facebook

piątek, 18 lipca 2014

W reprezentacjach kochani, w klubach wygwizdywani - Europa



Z jednej strony idole i legendy rodzimych kibiców, z drugiej nieszanowani w klubach , opluwani i wygwizdywani. Piłkarscy geniusze nie zawsze cieszą się taką sympatią rodzimych fanów, jak tych klubowych. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego są lub byli nielubiani przez fanów klubów, w których grali, a często nawet nienawidzeni? Zapraszam do lektury.
Podróż rozpoczynamy od naszego grajdołka. W Polsce jako kochani w reprezentacjach, a nienawidzeni w klubach zostali zapamiętani przede wszystkim Zbigniew Boniek i Jan Tomaszewski. Pierwszy z nich, jeden z najlepszych reżyserów gry w historii polskiej piłki po kilku owocnych latach gry dla Juventusu, przeniósł się do Romy. Czyli odwiecznego rywala Bianconeri.
Jak nie trudno się domyślić kibice Juve nie byli zachwyceni. „Zibi” był wielokrotnie wygwizdywany i obrażany. Mimo kilkudziesięciu meczów i 14 goli nie został włączony do alei sław turyńskiego klubu, tylko dlatego, że odszedł do Romy. A jak uznali fani Juve, judasze legendami klubu być nie mogą. W Polsce, jak wiemy Boniek cieszył się wielkim szacunkiem, będąc najlepszym polskim zawodnikiem lat osiemdziesiątych i idolem młodzieży.
Podobną drogę przeszedł rekordzista pod względem obronionych karnych w mistrzostwach świata Jan Tomaszewski. Były bramkarz Legii postanowił przenieść się do ŁKS-u Łódź, czym nie zaskarbił sobie szacunku żadnych z wyżej wymienionych klubów. Natychmiast stracił szacunek fanów, zresztą transfery z Łodzi do Warszawy zawsze odbijały się głośnym echem. Tomaszewski przeszedł do historii jako świetny bramkarz reprezentacyjny, ale także klubowy zdrajca.
Z Polski przenosimy się na południe. A konkretnie do Czech. Tam przez lata prym wiódł genialny pomocnik – Pavel Nedved. Zwycięzca Złotej Piłki 2003 i jeden z najlepszych zawodników drugiej linii w historii swojego kraju. Niezwykle szanowany i uwielbiany przez czeskich kibiców Nedved we Włoszech nie zaskarbił sobie serc kibiców. A przynajmniej nie wszystkich. W 2001 roku podjął bowiem nietypową decyzję. Zamienił Lazio Rzym na Juventus Turyn, a kibice przez lata nie mogli mu tego wybaczyć. Łagodnie mówiąc czeski pomocnik nie był lubiany na Stadio Olimpico. W swoim kraju stał się jednak legendą i symbolem sukcesu.
Z Czech wędrujemy na zachód, do naszych kolejnych sąsiadów – Niemców. Idealnie pasującym do naszego zestawienia piłkarzem był Thomas Helmer. W trakcie swojej wspaniałej kariery 68-krotny reprezentant Niemiec grał m.in dla Borussi Dortmund, Bayernu Monachium czy Herthy Berlin. Klubowi kibice w Niemczech uważali go za sprzedawczyka i judasza. Wybitny pomocnik nigdy nie brał pod uwagę szacunku do barw klubowych. Jednak w reprezentacji Helmer od zawsze był szanowanym zawodnikiem. Zawsze oddającym serce na boisku i walczącym o dobro reprezentacji. Został też okrzyknięty jednym z ojców sukcesu mistrzostwa Europy wywalczonego przez Niemcy w 1996 roku.
Inną legendą niemieckiej piłki, a zarazem zawodnikiem wygwizdywanym przez klubowych fanów był Jurgen Kohler. Mistrz świata z 1990 i Europy z 1996 roku, jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy w dziejach tamtejszego futbolu to synonim zdrajcy. Najpierw przeniósł się z FC. Koeln do Bayernu Monachium, co jeszcze nie było aż tak wielkim przewinieniem, a kilka lat później po powrocie do kraju z Włoch, został zawodnikiem Borussi Dortmund. Kibice „Gwiazdy Południa” natychmiast znienawidzili twardego obrońcę, na trybunach pojawiły się upokarzające „Koksera” transparenty, a na meczach padające w jego stronę obelgi. W reprezentacji Niemiec Kohler był jednak uwielbiany i zagrał aż w 105 meczach. W latach 90. wraz z Lotharem Mattheausem tworzył mur berliński, jedną z najlepszych defensyw na świecie.
