facebook

wtorek, 5 lutego 2013

Życie po życiu- from hero to zero

                           
Wybitny piłkarz, szanowany komentator, ale i skandalista. Z jednej strony medalista mundialu Hiszpania 82, inteligentny i sympatyczny facet, z drugiej alkoholik, hazardzista, człowiek, który przegrał wszystko. No prawie wszystko, jego próby samobójcze były bowiem nieudane. 

"Moje życie  naznaczone jest upadkami, po których nieporadnie próbowałem się pozbierać. Upadałem, ale stoję. Tutaj, przed wami. Stoję, odarty z tajemnic, obnażony, żebyście mnie wszyscy usłyszeli..."


"Dużo widziałem, bardzo dużo. Jeśli byliście kiedyś w wesołym miasteczku, a na pewno byliście, wyobraźcie sobie największy możliwy roller-coaster. Z nieba aż do piekła, i nie do końca z powrotem. Tak właśnie wyglądało moje pieprzone życie. Roller-coaster, bez pasów i po torach, które gwarantowały mnóstwo adrenaliny, ale w gruncie rzeczy prowadziły krętą drogą donikąd". Takie słowa rozpoczynają "Spalonego" - biografię Andrzeja Iwana. Ale po kolei.

Andrzej Iwan, urodził się 10 listopada 1959 roku w Krakowie, w Nowej Hucie. Dzieciństwo wypełniła gra w futbol na pieniądze, bójki, zatargi. Od najmłodszych lat był niepokorny. Dorastał w trudnej dzielnicy.Od dziecka wykazywał się niezwykłym talentem. Jego nieprzeciętne umiejętności zauważył łowca talentów polskiej piłki - Henryk Pomorski i ściągnął Iwana do Wandy Kraków. To właśnie wybitny trener, który wychował mnóstwo świetnych piłkarzy, nauczył młodego napastnika techniki. Wymagał tego, czego dziś zabrania większość trenerów. Dryblingu, kiwek, które wzmacniają pewność siebie i poczucie własnej wartości

Pomorski uważany był za szkoleniowca idealnego.Z jednej strony były żołnierz Armii Krajowej, zdyscyplinowany i wymagający, z drugiej energiczny człowiek o złotym sercu. Dla młodych piłkarzy bardzo często był kimś więcej niż trenerem. Wielu zawodników wspomina go niemal jak drugiego ojca. 

Pierwszy poważny kontakt "Ajwena" z futbolem miał miejsce w październiku 1973 roku. Stal Mielec walczyła w Pucharze Europy z Crveną Zvezdą Belgrad, ale mistrz Polski nie miał u siebie sztucznego oświetlenia, więc mecz miał odbyć się w Krakowie. Dzień wcześniej, mniej więcej w godzinie treningu obu zespołów, juniorska drużyna Wandy podejmowała w derbach tamtejszą Wisłę. Mecz oglądali nie tylko przyszli reprezentanci kraju, ale również działacze klubów z Polski i zagranicy. Spotkanie okazało się popisem 14-letniego Iwana, Wanda po raz pierwszy w historii ograła Białą Gwiazdę, a o napastniku zaczęło być głośno. 

Młodzian imponował szybkością, sprytem i skutecznością. Już wtedy był zawodnikiem niepokornym. Znacznie częściej niż drogę do szkoły wybierał trasę na wagary. Pierwsze pieniądze - premię za świetny, wspomniany mecz z Wisłą ,a konkretnie 20 złotych, wydał na papierosy. Palił je od szóstego roku życia, nie stronił też od alkoholu (choć już w późniejszym wieku). Na boisku jednak zachwycał, a Gumioka (mieszkańca Nowej Huty) chciał mieć u siebie każdy klub w Krakowie.

Rok później po nastolatka zgłosiło się kilka klubów. Od dawna w kuluarach mówiło się, że Iwan zostanie piłkarzem Wisły Kraków, ale nagle pojawiły się również inne oferty. Zainteresowane sprowadzeniem młodego napastnika były Cracovia, Unia Tarnów czy Hutnik Kraków. Hutnik zaproponował nawet pracę ojcu "Ajwena", ale jego mama po rozmowie z trenerem Pomorskim przekonała się, że najlepszym rozwiązaniem dla syna będzie gra dla Białej Gwiazdy.




