facebook

czwartek, 10 kwietnia 2014

To już koniec ery! Barca odpadła z Ligi Mistrzów



Za nami ćwierćfinały Champions League. Ćwierćfinały, w których było wszystko. Wielkie emocje, piękne gole, niesamowite zwroty akcji i to co w futbolu najpiękniejsze czyli niespodzianki. Takimi bez wątpienia było odpadnięcie Barcelony, która po raz pierwszy od 6 lat nie zagra w półfinale Ligi Mistrzów, a tym samym awans Atletico. Co ciekawego działo się jeszcze w spotkaniach o najcenniejsze europejskie trofeum?

Prawdziwa zabawa zaczęła się we wtorek. PSG bez swojej największej gwiazdy, Zlatana Ibrahimovicia spotkało się z londyńską Chelsea, w celu obronienia wyniku z pierwszego meczu. Początek spotkania był idealnym lekiem na bezsenność. Angielska drużyna nie potrafiła przebić się przez tira ustawionego pod bramką PSG. W 16 minucie kontuzji doznał Eden Hazard, który będzie pauzował od 3 do 4 tygodni, a dla "The Blues" był to niezwykle istotny moment tego spotkania.

Na boisku pojawił się bowiem Andre Schurrle, który po kolejnym kwadransie gry, strzałem z powietrza pokonał bramkarza PSG. Po straconym golu, drużyna ze stolicy Francji jeszcze bardziej się cofnęła, popełniała kolejne błędy, a poza nielicznymi kontrami ciągle się broniła. Zmarnowane okazje Cavaniego sprawiły, że w końcówce spotkania zamiast spokojnego remisu i niemal pewnego awansu doszło do katastrofy.

Paryżan pogrążył... paryżanin. Ba urodzony w Sevres, który wraz z braćmi od dziecka kibicował drużynie ze stolicy Francji,  w 87 minucie spotkania najlepiej odnalazł się w zamieszaniu w polu karnym i trafił do siatki. Zlatanowi włosy stanęły Demba, a Jose Mourinho oszalał. Jak za starych dobrych lat. PSG rzuciło się do szaleńczych ataków, ale niestety było już za późno. 

Wnioski po tym spotkaniu, są proste. Dzięki wygranej "The Blues"  Liverpool ma coraz większe szanse na mistrzostwo Anglii, plotki o trenerskiej śmierci Mourinho były przedwczesne, a Ibra nie wygra Ligi Mistrzów, dopóki nie będzie grał w jednej drużynie z Portugalczykiem. Chociaż w Interze, też się nie udało, powiecie. Różnica jest jednak taka, że Zlatan, Mourinho i angielska drużyna z wielu względów byłyby mieszanką wybuchową. 

W drugim wtorkowym spotkaniu na przeciw siebie stanęły zespoły Dortmundu i Realu Madryt. Po pogromie BVB na Santiago Bernabeu, mało kto wierzył w niemiecki happy end. Ale Borussia zagrała dokładnie tak jak "Królewscy" na własnym stadionie. Szybko, odważnie i skutecznie. Choć nie, aż tak by wyeliminować Real. 

Bohaterem spotkania został Marco Reus, który strzelił dwa gole, ale najwięcej po tym spotkaniu mówi się o nowym idolu madryckich kibiców. Henrich Mychitarian, bo o nim mowa, swoimi niewykorzystanymi sytuacjami i fatalną skutecznością zabił marzenia Dortmundu o awansie do najlepszej czwórki Champions League. Fani "Królewskich" jeszcze długo będą uśmiechać się pod nosem, słysząc nazwisko Ormianina. Prawda jest jednak taka, że Real w tym meczu miał furę szczęścia i spisał się poniżej oczekiwań.

Po pasjonujących wtorkowych meczach, przyszedł czas na środowe emocje. Znów wielkie wyzwanie dla kibiców, którzy musieli oglądać oba spotkania jednocześnie, by nie przegapić niczego ważnego. Po remisach w pierwszych meczach, bukmacherzy nie dawali żadnych szans Man Utd w pojedynku z Bayernem i niewielkie Atletico, które miało zmierzyć się z Barcą.

Na całe szczęście futbolu nie da się przewidzieć. W pierwszej połowie spotkania w Monachium było tak nudno, że padały nawet baterie w telefonach. Nie działo się kompletnie nic godnego uwagi, za to w Madrycie Atletico od początku imponowało walecznością i niesamowitą determinacją. Od pierwszego gwizdka to stołeczny klub miał wojowników, a Barca przestraszonych dzieciaków, pozbieranych chwilę przed meczem z katalońskich przedszkoli. Messiemu i spółce zaleciłbym sezon w Premier League.