Następnym piłkarzem, który zdradził swój dotychczasowy klub i tym samym naraził się kibicom jest Thomas Linke. Były obrońca niemieckiej reprezentacji narodowej występował w Schalke, po czym przeniósł się do Bayernu. Zagorzali fani klubu z Gelsenkirchen zadbali o to, by Linke poczuł się jak morderca, głośno dając wyraz swojemu niezadowoleniu. W reprezentacji Niemiec zagrał w 43 meczach i w przeciwieństwie do historii klubowych był powszechnie ceniony i szanowany.
Kolejnym świetnie pasującym przykładem do naszego rankingu jest Oliver Kahn, pierwszy bramkarz w historii wybrany na najlepszego zawodnika mistrzostw świata (Korea i Japonia 2002). Uwielbiany w reprezentacji, często wygwizdywany na boiskach w Niemczech. Sympatię kibiców kadry zyskał przede wszystkim dzięki fantastycznej postawie w reprezentacyjnej bramce i ustąpieniu miejsca w bramce Jensowi Lehmannowi podczas MŚ w 2006 roku. Antypatię gestami i trudnym charakterem. Jednak jako reprezentacyjny goalkeeper na zawsze pozostał legendą i idolem kibiców.
Z Niemiec niedaleko już do Holandii, gdzie również możemy znaleźć kilka sytuacji, które nas interesują. Clarence Clyde Seedorf to zawodnik, który zasłynął jako wspaniały pomocnik, który z trzema różnymi zespołami wygrywał Ligę Mistrzów, ale również jako synonim judasza. W latach 1999-2002 Holender występował w barwach Interu Mediolan, by w 2003 roku podpisać kontrakt z lokalnym rywalem – Milanem. Kibice uznali go za zdrajcę i renegata. Grożono mu śmiercią, a jego życie stało się niekończącym się pasmem niebezpieczeństw. W Holandii Seedorf był jednak idolem. Zagrał w kilkudziesięciu spotkaniach reprezentacji, a miejscowy fani kochali świetnie wyszkolonego technicznie pomocnika. I wspierali go jak mogli.
W zespole „Oranje” przez wiele lat występował również Jaap Stam. Był jednym z najważniejszych zawodników w reprezentacji Holandii, która podczas mundialu 1998 jak i ME w 2000 roku zajmowała czwarte miejsce. W 2001 roku przeniósł się do Serie A, a konkretnie do Lazio, gdzie został zdyskwalifikowany na cztery miesiące za doping. Kibice nie przepadali za holenderskim obrońcą, a jego transfer do Milanu przelał czarę goryczy. W końcu transfery między największymi klubami we Włoszech zawsze mają poważne konsekwencje. W drużynie narodowej Stam nie stracił jednak poważania i łącznie zagrał w 67 spotkaniach. W latach 90. uważany był za najważniejszą postać defensywy „Oranje”.
Szalenie znanym i lubianym zawodnikiem w Holandii był również Boudewijn Zenden. Utytułowany pomocnik zagrał w 54 meczach reprezentacji, ale w karierze klubowej popełnił jeden poważny błąd. Jako były piłkarz Chelsea, przeniósł się bowiem do Liverpoolu. Kibice angielscy nie potrafili zaakceptować holenderskiego skrzydłowego. Zenden musiał przyzwyczaić się do wyzwisk i przedmiotów lecących w jego stronę, przeważnie podczas meczów na Anfield Road.
W grupie kochanych w reprezentacji, wygwizdywanych w klubach jest również genialny defensywny pomocnik holenderski – Edgar Davids. Wystarczy napisać, że w trakcie swojej kariery grał w Milanie, Juventusie i Interze. Wzór dla holenderskich kibiców, we Włoszech stał się symbolem judasza i zdrajcy.
Ostatnim głośnym przykładem z Holandii jest odejście ulubieńca kibiców i idola młodzieży Robina van Persie z Arsenalu do Manchesteru United. Napastnik po latach spędzonych na Emirates Stadium, w poszukiwaniu sukcesów podpisał kontrakt z zespołem z Old Trafford, co bardzo nie spodobało się kibicom obu drużyn. Jak pisali fani „The Gunners” Van Persie sam wykopał sobie grób, a jego odejście do odwiecznego rywala to wstyd dla klubu. Fani United też długo nie mogli przeboleć transferu skutecznego napastnika, ale zmienili zdanie po kilkunastu golach Holendra w ich ukochanych barwach. Choć w myślach wciąż zapewne widzą go w koszulce Kanonierów.