Minęło kolejne pół roku, Iwan podpisał kontrakt z Wisłą, co wiązało się z poprawą sytuacji finansowej rodziny, a przede wszystkim z możliwością rozwoju. Już jako 17 latek zdobył pierwszy tytuł z Wisłą, mistrzostwo Polski juniorów. Następnie trafił do pierwszej drużyny. Początki jednak nie były usłane różami. Przez pierwsze trzy dni Iwan był tak stremowany, że ani razu nie pojawił się na treningu Wisły. Czwartego przyjechał już po niego radiowóz, który zabrał go na stadion. Treningi z pierwszą drużyną były dla młodego napastnika wyzwaniem. Początkowo wyśmiewany i wyszydzany z czasem stał się ważnym ogniwem zespołu. Zarówno na boisku jak i poza nim.

 Tak się zaczęła prawdziwa kariera, ale też poważne problemy wychowawcze z Iwanem. W jednym z meczów gonił sędziego, ponieważ ten według niego, nie sędziował tak, jak powinien. Napastnik został zawieszony na pół roku, ale karę ostatecznie zmniejszono. Rok 1978 okazał się przełomowy. "Ajwen" został mistrzem kraju z Wisłą Kraków, z młodzieżową reprezentacją zwyciężył w nieoficjalnych mistrzostwach Europy do lat 18, a także zadebiutował w dorosłej kadrze.

W Krakowie niemal z miejsca stał się ulubieńcem kibiców. Był młody, niepokorny, charakterny. Strzelał mnóstwo goli, dodawał wiele świeżości w grę zespołów, w których grał. Był prawdziwym kozakiem. Jednak już wtedy pojawiły się uzależnienia, korupcja czy bójki z policją. Wisłę trenował wówczas Orest Lenczyk, ale jak przyznawali po latach jego podopieczni, tej drużyny nie dało się upilnować, a jedynym profesjonalnym piłkarzem był wówczas Adam Nawałka. Wśród zawodników Białej Gwiazdy dominował alkohol, imprezy i skandale. Na dłuższą metę musiało to się źle skończyć.

W dorosłej reprezentacji po raz pierwszy znalazł się na mistrzostwach świata w 1978 roku w Argentynie w meczu z Tunezją. Stał się tym samym najmłodszym uczestnikiem tamtego mundialu. Iwan po latach mówił o dziwacznych metodach trenigowych Jacka Gmocha, który chcąc uspokoić młodego napastnika, wymachiwał mu nożem przed nosem. Opowiadał również o zepsuciu atmosfery w kadrze przez ówczesnego selekcjonera, co doprowadziło do braku sukcesu na mundialu. 

Fantastyczny rok 1978 skończył się jednak dla Iwana bardzo źle. W wyniku ogromnego skandalu w restauracji "Stylowa" i późniejszej bójki z policją napastnik został zdyskwalifikowany na rok. Przez pewien czas przebywał również w celi, gdzie odarty z resztek godności szorował toalety. Sam jednak sobie zgotował ten los. Iwana ominęły między innymi świetne występy Wisły w europejskich pucharach czy w spotkaniach reprezentacyjnych. Na stadionach też musiał swoje odcierpieć. 

Kibice wymyślali kolejne piosenki obrażające Iwana, a napastnik nie miał najlepszego (łagodnie mówiąc) kontaktu z kibicami. Na boisku również szło mu coraz gorzej. W jednym ze spotkań specjalnie kopnął w twarz Stefana Majewskiego, ale ten na szczęście "Ajwena" podszedł do sędziego i powiedział, że był to przypadek. Ta sytuacja mogła skończyć się kolejną dyskwalifikacją i całkowitym zmarnowaniem kariery snajpera Wisły Kraków.

Iwan wrócił do reprezentacji w 1980 roku, a w rozwoju jego kariery reprezentacyjnej pomogła... słynna afera na Okęciu. Wówczas z kadry zostali odsunięci Boniek, Żmuda, Terlecki i Młynarczyk, a trener Kulesza wyrzucony. Imprezy trwały w najlepsze, a dzięki mniejszej liczbie zawodników na pozycji "Ajwena" napastnik mógł częściej grac i zdobywać gole. Tym samym został najlepszym strzelcem europejskich reprezentacji roku 1980. Strzelił dziewięć goli, a jego kariera zaczęła wracać na właściwe tory.




