Kruse szalejący w ofensywie to zbyt mało, aby utrzymać się w Bundeslidze. Trzeba jeszcze mieć trochę szczęścia, które w rundzie wiosennej Fortunę opuściło. Dość wspomnieć przegrane spotkanie z Augsburgiem, kiedy to dwie bramki rywalom podarował Fabian Giefer, czy ostatnią kolejkę, w której gdyby nie ruch do piłki Roberta Lewandowskiego, to gol Marcela Schmelzera przeciwko Hoffenheim zostałby uznany i to drużyna z Düsseldorfu grałaby w barażach.

Tak ciekawie było nie tylko w dole tabeli. Bardzo wiele drużyn niemal do połowy maja walczyło o europejskie puchary. Różnica między czwartym a trzynastym miejscem na koniec sezonu wyniosła zaledwie trzynaście punktów. Ostatecznie grę w Europie zapewniły sobie drużyny, które najbardziej sobie zasłużyły, w tym dwa największe zaskoczenia minionego sezonu: Freiburg i Eintracht. Zbieranina przypadkowych piłkarzy i beniaminek Bundesligi. Przede wszystkim brawa należą się Christianowi Streichowi i Arminowi Veh, którzy potrafili swoje zespoły bardzo dobrze poukładać. Wiemy już jednak, że w lepszej sytuacji w kolejnym sezonie będzie ten drugi. Drużynę z Fryburga opuści kilku podstawowych graczy, a Streich będzie musiał jakoś te dziury załatać, żeby nie skompromitować się w Lidze Europy, a jednocześnie nie dopuścić do spadku zespołu z Bundesligi. Trzon zespołu na pewno zachowa Eintracht. Drużynę i tak trzeba wzmocnić, bo Veh w minionym sezonie miał bardzo małe pole manewru. Jeśli frankfurtczycy chcą skutecznie walczyć na przynajmniej dwóch frontach muszą się wzmocnić. Tym bardziej, że taki Alexander Meier sezon życia ma już za sobą. 16 goli i 3 asysty, a to wszystko jako ofensywny pomocnik. Kilka naprawdę ładnych bramek, ale nie oszukujmy się: ten 30-latek nie ma już prawa zaliczyć podobnego wyniku. A jeśli dodamy, że za strzelanie goli były odpowiedzialne takie “asy” jak Kevin Matmour, Olivier Occean czy Srdjan Lakić to wyraźnie widać, jak bardzo potrzebni są nowi zawodnicy.

Jeśli chodzi o rozczarowania, to po raz kolejny wydane miliony euro nie pomogły Wolfsburgowi. Szybko pożegnano się z Felixem Magathem, ale nie uratowało to sezonu “Wilków”. Ba, gdyby nie duet Diego - Olić, zapewne podopieczni Dietera Heckinga drżeliby o utrzymanie. Swój moment chwały miał również Vieirinha, którego trafienie może równać się jedynie golom Juana Arango.Wenezuelczyk ma niesamowity dar do strzelania pięknych bramek.

O miano najgorszej defensywy sezonu do końca rywalizowały Hoffenheim i Werder, a gdyby nie kilka kapitalnych interwencji Rene Adlera, również Hamburger SV straciłoby ponad 60 goli. Jeśli jednak stawia się na takich artystów jak Michael Mancienne czy Jeffrey Bruma to nie ma czemu się dziwić. Z nimi duet mógłby tworzyć jedynie Assani Luikmya, środkowy obrońca Werderu, który wyspecjalizował się w asystowaniu przy golach rywali. Całe szczęście, że klub z Bremy zdecydował się wypożyczyć przed sezonem Kevina de Bruyne. Gdyby nie gole i asysty Belga kto wie, czy Werder nie żegnałby się z Bundesligą.

Skoro już jesteśmy przy ekipie z Weserstadion, to należy wspomnieć o bezprecedensowym wydarzeniu, jakim było odejście Thomasa Schaafa, czyli człowieka, który od 41 lat związany był z Werderem. Człowiek-ikona klubu z Bremy. Jego odejście zakończyło pewien etap. Jesienią pożegnano się z dotychczasowym dyrektorem sportowym Klausem Allofsem, co oznacza, że włodarze Werderu postanowili rozpocząć jakiś nowy projekt. I słusznie, bo formuła z duetem Allofs - Schaaf najwidoczniej się wyczerpała, a przeciw tej dwójce zaczęli zwracać się nawet kibice.

W Gelsenkirchen wszyscy zastanawiają się, czy Jens Keller to odpowiedni trener, dla takiego zespołu jak Schalke. Na razie bronią go wyniki, choć początek miał dość kiepski. Huub Stevens został zwolniony w grudniu, więc Keller miał całą zimę, aby odmienić zespół. Najgorzej było chyba po przegranej w 20. kolejce z Greuther Fürth, kiedy na Veltins Arena trenera i jego piłkarzy żegnano gwizdami. Ostatecznie nie bez problemów Schalke zrealizowało swój cel, czyli zajęło miejsce dające grę w kwalifikajach do Ligi Mistrzów. Aby tam się dostać Keller musi rozwiązać jeszcze jeden problem - odblokować Jana-Klaasa Huntelaara. Holender po zdobyciu tytułu króla strzelców i spekulacjach prasowych o zainteresowaniu m.in. Chelsea miniony sezon może spisać na straty. Dziesięć bramek w 26 meczach to wynik co najwyżej przeciętny. A Huntelaar na pewno zawodnikiem przeciętnym nie jest. W obliczu nieskuteczności Holendra i krótkiej kontuzji Farfana grę na siebie wziął zaledwie 19-letni Julian Draxler i spisał się znakomicie. Ten wielki niemiecki talent wielokrotnie ciągnął grę ofensywną swojego zespołu, a już teraz mówi się o zainteresowaniu jego osobą Jose Mourinho.

