facebook

poniedziałek, 30 marca 2015

Do Francji przez Dublin czyli Sławek i (nie)przyjaciele


W Dublinie mieliśmy kupę szczęścia. Przy aplauzie tłumów polskich kibiców, którzy nie czekając na polską Irlandię, sami udali się do mejsca docelowego nasza (nie)podrabialna reprezentacja zagrała po prostu. beznadziejnie. Kluczem do takiej oceny była oczywiście gra defensywna, przyjazd autobusem pod własną bramkę i obrona Częstochowy. Jak się okazało, już w trakcie meczu, dla wielu zawodników pierwszej jedenastki pojazd okazał się zbyt mały. Autobus był tak naprawdę minibusem do którego niektórzy się nie zmieścili i tym samym nie dojechali na mecz. A miało być tak pięknie...

Autobus, a raczej jak już ustaliliśmy minibus, zdecydował pojechać autostradą w kierunku Francji przez Irlandię, konkretniej przez Dublin. Po kilkudziesięciu minutach wyjątkowo męczącej trasy okazało się, że jedzie na zaciągniętym ręcznym, a droga jest płatna. Pojazd do tego momentu dzielnie walczył o utrzymanie prędkości, broniąc się z całych sił przed mandatem za zbyt wolne tempo. Kierowcy, którzy prowadzili na zmianę, czując, że coś jest nie tak, a samochód nie jedzie tak jak powinien, spojrzeli tylko po sobie, by rzec: nie ma co kombinować, jakoś dojedziemy.

Podczas wyczerpującej jazdy jeden z pasażerów wyjątkowo się nudził. Był ciemnym blondynem o niebieskich oczach, uwielbiał rajdy prawą stroną niemieckich autostrad. W Polsce śmigał siedemnastką, pokazując plecy innym uczestnikom ruchu. Pan Sławek, bo tak miał na imię, kierowcą był bez wątpienia szalonym, ale też mocno średnim. Umiejętności sterowania pojazdem nie mógł zaliczyć do swoich atutów, bowiem do jego najważniejszych atrybutów należała szybkość. Za kółkiem czuł się jak Krecik w ziemi, ale ubolewał nad jednym - nie mógł spożywać napojów wyskokowych. Tego dnia był jednak gotowy. Wyspany, wypoczęty, pełen energii, postanowił: jadę!

Wśród pasażerów nastąpiła konsternacja. Plan był jasny: "nie ważne jak, istotne, by dojechać, nie potrzebujemy "krejzoli", ruch ma być jednostajnie opóźniony, przecież nigdzie nam się nie spieszy". Szalony Sławek miał jednak inne zdanie. Tak być nie może - pomyślał i z impetem ruszył przejąć stery najwolniejszego, a zarazem najwygodniejszego pojazdu świata. Nieobliczalny pomocnik kierowcy czuł podniecenie. Sił dodawała mu ciągła krytyka pasażerów, uwielbiał też dźwięk klaksonu wypływający z mijanych samochodów. "Prawoskrzydłowy" - jak na niego mówiono miał jeszcze jedną zaletę, Pięknie się uśmiechał i tym właśnie przekonał kierowców. Mógł prowadzić, skakał z radości, był w siódmym niebie, W końcu nastał jego czas...

Sławek z pasją szybko zwolnił ręczny, ruszył prawą stroną, to był jego dzień. Z łatwością mijał kolejnych rywali, a gdy ci wydawali się zbyt cwani, on dodawał gazu. Nie ustępował przeciwnikom na krok, jego nieustępliwość imponowała kolegom. Wreszcie poczuł swoją prawdziwą szansę. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale postanowił spróbować. Poszedł więc na całość. Z niemal zerowego kąta i to lewą nogą, która mu dotąd służyła jedynie do tupania na miejskich dyskotekach, huknął jak z armaty. Ryzyko się opłaciło, Polacy aż podskoczyli z radości, a Sławek jechał dalej dumny jak paw. Szczęście jednak nie trwało długo.

Mimo wszechobecnej radości i uśmiechu na twarzy kolegów prawoskrzydłowy został wycofany ze sterów. Decyzji do końca nie rozumiał, ale jego dobry kumpel, który w ukryciu uczęszczał do wieczornego liceum, a ostatnio przerabiał potop szwedzki wpadł na genialny pomysł i stwierdził: "Mamy czego chcieliśmy, silnik zaraz wyskoczy. Czas na obronę Częstochowy!" Ów kolega przekonany, że racja jest po jego stronie, przekonał pasażerów. Nie miał z tym większego problemu, znał ich w końcu znakomicie. Dużo lepiej od Sławka, który był lubiany, ale nie do końca traktowany poważnie. Trochę jak przedszkolak w gronie zawodowych kierowców. Sławkowi nie przeszkadzało, że nie byli to prawdziwi wojownicy, a raczej tacy z piaskownicy.

Teraz jechali znacznie wolniej, a hamulec ręczny znów został zaciągnięty. Po zadaniu jednego ciosu, wycofali się i zaczęli modlić, by za kolejnym zakrętem była ziemia obiecana. Rywale atakowali, próbowali wyprzedzać, a przede wszystkim wygrać. Nasi oczami wyobraźni widzieli już wieżę Eiffla, oprowadzali rodziny po Parc des Princes, a tymczasem zapomnieli, że nadal trzeba jechać. Nie zwalniać, nie cofać się, nie zawracać na autostradzie, ale jechać. Droga była jednak wciąż bardzo odległa.