Piłkarze Atletico byli niezwykle zmotywowani, widać po nich było, że grają najważniejszy mecz w życiu. A Barcelona? Wyglądała jakby grała o Puchar Wojewody Mazowieckiego. Żeby było jasne, Atletico zagrało wielki mecz, fantastycznie wykorzystując wszystkie słabe punkty Barcy, wyłączając z gry i Messiego i Neymara, ale niemożliwe byłoby to bez słabszej postawy Katalończyków.

Już w 5 minucie Koke strzelił bramkę, która dała Atletico wymarzony awans. Później byliśmy świadkami wielkiego spektaklu, popisu "Los Colchoneros", którzy w każdym aspekcie gry byli od Barcy lepsi. Przede wszystkim stanowili silny, zintegrowany zespół. z charyzmatycznym liderem na ławce rezerwowych, generałem Diego Simeone. Dzięki temu pogrążyli "Blaugranę". Inna sprawa, że tak słabego meczu Sergio Busquetsa czy tylu nieudanych rajdów Neymara nie pamiętam.

W drugiej połowie Barca biła głową w mur, Atletico broniło się całą drużyną, co doprowadziło ich do końcowego triumfu. W tym samym czasie w Bawarii obudzili się piłkarze Man Utd i Bayernu, co niestety nie udało się ekspertom TVP (rekord guinnessa, studio w przerwie trwało 1,5 minuty!). Najpierw strzał życia oddał Evra, a już po minucie popełnił błąd, który kosztował "Czerwone Diabły" bramkę wyrównującą. Taki jest właśnie futbol. Od miłości do nienawiści krok. 

W kolejnych minutach "Gwiazda Południa" tylko poprawiała swoją grę, była podrażniona i bez większego trudu poradziła sobie z zespołem Davida Moyesa. W tym spotkaniu poza fenomenalnym Philem Johnsem, szczególnie w pierwszej połowie, zwróciłem uwagę na beznadziejny występ Wayne Rooneya, który bardziej przypominał Dwaliszwiliego niż najlepiej zarabiającego piłkarza świata.  Niestety, takich przypadków w zespole United było przynajmniej kilka.

Ćwierćfinały LM sezonu 2013/2014 były bez wątpienia pasjonujące. Podtekstów w dalszej fazie rozgrywek na pewno nie zabraknie. Barca odpadła przecież po raz pierwszy od 6 lat na tym etapie, a Atletico zadziwiło cały świat. Chociaż o sensacji mogą mówić jedynie Ci, którzy oglądają piłkę nożną tylko w TVP. A więc niezwykle rzadko.

Artykuł pojawił się również na portalu http://ekstraklasa.net/

8 komentarzy:

  1. Wielki real to jest śmieszne nie ma Cristiano i dostają lanie ze słabą Borussia. Mają szczęście ze pierwszy mecz wygrali tak wysoko. Bez Ronaldo real jest jednak słabszy. A Mourinho to gość w czepku urodzony szkoda ze tak z Realem nie gral

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo Dla BVB pokazali charakter wietrzyłem że to będzie dobry mecz i się nie myliłem choć jako kibic piłki nożnej nie koniecznie tych drużyn muszę powiedzieć że trochę za dużo było gwizdania pod Real. Kibicuję Atletico i mam nadzieje ze wygraja wszystko co sie da

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziwie się, że BVB mając do przerwy 2-0 nic więcej nie ugrała ;/ ja już byłem pewny, że bvb albo doprowadzi do dogrywki, albo ten mecz wygra. Na PSG spoglądałem sporadycznie, ale mi się podanie podobało pod koniec meczu zawodnika PSG, szkoda, że się nie udało. PSG będzie wielkie, zresztą sama radość Chelsea świadczy o tym, że rywal to juz nie byle kto. Cieszy tez awans Atletico i odpadniecie Barcy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "PSG będzie wielkie, zresztą sama radość Chelsea świadczy o tym, że rywal to juz nie byle kto." To zachowanie znaczy, że byli w euforii po zwycięstwie w ostatnich minutach, a nie dlatego, że pokonali Paryżan

      Usuń
    2. Zostańmy przy swoich racjach, pokonanie klubu Ibrahimovicia i Cavaniego to nie byle co, nie ma co ukrywać

      Usuń
  4. REAL TO WIELKI KLUB mozna narzekac ale taki klub jak real czy barca,bayern nigdy nie schodza ponizej poziomu nie to co na przykład milan ,city,juventus,arsenal,kiedys dortmund,chelsea,psg,atletico M czy nawet teraz manchester U szwankuje

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mozna grac tym samym skaldem przez wiele latt i nie robic nic , zero wzmocnien, pilkarze wypaleni bez motywacji i checi procz neymara oraz xaviego porazka na calej linii. wsyd bo atletico powinno wygrac to 5-1 i to bylby obraz tego meczu, barsa pobudka

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny tekst, w pełni pochłaniający. Dużo się mówi o Simeone, a ja bym jednak chciał zauważyć rolę Davida Villi. On był wczoraj alfą i omegą

    OdpowiedzUsuń