facebook

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rollercoaster z happy endem



Jeśli byliście kiedyś w wesołym miasteczku, a na pewno byliście wyobraźcie sobie największy możliwy rollercoaster. Z piekła do nieba i nie do końca z powrotem. Wysokie wzniesienia, gwałtowne zakręty, problemy z równowagą, strome spadki i lęk. Lęk wysokości. Tak wyglądała pierwsza połowa wczorajszego meczu Legii w Bukareszcie. Rollercoaster bez pasów, pędzący po torach, które gwarantowały mnóstwo adrenaliny, ale w gruncie rzeczy prowadziły krętą drogą donikąd. Jak w autobiografii Andrzeja Iwana. 

"Wojskowi" na początek meczu zapomnieli założyć pampersów, co doprowadziło do opłakanych skutków. Od pierwszej minuty piłkarze Legii byli przestraszeni, bali się własnego cienia, wyglądali jakby grali przeciwko Barcelonie, przeciwko swoim idolom, których należy podziwiać, a nie kopać. Wydawało się, że zawodników z Rumunii jest na boisku więcej, a legioniści biegają kompletnie bez sensu. niczym dzieci we mgle. 

Legia grała beznadziejnie, choć słowo "grała" jest tu nadużyciem. Nie potrafiła wymienić kilku prostych podań, nawet dwóch celnych na połowie rywala. Fatalnie spisywał się Vrdoljak oraz Broź, który pojawił się na boisku w miejsce kontuzjowanego Jodłowca. Steaua grała wyśmienicie, stanowiła zespół, cieszyła się grą, a gdyby nie genialne interwencje Kuciaka mistrzowie Polski byliby pogrążeni w głębokiej rozpaczy już po pierwszej połowie gry.

W 34 minucie meczu szkolny błąd popełnił Dossa Junior, a Piovaccari strzelił pierwszą poważną bramkę w swojej karierze. W momencie, gdy "Wojskowi" wyglądali coraz lepiej stracili gola. Końcówka pierwszej części gry przyniosła frontalne ataki polskiej drużyny i taki zespół, jaki chcieliśmy oglądać od początku. Co by nie mówić, początek tego dwumeczu to był koszmar, istna katastrofa. Farsa.

I znowu po raz któryś w tym sezonie, "fachowcy" mówili jak słaba jest Legia, jak brakuje Jędrzejczyka i Ljuboji, jak brakuje dobrego trenera i odpowiedniego motywatora. Mecz trwa 90 minut i "eksperci" oglądając mecze mistrza Polski powinni o tym doskonale wiedzieć. Na drugą część gry legioniści wyszli jakby bardziej wyluzowani, a Jan Urban o wiele spokojniejszy. O co chodzi, przecież przegrywamy po beznadziejnej grze?

 Drugą połowę Legia zagrała całkowicie inaczej. Zagrała z pasją, determinacją i niezwykłą ambicją. Zagrała fantastycznie. W 54 minucie po pięknej kontrze, Kosecki wprawił w osłupienie zapełniony po brzegi stadion w Bukareszcie i precyzyjnym strzałem wyrównywał stan meczu. Przypomniała mi się bramka, obraz, który znam tylko z opowieści, z książek, z autobiografii samego autora. Wojciech Kowalczyk, młody, bezczelny, pewny siebie pogrążający słynną Sampdorię i uciszający potężny obiekt w Genui. Był to początek pięknej kariery, oby dziś podobnie było z "Kosą". Jedno jest pewne charaktery mają bardzo podobne.


Taką drużynę mistrza Polski jak wczoraj, w drugiej połowie ogląda się z wielką przyjemnością. Jakość, luz, determinacja. Mistrz Rumunii długimi fragmentami nie wiedział co się dzieje, był zagubiony. Role się odmieniły. Początek spotkania był dokładnie odwrotny. Na uwagę szczególnie zasługują bardzo żywe skrzydła, rajdy Kucharczyka i Koseckiego, Dossa "Czołg" Junior, wygrywający wszystkie powietrzne pojedynki i niesamowity Kuba Rzeżniczak. Człowiek, który jest w życiowej i reprezentacyjnej formie. Zwykły rzemieślnik powiecie? Silny, waleczny, mądrze grający odpowiem.