Z Holandii przenosimy się do Francji. Jednym z najlepszych pomocników lat 90. był tu bez wątpienia Didier Deschamps. Jako kapitan poprowadził reprezentację Francji do mistrzostwa świata i Europy, a mało kto pamięta, że w trakcie swojej kariery był zawodnikiem zarówno Marsylii jak i Bordeaux. Co jak wiemy nie jest zbyt powszechnym kierunkiem zmian. Kibice nie byli zachwyceni, ale pomocnik został zapamiętany jako wybitny zawodnik reprezentacji, w której zagrał w 103 spotkaniach.
Podobną drogę przeszedł Christophe Dugarry, który był wychowankiem Bordeaux, w którym rozpoczął poważną karierę. Po występach w Milanie i Barcelonie przeniósł się jednak do Marsylii, by w 2002 roku powrócić do swojego rodzinnego miasta i klubu. Nie wszyscy kibice przyjęli tę decyzję z radością. Jednak zdecydowana ich większość tak jak w przypadku Deschampa zapamiętała go jako filara reprezentacji Francji.
Jednym z najwybitniejszych pomocników francuskich lat osiemdziesiątych był Jean Tigana. Wraz z Giressem, Fernandezem i Platinim tworzył najlepszą linię pomocy na świecie. W trakcie swojej kariery liczyły się dla niego trofea, a nie przynależność klubowa. I tak grał w barwach Lyonu, Bordeaux, Marsylii i Monaco. Takimi transferami nie zaskarbił sobie szacunku fanów klubowych we Francji.
Wielokrotnie był obiektem złośliwych komentarzy, drwin i nieprzyjemności fanów swoich byłych zespołów. W reprezentacji jednak zawsze kibice doceniali jego grę i wpływ na wyniki kadry.
Kolegą Tigany z reprezentacji Francji był Marius Tresor. Świetny obrońca „Trójkolorowych” podobnie jak wyżej wymienieni zawodnicy również był bohaterem transferu pomiędzy największymi klubami w kraju. W... roku zamienił Marsylię na Bordeaux i musiał przyzwyczaić się do przejawów braku szacunku ze strony fanów poprzedniego klubu. We francuskiej kadrze pozostał jednak symbolem walki, determinacji i solidności. W reprezentacji zagrał w sumie w 65 meczach, w których strzelił 4 gole.
Znienawidzonym w Anglii, a uwielbianym we Francji piłkarzem był Emmanuel Petit. Pomocnik ekipy „Trójkolorowych” w swojej karierze grał w barwach Arsenalu, po czym został piłkarzem Chelsea Londyn. Judasz, zdrajca, dezerter, renegat, najemnik, określeń z pomocnika nie było końca. Kibice Arsenalu raz po raz dawali wyraz swojemu niezadowoleniu, a Petit mógł spodziewać się, że na Highbury spokoju nie zazna. W reprezentacji Francji Emmi zagrał w 63 meczach, strzelił 6 goli, został mistrzem świata i Europy, czym zasłużył sobie na dozgonny szacunek francuskich kibiców.
Z Francji wędrujemy na południe Europy. A konkretnie do Chorwacji. Najlepszy napastnik w historii tamtejszego futbolu i król strzelców mundialu we Francji w 1998 roku, Davor Suker to kolejny przykład piłkarza kochanego w reprezentacji, a niekoniecznie w klubach, w których grał. W drugiej połowie lat 90. napastnik zdecydował się na transfer do Realu Madryt i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wcześniej nie był zawodnikiem Sevilli. W Andaluzji Suker nie mógł spodziewać się ciepłego powitania, będąc już zawodnikiem „Królewskich”. Kilka lat później transfery między tymi klubami stały się czymś normalnym, ale wtedy w latach 90. do normalności brakowało wiele.