Wypadałoby napisać co nieco o Bayernie, ale co tu napisać? 91 punktów, 98 goli strzelonych i 18 straconych. 25 punktów przewagi nad drugim zespołem, pobite ponad 30 rekordów. Jedyny klub, grający jednym napastnikiem, gdzie ten trzeci w hierarchii zdobywa 10 goli i notuje 7 asyst (Claudio Pizarro). Więcej uwagi niż samemu Bayernowi należałoby chyba poświęcić osobie Juppa Heynckesa, który poza tym, że dostał maszynkę do miażdżenia rywali, to jeszcze świetnie ją ułożył. To on sprawił, że Robbenowi zaczęły brudzić się spodenki nie tylko podczas symulowania faulów, ale również przy próbie odbioru piłki. To on uczynił z Thomasa Müllera “pożeraczem przestrzeni” i najlepszego obok Francka Ribery’ego zawodnika całego sezonu. I na reszcie to on postawił Pepowi Guardioli poprzeczkę na poziomie osiągalnym jedynie przez Serhija Bubkę. Nie oznacza to jednak, że w drużynie monachijczyków wszystko jest idealne. Wierzę, że były szkoleniowiec Barcelony doda coś do stylu “Bawarczyków”, a jestem wręcz przekonany, iż pod jego wodzą bardzo mocno rozwiną się David Alaba, Xherdan Shaqiri, Javi Martinez i Peter Hojbjerg. Oczekując na przybycie uczącego się cztery godzinny dziennie języka niemieckiego Guardioli kibice Bayernu powinni raz jeszcze zakrzyknąć: “Danke Jupp!”.

Bundesliga kojarzona jest też coraz częściej z Polakami. Ci z Borussii Dortmund, tak jak samo BVB, grają z sezonu na sezon coraz lepiej. Niestety, w rozwoju stanął nam Artur Sobiech, który kolejny sezon był najczęściej rezerwowym i piątym napastnikiem w klubowej hierarchii. Być może przyszły sezon będzie dla niego lepszy, bo działacze Hannoveru nadal wiążą z nim duże nadzieję, a z klubem pożegnał się już Mohamed Abdellaoue. Następny w kolejce jest Mame Biram Diouf. Biorąc pod uwagę początkowe problemy ze znalezieniem klubu minone rozgrywki do bardzo udanych może zaliczyć Sebastian Boenisch, który wykorzystał kontuzję Michala Kadleca i na stałe zadomowił się w wyjściowym składzie Bayeru Leverkusen. Polski obrońca nie był może najpewniejszym punktem defensywy, ale prawdopodobnie nadal będzie pierwszym wyborem na swoje propozycje, bo jego czeski rywal odszedł do Fenerbahce. Arek Milik poczynaniom swoich kolegów przyglądał się niemal wyłącznie z ławki rezerwowych i nic nie zapowiada zmiany. Z klubu odszedł co prawda Andre Schürrle, ale Bayer pozyskał Hueng-Min Sona, który może grać zarówno na skrzydle, jak i na szpicy. Jeśli chodzi o Eugena Polanskiego, to jego sezon był co najwyżej przeciętny. Zarówno w Mainz jak i Hoffenheim nie potrafił ugruntować swojej pozycji. Z powodu kontuzji niemal całe rozgrywki stracił Sebastian Tyrała, który zagrał tylko w trzech meczach Greuther Fürth.

W tekście wspominałem o najładniejszych golach, czy najgorszych defensywach. Warto byłoby wspomnieć również o najlepszym spotkaniu. Mnie najbardziej podobały się dwa mecze z udziałem BVB: z Eintrachtem (3:3) i z Schalke (1:2). Nie będę opowiadał. Zobaczcie sami.

Dzięki takim spotkaniom ten jubileuszowy, 50. sezon Bundesligi zostanie zapamiętany na długo. Dodatkowo sukcesy w Lidze Mistrzów sprawiły, że liga niemiecka jest już przez wielu uważana za najlepszą na świecie. Jeśli do tego dodamy występujących na niemieckich boiskach Polaków już teraz możemy Was zaprosić na 51. sezon Bundesligi, w którym również nie zabraknie bramek, dramatów i emocji.

5 komentarzy:

  1. Na bogatości :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo, że długie, to naprawdę warto. Doskonale przedstawiona analiza sezonu Bundesligi, dla wielu w tej chwili najlepszej ligi na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lewandowski najlepszym piłkarzem Bundesligi, drugi raz z rzędu według gazety Kicker.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odejście Heynckesa to temat numer jeden w Niemczech, całkowicie nieporuszany tutaj. Potrójna korona na pożegnanie, fantastyczny sezon.

    OdpowiedzUsuń