Legia najbardziej zaimponowała tym, że po tragicznej pierwszej połowie, w drugiej pokazała klasę, a przede wszystkim charakter. Radović zachwycał doświadczeniem i zaprezentował niedowiarkom jak grać, mając korzystny wynik. Jedyne czego obecnie brakuje mistrzowi Polski to szybkiego napastnika, takiego jak Kosecki, a przy tym lisa pola karnego.

Jedna prośba do kibiców, dziennikarzy i ekspertów. Nie spinajcie się, nie róbcie presji, nie pompijcie balona. Legia lubi takie wyjazdy, jak ze Spartakiem w Moskwie czy wczoraj do Bukaresztu. Dinamo Tbilisi też zremisowało na wyjeżdzie w pierwszym meczu z mistrzem Rumunii i odpadło... Jako wieloletni kibic warszawskiej drużyny apeluje o zachowanie spokoju. Jeśli "Wojskowi" zagrają tak jak wczoraj w drugiej połowie awansują do Ligi Mistrzów, ale jeśli Steaua zagra tak jak wczoraj w pierwszej połowie... 

Artykuł pojawił się również na portalu http://ekstraklasa.net/

8 komentarzy:

  1. oim zdaniem i tak już coś osiągnęli. Gdyby mi ktoś powiedział parę miesięcy temu, że Legia będzie miała zapewniony występ w Lidze Europy i ostatni krok, mecz do Ligi Mistrzów, to pewnie byłabym do tego dość sceptycznie nastawiona. W tej chwili uważam, ze i tak jest dobrze. Każdy kolejny mecz to większe doświadczenie i pewność siebie, szczególnie dla młodych legionistów.
    Nawet jak we wtorek coś pójdzie nie tak, to jestem zadowolona z drogi jaką przebyła Legia.
    To samo jeśli chodzi o Śląsk. Już w poprzednim dwumeczy nie byli faworytami, a jednak. W Pucharach są naprawdę niesamowici.
    Podsumowując, uważam, że tego, co te drużyny już zrobiły nie doceniają tylko ci, którzy uparcie chcą, żeby wyszło na to, że cały czas mieli rację

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie nie nakręcajta sprężynki i nie pompujta zbytnio balonika pismaki tak jakżeście już wiele razy polskim sportowcom pompowali, a potem ebnął z hukiem. Fajny blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze i prawdziwie

    OdpowiedzUsuń
  4. Dossa popełnił szkolny błąd?? No sorry...Zaryzykował wyjście na spalonego i centymetry zadecydowały...Dajcie spokój z tym krytykowaniem Portugalczyka z cypryjskim paszportem tylko dlatego że to jest modne...
    "Dlaczego zdaniem Podolińskiego Legia osiągnęła dobry wynik w Bukareszcie? - Moim zdaniem Legia zremisowała ten mecz, biegając. Biegała lepiej, szybciej i mądrzej - ocenił trener Dolcanu. I mówił: - Do tej pory nie wiedziałem, po co Legii Dossa Junior. Ale teraz już wiem. To jest piłkarz właśnie na takie spotkania. Legia potrzebowała takiego obrońcy. Widać było, że daje on drużynie spokój w powietrzu i we własnym polu karnym. Jak dla mnie - bohater meczu.

    - Plan przed tym spotkaniem był jasny - Legia ze Steauą zagra z kontrataku. Straciła bramkę, ale była przygotowana na wiele scenariuszy. Steaua nie wytrzymała tego meczu fizycznie. Myślę, że gdyby nie strzeliła gola w pierwszej połowie, to w drugiej by tego nie zrobiła - stwierdził Podoliński.
    "

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego ma Podoliński? Co mnie obchodzi jego zdanie? Bo nie rozumiem? Nie róbcie z niego jakiegoś trenerskiego cudotwórcy, bo na razie to nawet nie pracował w ekstraklasie. A co do Dossy rozegrał dobry mecz, ale przy bramce popełnił prosty błąd...

      Usuń
  5. Nie zauważyłem tu krytyki Dossy...Podoliński, a kto to jest?

    OdpowiedzUsuń
  6. A jednak bez happy endu...

    OdpowiedzUsuń
  7. Tekst był o samym meczu, więc z happy endem...

    OdpowiedzUsuń