Nasza podróż kolejny przystanek notuje w Portugalii, gdzie zawodników kochanych w reprezentacji, a wygwizdywanych w klubach było wielu. Jednym z nim był Luis Figo, który był bohaterem jednego z najbardziej skandalicznych transferów w historii futbolu. Portugalski dezerter na początku XXI wieku przeniósł się z Barcelony, w której występował przez 5 lat do Realu Madryt. Przyjęcie Figo w Katalonii było nadzwyczaj niemiłe. Gdy Portugalczyk wykonywał rzut rożny nad trybunami unosił się świński łeb z podobizną Luisa. Trybuny wypełniały transparenty z wyzwiskami, a kibice nie przestawali gwizdać na swojego byłego podopiecznego. Jeden z największych judaszy w historii futbolu pogodził się z reakcją kibiców i stał się legendą tego sportu. I jednym z najwybitniejszych portugalskich piłkarzy wszech czasów.
Kolejnymi piłkarzami uwielbianymi w Portugalii, a znienawidzonymi przez niemal cały świat są Pepe i Raul Meireles. Obaj zawodnicy słyną z agresji, złości i boiskowego chamstwa. Wielokrotnie bardziej niż swoją grą zasłynęli brutalnymi faulami i bójkami. Taką grą nie można zostać ulubieńcem kibiców na całym świecie. Nie można też zdobyć szacunku fanów. Tak przynajmniej by się wydawało. Tak też uważa prawie cały świat, poza Portugalią. Krajem, w którym kibice doceniają taki styl gry swoich ulubieńców, nazywając ich gladiatorami i zawodnikami o wybitnym poziomie determinacji i ambicji.
W Portugalii największym idolem jest oczywiście Cristiano Ronaldo. Ale i wobec tego zawodnika świat jest podzielony. Jedni go kochają za grę, podziwiają jego talent i determinację, drudzy krytykują go za zarozumiałość, mało męską grę i delikatność. A jeszcze kilka lat temu również za agresję.
Jako nastolatek jeszcze gorzej niż dziś znosił porażki, co kilkukrotnie kończyło się boiskowymi aferami i skandalami. Był też bohaterem kilku skandali obyczajowych, co nie najlepiej odbiło się na jego reputacji. Jednego wszyscy są pewni, Ronaldo to piłkarz genialny, a niektórzy już dziś nazywają go najlepszym zawodnikiem w dziejach portugalskiego futbolu. Ja bym jednak apelował o spokój. Był Figo, był Eusebio, więc z takimi sądami bym się wstrzymał. Przynajmniej jeszcze przez kilka lat.
Czas na podróż do Hiszpanii. W latach 20. i 30. poprzedniego stulecia „La Bestia Negra” miała najlepszego bramkarza na świecie. Był nim bez wątpienia Ricardo Zamora. Jego refleks i fantastyczne interwencje przeszły do legendy futbolu. Zamora w trakcie swojej kariery został ulubieńcem kibiców reprezentacji Hiszpanii, ale w klubach, w których grał był często wygwizdywany. Nic dziwnego, w końcu reprezentował barwy kolejno Barcelony, Espanyolu Barcelona i Realu Madryt. Niełatwe życie w kraju i wojna domowa zmusiły jednego z najlepszych bramkarzy w dziejach futbolu do wyjazdu z kraju. Trafił do Nicei, gdzie grał do końca swojej bogatej kariery.
Idealnie pasującym puzzlem do naszej układanki jest również Cesc Fabregas. Hiszpański pomocnik, po latach spędzonych w Arsenalu i wielu wypowiedziach dotyczących miłości do tego klubu, po przygodzie z Barceloną, został piłkarzem Chelsea. Czyli jednego z największych wrogów „The Gunners”. Londyn natychmiast zwariował. Kibice Arsenalu w sekundzie tak bardzo znienawidzili Cesca, jak go wcześniej kochali. Powrót Fabregasa na Emirates Stadium już w koszulce Chelsea, będzie zapewne najtrudniejszym momentem w karierze kochanego w Hiszpanii pomocnika.
Byliśmy w Hiszpanii, pora na Włochy. A w Italii liczba piłkarzy, o których nam chodzi, jest zatrważająco wysoka. Znaleźliśmy ich kilkunastu, opiszemy siedmiu najbardziej znanych. Zaczynamy od najlepszego włoskiego bramkarza wszech czasów – Dino Zoffa. „Dino Nationale” pobił wszelkie rekordy. Został najstarszym mistrzem świata – 40 lat, zagrał 112 razy w reprezentacji Włoch, czterokrotnie zdobył scudetto i stał się legendą w Italii. Legendą reprezentacji, później też Juve, ale wcześniej bronił dostępu do bramki Napoli. Odejście z mafijnego klubu do Bianconeri, nie wszystkim przypadło do gustu, a kibice nie dawali Dino żyć. Z czasem coraz większych sukcesów włoskiego futbolu, życie bramkarza powoli wracało jednak do normalności...