Wiśle w tym czasie nie szło najlepiej, ale napastnik wciąż strzelał wiele goli. Poskutkowało to powołaniem na mundial w Hiszpanii w 1982 roku. Powołaniem do reprezentacji Antoniego Piechniczka, z którym Iwan miał nie po drodze. Mimo kontuzji zawodnik Wisły Kraków pojechał na mistrzostwa świata, licząc na siłę zastrzyków i reprezentacyjnych lekarzy. Napastnik zagrał od pierwszej minuty w meczu z Włochami i mimo, że narzekał na uraz nie zrobiono mu żadnych badań. 

Po pięciu minutach kolejnego mundialowego spotkania, doznał poważnej kontuzji mięśnia dwugłowego, która niemal zakończyła jego karierę. A na pewno tą z prawdziwego zdarzenia, bo Iwan nigdy już nie wrócił do dawnej formy. Okazało się, że kontuzja pogłębiała się przez wiele miesięcy, a jej apogeum miało miejsce właśnie podczas turnieju w Hiszpanii.  Jak opisuje w biografii sam zainteresowany, nikt jego kontuzją się nie przejął:

"Zniesiono mnie do szatni, gdzie - nie słysząc żadnych odgłosów z trybun - leżałem pozostawiony sam sobie. Aż do końca meczu... W jednym momencie stałem się nie potrzebnym kawałkiem gówna... Mówiłem sobie w myślach: Niech się mecz skończy, wtedy się mną zaopiekują. Ktoś przyjdzie. Naiwne to było z mojej strony, bardzo naiwne. Nikt nie zabrał mnie do szpitala, nikt mnie nie przyjął. Zapakowano mnie z resztą piłkarzy do autokaru i zawieziono do hotelu".

W podobnej sytuacji był wówczas Jan Jałocha, któremu pękło jądro i Piotr Skrobowski, który pojechał na mistrzostwa świata ze złamaną nogą. Lekarze reprezentacji, albo nie wierzyli polskim piłkarzom, albo zapisywali witaminy. Skończyło się na tym, że Antoni Piechniczek kazał Iwanowi normalnie trenować z drużyną, mimo dziury w nodze. 

Cała ta sytuacja maksymalnie pogłębiła kontuzję napastnika, który do Polski wrócił dopiero po miesiącu od feralnego urazu. Okazało się, że operacja była konieczna, ale w przeciągu 72 godzin. Iwanowi groziło kalectwo. Nikt nie dawał mu szans na powrót do sportu, niewielu wierzyło, że może wrócić do normalnego poruszania się.  Po ośmiu miesiącach ciężkiej rehabilitacji i heroicznej walki Iwan ponownie pojawił się na boisku. I to w jakim stylu. W trzech meczach zdobył cztery gole, a wielu twierdziło, że po kontuzji nie ma śladu. Jednak do dawnej dynamiki "Ajwen" już nigdy nie wrócił.

W obliczu coraz słabszych wyników Wisły i braku ścieżki rozwoju napastnik trafił do Górnika Zabrze. Jego licznik w barwach Białej Gwiazdy zatrzymał się na 198 meczach i 69 golach. Na Śląsku Iwan miał wszystko to ,czego tylko zapragnął. Ogromne pieniądze, samochód i wszystkie możliwe dobrodziejstwa, o które tylko poprosił. Oprócz solidnej gry, doprowadziło to jednak do katastrofy i rozwinięcia nałogów dwukrotnego uczestnika mistrzostw świata.

W Zabrzu pogłębiały się wszystkie słabości Iwana. Coraz więcej pił, miał również problemy z hazardem i nie prowadził zdrowego trybu życia. Nie potrafił sobie poradzić z nadmiarem pieniędzy, które zarabiał. Częściej niż o jego grze, pisało się o skandalach, w których uczestniczył i upadku kariery jednego z najzdolniejszych polskich napastników lat 70. i 80. Na boisku nie wyglądało to jednak aż tak tragicznie. W ciągu trzech lat został trzykrotnie mistrzem Polski, choć jak sam przyznaje już wtedy był alkoholikiem. 

A wyglądało to tak: "Komunia córki. Ciąg alkoholowy miałem od poniedziałku. Poniedziałek - piłem. Wtorek - piłem. Środa - piłem. Czwartek - piłem. Piątek - piłem. Przez cały tydzień nie pojawiałem się w Zabrzu na treningu, nie dawałem też znaku życia. W niedzielę córka miała iść do Pierwszej Komunii, a po południu Górnik rozgrywał ważne spotkanie."

                                            [​IMG]

Po jednym z ligowych meczów, na którym pojawili się wysłannicy z zachodu Europy, Iwan oszołomił Niemców. Zaliczył pięć asyst, Wisła pokonała Bałtyk Gdynia 5-1, a ówczesny menedżer Bochum Klaus Hilpert nie zastanawiał się, ani chwili. Chciał mieć Polaka w swoim zespole. Obaj panowie, dogadali się bardzo szybko, Iwan otrzymał 250 tysięcy marek za sezon i tym samym został piłkarzem Bundesligi. 

Jak się później okazało jedne z największych zarobków Iwana w całej lidze, były tylko pretekstem. Firma Eikopf sponsorująca transfer napastnika handlowała w Polsce urządzeniami górniczymi, a pieniądze za "Ajwena" były tylko napiwkiem dla ministerstwa górnictwa. Niestety urządzenia nie działały w Polsce, a w późniejszych latach sprawę badały połączone siły policji niemieckiej i polskiej.  Transfer Polaka stał się jednym z wątków w śledztwie.


Przejście do Niemiec okazało się trafnym wyborem Iwana, a przynajmniej na początku. Początkowo mieszkał z trenerem Hermannem Gerlandem, który natychmiast go polubił. Z Polski wyjechał jako Piłkarz Roku 1987, a Niemcy uważali, że kupili najlepszego polskiego piłkarza. Początków w Bundeslidze nie miał jednak łatwych. W debiucie Iwana Bochum przegrało 0-3 z Borussią Monchengladbach, a trener Gerland natychmiast zareagował. Przyniósł Polakowi butelkę whisky i karton papierosów, po czym powiedział: "Rób to co w Polsce i graj tak jak w Polsce."

Później było tylko lepiej. Pierwsze pół roku w nowym klubie Iwan miał znakomite. Strzelał gole, zaliczał asysty, czym zyskał sobie specjalne względy trenera Bochum. Polak nie musiał pracować na treningach jak inni, a przez cały tydzień był pod opieką masażystów. Był zawodnikiem grającym, a nie trenującym, co jak sami przyznacie w Bundeslidze brzmi jak hipokryzja. "Ajwen"  miał być po prostu w formie meczowej, a przy jego poważnym uzależnieniu od alkoholu nie było to łatwe. Napastnik był również kluczowym zawodnikiem Bochum, stąd mniejsze wymagania treningowe względem Polaka.

Skuteczny snajper wprowadził Bochum do finału Pucharu Niemiec, strzelając gola i w ćwierćfinale i półfinale rozgrywek. Ostatni mecz DFB Pokal był przedstawiany jako pojedynek Lajosa Detari z Andrzejem Iwanem. Węgierski piłkarz wygrał pod każdym względem tę rywalizację, strzelił bramkę i dał swojemu Eintrachtowi wymarzone trofeum. Jednak kibice Bochum powitali swoich ulubieńców jak zwycięzców. W końcu wyrównali największy sukces w historii, małego, górniczego klubu.

Prasa niemiecka była pod wrażeniem występu "Ajwena". Pisało się o zainteresowaniu Polakiem włoskich klubów, a menedżer Hipler, który ściągnął Iwana do Bochum powtarzał: "Jak sprzedam Iwana, to kibice mają prawo zburzyć mi stadion". 

Kolejny sezon był już jednak dużo gorszy. Z Bochum do Norymbergi odszedł trener Gerland, a na stanowisku zastąpił go typowy Niemiec - Jupp Tenhagen. Typowy Niemiec, ponieważ wymagał od swoich piłkarzy przede wszystkim dyscypliny, profesjonalizmu i ciężkiej pracy. To znaczyło tylko jedno. Koniec Iwana był bliski.

