facebook

środa, 25 marca 2015

Bliźniacy z krainy Nadrenii

  

22 lutego 2008 Jerzy Engel ówczesny  pełnomocnik Prezydium Zarządu ds. Szkolenia PZPN,  spotkał się w Kolonii z 40 najzdolniejszymi polskimi juniorami, którzy żyją i trenują w Niemczech. Przekonywał ich, by w przyszłości grali dla naszej drużyny narodowej. Pośród młodzieżowców rzucali się w oczy wysocy i niezwykle zdolni urodzeni w Bielefeld - bliźniacy Przybyłko. Dwa talenty czystej wody, których do polskiego orzełka nie trzeba było namawiać.


Jakub defensywny pomocnik i Kacper napastnik imponowali przede wszystkim przygotowaniem motorycznym, rzadko spotykaną przy tym wzroście koordynacją ruchową i wysokimi umiejętnościami taktycznymi. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że bracia z krainy Nadrenii wychowali się w lepszym, piłkarskim świecie. To właśnie wtedy zajęli drugie miejsce w międzynarodowym, silnie obsadzonym turnieju Nike Cup w Berlinie. Organizatorzy zgodnie zaliczyli ich do z najlepszych piłkarzy imprezy, a młodzi piłkarze oczarowali swoją grą niemal wszystkich obserwatorów.

Pytani wówczas o swoje największe marzenia, powtarzali: "Chcemy kiedyś zadebiutować w dorosłej reprezentacji Polski. Urodziliśmy i wychowaliśmy się w Niemczech, ale czujemy się Polakami. Nie mamy nawet niemieckiego obywatelstwa, jesteśmy dumni, że to Polska w osobie rodzimych trenerów zaproponowała nam reprezentowanie naszego kraju. Nie musieliśmy do nikogo dzwonić, za nikim chodzić. To miłe, bo mamy polskie serce"

Z takiego stanu rzeczy najbardziej szczęśliwi są rodzice młodych zawodników, którzy zawsze honorowo podkreślają polskie korzenie i wychowali synów na patriotów. Rodzice, którzy również byli sportowcami - mama lekkoatletką (sprinterką), a ojciec piłkarzem. W jednym z wywiadów Kacper Przybyłko, mówił: W domu mówimy tylko po polsku. Podobnie, jak jesteśmy w Polsce, u rodziny, dziadków to też jedynie po polsku. Z moimi braćmi czasem mieszamy polski z niemieckim, bo trudno nam jeszcze pewne słowa wymówić.

Bliźniacy swoją przygodę z futbolem rozpoczęli w Arminii Bielefeld. To właśnie ojciec był ich pierwszym trenerem: - Zawsze uczył nas, żeby podawać i strzelać także słabszą nogą, niezależnie od tego, gdzie poleci piłka. Ponoć, gdy pierwszy raz tato zabrał nas na piłkarskie boisko byliśmy tak zafascynowani, że nie chcieliśmy wracać do domu- ujawnił Kacper, mający jeszcze starszego brata, Mateusza, który również  trenował z bliźniakami, a dziś poszedł w ślady matki i jest lekkoatletą w Bayerze Leverkusen. 


Katorżnicze treningi szybko dawały efekty. Kapitalna postawa młodych, polskich wilków szybko została doceniona w Niemczech. Kuba i Kacper przebrnęli przez wszystkie juniorskie i młodzieżowe szczeble rozgrywek za naszą zachodnią granicą. Przez lata byli kluczowymi zawodnikami Arminii wśród najmłodszych roczników. Jakub był bardziej uniwersalny, występował zarówno w obronie jak i w pomocy, ale z każdym kolejnym rokiem częściej grywał na pozycji nr 6. W tym samym czasie kolejne nagrody za najlepszego strzelca zbierał Kacper, który zaczynał wzbudzać zainteresowanie wielkich klubów.

Wtedy też pojawiła się propozycja gry dla młodzieżowej reprezentacji Niemiec. Przybyłko wówczas odpowiedział: W Polsce wszyscy myślą, że mam dwa paszporty, bo urodziłem się w Niemczech. W przepisach jest tak, że można mieć jedno obywatelstwo. Miałem propozycję gry w młodzieżowych kadrach Niemiec. Musiałbym się jednak zrzec polskiego obywatelstwa, co jest niemożliwe. Kocham Polskę, jestem Polakiem.

Niedługo później młody napastnik trafił do drugiej drużyny Arminii. Miał wtedy zaledwie 18 lat i cztery miesiące. Najważniejsze osoby niemieckiego futbolu były nim oczarowane i chętnie go chwaliły. W pierwszej rundzie w dorosłym futbolu Kacper strzelił aż 15 goli w 13 meczach natychmiast stając się ulubieńcem kibiców "Die Arminien".

.Do pierwszej drużyny Polak jednak nie trafił, bo przyszła oferta z FC Koln. Tym samym z piątego szczebla rozgrywkowego w Niemczech przeniósł się poziom wyżej, by za moment trafić do pierwszego zespołu Kozłów.  - To bardzo utalentowany piłkarz. Ma przed sobą fantastyczne perspektywy. Wychował się w Arminii, a teraz zrobił kolejny krok w swojej karierze, przechodząc do 1.FC Koln. A pytało o niego wiele znanych klubów - zachwycał się Samir Arabi, dyrektor sportowy klubu z Bielefeldu

Inny dyrektor sportowy, jego nowego klubu - Volker Finke, musiał sporo się napracować, by pozyskać polskiego napastnika. W wyścigu o jego podpis udało mu się wygrać z Borussią Dortmund, Bayerem Leverkusen i TSG 1899 Hoffenheim. Jak sam przyznał, z Przybyłką od razu złapał wspólny język. - Obserwowaliśmy go wiele razy. Dołączył do grona naszych zawodników, którzy w przyszłości powinni przebić się do pierwszego składu - skomentował.

Polak lepszego debiutu nie mógł sobie wymarzyć. Po raz pierwszy zagrał w nowym zespole przeciwko drużynie rezerw VfL Bochum i niespełna kwadrans po wejściu na boisko trafił do siatki. Miał też udział przy kolejnej bramce, która padła cztery minuty później. Ten mecz popularne "Kozły" wygrały 4:0, ale w następnych spotkaniach nie było już tak kolorowo. Ekipa Dirka Lottnera zaliczyła trzy porażki z rzędu, a Przybyłko pojawił się na boisku w dwóch z nich. - Kacper ma ogromny potencjał, ale jego koledzy nie znają go jeszcze dobrze - tłumaczył go wtedy trener.


W tamtym sezonie blond-włosy napastnik spisywał się fantastycznie. Z niesamowitą powtarzalnością zdobywał kolejne gole, a jego licznik zatrzymał się na 10 trafieniach dla drugiej drużyny Kozłów. Kibice w Polsce natychmiast ogłosili go "drugim Lewandowskim", a Ci niemieccy "nowym Podolskim", nie tylko z racji zawiłości polsko-niemieckich, ale przede wszystkim ze względu na skuteczność. Przybyłko podchodził do tego sceptycznie:

-Cenię bardzo Lewandowskiego i uważam, że jest jednym z najlepszych napastników na świecie. Gdy przychodziłem do Koeln mówili mi, że jestem drugim Podolskim. Nie lubię takich porównań. Jestem Kacper Przybyłko i gram inaczej, niż Lewandowski czy Podolski. Nie jestem typowym napastnikiem, który stoi w polu karnym, tylko biegam na boki, do tyłu. Bardzo dużo biegam. Chce pokazać, co potrafię. Na razie mam trudno, kontuzja, poza tym jestem najmłodszy w zespole. Po czym dodał: 

- Nie mam sprecyzowanego stylu gry. Staram się podglądać najlepszych. U Leo Messiego szczególną uwagę zwracam na dynamikę, u Ibrahimovica na szybkość, a u Ronaldo na zwrotność. Oczywiście, każdy ma swój własny styl. Ja określiłbym siebie jako zawodnika grającego między pomocnikami a napastnikiem. Holger Stanislawski powiedział mi nawet, że za dużo biegam. Kondycja jest z pewnością moim atutem.

W tym samym czasie, jego brat bliźniak - Jakub toczył nierówną walkę o pierwszy skład drugiej drużyny Bielefeld. Rozwój defensywnego pomocnika następował wolniej, choć obaj byli już ważnymi ogniwami polskich reprezentacji młodzieżowych. 

W sezonie 2012/2013 Holger Stanislawski przesunął Kacpra wraz z trzema kolegami - Lukasem Kueblerem, Dino Bisanoviciem i Jonasem Hectorem do pierwszej drużyny, a stawką był wówczas awans do Bundesligi.  - Jestem trochę zaskoczony, że to wszystko tak szybko się potoczyło. Zimą trafiłem z Arminii Bielefeld do 1.FC Koln. Po zaledwie pół roku stałem się piłkarzem pierwszej drużyny. Jestem bardzo szczęśliwy - mówił snajper na łamach oficjalnej strony klubu.

Podobnie jak w Arminii był jednym z najmłodszych zawodników i tym razem nie dostawał zbyt wielu szans gry. Trener nie stawiał na Polaka, a gdy już to robił była to raczej forma alibi.  Co prawda samych meczów Przybyłko nie miał na koncie znów tak mało, ale minut już tak. Kacper grał jedynie ogony i nie był zadowolony ze swojej pozycji w klubie. Tym samym wrócił do drugiej drużyny, gdzie odzyskał fenomenalną skuteczność.  

