facebook

piątek, 17 lipca 2015

Chwytaj dzień bez eurowpierdolu



Zapytajcie dowolnego kibica w Polsce: Co u niego? W normie, żadnych zysków ani strat - usłyszycie odpowiedź. Ale czy do niedawna wyśmiewany Lech może się dziś śmiać z reszty polskich klubów? Otóż nie, a na pewno nie ze wszystkich. Przede wszystkim Jaga zagrała super spotkanie z fantastycznym dopingiem,a i Legia i Śląsk grają na swoim poziomie. Obecny mistrz Polski na tym swoim poziomie rok czy dwa lata temu w pucharach nie grał. A może jednak?


W szczególności polscy fani, którzy tak uwielbiają toczyć  klubowe wojenki powinni w końcu zrozumieć, że wyśmiewanie odwiecznego rywala w europejskich pucharach jest całkowicie pozbawione sensu. Pamiętamy doskonale jak kibole Lecha głośno dawali upust swoim emocjom po spotkaniu Legii z Celtikiem, gdzie ówczesny mistrz kraju zapomniał zgłosić Bereszyńskiego, ale była to raczej forma wyładowania po kolejnej kompromitacji, tym razem z islandzkim Stajrnan. Kilka tygodni później już cała Polska kibicowała Legii, bo przecież ta była jedynym polskim zespołem w Europie, podobnie jak niedługo zapewne będzie z Kolejorzem. Szanujmy się, mamy przecież wspólny cel - koniec kompromitacji na arenie międzynarodowej.

Być może, właśnie jesteśmy świadkami nowego rozdania. Okazuje się bowiem, że polskie kluby potrafią unikać klęsk z zespołami zdecydowanie niżej notowanymi. I tak po dotychczasowych 8 spotkaniach w tym sezonie w pucharach nasze drużyny mają na koncie 6 zwycięstw, dwa remisy i o ironio zero porażek. Sytuacja na tyle dziwna, że w poprzednich sezonach niemożliwa. Oczywiście zaraz karta może się odwrócić i zapewne tak będzie, ale już dziś możemy powiedzieć, że nadszedł moment, w którym Jagiellonia - jeszcze rok temu drużyna totalnie nieznanych piłkarzy potrafi wygrywać - z kim, by nie było - 8-0 w rozgrywkach europejskich, Lech po słabej grze na wyjeździe 2-0 z Sarajewo, a Legia po beznadziejnej z rumuńskimi, wcale nie ogórkami z Botosani. Widać postępy, widać krok ku normalności, do której wciąż daleka droga.

Wiecie doskonale, że jako jeden z pierwszych krytyków polskiej piłki nie znoszę podniecania się z byle powodu, ale polska piłka nauczyła mnie radości z małych rzeczy. Warto w dniu dzisiejszym docenić, że stołeczny klub ma piłkarza, który sam potrafi wygrać mecz w momencie, gdy drużyna jest pozbawiona jakichkolwiek atutów  i ogólnie pogrążona jest w głębokim kryzysie. Warto docenić jak doskonale sprawdził się dłuższy plan marketingowy, a także ten sportowy Jagi, na którą przychodzi cały nowy stadion, drużyny, którą aż chce się oglądać. Charakternej, walecznej, z jajami. Wszystko to oczywiście zdecydowanie bardziej imponuje w naszym szarym piłkarskim zgiełku niż w Europie, ale wszystko w swoim czasie. Coś się zmienia. Coś ruszyło. Jak mawiał Leo Beenhakker "steb by step", by osiągnąć "international level".

I to właśnie patrząc na ostatnie lata należy pochwalić Lecha nie za postawę w spotkaniu eliminacyjnym Champions League, ale za skuteczność. Przecież Kolejorz przez większość spotkania miał ogromne problemy z wyprowadzeniem piłki, wymianą kilku prostych podań, panikował, grał chaotycznie na trudnym terenie, a mimo to potrafił ukłuć. I to dwukrotnie. Tak mocno, że wydaje się, że rana jest na tyle poważna, że bośniackie Sarajewo pożegna się  z europejskimi rozgrywkami. Mecz na wyjeździe wygrany, losy dwumeczu niemal rozstrzygnięte, cel osiągnięty. Cytując klasyka "momenty były...".