W finale Pucharu Niemiec "Ajwen" doznał kontuzji łękotki i również spoza boiskowych powodów nie wrócił do optymalnej dyspozycji. Problemy z alkoholem były ogromne, a Polak częściej imprezował niż trenował. Na boisku był coraz wolniejszy, zdarzały mu się proste błędy i ewidentnie przestał pasować do Bundesligi. Gazety zaczęły się rozpisywać o kolejnych libacjach napastnika, a Iwan musiał pakować walizki i wracać do Polski. Kibice początkowo zachwyceni, z czasem sami odsyłali naszego rodaka do Zabrza. Łącznie "Ajwen" zagrał w Bochum 36 razy, 4-krotnie pokonując bramkarzy rywali.

 Potem na krótko wrócił na Śląsk, by następnie wyjechać do Grecji do klubu Aris Saloniki. Po dwóch sezonach przeciętnej gry, odszedł do Szwajcarii i kończąc powoli karierę grał w FC Azzurri i FC Pully. Ostatecznie zakończył karierę w Kuchniach Izdebnik. W trakcie swojej przygody z piłką zdobył cztery tytuły mistrzowskie (z Wisłą i Górnikiem), mistrzostwo Europy juniorów i srebrny medal mistrzostw świata. W I lidze rozegrał 226 meczów (debiut w wieku 17 lat) i strzelił 90 goli. W europejskich pucharach wystąpił 17 razy i strzelił 4 bramki.



"Co robić, gdy się nie gra, już w piłkę, cóż ze sobą począć? Tak zaczął się najgorszy okres w moim życiu, którego zwieńczeniem okazał się pobyt w ośrodku zamkniętym w Kobierzynie. Hazard wypłukiwał mnie z pieniędzy, a alkohol każdego dnia obdzierał z godności. Z młodego chłopaka, który uganiał się za piłką i dawał radość ludziom, przeistoczyłem się w zniszczonego życiem mężczyznę w średnim wieku, zapomnianego, z masą wspomnień i niczym więcej" - pisał Iwan w swojej biografii.

Po zakończeniu kariery piłkarskiej rozpoczął pracę trenerską. Najpierw był trenerem juniorskich zespołów Wisły Kraków, następnie asystentem trenera "Białej Gwiazdy". Później pracował (bez sukcesów) jako 2 trener w Zagłębiu Lubin, pierwszy w Okocimski Brzesko, a także Płomieniu Jerzmanowice. W klubie z podkrakowskiej miejscowości pracował w dwóch okresach, jednak niezbyt długo. Związane to było z problemami zdrowotnymi byłego reprezentanta kraju. 

Iwan powrócił na ławkę trenerską Płomienia 4 listopada 2005 roku, by już w styczniu pożegnać się z zespołem. Kilka miesięcy później pracując razem z Michałem Królikowskim wywalczył awans jako trener Kadry Małopolski do turnieju finałowego UEFA Regions' Cup (amatorskie mistrzostwa Europy) rozgrywanego w lecie tego samego roku w Małopolsce. W kolejnym sezonie Iwan objął stanowisko trenera drużyny juniorskiej Wiatru Ludźmierz, by po zakończeniu sezonu pożegnać się z podhalańskim klubem. 

Nadszedł rok 2008. Iwan pił coraz więcej, bardziej intensywnie. Trafił do ośrodka zamkniętego.W tym czasie, w tym samym szpitalu zmarła jego matka, z którą był bardzo związany. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Wtedy "Ajwen", srebrny medalista Mistrzostw Świata, próbował się zabić. 

"Cięcie było rozkoszą. Krew zaczęła tryskać z żyły tak szybko, że sam byłem zdziwiony, ile jeszcze energii drzemie w moim organizmie. Poczułem nawet satysfakcję – że wreszcie coś mi się udało, nawet jeśli to tylko prymitywne samobójstwo. Byłem spokojny. Bardzo spokojny. Nic mnie nie bolało. O czym myślałem? O niczym. Wreszcie o niczym. Piękna cisza w głowie, żadnych rozterek, żadnych wątpliwości.

 Kiedy zamknąłem oczy, ze świadomością, że już ich nigdy nie otworzę, poczułem błogą ulgę. I chuj. Obudziłem się dwie czy trzy godziny później w wannie pełnej czerwonej cieczy.Wkrótce ktoś zada pytanie – czy już nigdy nie spróbuję? Nie wiem. Nigdy nie mówię, że już nigdy nie napiję się alkoholu, bo jestem pewny, że takiego przyrzeczenia nie zdołam dotrzymać." - pisze Iwan. Rok później ponownie próbował popełnić samobójstwo, lecz i tym razem próba była na szczęście nieudana.