Dzięki jedenastu zdobytym golom wrócił do łask, a w wywiadach dotyczących życia w nowym klubie podkreślał: Jest fajnie. Większe miasto, choć na pewno trzeba tu mieć więcej cierpliwości. Na przykład żeby dojechać na trening potrzebuję czasem półtora godziny. Także muszę się jeszcze trochę przestawić na ten tryb życia. W klubie chętnie pomagają mi inni Polacy. Szczególnie Adam Matuszczyk jest mi bardzo pomocny.

Po sezonie 2012/2013 do Koln dość nieoczekiwanie trafił też Jakub Przybyłko - również porównywany do niemieckich gwiazd futbolu. Swojego czasu media okrzyknęły go nowym Grosskreutzem ze względu na uniwersalność, podobny styl gry i wygląd. Polacy mieli stworzyć zabójczy duet, podbić najpierw drugą, a wkrótce i pierwszą Bundesligę. Stało się jednak inaczej. 

Powód był prosty. Brak szans gry. Kuba szybko trafił do drugiej drużyny, gdzie miał problemy z wywalczeniem sobie miejsca w pierwszym składzie. Kacper grał rzadko, ale miał również swój moment chwały. Szczególną wagę miała jego bramka strzelona w ostatniej minucie spotkania w meczu z Aalen. Przybyłko minął wówczas dwóch rywali i z niemal zerowego, a na pewnego bardzo trudnego kąta trafił do siatki. O Polaku znów zaczęło być głośno. Trener Koln zaczął być natychmiast krytykowany w mediach za brak występów napastnika i zdecydował się... wypożyczyć go do Bielefeldu.

Kacper wrócił więc do domu, gdzie czuł się znakomicie. Co prawda w 14 meczach zdobył tylko (?) 4 gole na poziomie 2.Bundesligi, ale coraz częściej występował jako prawoskrzydłowy. Silny, zdecydowany i dobry technicznie zawodnik przypominał bardziej Didiera Drogbę niż Jamesa Rodrigueza. Nie był nominalnym skrzydłowym, był za to i jest napastnikiem z krwi i kości. 

Co ciekawe sezon 13/14 to dla Kacpra Przybyłki największa karuzela w zawodowej karierze. Jego macierzysty klub FC Koln awansował co prawda do Bundesligi, zresztą nie bez udziału Polaka, ale napastnik nie był pełnoprawnym ojcem sukcesu. Nie był też podstawowym zawodnikiem klubu, za to grał regularnie w Arminii, która z ligi... spadła. Krótko mówiąc groteska. Śmiać się czy płakać? Nie wiadomo.

W ostatnim sezonie bracia zasilili SpVgg Greuther Fürth, któro zamiast o awans do Bundesligi walczy jedynie o środek tabeli. Polacy podkreślają, że w klubie jest mniejsza presja niż choćby w Kolonii, a spokojne miasto im sprzyja. Cieszy ich również liczba młodych zawodników w pierwszym zespole. Niestety znów, do czego już zdążyliśmy przywyknąć Kuba jest w cieniu Kacpra - kluczowego piłkarza Kleeblätter . Defensywny pomocnik próbuje przebić się do pierwszej drużyny i miejmy nadzieję, że w końcu dostanie prawdziwą szansę gry. Miejmy nadzieję, że ktoś w końcu poda mu pomocną dłoń tak jak było to w przypadku jego brata bliźniaka...

4 komentarze:

  1. Niemiecka II liga to poziom wyższy niż naszej ekstraklasy. Polak rządzony przez Niemca zawsze wyjdzie na ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Święte słowa powiedział Wójcik w jednym z wywiadów że długo będzie trzeba jeszcze czekać żeby nasza reprezentacja w piłce nożnej pojechała na olimpiadę.Ja mam 38lat i miałem tą przyjemność oglądać piłkarzy polskich w Barcelonie - piękne chwile ale mój syn 11 letni chyba tego nigdy nie doświadczy....obym się mylił.Tacy zawodnicy jak bracia Przybyłko dają nadzieję, chociaż jak widziałem ich grę w decydującym o awansie na mistrzostwa to aż smutno się robiło. Kacper pudłował nawet do pustej bramki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym na jego miejscu poszedł do naszej ekstraklasy. Miałby większą szanse zostać zauważony przez lepsze kluby. Poza tym miałby większą szanse zadebiutować w kadrze bo Nawałka lubi ligowców.

    OdpowiedzUsuń
  4. I really like your blog.. very nice colors & theme. Did you
    make this website yourself or did you hire someone to do it for you?
    Plz reply as I'm looking to construct my own blog and would like
    to know where u got this from. appreciate it

    Stop by my webpage :: www

    OdpowiedzUsuń