W końcu Irlandczycy, zwani wcześniej rywalami lub przeciwnikami, zaatakowali z impetem. Wyprzedzając naszych przejechali boleśnie po karoserii, dając dziwny pokaz siły. To nie było wejście clean. To było wejście McClean - skwitował błyskotliwie jeden z Polaków. Przy kolejnych próbach Wyspiarze trafiali na słupki. Biało-Czerwoni byli cwani i wiedzieli kiedy odpuścić. Wobec zbliżających się pachołków zwalniali, by po chwili odpoczynku znów walczyć o... utrzymanie prowadzenia. O jego zwiększeniu nie było nawet mowy. Nie mieli na to bowiem ani specjalnych okazji, ani wybitnych chęci.

W ostatnich minutach boju Irlandczycy zapomnieli o zasadach fair play. Chcieli po prostu wygrać. Wyspiarzy nie interesowało, czy zrobią krzywdę rywalom, byli ostrzy jak brzytwa. Momentami przesadzali. Ni stad ni zowąd na placu boju pojawiło się kilku panów w pomarańczowych koszulkach. Być może znajdowali się tam już jakiś czas, ale nikt na nich nie zwrócił uwagi. Obie reprezentacje nie przejmowały się tym za bardzo, wzięły ich za robotników. Ci jednak okazali się wyrachowanymi podstawionymi policjantami, którzy mieli odebrać Polsce zwycięstwo.

Tak się też stało. Waleczni Irlandczycy przy pomocy watahy ze skorumpowanego związku sportowego osiągnęli remis. Obie kadry na metę wjechały co prawda w jednym momencie, ale Polacy dzięki wcześniejszym wynikom wciąż są bliżej wyjazdu do Trójkolorowego kraju. Po niezwykłych emocjach, to goście byli bardziej zadowoleni, choć trzeba przyznać, że za dynamikę jazdy powinni zostać zdyskwalifikowani. Nasi powtarzali:

Szanujemy punkt.
Trudny teren.
Cieszymy się z punktu.
Irlandczycy grali ostro.
Byli silni i waleczni.
Jesteśmy ambitni.
Sędzia nas okradł.
Wszyscy mieliśmy gorączkę.  
To był zamach.   
Autostrada była nierówna.
Minibus za mały.
Pogoda nie sprzyjała.
Nie brakuje kontuzji.
Wyciągniemy wnioski.
Pozbieramy się.
Będziemy lepsi.
Potrzebujemy czasu.

Jeden z naszych, utalentowany młodzian o imieniu Arek nie mógł jednak znieść głupot wypowiadanych przez jego kolegów i w języku tulipanów skwitował: "O Holender! Nie szukajmy winnych,  tam gdzie ich nie ma. Zagraliśmy po prostu za słabo". Tym samym zaskarbił sobie szacunek kibiców, którzy musieli oglądać to żałosne widowisko.

Już po zakończeniu spotkania Polacy spostrzegli się, że jakoś ich mało. Miało grać jedenastu, powołanych było jeszcze więcej, a im kogoś brakowało. Dzięki niesamowicie rozbudowanej i szybkiej akcji detektywistycznej okazało się, że ich dwóch kolegów, niejaki Tomek i Maciek zostali w Warszawie. Nie przestawili zegarków. Pomylili godziny. Nie stawili się na czas. Ich koledzy pogrążyli się w smutku i wszyscy zgodnie mówili o pechu. Aż do kolejnego meczu eliminacji...



8 komentarzy:

  1. Słyszałem komentarz Nawałki po meczu - on chyba był na innym spotkaniu!. Skoro trener nie potrafi obiektywnie ocenić swego zespołu - bardzo żle to rokuje na przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hello would you mind letting me know which webhost you're working with?
    I've loaded your blog in 3 completely different
    web browsers and I must say this blog loads a lot faster then most.
    Can you suggest a good internet hosting provider at a fair price?
    Kudos, I appreciate it!

    my homepage; AC Repair Thousand Oaks - No Heat Moorpark

    OdpowiedzUsuń
  3. You really make it seem so easy with your presentation but I find this topic to be really something that
    I think I would never understand. It seems too complicated and very broad for me.
    I'm looking forward for your next post, I will try to get
    the hang of it!

    Here is my webpage: Cleaning Service Thousand Oaks - Cleaners

    OdpowiedzUsuń
  4. Hey There. I found your blog using msn. This is a very well written article.
    I will be sure to bookmark it and come back to read more of your useful information. Thanks
    for the post. I'll definitely return.

    Here is my website ... learn music

    OdpowiedzUsuń
  5. I'm really impressed with your writing talents and also
    with the structure on your weblog. Is that this a paid theme
    or did you modify it yourself? Either way stay up the nice high
    quality writing, it is uncommon to look a great blog like this one today..


    Look into my web site ... bielizna damska 48

    OdpowiedzUsuń
  6. No matter if some one searches for his essential thing, therefore he/she wishes to
    be available that in detail, therefore that thing is maintained over here.


    Also visit my blog post :: sklep internetowy bielizna samanta

    OdpowiedzUsuń
  7. Have you ever thought about publishing an e-book or guest authoring on other blogs?
    I have a blog centered on the same ideas you discuss and would really like to have you share some stories/information. I know my viewers would enjoy your work.
    If you are even remotely interested, feel free to shoot me an email.


    Also visit my web site - bielizna damska ava

    OdpowiedzUsuń
  8. Gߋod post. І will be facing a few of these issսes as well..


    Take a look аt my web-site рroblem med akne - -

    OdpowiedzUsuń