W 2012 r. nakładem wydawnictwa Buchmann ukazała się skandaliczna autobiografia Andrzeja Iwana pt. "Spalony", która stała się bestsellerem. Przyznaje się w niej do alkoholizmu, depresji, prób samobójczych, ustawiania meczów oraz kontaktów z bossami polskiej mafii. Obecnie jest szanowanym i jednym z lepszych komentatorów stacji Orange Sport.



15 komentarzy:

  1. Fantastyczna, porywająca, słodko-gorzka historia człowieka z krwi i kości. Nie tylko dla fanów piłki. Dla każdego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry tekst. "Spalony" to wspaniała autobiografia, pełna niesamowitych historii i ciekawych anegdot z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Boniek, Lato, Buncol, Piechniczej, Lenczyk... można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy. Są tu momenty do śmiechu, są momenty smutne, są i takie nad którymi człowiek dłużej się zastanawia. To słodko-gorzka historia, opowiedziana w świetnym stylu. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów piłki nożnej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy temat. Ja go widziałem na boisku - w porównaniu do dzisiejszych piłkarzy to Iwan technicznie był kilka półek wyżej.
    Gdyby nie totalny prymityw Piechniczek - gość zrobiłby karierę większa niż np.Boniek bo po prostu był od niego
    lepszy - to był talent na miarę Gerda Mullera. Ernest Pohl tez lubił chlapnąć i co strzelił w lidze 186 bramek i inni goście
    mogli mu buty czyścić. Pozdrawiam p.Andrzeja i dziękuje za wrażenia z tamtych czasów jako kibic.
    PS. Piechniczek jako że sam był max. drewniany lubił graczy typu Janas , Majewski ... tego samego co on pokroju
    na boisku i poza nim.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od jakiegoś czasu w jmediach widzimy dziwną modę na lansowanie różnego autoramentu typów spod ciemnej gwiazdy. Prym wiodą mordercy-celebryci, złodzieje-celebryci i gangsterzy-celebryci. Dalej popularni są również: sportowcy-debile, recydywiści, pseudokibice, narkomani, alkoholicy, etc. To są współcześni bohaterzy tzw. wolnych mediów. Nic tylko czekać na autobiografię Katarzyny W., która z pewnością stanie się bestselerem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli nazywasz Iwana debilem to znaczy ze niewiesz o czym piszesz. Obejrzyj sb mecz, posluchaj jego komentarza...

      Usuń
  5. no stoczyl sie stoczyl

    OdpowiedzUsuń
  6. Wtedy obowiązywało powiedzenie NIE WYPIJESZ NIE ZAGRASZ i Iwan wykonywał je bardzo dobrze. Ale wtedy grać w lidze to trzeba było umieć i mieć talent bo teraz wystarczą układy z menedżerami i pismakami.Pismaki wybierają selekcjonerów,wybierają prezesów a potem krytykują.

    OdpowiedzUsuń
  7. Najwiekszy talent lat 70 i 80.

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdyby nie Piechniczek Iwan byłby tam, gdzie był Boniek. Miał 23 lata, całą karierę przed sobą. Ale "Ajwen" był kontuzjowany, wiec mial go w dupie. A do tego jeszcze 2 innych pilkarzy. Jeden mial problem bodajze z jadrami, a 2 zlamana noge... Polska

    OdpowiedzUsuń

  9. Tak trzymać ! Jest i epilog biografii. Szczęśliwy.

    OdpowiedzUsuń
  10. tak trzymać Panie Andrzeju!

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny temat. Iwan, był wielką nadzieją polskiej piłki. To jeden z najbardziej zmarnowanych talentow pilkarskich w historii naszego kraju. Przyklad krakusa pokazuje, jak ciezko pilkarzom odnalezc sie w zyciu po zakonczeniu kariery. Nie trzeba być debilem jak napisal kolega wyzej, zeby sobie nie poradzic. Iwan to bardzo inteligentny gosc, co sie czuje czytajac ksiazke.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kapitalna ksiazka, fantastycznie zmarnowana kariera

    OdpowiedzUsuń
  13. Panie Andrzeju, dziękuje za książkę

    OdpowiedzUsuń