Za judasza we Włoszech uważany był Roberto Boninsegna, który zamienił Inter Mediolan na Juventus Turyn, co jak wiemy jest zabiegiem bardzo ryzykownym. Na taki sam ruch zdecydował się również Fabio Cannavaro. W odwrotnym kierunku za to powędrował Giovanni Ferrari, który jeszcze wcześniej bronił barw Napoli. Każdy z nich oddał całe swoje serce reprezentacji, co doceniali kibice, ale również wyżej wymienieni piłkarze byli regularnie obrażani na stadionach we Włoszech.
Innym bohaterem skandalicznego transferu był Fulvio Collovati. Najpierw grał przez 6 lat dla AC Milan, by kolejne cztery spędzić w barwach Interu. Reakcja kibiców mogła być tylko jedna. Gwizdy, złośliwości i niezdrowe emocje. W reprezentacji Collovati przeżywał już całkiem inne doznania. Przedstoper wystąpił bowiem na czterech mundialach, a w 1982 roku sięgnął po mistrzostwo świata. Tym samym przynajmniej w kadrze był cenionym zawodnikiem.
Kolejnym wybitnym włoskim zawodnikiem, który był bohaterem zaskakującej zmiany klubu był Fabio Capello. Pomocnik niewątpliwie wybrał drogę pod prąd, zamienił Romę na Juventus i nie mógł liczyć na szacunek kibiców swojego byłego klubu. Na szczęście dla niego samego grał w reprezentacji. I to z całkiem dobrym skutkiem. W kadrze zagrał w 32 meczach i strzelił 8 goli, co rekompensowało mu ciężki żywot w spotkaniach klubowych.
Ostatnim we Włoszech ze słynnych przykładów pasujących do naszego rankingu jest Gianluca Zambrotta. Doskonały lewy obrońca pod koniec swojej kariery przeszedł do Milanu, będąc wcześniej zawodnikiem Juventusu.
W drużynie Bianconeri grał przez siedem lat i to właśnie fani Juve prześladowali obrońcę po jego odejściu do Mediolanu. W reprezentacji Zambrotta niemal zawsze zachwycał. Kochała go cała Italia, poza wspomnianym Turynem, a wśród kibiców uchodził za jednego z najlepszych obrońców na świecie.
Opaleni i wypoczęci po wizycie na południu Europy w trybie natychmiastowym lądujemy na północy Starego Kontynentu. W Skandynawii również miały miejsce sytuacje, w których piłkarze kochani w reprezentacjach, byli wygwizdywani w klubach, w których występowali. Najpopularniejszy przykład to kariera Michaela Laudrupa. Duński pomocnik zmieniał kluby niemal jak rękawiczki, drażniąc kibiców zespołów, z których odchodził. Tak było z fanami Lazio, gdy przechodził do Juventusu, tak było i później z fanami Barcelony, gdy podpisywał kontrakt z Realem. Obrażany i poniżany zagranicą, nie ze względu na grę, ale swoje wybory, w Danii stał się legendą i idolem kibiców.
Kolejnym Duńczykiem o podobnej historii jest Soren Lerby. Czyli główna postać „Duńskiego Dynamitu” z 1988 roku. W swojej karierze klubowej reprezentował m.in. barwy dwóch odwiecznych klubów holenderskich. Ajaxu i PSV.
W Holandii był szanowany za grę, ale nie za podejście do zawodu. Fani wyżej wymienionych klubów wielokrotnie dawali pomocnikowi do zrozumienia, że Ajax i PSV w piłkarskim CV to przestępstwo.
Wielbiony przez tłumy w Danii, a nielubiany za jej granicami był Morten Olsen. Kapitan i lider reprezentacji Danii lat 80. zdecydował się na nietypowe ruchy klubowe podczas swojej kariery. A wszystko miało miejsce w Belgii. Początkowo grał dla Cerele Brugge, potem został piłkarzem FC Bruksela, a następnie Anderlechtu, z tego samego miasta. Olsen długo musiał walczyć o szacunek fanów i przez długie miesiące przechodził przez piekło. Humor poprawiały mu udane występy w reprezentacji Danii i miliony rozdawanych autografów w swoim kraju.

Przenosimy się do Szwecji. Geniuszem numer jeden i największym idolem ostatnich lat jest tu rzecz jasna Zlatan IbrahimovicSkuteczny napastnik po znakomitym sezonie w Ajaxie 31 sierpnia 2004 roku został piłkarzem Juventusu. Tam w ciągu 2 lat, strzelił 23 gole w lidze, stał się jedną z największych gwiazd Serie A i... podpisał kontrakt z Interem. W Mediolanie trzykrotnie został mistrzem Włoch i miał ogromne problemy z fanami Juve. Kolejnym klubem Szweda była Barcelona, a później wrócił do Włoch, do AC Milan, czyli znów wybrał trasę pod prąd. Tym razem to "Ultrasi" Interu chcieli zrobić krzywdę świetnemu napastnikowi, ale na szczęście skończyło się na groźbach. W ojczyźnie Ibra zawsze był synonimem sukcesu i geniuszu. I tak pozostanie już zawsze, bez względu na klubowe zmiany.

Czas na Wyspy Brytyjskie. W latach osiemdziesiątych rewelacyjnie w Anglii spisywał się Peter Beardsley. Bardziej niż formą, zaskoczył jednak odejściem z Liverpoolu do lokalnego rywala – Evertonu. Skuteczny napastnik musiał przyzwyczaić się do gróźb, przejawów agresji i złości kibiców The Reds. Szanowany w angielskiej reprezentacji zawodnik, na boiskach w Anglii był obiektem drwin i żartów. Ale sam sobie zgotował ten los...
Uwielbiani przez angielskich kibiców byli również niepokorni Paul Merson i Paul Gascoigne. Popularni zarówno ze względu na znakomite umiejętności piłkarskie, jak i pozaboiskowe wybryki. Obaj nazywani byli klaunami angielskiego futbolu. Uzależnieni od alkoholu, narkotyków i hazardu brytyjscy pomocnicy ze względu na swój charakter i niesportowy tryb życia nie zyskiwali fanów poza Anglią. Byli raczej wyśmiewani, obrażani i wygwizdywani. A przynajmniej tak to wyglądało na większości stadionów na świecie.
Głośnym echem na Wyspach Brytyjskich odbiła się również kariera Denisa Lawa. Szkot przyjechał do Anglii tylko po to, by zarabiać pieniądze. W swojej karierze grał zarówno w Manchesterze City, jak i United. Absolutnie nie przejmował się uczuciami kibiców, wielokrotnie mówiąc o nienawiści do Anglików. Fani nie pozostawali mu dłużni i odpłacali tym samym. Czyli nienawiścią. Na każdym kroku próbowali ośmieszać szkockiego skrzydłowego, pokazać mu miejsce w szeregu i prześladowali go jak tylko mogli. I to nie tylko fani z niebieskiej części Manchesteru. W reprezentacji Szkocji Law zagrał w 55 meczach, w których strzelił 30 goli. Został absolutną legendą tamtejszego futbolu i idolem kibiców.

Artykuł pojawił się również na portalu http://ekstraklasa.net/





13 komentarzy:

  1. Rewelacyjny tekst. Brawo za pasję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne zestawienie. Szczególnie dużo Włochów, gdzie taka sytuacja była bardzo popularna. Będzie druga częśc? z innych kontynentow?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Włochów to (chyba)Jose Mourinho powiedział kiedyś, że tam kibice ze sobą nie walczą i nie robią problemów z transferami(np. z Milanu do Interu czy na odwrót). A przykłady Bońka, Nedveda czy Seedorfa pokazują, że to bzdura.

      Usuń
  3. Wiekszosc to zdrajcy, ale sami sobie to zrobili. Tak samo ci, ktorzy zmarnowali sobie kariery piciem i uzywkami. Gazza to byl pilkarz. Ogolnie wtedy Anglicy mieli pake

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś nigdy zbytnio nie lubiłem Kahna ale był dobrym bramkarzem i potrafił poderwać zespół
    do walki. Bez wątpienia to ikona niemieckiego futbolu.Miał groźną twarz esesmana, ale bronił doskonale, choc nigdy nie zostal mistrzem swiata

    OdpowiedzUsuń
  5. Zoff był świetny. Wiele mu jednak brakowało do polskich bramkarzy. Dino był solidny, ale nic więcej. Lepszy był i Tomaszewski i Młynarczyk

    OdpowiedzUsuń
  6. Przykład z Nedvedem jest kiepski, bo on nie chciał odchodzić z Lazio. Klub naciskał na ten transfer (nawet w wywiadzie o tym opowiadał).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale odszedł, a skutki były takie jak napisałem

      Usuń
  7. Wydaje mi się, że komentarz odnośnie Edgara Davidsa, jest bardzo niesprawiedliwy. "Pitbull" ma swoją gwiazdę na stadionie Juve (kosztem Bonka), i nadal jest ulubieńcem kibiców.

    OdpowiedzUsuń
  8. Co do Wysp Brytyjskich to można było także opisać transfer Ashleya Cole'a, który z Arsenalu, którego zresztą jest wychowankiem przeszedł do Chelsea

    OdpowiedzUsuń