Jednak te momenty na silniejszego rywala na pewno nie wystarczą. Już wiemy, że w przypadku bardzo możliwego awansu do kolejnej rundy Lech spotka się w FC Basel czyli uznaną marką w Europie. Drużyną, która w ostatnich latach toczyła wyrównane pojedynki z najlepszymi zespołami na starym kontynencie, a bywały i takie spotkania, gdy wychodziła z nich zwycięsko. Kibice Lecha porównują szwajcarskiego potentata do Celtiku, z którym mierzyła się Legia, ale to chyba w ramach pocieszenia samych siebie. To zupełnie inna klasa. Zupełnie inny poziom, choć na pewno do przejścia. Wystarczy przypomnieć zwycięskie pojedynki Wisły z Parmą, Schalke, wyrównane Białej Gwiazdy z Barceloną, Realem czy Lecha - nie tak odległe z City czy Juve. Naprawdę można.

Osobiście widzę w takim losowaniu dużo więcej korzyści niż szkody. Przede wszystkim Lech spotka się z zespołem bardzo mocnym, uznanym w Europie, groźnym w każdym aspekcie gry i każdej formacji co oznacza tyle, że będzie mógł się wykazać, pokazać na co go stać, ile jest wart. Zaprezentować pełnię swoich umiejętności. Motywacja w takich spotkaniach jest również zupełnie inna, bo zdecydowanie łatwiej psychicznie podejść do spotkania z FC Basel niż z Azerami czy Kazachami. Pokazuje to choćby spotkanie z Sarajewo, najtrudniejszym przeciwnikiem jakiego mógł wylosować mistrz Polski na tym etapie rozgrywek.

Poza tym potencjalny awans z takim zespołem pozwoli nabrać pewności siebie. Jeszcze bardziej uwierzyć w swoje umiejętności. Pobudzić zmysły. Poprawić atmosferę w zespole i wokół klubu. To bardzo ważne aspekty psychiczne, które mają ogromny wpływ na losy drużyn w pucharach, szczególnie polskich. Jedno zwycięstwo może zrodzić poważne sukcesy, jedna porażka zachwiać zespołem i wprowadzić całą lawinę klęsk. Niestety, takie mamy realia. Brak tu zdecydowanie poczucia własnej wartości, wiary w siebie i swoje zdolności. Na szczęście Kolejorz ma na ławce trenerskiej Macieja Skorżę, który już niejednokrotnie pokazywał, że jeśli jego zespół nie skompromituje się i zacznie dobrze sezon w europejskich pucharach to potem potrafi działać cuda. Wisła potrafiła ograć Barcelonę, Legia Spartak w Moskwie, a potem wygrać grupę Ligi Europy. To trener, który wie co robi. Zdecydowanie najlepszy polski szkoleniowiec pod względem taktycznym, ale jak wiemy podstawą jest właściwe wejście do głów piłkarzy i zmiana ich mentalności. I to nie na wygrywanie w beznadziejnej lidze zwanej ekstraklasą, a z silnymi markami europejskimi.

Mentalność swoim piłkarzom póki co postanowili zmienić kibice Legii, którzy we wczorajszym spotkaniu wywiesili wymowne transparenty. Jeden z nich brzmiał: "Od pół roku nie zasługujecie na nasz doping", drugi natomiast "Macie wygrywać, walczyć, zapierdalać, kto tego nie pojmie, niech stąd spierdala". I jak ogromny problem z mentalnością w Legii występuje można było dostrzec w pomeczowych wypowiedziach piłkarzy i trenera CWKS. Otóż Norweg Berg poza tym, że stwierdził, że stołeczny klub zagrał genialnie, powinien wygrać 5-0, ocenił zachowanie fanów jako bardzo złe i nieprzychylne. To przeszkadza, a nie pomaga - mówił. W tym samym tonie wypowiadali się również Łukasz Broź czy Dusan Kuciak, którzy nawet stwierdzili, że nie za bardzo wiedzą o co chodzi, bo chcą wygrywać, a po meczu nie podeszli do fanów, którzy są z nimi na dobre i złe. Bo przyszli, bo dopingowali i mają prawo krytykować tragiczną grę swojego zespołu, płacąc za bilet. Panowie z Legii, nie idźcie tą drogą, bo to trasa do zatracenia. Nie walczcie z wymagającymi kibicami, dlatego że gracie piach. Bo wstyd.

Wstydu jak  już na początku podkreślałem nie ma przynajmniej w tym sezonie w europejskich pucharach i oby tak już zostało. Jesteśmy już na tym etapie, że ciężko polskim klubom będzie się po prostu skompromitować. Poziom rywali podobny, nasi walczą, wyglądają nieźle. Potencjalni rywale w Lidze Europy w kolejnej rundzie to też nie jacyś piłkarscy wirtuozi, więc naprawdę jest o co grać.  Powalczyć o kolejne punkty do rankingu klubowego, europejskiego. Chociażby, bo cudów nie ma co wymagać. To tylko Polska. Piłkarski przeciętniak...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz