tag:blogger.com,1999:blog-50586198257340556002024-02-21T11:34:21.629+01:00Między słupkami...Kifkahttp://www.blogger.com/profile/10243904285399799920noreply@blogger.comBlogger255125tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-39803212223327998642015-09-07T18:43:00.002+02:002015-09-08T10:14:33.952+02:00Z magią atrakcji, lecz bez sensacji<br />
<img src="http://popatrz.przegladsportowy.pl/files/2015/09/FBL-EURO-2016-GERMANY-POLAND_42-1024x757.jpg" height="473" width="640" /><br />
<br />
Ledwie kilka dni temu pisałem o naszej szansie na nowe Wembley. Jeszcze bardziej efektownej, bo niemieckiej. I o ile mecz we Frankfurcie rzeczywiście przegraliśmy, pamiętać trzeba, że przy takich zasadach kwalifikacji jak 42 lata temu - Biało-Czerwoni awansowaliby na Euro, natomiast to ekipa Nationalelf pogrążyłaby się we łzach.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Absolutnie nie przekonuje mnie teza, że w momencie powrotu do starych reguł nasi zachodni sąsiedzi byliby prawdopodobnie mocniejsi, szybsi, dokładniejsi, bardziej skoncentrowani. Prawda jest bowiem taka, że die Mannschaft zagrali najlepsze spotkanie od ponad roku, w końcu doskonale prezentując się w układzie z nowymi nazwiskami w tle. Niemcy pierwszy raz od dawna pokazali to z czego słyną - dyscyplinę, polot, technikę, skuteczność - byli w swojej absolutnie szczytowej formie. Cieszy najbardziej to, że Polacy nie tylko umieli dotrzymać im kroku, ale przede wszystkim stwarzali bardzo poważne dla przeciwnika zagrożenie. Oddając w końcowym rozrachunku chociażby podobną liczbę celnych strzałów.<br />
<br />
Tak się jednak dziwnie składa, że to my mamy najlepszego strzelca eliminacji, to my możemy się pochwalić najskuteczniejszym duetem napastników, to w końcu my mamy korzystny bilans bezpośrednich spotkań z mistrzem świata. Za to należą się wielkie brawa, dozgonny szacunek, ale hola hola gdyby nie pewne decyzje personalne, podjęte jeszcze przed meczem mogło być jeszcze lepiej. Do przodu.<br />
<br />
Otóż nie od dziś wiemy, że Nawałka dokonuje z tą kadrą istnych cudów. Jednym z nich było wyciągnięcie absolutnie beznadziejnej reprezentacji z kryzysu, fantastyczna seria kilkunastu miesięcy bez porażki w meczach eliminacyjnych, wygrane z przeciętniakami (czasem nawet wysokie jak z Gruzją) po fatalnej grze - co wcześniej się nie zdarzało, historyczne zwycięstwo z Niemcami i często zaskakujące decyzje polskiego szkoleniowca, które w większości przypadków kończyły się sukcesem. W większości, bo w piątek było zupełnie inaczej, choć znów pachniało sensacją złożoną z małych niespodzianek.<br />
<br />
Tą niespodzianką, która dla mnie nie była raczej zagadką poprawiającą humor, a mówiąc ściślej w ogóle ją nie była, okazało się wystawienie w pierwszej jedenastce Krzysztofa Mączyńskiego, który nie dość, że nie wiadomo dlaczego jest piłkarskim pupilem Nawałki to jeszcze na złość samemu sobie i dobru polskich kibiców strzelił już w tych eliminacjach jednego gola. Tego samego, który zabarwił jego mocno przeciętny występ ze Szkotami, dzięki czemu wybitni polscy statystycy - satyrycy naszego futbolu mogli pisać o byłym pomocniku Wisły jako o odkryciu pana Adama. No cóż, odkryciem to już bardziej nazwać można Olkowskiego, bo przecież nie Thiago z Kurytyby, a tak szczerze pisząc to tylko Milika. Tak, to było/jest prawdziwe objawienie. Absolutna rewelacja.<br />
<br />
Wracając jednak do tych małych zaskakujących atrakcji w składzie kadry na mecz z najmocniejszą drużyną globu mogliśmy ujrzeć także nazwisko Jodłowca - człowieka walczącego, ambitnego, wojownika, który już pierwszym meczem z Niemcami pokazał całemu światu, że takie spotkania to dla niego zbyt duże buty. I to nie tylko o jeden rozmiar, ale prawdopodobnie całe dwa. Liga Europy to dla Legionisty absolutny szczyt. Wysokie obcasy.<br />
<br />
Niekoniecznie rozumiał to natomiast selekcjoner Nawałka wystawiając obu wyżej wymienionych panów - przeciętnych piłkarzy w środku pola. Mało tego, w sercu boiska po naszej stronie był już przecież niezawodny Krychowiak, więc jeden kolega do przerywania akcji byłby tu wystarczający. Nawałka postanowił jednak inaczej, zapominając o polskiej sile - skrzydłach, a także o niemieckich problemach - bokach obrony przy nieporadności (wywołanej wysoką dyspozycją naszych bocznych pomocników) której spokojnie można było walczyć o zwycięstwo. Polski trener taką opcję jednak uniemożliwił.<br />
<br />
Czy stało się tak z powodu Kuby czy nie, już może nie roztrząsajmy, natomiast pewne jest, że usprawnienie skrzydeł mogłoby w tym spotkaniu mieć charakter decydujący i ostateczny. Zupełnie jak decyzje don Corleone. Stało się jednak inaczej i o ironio znów Nawałka prawie taką - tym razem niekorzystną decyzją- wygrał. Przecież Polacy radzili sobie w takim ustawieniu momentami bardzo dobrze, a chwilami nawet porywająco. Tylko te indywidualne pionki...<br />
<br />
Przykro niestety oglądać jak po raz kolejny Mączyński zachowuje się, jakby był na największej karuzeli świata, miał lęk wysokości, nie miał pojęcia gdzie się znajduje, kręciło mu się w głowie i tak ogólnie jakby stwierdził, że trzeba schodzić, bo jest niebezpiecznie. Ze wspomnianym Jodłowcem było podobnie z tą jednak różnicą, że były grajek Polonii czasem się rozchmurzył z frajdą walcząc o nowe, pozytywne doznania. Jednak żaden z nich nie zszedł na ziemię na czas. Kiedy już się ogarnęli, uspokoili i przestali się bać było już za późno. Kiedy śpiewali <i>"I bielieve I can fly</i>" wylatując z Niemiec, wygrana reszta była już w ciepłych krajach i opalała się w tropikach. A szkoda, bo szansa była przednia. Skończyło się na nieudanej zabawie.<br />
<br />
No więc, kto za naszych dzielnych, przytoczonych pomocników? Polanski, rzecz jasna. Oczywiście, nie od przedwczoraj jestem wielkim przeciwnikiem nadawania obywatelstwa człowiekowi, który Polakiem się nie czuje, (typu moja ulubiona wypowiedź Thomalli <i>"jeśli selekcjoner Nawałka chciałby ze mnie skorzystać, nie powiem "nie", gdyby jednak przyszło wybierać mi między Polską a Niemcami, wybrałbym tych drugich."</i>) ale w przypadku, gdy taki zawodnik jakimś cudem dla nas grać już może warto z niego skorzystać. Tym bardziej, że przerasta o dwie piłkarskie głowy i Mączyńskiego i Jodłowca - inaczej wykorzystany potencjał walki (mądre bieganie) , a i jeszcze podać konkretnie potrafi. Spiny na bok, tu jest kadra. Dobro wspólne.<br />
<br />
Alternatywą na mecz z Niemcami (poza zmianą ustawienia) był tu jednak tylko promowany piłkarzyk Linetty, znany z ogromnego talentu i nietytanicznej pracy, który na własne polecenie opuścił zgrupowanie kadry. Mówiąc jaśniej - zwolnił się z niego. Z tego też powodu od lekarza po cały sztab związany z reprezentacją wybuchło potężne, zresztą całkiem zrozumiałe zdziwienie, bo jak można coś takiego zrobić będąc kadrowiczem, który może chodzić? Niepojęte. Mentalność bliższa przedszkolakom niż ludziom walczącym o dobre imię kraju. Tym bardziej patrząc na sytuację Piszczka, grającego po raz kolejny z orzełkiem na piersi z kontuzją. Tym samym tak jak Linetty się zwolnił i został puszczony - tak dziś powinno się go (pomocnika Lecha) zwolnić na dłuższy czas z reprezentacją. Niech odpoczywa.<br />
<br />
Abstrahując już od spraw kadrowych Polacy przegrali nieskutecznością i tym, że Niemcom pozwolili na więcej niż Warszawie. Dali się im rozpędzić, pograć w dziadka, poszarżować. My - jako kadra też pudłowaliśmy w sytuacjach, które w październiku wykorzystywaliśmy, więc chcąc nie chcąc pozytywnie to się skończyć po prostu nie mogło. Zagraliśmy kolejny mecz na niezwykłym poziomie, natomiast prawdą jest, że regularne zwycięstwa Polski z Niemcami to nadal sfera marzeń.<br />
Faktem jest, że przez ostatni rok wyszliśmy z potężnego, głębokiego kilkumetrowego dołu, gramy jak równy z równym z mistrzem globu, więc wszystko po kolei. Póki co bądźmy dumni, że za kadrę nie musimy się już wstydzić.<br />
<br />
Do awansu brakuje wciąż niewiele. Możliwe, że czterech punktów (trzy mamy dopisywane automatycznie, bo Gibraltar), a prawie pewne, że sześciu. To już końcówka. Wystarczą dwa zwycięstwa. Doczekaliśmy czasów, że mecze z Gibraltarem czy Gruzją nie są ani pojedynkami o wszystko, ani meczami ostatniej szansy. Może to jeszcze niewiele, ale zawsze jakiś progres. Zacznijmy dzisiejszy mecz jak Niemcy z nami. Czas na pogrom, festiwal strzelecki, oby kolejny rekord. Ile tam swojego czasu oberwało San Marino? Dychę do zera?Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-56406367108111292862015-09-03T17:44:00.000+02:002015-09-03T21:32:08.621+02:00Odnieś Sukces=powtórz sukces <img src="http://polscyfanizirlandii.ie/wp-content/uploads/2013/10/crop_fotolia_31677762_subscription_xxl_polska-niemcy_-_plany_nowych_inwestycji_4.jpg" height="480" width="640" /><br />
<br />
3.07.1974 - Frankfurt nad Menem. Godzina 16:30, półfinał mundialu. Gospodarze - Niemcy podejmują Polaków, a kibice na całym świecie czekają na niesamowity spektakl odwiecznych rywali. Nad boiskiem ulewa, oberwanie chmury. Na "murawie" kartoflisko. Bagno. Sędzia spotkania, słysząc rozzłoszczony tłum, który dokładnie wie, że to rozpędzeni Polacy lepiej radziliby sobie w normalnych warunkach pogodowych, świetnie zdający sobie sprawę, że Szwabom wystarczy remis, by awansować do najważniejszego spotkania turnieju, decyduje się na rozpoczęcie meczu. Postanawia podjąć niezwykle kontrowersyjny werdykt (tak bardzo dziwny, że porównywany nawet z uznanym golem w finale mundialu 1966), którego nie potrafi zrozumieć żaden racjonalny fan futbolu.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
To nie był mecz piłki nożnej, a wodnej. Piłka wielokrotnie zatrzymywała się, grzęzła w błocie, robiła kaczuszki. Zawodnicy przypominali szambiarzy będących w newralgicznym momencie swojej pracy. Mimo tego, to Polacy przeważali. Ciężką mozolną, tytaniczną pracą budowali swoje akcje, które za każdym razem zatrzymywał niezawodny Sepp Maier. Biało-Czerwoni w skutek burzy nie mogli jednak w pełni wykorzystać swoich atutów - magicznego Deyny w środku pola czy niezwykłej szybkości skrzydłowych - Laty czy Gadochy. Niemcom odpowiadał za to fakt, że to nie oni musieli budować tempo spotkania - rezultatem czego były groźne kontry, z których słynęli przecież Polacy.<br />
<br />
W 53 minucie spotkania Jan Tomaszewski obronił dwuznaczny rzut karny, natomiast 23 minuty później wybitny polski bramkarz już skapitulował po strzale Gerda Muellera. Trybuny oszalały, kibice zwariowali. Szał radości. Polacy w kolejnych minutach toczyli zacięty bój, ale nie dali rady ani zremisować, ani strzelić choćby jednego gola. Cel osiągnięty, Niemcy w finale. Wygrała dyscyplina czarnego orła, choć gdyby ktoś w ogóle o jakiejś dyscyplinie myślał, ten mecz wcale by się nie rozpoczął. Co by nie mówić, oryginalna aura były taka sama dla obu drużyn, choć jak wiemy zawsze któraś z nich traci więcej. My straciliśmy realną szansę na pierwsze mistrzostwo świata w naszej historii. Szansę być może jedyną, premierową i niepowtarzalną....<br />
<br />
Minęło 41 lat (międzyczasie niejaki IRA nagrał piosenkę z idealnie pasującym do wspomnianego wydarzenia refrenem"To tylko deszcz, nie moje łzy..."), a niemiecka klątwa przełamana została raptem parę miesięcy temu. Prawdziwy rewanż za historie dziejów nadchodzi jednak dopiero teraz. Orły Górskiego miały swój Chorzów, miały i swoje Wembley. Ten Chorzów i tak zapisałby się w annałach, ale dzięki Wembley dziś otoczony jest absolutną legendą. Stworzył datę symboliczną, obchodzoną co roku, z fantastyczną przecież otoczką. Ale ile można cieszyć się dniem przedwczorajszym? Wojownicy generała Nawałki pokonali w wielkim stylu mistrzów świata. Czas pokazać, że stać nas na wygranie całej wojny, nie tylko jednej bitwy. Historia jest przecież pisana przez zwycięzców. No i uwielbia się powtarzać.<br />
<br />
Analogii do tamtego dwumeczu jest całe mnóstwo. Po pierwsze przypominam, że Biało-Czerwoni po zwycięstwie w Chorzowie z Anglią (1973) również byli skazywani na pożarcie w rewanżu na Wembley. Tak samo jak dziś w przypadku Orłów Nawałki ktoś już ich tam szanował, ale kompletnie nie brał pod uwagę powtórki z rozrywki.<br />
<br />
Jak się skończyło pamiętamy doskonale - Synowie Albionu zostali wyeliminowani, a potem Ci "biedni" Polacy wywalczyli na mundialu medal. Kibic bez wiary (nawet niepopartej argumentami, choć tu takowe są) to jedynie półkibic. Np. u nas to taki tylko(!) czerwony, smutny, frustrujący się fan. A to nie są już polskie barwy narodowe.<br />
<br />
Polacy tak jak przed 42 laty (mowa o Wembley) nic nie muszą. Zagrają na luzie, nie mają nic do stracenia. Mogą stać się przykładem sukcesu, idolami tłumów na wieki. Mogą, ale bez presji. Mają przewagę psychologiczną - pokonali najmocniejszą drużynę globu, na którą każdy potrójnie się motywuje, posiadają argumenty, by wierzyć w zwycięski dubel i to właśnie Niemcy - nie my za wszelką cenę będą chcieli udowodnić, że był to wypadek przy pracy, który nie spowodował silnego uszczerbku na zdrowiu. To póki co Polacy są bohaterami, a Niemcy tylko recydywistami. Jutro wieczorem przejdą pierwszy, poważny etap resocjalizacji.<br />
<br />
W tamtych czasach mieliśmy - podobnie jak dziś świetną, rodzinną atmosferę, wybitnego bramkarza (dziś mamy kilku), doskonale potrafiliśmy grać z kontry, rządziliśmy na skrzydłach. To wszystko połączone z heroiczną, dawidową walecznością przyniosło nam sukces w ubiegłorocznym spotkaniu z naszymi zachodnimi sąsiadami i tą drogą trzeba podążać do celu, którym powinien być medal mistrzostw Europy, a wcześniej rozbijanie każdego rywala (szczególnie psychicznie) z jakim przyjdzie nam grać. Ten zespół dojrzał, wiele się ostatnio nauczył, będzie tylko lepszy. Bez cienia wątpliwości.<br />
<br />
To co łączy obie piękne historie to również łamanie wszelkich barier, bicie rekordów, pokonywanie słabości. Zwycięstwa z samym sobą. Obrona przez atak. Zmiana myślenia w stosunku do innych reprezentacji, poprzednich tych średnio lub zupełnie nieudanych polskich drużyn narodowych. Mamy zbroję, mamy atak, szykujemy groźny napad. Bo przecież "nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił". Nie damy, by nas gnębił wróg, tak nam dopomóż Bóg!<br />
<br />
PS. A i pamiętajcie nie byłoby tych wspaniałych piłkarsko Niemców, Bundesligi, kilku wybitnych tamtejszych klubów, tej słynnej dyscypliny, perfekcji i dokładności w ich futbolowym działaniu, gdyby nie Polacy i ludzie z polskimi korzeniami. Nie wierzycie? Przeczytajcie "tor!. Przydatnej wiedzy nigdy za wiele.Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-74323732455016172182015-08-23T19:31:00.000+02:002015-08-23T22:21:36.519+02:00Kto na białym koniu nie siedział, nie siedział na dobrym<img src="http://www.poznanski.przewodnikliteracki.pl/wp-content/gallery/116ki/pegaz-na-operze-DSC_4411.jpg" height="424" width="640" /><br />
<br />
Brawo Lech, a nawet niekoniecznie Lech, a znów Maciej Skorża. Tak jak pisałem wielokrotnie, najlepszy, polski trener młodego pokolenia zawsze przygotowuje zespół na kluczowy moment. Końcówkę ligi, 4 rundę eliminacji europejskich pucharów... Były trener Amiki nawet jak odpadał z Levadią (przegrał z Legią mistrza, z którego wyciągnął poważne wnioski) to w fazie przed przedwstępnej, a nie w tej decydującej. Przytrafiła się kompromitacja, hańba, wpadka.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Przydarzyła się, jasne. Wypadek przy pracy. Waterloo. Natomiast ile było tych chwil chwały? Spartak, wygrana z Barceloną (jako jedyna drużyna w Champions League w tamtym sezonie), niesamowita postawa Legii i zwycięstwo w grupie LE 2011, świetne występy w pucharach, mistrzostwa i puchary kraju, doskonałe przygotowanie do momentów najważniejszych.<br />
<br />
Przecież czy Mariusz Rumak - pierwszy poznański nieudacznik miał jakiś niezwykle zmieniony, gorszy skład? Pewnie, że nie, natomiast notował klęskę za klęską. Nie umiał dotrzeć do zawodników, przetłumaczyć im czym są europejskie puchary. Prawdopodobnie dlatego, że sam tego nie wiedział, a aktorem był wyjątkowo cienkim.<br />
<br />
Nie posiadał doświadczenia, które dziś wychodzi u Skorży. Nie znał sposobu na przygotowanie drużyny ani mentalnie ani fizycznie. Był świeżakiem, nowicjuszem, a przy okazji ciągle jest bardzo przeciętnym trenerem, niemal bez warsztatu. Kolejorz stracił 3 lata i oby wpisał się w logikę Skorży i natychmiast wyciągał wnioski. Działał szybko i sprawnie.<br />
<br />
Oby już za parę miesięcy Lech wiedział komu powiedzieć dziękuje, a nie na przykład trzymał bezsensownie przez kolejne tygodnie piłkarzy-chwilówki (spłacanych jak kredyt we frankach), którzy dziś (przez sekundę) wyglądają przyzwoicie, bo dostali kopa od niezłego motywatora i świetnego taktyka. Kopa z podpisem "świeżość, nowość, życiowa szansa". No i pokaźna forsa.<br />
<br />
Oby zaczął mądrze decydować o kasie - tej zarobionej na poważnych transferach za nasze granice. Niezwykle ważne jest to jak wydane w procesie długofalowym zostały pieniądze ze sprzedaży Lewandowskiego, Rudnevsa czy innych. Warto też się zastanowić, gdzie dziś jest Lech finansowo i nisko ukłonić się w pas trenerowi Skorży, który bardzo możliwe, że swoją pracą właśnie ratuje klub przed materialnym upadkiem.<br />
<br />
Bo czy wyobrażacie sobie Kolejorza pędzącego na nieopierzonym Rumaku po porażkach w lidze, fatalnym początku sezonu i odpadnięciu z przytupem z Ligi Mistrzów ogrywającego z łatwością rywala w kluczowym spotkaniu dla losów klubu? Zgadza się, to pytanie z gatunku science fiction. Przecież gdybyś założył osłu siodło i tak nie przemieni się w konia. Dlatego tak ważna jest motywacja, determinacja, psychologia, od której trener Skorża okazał się wybitnym fachowcem. Prawdziwym ekspertem.<br />
<br />
Lech jedną prostą, zupełnie nieskomplikowaną, oczywistą decyzją zamienił brzydkie kaczątko w łabędzia. Kulawego Rumaka w pięknego, zdrowego pegaza. Nagle zawodnicy, którzy wyglądali jak stado mułu poruszający się w ruchu jednostajnie opóźnionym, zostali podpięci pod prąd i pokazali na co ich naprawdę stać. Ponoć w futbolu nie ma cudotwórców, ale co właśnie zrobił Skorża? Absolutne zjawisko.<br />
<br />
Oczywiście za chwilę mistrz Polski prawdopodobnie zacznie przegrywać w naszej poważnej lidze dramatyczne mecze o półtora punktu i już za moment to właśnie Skorża będzie przyjmował ciosy "za beznadziejne przygotowanie do sezonu". Znów ktoś krzyknie, że ten szkoleniowiec to tak naprawdę wszystko niszczy, nie ma jaj, nie umie tego czy tamtego i pewnie się okaże, że nie potrafi niczego. Jak to w naszym bajorku. Wygrywają (pływają) piłkarze, przegrywa (tonie) trener.<br />
<br />
Nie można zapominać o ojcach sukcesu w czasach, gdy porażka niemal zawsze jest sierotą, a w polskiej piłce ma tylko jednego 'bohatera'. Jest nim oczywiście trener, na którego zawsze spada cała lawina krytyki. Nagle winny jest wszystkiemu co złe, a gdy drużyna wygrywała (choć z jego poprzednikiem tylko się kompromitowała) chwalono piłkarzy. Zawsze pozostaje w cieniu zwycięstw, światła reflektorów widnieją niemal tylko przy kataklizmach. Ot, taka niepisana nielogiczna reguła. Zupełnie pozbawiona sensu...Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-46618237267764800212015-08-20T19:44:00.002+02:002015-08-20T20:02:33.032+02:00Lukratywny Moskal uwięziony w smoczej jamie<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<img src="http://d.webgenerator24.pl/k/r//m2/rl/sn47dw08o4cwkwgsos04goswokc/kr150310ab-004-preview.1000.jpg" height="426" width="640" /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
Zatrważająco smutna i niezrozumiała polityka Wisły Kraków. Biała Gwiazda poważnie myśli o zwolnieniu legendy klubu Kazimierza Moskala (choć kibice głośno sprzeciwiają się temu bezsensownemu pomysłowi śpiewając Moskal Kazimierz, nie rusz Kazika. bo zginiesz), choć ten w tym sezonie jeszcze nie przegrał, a gra jego drużyny wygląda coraz lepiej.</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Ciężko tu jednak mówić o grze drużyny Moskala, bo ten co prawda pracuje w klubie od paru miesięcy, ale dopiero teraz ma prawdziwą okazję, by budować swoją ekipę. Wielokrotnie miał już podrzucane kłody pod nogi, niejednokrotnie też mógł odczuć, że tak naprawdę jest tylko zastępcą. Trenerem na chwilę, który odejdzie, gdy znajdzie się poważna kasa na zatrudnienie kogoś lepszego. Gościa z nazwiskiem.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Działacze Wisły nie chcą pamiętać, że klub nie został wzmocniony, a osłabiony. Zapominają, że z zespołu odszedł chociażby Stilić - jak na polską ligę absolutny geniusz, którego zastąpić niezwykle ciężko. Biała Gwiazda ani o to (poważne transfery do klubu) specjalnie nie zabiegała, ani nie miała na to funduszy, a dziś wymaga cudów. Niemal z dnia na dzień, nie dając spokoju pracy prawdziwej ikonie klubu z Reymonta.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Człowiekowi związanemu z zespołem z Krakowa od lat, znającemu Wisłę lepiej niż własną kieszeń. Wieloletniemu ulubieńcowi trybun, niestrudzonemu walczakowi, piłkarzowi, a teraz trenerowi z miasta smoka wawelskiego. Prawdziwej legendzie.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Piszę o zatrważająco smutnej polityce klubu, ale czy w ogóle jakakolwiek istnieje? Przecież prezes Cupiał potrafił zwalniać, a po sprawach w sądzie, wszelakich wojnach na noże ponownie zatrudniać Henryka Kasperczaka, którego ponoć szczerze nienawidził. Być może dlatego ponownie go przyjął, właśnie po to, by za chwilę go zwolnić i udowodnić, że to on tu rządzi. Udokumentować swoją wyższość. No i przy okazji upokorzyć.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Bardziej ubliżające było jednak zachowanie wobec trenera Petrescu, który po latach znalazł się w wielkim piłkarskim świecie, a z Wisły wyleciał, bo kazał więcej pracować niż inni. Krakowscy lenie poszli wówczas (obstawiam, że musiał tam być Paweł Brożek) jak doskonale pamiętamy na skargę do prezesa, bo "przyjechał jakiś Rumun i zaczął się rządzić". Szkoda, że nikt nie potraktował go wówczas poważnie, bo z tych leni mogłoby dzisiaj coś być, a i Wisła wyglądałaby zupełnie inaczej.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Przez kolejne lata w Krakowie przewinęło się kilku naprawdę porządnych szkoleniowców. Mimo świetnego sezonu, mistrzostwa Polski, a potem wysokiej formy w pucharach, to Maaskant poniósł wszelką odpowiedzialność za kiepskie wyniki Wisły, podobnie jak wcześniej Skorża, który i wygrywał z Barceloną i przegrywał z Levadią. Czy ktoś wtedy pomyślał o zawodnikach, ich grze, podejściu, próżniactwie, leniuchowaniu, bumelowaniu czy tylko o tym, że trener tych grajków źle przygotował? Wina zawsze leży po środku. W tamtym okresie Biała Gwiazda, podobnie jak dziś wymagała gwałtownej przebudowy. Rewolucji kadrowej.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Brak długofalowej wizji klubu to w Wiśle problem dominujący. Jeszcze pare lat temu, gdy kasa się zgadzała, a w Krakowie grali lub wychowywali się najlepsi polscy piłkarze był może mniej widoczny, ale szkółek dla młodych też nie budowano. Brakowało zabezpieczenia juniorów, inwestycji w przyszłość, przez co dziś z najlepszego polskiego klubu XXI wieku zostały tylko wspomnienia.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Dziś nadal nie wiadomo czy Wisła ma grać młodymi czy starymi, czy ma stawiać na Polaków czy obcokrajowców, kto ma prowadzić drużynę, jakie są cele i wymagania. I na jaki okres czasu. Brakuje tu pomysłu. Wyobrażenia. Pasji budowy czegoś wielkiego. W Wiśle dziś nic nie trzyma się kupy, a na koniec - jak to w Polsce - najlepiej zwolnić trenera.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
To dokładnie tak jak wyrzucić Hamiltona z F1, bo nie wygrywał wyścigów jadąc maluchem. Moskal póki co nie przegrywa, a z tym składem i ekipą to już wiele. A przy okazji Biała Gwiazda walczy, wygląda dużo korzystniej niż ta prowadzona przez Smudę. <i>Kazik</i> z dotychczasowym dorobkiem w tym klubie zasłużył sobie na szansę z prawdziwego zdarzenia, na wprowadzenie swoich zasad i charakteru. Tak jak swojego czasu Zieliński w Legii.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-top: 6px;">
Tym bardziej, że przykład Jagi jasno pokazuje, że na swoich stawiać warto. Probierz postawił na nieopierzonych małolatów, bo miał 30 kolejek o półtora punktu i jakiś pomysł. Lepszego momentu, by postawić na człowieka swojego, kochanego przez wiślackich kibiców po prostu nie będzie. Niemal żadnego ryzyka, można tylko zyskać. I to naprawdę wiele. Nie bądźcie hipokrytami, drodzy krakowscy działacze.</div>
Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-41410781281889373222015-08-03T21:03:00.001+02:002015-09-08T01:29:16.600+02:00Biało-czerwona profanacja narodowych rozbitków<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://cache4.asset-cache.net/gc/123818987-matthias-ostrzolek-of-germany-controls-the-gettyimages.jpg?v=1&c=IWSAsset&k=2&d=CSIMBv%2faraCCLNLdbJQvXmf%2bbpYG6n29SLgMxsnMhyKvJr0RNLFuTA9S6X8Nd3GmBHWj2sVHjb1XXm8b8zbPOQ%3d%3d" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="Matthias Ostrzolek of Germany controls the ball during the 2013 UEFA European Under-21 Qualifier Group 1 match between Germany and San Marino at Energieteam Arena on August 1, 2011 in Paderborn, Germany." border="0" src="http://cache4.asset-cache.net/gc/123818987-matthias-ostrzolek-of-germany-controls-the-gettyimages.jpg?v=1&c=IWSAsset&k=2&d=CSIMBv%2faraCCLNLdbJQvXmf%2bbpYG6n29SLgMxsnMhyKvJr0RNLFuTA9S6X8Nd3GmBHWj2sVHjb1XXm8b8zbPOQ%3d%3d" height="640" width="480" /></a></div>
<br />
Chciałbym wyjaśnić, że nigdy nie czułem się Polakiem, a mój epizod z młodzieżową kadrą U-17 tego kraju był zainspirowany pochodzeniem mojej mamy. Urodziłem się i wychowałem w Niemczech, a to jest dla mnie najważniejsze - nie chcę oszukiwać sam siebie. Nawet w przypadku gdybym otrzymał konkretną propozycję i zaproszenie z Polski, to będę musiał stanowczo odmówić - mówił w czerwcu 2013 roku Ostrzolek.<br />
<a name='more'></a><br />
Ostatnimi jednak czasy Niemiec wyznał, że chce grać dla Polski. Sytuacja zmieniła się, bo Matthias nie ma szansy gry w swojej prawdziwej ojczyźnie. I pewnie to powołanie w końcu dostanie, bo u nas na lewej obronie, na której występuje nie ma komu grać. Czyli powtórka z Boenischa. Kadra jednak to nie klub - narodowości się nie kupuje, ani tym bardziej nie sprzedaje. Komuś tu jak widać brakuje tożsamości i charakteru. Patologia i paranoja. Dwa w jednym.<br />
<br />
Abstrahując już od tego czy taki Ostrzolek przydałby się polskiej kadrze czy nie, bo nie o tym mowa, profanacją narodowości jest podcieranie sobie tyłka biało-czerwonymi barwami, brak przynależności z krajem, w którym później chce się grać, tylko dlatego, że dany zawodnik nie ma opcji występów dla swojego macierzystego kraju. Tak było z Polanskim i Boenischem, którzy przez całe swoje życie tak kochali niemieckiego orła, że gdy byli już za słabi, by grać w tamtejszej reprezentacji zdecydowali się zostać "Polakami". Identyczna sytuacja miała miejsce z Obraniakiem, marzącym o wybiciu się na Euro w naszej ojczyźnie dla którego w obliczu możliwości zrobienia kariery polski orzeł nagle okazał się ważniejszy niż jego rodzimy trójkolorowy kogut.<br />
<br />
Niewątpliwie fantastyczną sprawą jest pamiętanie o zawodnikach z polskimi korzeniami. Prawdą jest jednak to, że takiego Ebiego Smolarka nikt do zmiany barw narodowych nigdy nie przekonał, choć chętni byli. Były zawodnik Bundesligi i Eredivisie nigdy jednak nie ukrywał, że kocha Polskę, jest patriotą i nie wyobraża sobie gry dla innego kraju, bo przecież ten, z którego się pochodzi jest tylko jeden. Tym samym niezrozumiały zupełnie jest trwający do dnia dzisiejszego polski bunt przeciwko Klose i Trochowskiemu czyli zawodnikom manifestującym miłość do niemieckich barw. Powiedzieli wprost. Sami wybrali. Mieli przynajmniej jaja, by to zrobić.<br />
<br />
Oczywiście świat się zmienia. Dziś europejskimi krajami zaczynają rządzić uchodźcy, reprezentacja Kataru w ręcznej potrafi kupić kilku zawodników różnych narodowości, a i w Polsce już prawie 15 lat temu w kadrze debiutował czarnoskóry Olisadebe, który tak jak wspomniani przed chwilą zawodnicy też grał u nas tylko dlatego, że na Nigerię był za cienki. I trzeba to głośno powiedzieć. Wybił się, po czym na kadrę zwyczajnie się wypiął. Miał ją gdzieś, jej zgrupowania i zawodników.<br />
<br />
Pamiętać jednak trzeba, że kadra to nie klub, gdzie można sobie kogoś kupić, sprzedać, wypożyczyć. To nie miejsce na naukę hymnu, historii kraju, polskich słów. Nie zabawa, którą się przerywa, gdy ktoś Ci daje większe pieniądze czy lepszą możliwość rozwoju. Kadra to coś wyjątkowego, duma, przywilej, reprezentowanie barw, które się kocha i to przez ludzi, którzy z danej ojczyzny pochodzą i której się po prostu nie wstydzą. Zmiany to rzecz jasna sprawa absolutnie naturalna, co wcale nie oznacza, że nagłe dawanie obywatelstwa komu popadnie jest w porządku. Innowacje, przekształcenia i metamorfozy nie zawsze prowadzą bowiem do wesołych skutków, tym bardziej jeśli pozbawione są prostych reguł czy zasad. Gdy panuje całkowite bezhołowie.<br />
<br />
Dziś zamiast się podniecać kolejnymi zawodnikami, których można "zrobić Polakami" powinniśmy się skupić na naszych (!) młodych talentach, jasno mówiących o przynależności do biało-czerwonych barw. I znów można tu przytoczyć przykład Smolarka, który i tak koniec końców grał dla Polski czy Kacpra Przybyłko i paru innych, natomiast zdarzają się i takie historie jak ta Lukasa Podolskiego, człowieka, który był u nas całkowicie niechciany. Dziś wielkiego piłkarza, przy którym PZPN postawił krzyżyk, choć jak wiemy Poldi chciał grać dla naszej reprezentacji (też tylko do czasu, gdy zgłosiły się Niemcy), co wielokrotnie dobitnie podkreślał. Skończyło się jednak inaczej.<br />
<br />
Bierze się to z tego, że Polski Związek Piłki Nożnej od dłuższego czasu strzela do Polaków, a zaprasza do kadry obcych. Ileż już było przypadków pokroju Podolskiego, przez ostatnie lata mieliśmy przecież formułowane całe składy świetnych zawodników, którzy chcieli grać dla naszego kraju, bo po prostu byli z nim silnie związani. Nie zmieniali zdania co 5 minut jak na przykład Ostrzolek, ale wiedzieli, skąd są. Gdzie jest ich ojczyzna.<br />
<br />
Niedawno głośno mówiło się, poza naturalizacją nowych grajków o grze w naszej reprezentacji młodych, zdolnych, wilków mających polskie korzenie. Gdy jednak przyszło co do czego nie potrafili powiedzieć czy wybiorą Szwecję (Pękalski) czy Portugalię (Podstawski - mówił, że kocha biało-czerwone barwy, ale gra gdzie indziej) czy Polskę, nie wiedzieli kto ich powoła (więc z jakiego kraju są), a nagonka zrobiła się tak ogromna, że do sprawy wkroczyli najlepsi piłkarze z tamtych krajów. I tak Pękalski po rozmowie z Ibrahimoviciem wybrał drużynę Blågult, a Podstawski ojczyznę Ronaldo, z którym nawet ponoć na ten temat konwersował. Tożsamość narodowa nie miała tu żadnego znaczenia. Najmniejszego.<br />
<br />
Głupotą jest również przepis mówiący, że zawodnik mający dwa paszporty, który grał w młodzieżowych reprezentacjach dajmy na to Niemiec, może grać dla Polski. Sensu nie ma w tym choćby znikomego, bo jak ktoś, kto nie zna nawet krajowego hymnu może grać w reprezentacji tego kraju, mimo, że na przykład rok wcześniej reprezentował inny naród? Istne wariactwo.<br />
<br />
Mój sprzeciw wobec takich sytuacji jest tak zdecydowany z jeszcze jednego prostego powodu. Wynika to z tego, że w większości przypadków farbowane lisy albo nie dają z siebie wszystkiego, albo dają tylko przez chwilę, bo im się nie opłaca, nie chce, klub ważniejszy, przecież lepiej płaci. Przez to psuje się atmosfera w reprezentacji, która dziś w końcu zbudowana na SAMYCH POLAKACH (pamiętać trzeba, że Thiago Cionek na szczęście nikim niezbędnym tu nie jest) jest znakomita. I nic dziwnego, że trener Nawałka osiąga z tą grupą świetne wyniki. Najlepsze od lat. Przecież to logiczne. Zawodnicy się znają, są w podobnym wieku, walczą na śmierć i życie, są zmotywowani, gotowi do walki. Za swój kraj, a nie jakiś podrabiany, są gotowi skoczyć w ogień. I to się chwali.<br />
<br />
Właśnie dlatego czas najwyższy powiedzieć "STOP!". Przestać się interesować narodowymi rozbitkami, którzy po zniszczeniu swojej tratwy szukają schronienia w tej obok. W takiej, w której nie chcieli dotychczas płynąć, bo im się po prostu nie podobała. Mówiąc konkretnie i w końcu bez przenośni Ostrzolek za takie słowa powinien stracić polskie obywatelstwo. Osoba, która z tego kraju się śmieje, a to wynika z jego groteskowych słów, nie powinna posiadać biało-czerwonego paszportu.<br />
<br />
A kto na lewą obronę w takim razie, zapytacie? Oczywiście Wawrzyniak! Sto razy lepszy od Ostrzołka, bo polski. Jaki jest każdy wie, zdarzają mu się wpadki, ale korzystniejszego rozwiązania nie ma. Przede wszystkim Kuba to walczak, profesjonalista, pracuś, patriota. A to choć dla wielu kosmopolitów wcale nie jest, powinno być najważniejsze przy wyborze zawodników do gry w reprezentacji. Powinno być absolutnie kluczowe..Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-47248386499616158592015-08-01T13:38:00.000+02:002015-08-23T22:54:41.446+02:00Szach mat albański gang<img src="http://www.thenews.pl/8b258d21-1656-42d6-bf31-6cf093dad004.file" /><br />
<br />
<span style="color: #222222;"><span style="font-family: inherit;">Stado dzikich zwierząt z Albanii rzuciło Dudę kamieniem w głowę, a reszta na mieście urządziła starcia z kibicami stołecznego, polskiego zespołu. Walkower dla Legii. Mam nadzieję, że albański gang zostanie wyrzucony z rozgrywek na dłuższy czas. Hołotę na trybunach trzeba likwidować. W sposób surowy, radykalny i logiczny. Inaczej być po prostu nie może.</span></span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-family: inherit;">
<span style="color: #222222;">Karma wraca - rok temu przecież Legia na tym samym etapie, tyle że Ligi Mistrzów została - co doskonale pamiętamy - ukarana walkowerem za Celtic, a dokładniej za niezgłoszenie Bereszyńskiego. Za swój nieprofesjonalizm i pierdołę, ale zapisaną w przepisach. Mimo dwóch zwycięstw odniesionych w pięknym stylu, nad którymi głęboko pochylała się Europa gratulując fantastycznej formy, ważniejszy okazał się idiotyczny zapis w konstytucji skorumpowanego związku promującego na każdym kroku walkę z poglądami wolnościowymi. Choć z tymi komunistycznymi już nie. </span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;">Trzeba też wierzyć, że rewanż w Warszawie się nie odbędzie - choć istnieje spore prawdopodobieństwo, że będzie jednak inaczej - bo tam też można liczyć na walkower tylko w drugą stronę. Kibice Legii na pewno nie pozostaną dłużni Albańczykom. A wtedy co? Dodatkowy mecz na neutralnym boisku np. w Doniecku, Stambule, Belgradzie czy Kosowie?</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;">Pamiętamy Wilno, przeróżne wybryki kibiców, ale i dziwne decyzje UEFA. W karach jesteśmy przecież specjalistami. Wiemy, co za takie głupoty grozi. Czekamy więc na werdykt sprzedajnego, nieuczciwego, europejskiego związku. Czy choć raz wykaże niezawisłość, chociażby pod publiczkę? Obecnie myśli, zastanawia się, prowadzi śledztwo, zbiera dowody, ale jakie i po co do jasnej cholery? </span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;">Podobna sytuacja miała przecież miejsce przed ponad trzydziestu laty, gdy Polska, z którą w tamtych czasach nikt nie chciał grać z powodów zarówno sportowych jak i politycznych mierzyła się w eliminacjach mundialu 1982 z Maltą. Było to spotkanie pamiętne z wielu powodów. Przed odlotem doszło do legendarnej afery na Okęciu, skutkiem czego z reprezentacji wyrzucono Młynarczyka, Terleckiego, Bońka i Żmudę, a niedługo później z kadry odszedł też trener Ryszard Kulesza.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;">W tamtym pamiętnym spotkaniu, gdzie na 'murawie' brakowało choćby źdźbła trawy doszło do dziwnego zdarzenia. Otóż przy drugim golu dla Polski sędzia liniowy podniósł chorągiewkę, sygnalizując spalonego Marka Dziuby, który jednak w akcji nie brał udziału. Arbiter główny puścił akcję, Polska zdobyła gola, a nie do końca rozumiejąca całą sytuację publiczność zwariowała. Na trybunach zawrzało. Maltańscy kibice rzucali w Polaków butelkami, kamieniami i dosłownie czym popadło. Powstała jatka.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;"> Piłkarze zebrali się razem w środku boiska, gdzie wszystkie możliwe przedmioty lecące w ich stronę nie dolatywały, a sędziemu głównemu dopiero po godzinie udało się uciec do szatni. FIFA przyznała walkower Polsce. Wynik meczu brzmiał 2-0 czyli był dokładnie taki, jak w momencie przerwania spotkania.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;">Pamiętajmy też jak została ukarana krakowska Wisła, zresztą całkiem słusznie,gdy jeden z jej kibiców rzucił nożem w Dino Baggio. Mecz wówczas dokończono, natomiast polska drużyna została wykluczona z rozgrywek na jeden rok w przeciągu pięciu następnych sezonów. Oznaczało to tyle, że po zdobyciu kolejnego tytułu mistrza Polski "Biała Gwiazda" nie mogła wystąpić w europejskich pucharach.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;">Natomiast w 2005 roku racą w głowę trafiony został brazylijski bramkarz AC Milan Dida, który upadł na murawę i musiał zostać opatrzony. Stawką derbowego spotkania z Interem był awans do najlepszej czwórki Champions League, a UEFA postanowiła przyznać Milanowi walkower 3:0. Oprócz tego zespół Nerrazuri musiał rozegrać sześć meczów w europejskich pucharach bez udziału publiczności (dwa w zawieszeniu na trzy lata) i zapłacić prawie 250 tys. dolarów grzywny. Wymowne.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;">Nie tak dawno kary za burdy zastosowano również po spotkaniu w gorącej Podgoricy, gdzie tamtejsza reprezentacja Czarnogóry mierzyła się z Rosją. Podobnie jak w przypadku Didy znów poszkodowanym okazał się bramkarz i znów otrzymał "cios" racą. Golkiper Sbornej natychmiast upadł na murawę, stracił przytomność, po czym został odwieziony do szpitala. Arbiter najpierw przerwał spotkanie na pół godziny, w obliczu kolejnych niebezpieczeństw piłkarze demonstracyjnie udali się do szatni, a spotkanie przerwano. Komisja dyscyplinarna ukarała Czarnogórców walkowerem i dwoma spotkaniami eliminacyjnymi przy pustych trybunach.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span></span>
<span style="color: #222222;"><span style="font-family: inherit;">Nie zapominajmy również o tych tematach, które podejmowałem przed paroma tygodniami. UEFA to przecież komunistyczny, propagandowy wytwór związkowy. Kary za oprawy patriotyczne przewyższają te za ideologie lewicowe, które piętnowane są bardzo rzadko. </span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
<span style="color: #222222;">Przecież nawet ostatnio Jaga miała zostać ukarana dużo poważniej za walkę z zakłamywaniem historii niż Omonia, szczycąca się oszustwem dziejowym, propagująca komunizm z sierpem i młotem na czele. Zespołem kibiców, którzy w postaci kretyńskich opraw w bezczelny sposób próbują zmieniać bieg wydarzeń</span></span><span style="color: #222222; font-family: inherit;">, które już nastąpiły, wielokrotnie przy tym prowokując bójki i starcia z fanami drużyny przeciwnej... Nie zapominajmy też o Sarajewie, o którym w Polsce mówiło się jako o pokrzywdzonej przez Lechitów grupie fanów. Czy za to nie wylatuje się z pucharów?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span></span>
<span style="color: #222222;"><span style="font-family: inherit;">My jako specjaliści w tej dziedzinie wyjątkowo powinniśmy patrzeć UEFA na ręce. Pilnować i obserwować. Tym bardziej, że w jej przepisach czytamy: "Jeżeli klub odmówi gry lub jest odpowiedzialny za to, że mecz nie odbył się lub nie został dokończony Komisja Dyscyplinarna UEFA zarządza walkower i dyskwalifikuje klub, który zawinił". Jakie piękne, gdyby jeszcze zawsze było prawdziwe.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #222222;"><br /></span>
</span><span style="color: #222222;"><span style="font-family: inherit;">Sytuacja jest dziecinnie prosta. Wręcz oczywista. Gang albański w postaci niewyżytych zwierząt właśnie wypuszczonych z klatki zaatakował kibiców i piłkarzy drużyny przeciwnej propagując co oczywiste nienawiść, złość oraz niesportowe zachowanie. Całkowicie niedopuszczalne. Haniebne. Jednak dyrektywa europejskiego związku myśli, kombinuje, bo być może nie wypada pójść tym szlakiem. Prawdopodobnie jej się to nie opłaca. Burdel albański zrobił się jednak tak śmierdzący, że aż zagrażający życiu. I o ironio wygląda nawet na to, że UEFA <span style="font-family: inherit;">będzie musiała co</span></span><span style="font-family: inherit;">ś z tym zrobić. I to niestety dla niej ostro, radykalnie i co najgorsze z korzyścią dla Legii. Na złość sobie, na złość swojej anarchii...</span></span>Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-42699029847891417822015-07-26T16:54:00.000+02:002015-08-03T21:24:03.632+02:00Maszeruj albo giń czyli polska winda do piłkarskiego nieba<img src="http://e0.365dm.com/15/07/768x576/world-cup-groups_3329456.jpg?20150725182028" height="480" width="640" /><br />
<br />
Grupa niemal marzeń. By te spełnić w drodze na mundial 2018 trzeba wyeliminować Rumunię, Danię, Czarnogórę, Armenię i Kazachstan, a przynajmniej czwórkę z nich. Na pewno gorące kibicowsko tereny, natomiast pod względem piłkarskim nie mamy się czego bać. Mamy silny skład, fantastyczną atmosferę. Prawdopodobnie najlepszą polską drużynę XXI wieku.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Patrząc jednak typowo statystycznie, dodatni bilans zwycięstw mamy tylko w spotkaniach z Armenią i Kazachstanem, co świadczy o tym, że w przeciągu kilkudziesięciu lat nie potrafiliśmy wygrywać ani z Rumunią ani z Danią, czasem mając jeszcze silniejsze potencjalnie kadry, a kilka spotkań z wyżej wymienionymi rywalami kończyło się nawet klęskami. Natomiast z Czarnogórą<br />
zremisowaliśmy oba dotychczasowe spotkania (i to za kadencji Fornalika, więc napawa to optymizmem) co miało nawet wymiar naukowy dla wielu tzw. dziennikarzy, bo dowiedzieli się na czym tak naprawdę polega spalony. Swojego czasu mierzyliśmy się też z Serbią i Czarnogórą, dwukrotnie wygrywając. Nie zapominajmy też, że polscy piłkarze już w tych eliminacjach pokazali zwyciężając z mistrzami świata Niemcami, że statystyki i bilanse można włożyć między bajki. Bo przecież każda zła passa musi mieć swoje Waterloo.<br />
<br />
Właśnie dlatego warto skupić się na budowaniu własnej potęgi, silnej przede wszystkim mentalnie drużyny, która nie będzie bała się nikogo. Póki co wszystko idzie w kierunku pozytywnych zmian, natomiast tą prawdziwą będzie dopiero wywołany przez Polskę strach. Przyznać trzeba, że od momentu braku bojaźni wobec przeciwnika, do jego strachu jeszcze daleka droga. Chodzi tu generalnie o to, żeby nasza reprezentacja nie tylko umiała motywować się na Niemców czy Anglików, ale również na Armenię i Kazachstan, by w końcu z Rumunią (tak zespołem z pierwszego koszyka) umiała zagrać w roli faworyta. I takie mecze wygrywała.<br />
<br />
Chodzi o to, by motywowano się na Polskę jak na wielkiego rywala. Nie na Lewandowskiego, Krychowiaka, Milika czy Glika tylko na reprezentację. By traktowano nas śmiertelnie poważnie. A do tego wcale nie jest potrzebna analiza wszystkich możliwych przeciwników, bo jak pewnie niedługo usłyszymy losowanie nie jest korzystne, bo przecież dalekie wyjazdy (mimo,że genialny terminarz), Kazachstan to przecież już nie piłkarskie ogórki tylko zespół, który trzeba szanować, a żądza zwycięstw. Poczucie własnej wartości. Siły. Wiary w historyczne osiągnięcia w przyszłości legendarnej kadry, o której będzie opowiadać się wnukom.<br />
<br />
Jeśli idzie o same koszyki nie mają one oczywiście żadnego znaczenia. Nie są też żadnym wyznacznikiem, zresztą tak jak ranking FIFA czy UEFA. W tym przypadku jednak całkiem nieźle ułożyło albo podłożyło się (kulisów nie znamy) dla Polski i trafiliśmy np. na Rumunię, a nie na silniejsze ekipy. Jednak to nie kraj ze stolicą w Bukareszcie będzie potencjalnym faworytem grupy, a Dania.<br />
<br />
Skandynawowie mają bowiem w swoich szeregach wielu bardzo doświadczonych zawodników, kilku świetnych grajków w sile wieku, a do bram kadry puka też bardzo utalentowana młodzież - szczególnie ta ofensywna, która za lat kilka będzie decydować o sile reprezentacji. Przecież podporą kadry są tutaj tak wybitni obrońcy jak Daniel Agger czy Simon Kjær, a kluczowym pomocnikiem piłkarz Tottenhamu - Christian Eriksen. Zdecydowana większość ich kolegów występuje w najsilniejszych europejskich ligach, co nie dziwi patrząc na Danię jako kraj urodzenia Petera Schmeichela czy braci Laudrup. Tradycja podtrzymana, nazwiska jednak nie grają, a zespół. Taki jak Duńczycy zbudowali przed dwudziestu trzy laty.<br />
<br />
Co do samego losowania ciężko oprzeć się wrażeniu, że terminarz naszej grupy był tworzony pod Polskę. Nie dość, że zaczynamy z Kazachstanem, to już nie gramy kilka dni później, ale przygotowujemy się na jeden mecz. Potem co prawda czekają nas dwa spotkania, ale u siebie, więc również wyjątkowo korzystnie. Następnie znów wyjazd i znów mobilizacja na jeden mecz w miesiącu, a nie na dwa w ciągu kilku dni. Najciekawsze jest to, że dziwnym trafem ani razu nie zagramy w 3 dni dwóch wyjazdowych spotkań, a na własnym stadionie już tak. Przecież przykładowo po drugim meczu z Danią powinniśmy mieć wyjazd do Armenii. A co mamy? U siebie Kazachstan.<br />
<br />
<br />
Terminarz 2016:<br />
<br />
4 września Kazachstan-Polska 18.00<br />
8 października Polska-Dania 20.45<br />
11 października Polska-Armenia 20.45<br />
11 listopada Rumunia-Polska 20.45<br />
<br />
Terminarz 2017:<br />
<br />
26 marca Czarnogóra-Polska 20.45<br />
10 czerwca Polska-Rumunia 20.45<br />
1 września Dania-Polska<br />
4 września Polska-Kazachstan<br />
5 października Armenia-Polska<br />
8 października Polska-Czarnogóra<br />
<br />
Ktoś ładnie nam wylosował (może właśnie tak miał zrobić) przeciwników eliminacyjnych i ustalił piękny terminarz. Cieszmy się i miejmy nadzieję (która umiera ostatnia, no i jest matką głupich), że wszystko przebiegło zgodnie z prawem, a nie przy 'zielonym'stoliku...<br />
<br />
<br />Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-20217438196760041612015-07-17T16:34:00.000+02:002015-08-20T20:44:26.765+02:00Chwytaj dzień bez eurowpierdolu<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<img src="https://pbs.twimg.com/media/CKHela1WgAAbQoP.jpg:large" /></div>
<br />
<br />
Zapytajcie dowolnego kibica w Polsce: Co u niego? W normie, żadnych zysków ani strat - usłyszycie odpowiedź. Ale czy do niedawna wyśmiewany Lech może się dziś śmiać z reszty polskich klubów? Otóż nie, a na pewno nie ze wszystkich. Przede wszystkim Jaga zagrała super spotkanie z fantastycznym dopingiem,a i Legia i Śląsk grają na swoim poziomie. Obecny mistrz Polski na tym swoim poziomie rok czy dwa lata temu w pucharach nie grał. A może jednak?<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
W szczególności polscy fani, którzy tak uwielbiają toczyć klubowe wojenki powinni w końcu zrozumieć, że wyśmiewanie odwiecznego rywala w europejskich pucharach jest całkowicie pozbawione sensu. Pamiętamy doskonale jak kibole Lecha głośno dawali upust swoim emocjom po spotkaniu Legii z Celtikiem, gdzie ówczesny mistrz kraju zapomniał zgłosić Bereszyńskiego, ale była to raczej forma wyładowania po kolejnej kompromitacji, tym razem z islandzkim Stajrnan. Kilka tygodni później już cała Polska kibicowała Legii, bo przecież ta była jedynym polskim zespołem w Europie, podobnie jak niedługo zapewne będzie z Kolejorzem. Szanujmy się, mamy przecież wspólny cel - koniec kompromitacji na arenie międzynarodowej.<br />
<br />
Być może, właśnie jesteśmy świadkami nowego rozdania. Okazuje się bowiem, że polskie kluby potrafią unikać klęsk z zespołami zdecydowanie niżej notowanymi. I tak po dotychczasowych 8 spotkaniach w tym sezonie w pucharach nasze drużyny mają na koncie 6 zwycięstw, dwa remisy i o ironio zero porażek. Sytuacja na tyle dziwna, że w poprzednich sezonach niemożliwa. Oczywiście zaraz karta może się odwrócić i zapewne tak będzie, ale już dziś możemy powiedzieć, że nadszedł moment, w którym Jagiellonia - jeszcze rok temu drużyna totalnie nieznanych piłkarzy potrafi wygrywać - z kim, by nie było - 8-0 w rozgrywkach europejskich, Lech po słabej grze na wyjeździe 2-0 z Sarajewo, a Legia po beznadziejnej z rumuńskimi, wcale nie ogórkami z Botosani. Widać postępy, widać krok ku normalności, do której wciąż daleka droga.<br />
<br />
Wiecie doskonale, że jako jeden z pierwszych krytyków polskiej piłki nie znoszę podniecania się z byle powodu, ale polska piłka nauczyła mnie radości z małych rzeczy. Warto w dniu dzisiejszym docenić, że stołeczny klub ma piłkarza, który sam potrafi wygrać mecz w momencie, gdy drużyna jest pozbawiona jakichkolwiek atutów i ogólnie pogrążona jest w głębokim kryzysie. Warto docenić jak doskonale sprawdził się dłuższy plan marketingowy, a także ten sportowy Jagi, na którą przychodzi cały nowy stadion, drużyny, którą aż chce się oglądać. Charakternej, walecznej, z jajami. Wszystko to oczywiście zdecydowanie bardziej imponuje w naszym szarym piłkarskim zgiełku niż w Europie, ale wszystko w swoim czasie. Coś się zmienia. Coś ruszyło. Jak mawiał Leo Beenhakker "steb by step", by osiągnąć "international level".<br />
<br />
I to właśnie patrząc na ostatnie lata należy pochwalić Lecha nie za postawę w spotkaniu eliminacyjnym Champions League, ale za skuteczność. Przecież Kolejorz przez większość spotkania miał ogromne problemy z wyprowadzeniem piłki, wymianą kilku prostych podań, panikował, grał chaotycznie na trudnym terenie, a mimo to potrafił ukłuć. I to dwukrotnie. Tak mocno, że wydaje się, że rana jest na tyle poważna, że bośniackie Sarajewo pożegna się z europejskimi rozgrywkami. Mecz na wyjeździe wygrany, losy dwumeczu niemal rozstrzygnięte, cel osiągnięty. Cytując klasyka "momenty były...".<br />
<br />
Jednak te momenty na silniejszego rywala na pewno nie wystarczą. Już wiemy, że w przypadku bardzo możliwego awansu do kolejnej rundy Lech spotka się w FC Basel czyli uznaną marką w Europie. Drużyną, która w ostatnich latach toczyła wyrównane pojedynki z najlepszymi zespołami na starym kontynencie, a bywały i takie spotkania, gdy wychodziła z nich zwycięsko. Kibice Lecha porównują szwajcarskiego potentata do Celtiku, z którym mierzyła się Legia, ale to chyba w ramach pocieszenia samych siebie. To zupełnie inna klasa. Zupełnie inny poziom, choć na pewno do przejścia. Wystarczy przypomnieć zwycięskie pojedynki Wisły z Parmą, Schalke, wyrównane Białej Gwiazdy z Barceloną, Realem czy Lecha - nie tak odległe z City czy Juve. Naprawdę można.<br />
<br />
Osobiście widzę w takim losowaniu dużo więcej korzyści niż szkody. Przede wszystkim Lech spotka się z zespołem bardzo mocnym, uznanym w Europie, groźnym w każdym aspekcie gry i każdej formacji co oznacza tyle, że będzie mógł się wykazać, pokazać na co go stać, ile jest wart. Zaprezentować pełnię swoich umiejętności. Motywacja w takich spotkaniach jest również zupełnie inna, bo zdecydowanie łatwiej psychicznie podejść do spotkania z FC Basel niż z Azerami czy Kazachami. Pokazuje to choćby spotkanie z Sarajewo, najtrudniejszym przeciwnikiem jakiego mógł wylosować mistrz Polski na tym etapie rozgrywek.<br />
<br />
Poza tym potencjalny awans z takim zespołem pozwoli nabrać pewności siebie. Jeszcze bardziej uwierzyć w swoje umiejętności. Pobudzić zmysły. Poprawić atmosferę w zespole i wokół klubu. To bardzo ważne aspekty psychiczne, które mają ogromny wpływ na losy drużyn w pucharach, szczególnie polskich. Jedno zwycięstwo może zrodzić poważne sukcesy, jedna porażka zachwiać zespołem i wprowadzić całą lawinę klęsk. Niestety, takie mamy realia. Brak tu zdecydowanie poczucia własnej wartości, wiary w siebie i swoje zdolności. Na szczęście Kolejorz ma na ławce trenerskiej Macieja Skorżę, który już niejednokrotnie pokazywał, że jeśli jego zespół nie skompromituje się i zacznie dobrze sezon w europejskich pucharach to potem potrafi działać cuda. Wisła potrafiła ograć Barcelonę, Legia Spartak w Moskwie, a potem wygrać grupę Ligi Europy. To trener, który wie co robi. Zdecydowanie najlepszy polski szkoleniowiec pod względem taktycznym, ale jak wiemy podstawą jest właściwe wejście do głów piłkarzy i zmiana ich mentalności. I to nie na wygrywanie w beznadziejnej lidze zwanej ekstraklasą, a z silnymi markami europejskimi.<br />
<br />
Mentalność swoim piłkarzom póki co postanowili zmienić kibice Legii, którzy we wczorajszym spotkaniu wywiesili wymowne transparenty. Jeden z nich brzmiał: "Od pół roku nie zasługujecie na nasz doping", drugi natomiast "Macie wygrywać, walczyć, zapierdalać, kto tego nie pojmie, niech stąd spierdala". I jak ogromny problem z mentalnością w Legii występuje można było dostrzec w pomeczowych wypowiedziach piłkarzy i trenera CWKS. Otóż Norweg Berg poza tym, że stwierdził, że stołeczny klub zagrał genialnie, powinien wygrać 5-0, ocenił zachowanie fanów jako bardzo złe i nieprzychylne. To przeszkadza, a nie pomaga - mówił. W tym samym tonie wypowiadali się również Łukasz Broź czy Dusan Kuciak, którzy nawet stwierdzili, że nie za bardzo wiedzą o co chodzi, bo chcą wygrywać, a po meczu nie podeszli do fanów, którzy są z nimi na dobre i złe. Bo przyszli, bo dopingowali i mają prawo krytykować tragiczną grę swojego zespołu, płacąc za bilet. Panowie z Legii, nie idźcie tą drogą, bo to trasa do zatracenia. Nie walczcie z wymagającymi kibicami, dlatego że gracie piach. Bo wstyd.<br />
<br />
Wstydu jak już na początku podkreślałem nie ma przynajmniej w tym sezonie w europejskich pucharach i oby tak już zostało. Jesteśmy już na tym etapie, że ciężko polskim klubom będzie się po prostu skompromitować. Poziom rywali podobny, nasi walczą, wyglądają nieźle. Potencjalni rywale w Lidze Europy w kolejnej rundzie to też nie jacyś piłkarscy wirtuozi, więc naprawdę jest o co grać. Powalczyć o kolejne punkty do rankingu klubowego, europejskiego. Chociażby, bo cudów nie ma co wymagać. To tylko Polska. Piłkarski przeciętniak...Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-25655599069833305792015-07-11T14:00:00.001+02:002015-09-28T20:02:13.033+02:00Objął Legię murowaną, dziś prowadzi już łysawą<img height="426" src="https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/t31.0-8/11722085_1115518485142107_3247324878518130317_o.jpg" width="640" /><br />
<br />
Wstyd, hańba, kompromitacja. To jest Legia czy podstawione pionki działające na szkodę klubu? Za taki "prezent", a raczej jajko niespodziankę (na urodziny prezesa Leśnodorskiego )powinny być zwolnienia. Przede wszystkim tego łysego pana, którym tym "wojskiem" "dowodzi". Dno...<br />
<a name='more'></a><br />
Wojskiem, które do bólu przypomina polską armię, składającą się co prawda z kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy w większości do prawdziwej wojny nieprzygotowanych, z bólem karku, łydki, brzucha i innymi poważnymi dolegliwościami. Ludźmi niezdolnymi do realnej walki widniejącymi jako zbawcy narodu, a w Legii klubu. Z trudnościami fizycznymi, kondycyjnymi, czasem poważnymi zaburzeniami widniejący jednak jako zdolni do służby wojskowej nieprzeciętni patrioci. Patrząc na zespół ze stolicy wydaje się, że takowe zaburzenia występują u zdecydowanej większości grajków, co tylko dowodzi o słabości tychże grajków, całego sztabu szkoleniowego, działaczy, no i oczywiście trenera.<br />
<br />
Nie ma sensu po raz kolejny rozwodzić się nad przedszkolnymi błędami najlepszych legijnych zawodników, gdyż w tym czasie lepiej zastanowić się jakim cudem w tak zasłużonym klubie się znajdują. Przede wszystkim dziwi niczym niepoparta bezgraniczna miłość do norweskiego trenera znikąd, który tak jak Maciej Skorża 4 lata wcześniej wygrał Puchar Polski, awansował do 1/16 Ligi Europy i w absolutnie hańbiącym stylu przegrał wygraną ligę. Sęk w tym, że obecny szkoleniowiec Lecha Poznań, który o ironio uczy się na błędach i potrafił swoje błędy z przeszłości wykorzystać, by zdobyć tytuł - w tamtym czasie z Legii został zwolniony, a Norweg nie. Budujemy zespół na lata - mówili działacze warszawskiego klubu.<br />
<br />
By jednak to robić trzeba mieć jakieś podwaliny. Takimi byli bez wątpienia kluczowi piłkarze tamtego sezonu czyli choćby Dossa Junior czy Orlando Sa, jak się później okazało całkowicie niechciani przez trenera Berga. Nasuwa się więc tutaj proste i logiczne pytanie, dlaczego obaj panowie w ogóle trafili do Legii, skoro od początku trener był przeciwny takim ruchom? To ewidentnie pokazuje, że w drużynie wicemistrza Polski relacje na linii trener - zarząd są beznadziejne, a mimo to ten sam zarząd ufa zagranicznemu trenerowi bezgranicznie. Groteska.<br />
<br />
Legia jest dziś uzależniona od trenera, który sikiem parabolicznym olewa wszystko co polskie, ligę, rodzime puchary, chce się tylko wybić i lecieć, gdzie indziej, ma gdzieś Legię i jej kibiców. Zależy mu tylko na tym, by efekty jego pracy w Europie dostrzegł jakiś bogaty pan - najlepiej szejk - z potężnego klubu i ściągnął go do siebie. W tzw. ekstraklasie przez większość sezonu grają zmiennicy, Norweg rotuje składem, w superpucharach stawia na juniorów, chociaż przez cały sezon nawet nie popatrzy w ich stronę. A przy okazji kiedy raz naprawdę coś wygrał, a raczej dokończył dzieła Jana Urbana absolutnie nie zgodził się, by ten świętował tytuł razem ze swoim zespołem, pojawił się na fecie jak Pan Bóg przykazał. O jego pomeczowych tłumaczeniach porażek nie wspominając.<br />
<br />
Po odejściu Jana Urbana, który trzeba to powiedzieć po raz kolejny - pewnego poziomu nie przeskoczy, Legii wystarczyło dodać iskierki, by ta stała się klubem topowym i zaczęła poważny podbój Europy. Berg objął Legię murowaną, dziś prowadzi już łysawą. To, że stołeczni przestali ładnie grać w piłkę kibice mogli wybaczyć tylko do momentu, do którego wygrywali, choć i przy pomyślnie zakończonych spotkaniach często padały ostre słowa krytyki w stronę Norwega. Konflikty z trenerem, nienajlepsza atmosfera, no i oczywiście letnia wyprzedaż doprowadziły klub jeszcze nie do ruiny, ale na pewno do poważnego kryzysu. Drugie miejsce w lidze, fatalna postawa w superpucharze i naprawdę bardzo słaby skład, który nawet jeśli się zmieni, to kiedy ma się zgrać? Co prawda w poważnych ligach zawodnicy nie mają z tym problemu, ale jak wiemy ta polska takową nie jest ...<br />
<br />
Legii potrzeba trenera antysystemowego. Z jajami, dyscypliną. Takiego, którego piłkarze będą się bali. Srogiego Ojca, a przy okazji utytułowanego fachowca z licznymi sukcesami w kilku krajach. Charakterologicznie kogoś takiego jak Probierz w Jadze, który nie miał ani składu, ani zawodników, ani poparcia mediów. Ma tylko/aż silny charakter, dzięki któremu dotarł do nikomu nieznanych dotąd grajków, którzy momentami - oczywiście jak na polskie warunki wyglądali jak cyborgi. Przede wszystkim kondycyjne. Walczyli i walczą na każdym metrze boiska, wkładają głowy tam, gdzie nikt inny nie pomyślałby, żeby włożyć nogi. Walczą jak lwy. Na śmierć i życie. Chcą umierać za klub.<br />
<br />
Jedyne nazwisko trenera, które przychodzi mi do głowy, a przy okazji człowieka znającego Legię od podszewki to Dragomir Okuka. Wzór szkoleniowca, twardy, mocny, nieustępliwy. Prawdziwy dowódca sił zbrojnych, który bez owijania w bawełnę zawsze potrafił jasno wytłumaczyć swoim zawodnikom, co znaczy gra w jego drużynie. Powiedzieć, że występy w zespole Serba to przywilej. Nie kara, nie przymus, a coś wyjątkowego. Tak jak w Legii. Uprawnienie tylko dla wybrańców. Prawdziwych żołnierzy słusznej sprawy.<br />
<br />
By nie być całkiem gołosłownym warto przypomnieć, że to właśnie Serb stworzył potężną drużynę z klubu, który miał ogromne problemy finansowe. Miał świetną wizję transferów, do zespołu przyszli jego rodacy Aco Vuković, który dziś mógłby być jego asystentem, król strzelców Svitlica czy Radostin Stanew, którzy decydowali o sile drużyny. Później przywrócił do zespołu Cezarego Kucharskiego, którego mianował kapitanem, a do pierwszej drużyny trafili także Wojciech Kowalewski czy Sergiej Omeljańczuk. W końcu to dzięki Okuce życiową formę osiągnął Bartosz Karwan, a przy okazji odbudował chociażby Jacka Zielińskiego czy Sylwestra Czereszewskiego. Mistrz Polski. Wielki, uznany dla Legii człowiek. Fachowiec z krwi i kości, ale pewnie za drogi. Bo przecież potęgę buduje się na nieznanym (trenersko) norweskim szrocie...<br />
<br />
A tych, którzy zaraz krzykną, że Serb nie poradził sobie w Wiśle, zapytam czy może dał sobie tam radę niejaki Dan Petrescu? Na kolejne pytania odnośnie słabości Okuki odpowiem też krótko: Chiny. Przez wiele lat później słyszeliśmy, że w Polsce tacy trenerzy są be, bo wymagają ciężkiej, żmudnej, katorżniczej pracy. Tego nam dziś brakuje. Piłkarze powinni chodzić jak w zegarku, nakręceni odpowiednio przez doświadczonego, sumiennego, silnego człowieka, który wzbudzi emocje między strachem, a euforią. Czuć respekt przed świetnym motywatorem i psychologiem. A przy okazji zaufać mu. By stawać się lepszym każdego dnia. By chciało im się chcieć.<br />
<br />
Podstawą jest zmiana trenera, ten później buduje według swoich potrzeb drużynę. Tak przynajmniej wygląda to w normalnym klubie. Trener/manager wskazuje zawodników możliwych do kupienia pasujących do jego koncepcji, zarząd wykłada pieniądze. Proste i logiczne. Jednak nie w Legii. Skoro Berg miał/ma być trenerem na lata, to czemu nie ma swobody transferowej, nie zgadza się z transferami? Czemu ma pracować z piłkarzami, których nie chciał? Coś tu nie działa. Z obu stron. Warto to przemyśleć. I podjąć męską decyzję, bo zaraz czekają Rumuni. Z lepszą ligą, będacy na fali, rozwijający się. Czy dopiero po takiej klęsce Leśnodorski i spółka przejrzą na oczy?Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-90110749333231348792015-06-26T19:50:00.000+02:002015-06-30T00:26:37.408+02:00Bez pracy nie ma kopaczy<img src="http://img.vavel.com/vfb-5426689777.jpg" /><br />
<br />
Mimo, że okienko transferowe w całej piłkarskiej Europie rusza dopiero za kilka dni, to już dziś jesteśmy świadkami kilku ciekawych zawirowań z Polakami w tle. Szczególnie interesująca jest tu sytuacja zespołów z Niemiec, które wyjątkowo chętnie sięgają po młodych i utalentowanych Polaków, zupełnie tak jakby mieli pozytywne doświadczenia z przeszłości. Oczywiście można tu wspominać historie Lewandowskiego, Piszczka czy Błaszczykowskiego, ale warto też pamiętać, że żaden z nich nie wyjeżdżał w wieku 18 lat, a każdy z nich był już ukształtowanym i uznanym piłkarzem w Polsce. Zupełnie inaczej niż nowi, polscy nastolatkowie w najwyższych klasach rozgrywkowych w Niemczech.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Otóż w dniu dzisiejszym nowym zawodnikiem popularnych "Wieśniaków" - TSG 1899 Hoffenheim został 18-letni pomocnik Lecha Robert Janicki, który niedawno zasłynął dwiema bramkami w finale rewanżowego spotkania CLJ. Rok wcześniej był kluczowym zawodnikiem juniorów młodszych Kolejorza i od dłuższego czasu obserwowały go kluby z najmocniejszych lig Europy. Janicki to bez wątpienia talent czystej wody, ale jak doskonale wiemy do Bundesligi potrzeba wiele więcej. Przede wszystkim charakteru, chłodnej głowy, determinacji na najwyższym poziomie, no i dopiero gdzieś tam w szóstej kolejności talentu. Niemiecka ekstraklasa to liga nadzwyczajna, wyjątkowa, charakterystyczna, więc moim zdaniem zdecydowanie korzystniejsze dla młodego lechity byłoby pozostanie w Poznaniu, na przynajmniej sezon lub dwa. By okrzepnąć, pograć w tzw. ekstraklasie a nie w 3. Bundeslidze, a z tego co wiem to właśnie tam gra obecnie druga drużyna Hoffenheim.<br />
<br />
Natomiast Bielefeld oczarowane jest innym polskim, w tym przypadku olsztyńskim talentem - Dawidem Szymonowiczem. Pomocnik spod Dobrego Miasta zrobił fantastyczne wrażenie podczas testów wydolnościowych, a i także tych piłkarskich w balansującej między drugą, a trzecią Bundesligą drużyną Arminii. Działacze klubu ostrzegają jednak przed nadmierną euforią i przypominają losy innych polskich piłkarzy w 2. Bundeslidze. Przede wszystkim te ostatnie. W Bielefeldzie wspomina się nieudane występy Klicha, Wojtkowiaka czy Borysiuka na tym poziomie rozgrywek, a także podkreśla, że dziś dwaj ostatni przyzwoicie radzą sobie w jednym z najlepszych klubów w Polsce. Tym bardziej Niemcy są pozytywnie zaskoczeni postawą Szymonowicza, który przyjechał z kompletnie nieznanego zaułku biało-czerwonego kraju, którego klub gra tylko w pierwszej lidze, a tak naprawdę drugiej.<br />
<br />
I o ile dla szerszej publiczności obaj zawodnicy są kompletnie nieznani, o tyle już nazwisko Ewy Pajor mówi kibicom kobiecej piłki wiele. Polska napastniczka w ostatnich dniach związała się z Wolfsburgiem dwuletnim kontraktem i tym samym jedna z najlepszych zawodniczek młodego pokolenia w Europie w przyszłym sezonie ma realne szanse na zdobycie Ligi Mistrzyń. Tym bardziej, że kobieca drużyna Wilków stale się rozwija, podnosi swoje umiejętności, a ich gra nie tylko na względy wizualne pań robi wrażenie. Pajor - najmłodsza debiutanka ekstraligi w całej jej historii (15 lat i 133 dni) wyjeżdza z Polski, w przeciwieństwie do jej ww. kolegów, jako zawodniczka z "nazwiskiem" i marką, ale co ciekawe nigdy nie została najskuteczniejszą piłkarką ligi. Być może uda się w Niemczech...<br />
<br />
Oprócz młodych, zdolnych, utalentowanych polskich reprezentantów, Niemcy postanowili ściągnąć też znanego już szerszej publiczności - polskiego bramkarza. Tym samym Przemysław Tytoń będzie czwartym golkiperem z naszego kraju w historii niemieckiej Bundesligi, a tradycje mamy naprawdę znakomite. Pierwszym był bowiem Aleksander Famuła, który w latach 1987-1991 zaliczył 112 występów w barwach Karlsruher SC, stając się wieloletnim ulubieńcem kibiców. Później, dokładnie w 1993 roku Śląsk Wrocław na Fortunę Koeln zamienił Adam Matysek. Na debiut w Bundeslidze czekał aż 5 lat, ale było warto, gdyż w przeciągu trzech kolejnych sezonów w Bayerze Leverkusen wystąpił 78 razy i puścił tylko 73 gole. Tytoń będzie drugim Polakiem w historii Stuttgartu. W latach 95-97 barwy <i>Die Roten </i>reprezentował Radosław Gilewicz, który dla niemieckiego klubu zdobył tylko 6 goli w niespełna 50 spotkaniach.<br />
<br />
Tytoń ma być następcą Svena Ulreicha, który odszedł do Bayernu Monachium, a już wiemy, że niemiecki klub za Polaka zapłacił około miliona euro. Oczekiwania wobec polskiego golkipera są wysokie, obie strony są bardzo zadowolone z transferu, jednak okazuje się, że były zawodnik Hetmana Zamość nie będzie jedynym poważnym kandydatem do gry w bramce Stuttgartu. Działacze niemieckiego klubu mają bowiem chrapkę na jeszcze jednego solidnego golkipera, a szwabskie media rozpisują się o kandydaturze wypychanych z Dortmundu - Romana Weidenfellera i Mitchella Langeraka<span style="font-family: inherit;">. <span style="color: #141823;"><span style="line-height: 17.5636348724365px;">W gronie pretendentów wymienia się też Jensa Grahla, Timo Hildebranda, Michaela Rensinga, Larsa Unnerstalla czy Lukasa Kruse.</span></span></span><br />
<br />
Były bramkarz Elche zaraz po transferze do Stuttgartu postanowił przywitać się z niemieckimi kibicami. By ułatwić im niełatwą wymowę nazwiska, w krótkim wideo zaproponował, by nazywano go „Titi”. Internauci szybko zauważyli, że w języku angielskim podobnie wymawia się kolokwialne określenie kobiecej piersi, co wzbudziło wiele kontrowersji, ale przede wszystkim śmiechu. Polak przechodzi do drużyny, która słynie z doskonałego szkolenia bramkarzy, bo warto pamiętać, że jeszcze niedawno barwy klubu reprezentował Timo Werner, ale także bardzo przeciętnej defensywy. Z szykami obronnymi Die Roten od kilku lat jest fatalnie, a jedynym ratunkiem przed watahą straconych goli byli przez lata właśnie solidni bramkarze. Tytonia czeka więc kolejne wymagające wyzwanie.<br />
<br />
<i>- Gdy jest się nowym zawodnikiem to ważne jest to, aby od samego początku być w bardzo dobrej formie. W ostatnim czasie odpocząłem i czuje się znakomicie. Cieszę się na nowe wyzwanie w Stuttgarcie. Tak naprawdę to nigdy nawet nie marzyłem o tym, aby zagrać w Bundeslidze. Oglądałem zawsze bardzo dużo meczów ligi niemieckiej i jestem jej wiernym fanem -</i> mówił golkiper, który na każdym kroku podkreśla, że jego głównym celem jest gra na Euro 2016.<br />
<br />
Ofertę z Niemiec miał również Michał Pazdan, ale okazał się bardzo rozsądnym człowiekiem. Były defensor Górnika mógł odejść do Bundesligi, gdzie grzałby ławę, bo nawet na poziomie 2. Bundesligi takich walczaków jak on jest przynajmniej kilku, ale wybrał Legię, bo wie, że to dla niego realna szansa. Na grę w pierwszym składzie, na wyjazd na Euro. I chyba zdał sobie też sprawę, że pewnego poziomu nie przeszkoczy, a Legia to szczyt marzeń. Wygrała logika. To się ceni.<br />
<br />
Wczoraj obiegła nas też sensacyjna wiadomość, że Jakub Kosecki miałby "wzmocnić" drużynę Eintrachtu Frankfurt. Żart, bo nie wierzę, by tak było naprawdę okazał się bardzo trafiony, a kibice z całej Polski zgodnie mieli ubaw przez cały dzień. Po sprawdzeniu jednak nazwiska agenta Koseckiego, którym jest Cezary Kucharski, można było przestać rechotać, bo ten człowiek jak mało kto potrafi wciskać klubom byle co. Bo niestety dziś Kosecki to takie piłkarskie byle co. Ani tej szybkości, ani tej techniki, ani determinacji, którą tak zachwycał na początku swojej przygody z piłką. Jeździec bez głowy. Śmiałem się więc długo, aż do momentu, gdy przypomniałem sobie Sławomira Peszko, który przecież gra w Niemczech od kilku lat. W myślach przeszło tylko pytanie: czy odbudowany Kosecki byłby gorszy? Śmiech natychmiast ustał.<br />
<br />
W przeciwnym kierunku do wspomnianych Polaków podążył natomiast niemiecki napastnik - polskiego pochodzenia Denis Thomalla. Były piłkarz RB Lipsk pomyślnie przeszedł testy w Lechu i może okazać się bardzo poważnym wzmocnieniem klubu z Poznania. Takie mamy realia. Zawodnik, któremu talentu odmówić nie można, ale faktem jest, że nie grał nawet w średniaku 2.Bundesligi, w Polsce powinien być gwiazdą pierwszej wielkości. Tak czy inaczej transfer jest sporym zaskoczeniem, bo swojego czasu Thomalla był uważany za sporą nadzieję niemieckiej piłki. Trzeba też pamiętać, że w austriackiej Bundeslidze Denis strzelił 10 goli, zbierał bardzo pochlebne recenzje, że ma tylko 23 lata i że polska liga od tej austriackiej jest dużo słabsza. Czyli jednak hit.<br />
<br />
Jak widzimy moda na polskich zawodników w Niemczech trwa w najlepsze. Jest to o tyle zaskakujące, że od ostatniego topowego transferu z Polski do Bundesligi (nie ważne której) mija właśnie 5 lat, a bohaterem tamtej historii był nie kto inny jak Robert Lewandowski. Potem na wysokim poziomie w najwyższych klasach rozgrywkowych w Niemczech grał tylko Paweł Olkowski i to wyłącznie pół roku. Reszta raczej przynosiła wstyd, oglądała mecze z trybun, ławek czy kanap hotelowych pokojów, mówiąc oczywiście cały czas o zawodnikach, którzy przychodzili bezpośrednio z Polski do kraju naszych zachodnich sąsiadów. Takie działanie niemieckich klubów dziwi, ale również pokazuje, że zdecydowanie ważniejsze jest znaczenie odegrane przez nasze trio z Dortmundu. Na szczęście. Nasi rodacy dostają prezent od losu. Trzeba go teraz umieć godnie przyjąć i wykorzystać. Pokazać biało-czerwony charakter. Pamiętać, że w Niemczech ważniejsza jest postawa na treningach niż w jakimkolwiek spotkaniu ligowym, że tamtejszym przysłowiem narodowym są słowa <i>"Faul bekommt wenig ins Maul"</i> czyli bez pracy nie ma kołaczy. Słowa wyjątkowo wymowne...Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-53486175525389736452015-06-18T17:19:00.003+02:002015-06-19T15:37:37.410+02:00Marzycieli walka o dostatnie życie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEh-9IoP4XmG3QzS9fMf21co-pLbgsAbj0GosP_O6SfMWw_AGuioFZ9YF5a7doKioO1-kQn0uaLLTuO-X-sd-jo92mOkxqoIgGoNqu_cr1Q9BX5EE0E02WhfEfqNVCPmacvMnu8GgsBPdkooJo8GlQtgkHnKhbtDU-StBzhXrY-vNJa75dd4tVdj_w=" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://legia.net/images/news/big/20150610_clj_legia-gornik_1433956933.jpg" height="426" width="640" /></a>fot.legia.net</div>
<br />
Fajne wydarzenie, super doping, jak na ten poziom rozgrywek, momentami niezła gra w finale CLJ, no i ciekawa perspektywa z loży VIP-owskiej. Dziś dam się im pocieszyć, ale jutro dowiedzą się, że jeszcze nic nie wygrali, chętnie im o tym powiem - mówił nam Piotr Kobierecki. A Krystian Bielik, który na meczu pojawił się w roli kibica nic się nie zmienił. Taki sam normalny chłopak z żartem (można było się dowiedzieć choćby, że Szczęsny ma "swój świat", ale za to Ozil to super gość i dlaczego ) - jak był. To się ceni.<br />
<a name='more'></a><br />
Po jednym z wczorajszych pomeczowych wywiadów, aż zrobiło mi się przykro. Otóż jeden z młodych defensorów Legii, mniejsza o nazwisko, oburzył się, bo ktoś powiedział mu wprost, że pierwszą połowę zagrali beznadziejnie, co było prawdą. Mało tego dociekliwie walczył słowem, że było zupełnie inaczej. Potem się dziwimy, że w kadrze nasi reprezentanci zawsze są z siebie zadowoleni, nie przyznają się do błędów, a jeśli to robią to wszyscy winni, tylko nie oni. Mentalność kuleje. Od najmłodszych lat. Masakra.<br />
<br />
Ale po kolei. Sama organizacja spotkania z rozradowanymi elytami polskiej sceny piłkarskiej na trybunach, poza jej prezesem, wypadła dosyć pozytywnie. Kibice również nie zawiedli i chętnie dopingowali stołeczny klub z Żylety, choć przy samym śpiewaniu hymnów, najpierw Legii, a potem Polski zupełnie nie było ich słychać. Niezadowoleni fani, bo przecież głośniki były za głośno, sami postanowili odśpiewać pierwszą pieśń narodu polskiego, po czym dumnie wspierali swój zespół. To co działo się na trybunach wyglądało znacznie ciekawej niż to co na murawie, a przynajmniej taka sytuacja utrzymywała się w pierwszej części gry. Jak ona przebiegała? Czego dowiedzieliśmy się o juniorach, którzy zaraz mają odmienić los dwóch najlepszych klubów w Polsce?<br />
<br />
Otóż niczego wielkiego. Przede wszystkim, co nie jest żadnym zaskoczeniem, zobaczyliśmy, że oba najsilniejsze kluby w naszym kraju nie mają solidnego rozgrywającego, który pociągnąłby drużynę przynajmniej na poziomie juniorskim. Pierwszy kwadrans ciekawością przypominał wypad na ryby, drugi już pojedynek szachowy i jak to w tej dyscyplinie bywa, wcale nie piękno gry decydowało o jej losach. W tym miejscu mogliśmy się skupić na taktyce, przesuwaniu się pionków i myśleniu głównych aktorów widowiska, albo ich braku. W trzecim kwadransie piłkarze byli już tak zmęczeni dwoma poprzednimi, że postanowili odpuścić i czekać na końcowy gwizdek. Gdy kibice i zawodnicy w końcu usłyszeli długo wyczekiwany dźwięk mieli mieszane uczucia. Nie wiedzieli czy się cieszyć, że to już koniec, czy płakać, że przed nimi jeszcze 45 minut męki. To co fani zobaczyli później zrekompensowało im jednak wszelkie boiskowe cierpienia.<br />
<br />
Otóż w drugiej części tego wyjątkowo przeciętnego wydarzenia Legia zaczęła grać zupełnie inaczej, a Lech dostosował się do przeciwnika. Jeszcze w pierwszej połowie to stołeczna drużyna nie potrafiła wyprowadzić piłki, miała kłopoty z wymianą kilku prostych podań, a w środku pola dominował Kolejorz, dzięki czemu stworzył sobie jakiekolwiek sytuacje bramkowe, które na sekundę budziły zaspanych kibiców. Obie drużyny sprawiały wrażenie przytłoczonych wagą spotkania, z tą jednak różnicą, że to młodzi Lechici od krótkiego do jeszcze krótszego czasu potrafili oddać strzał na bramkę przeciwnika. W pierwszych trzech kwadransach, to gospodarze dostosowali się do gości, którzy nie potrafili zdobyć gola, w drugiej natomiast gościnność na swoim polu karnym wykazali goście, jednak z zupełnie innym skutkiem.<br />
<br />
O dziwo gospodarze spotkania nagle zaczęli biegać, walczyć, grać ambitnie, co w pierwszej połowie było niemożliwe. Zaczęli stwarzać sobie też sytuacje, oddawać strzały, a ich gra z minuty na minutę coraz bardziej się kleiła. Lech natomiast nie sprawiał wrażenia, żeby mu to przeszkadzało i nie dość, że się cofnął to jakoś niespecjalnie miał ochotę kontrować. Kluczowym momentem spotkania okazało się wejście na boisko, nieznanego dotąd szerszej publiczności Michała Trąbki, który najpierw wprowadził wielki zamęt w poczynania rywali, skutkiem czego był absolutnie fantastyczny gol Makowskiego, a potem sam wymierzył Lechowi sprawiedliwość strzelając drugiego gola w meczu. I tak nagle po ledwie 6 minutach gry, blond-włosy Trąbka miał na swoim koncie kilka świetnych akcji, gola i szacunek wymagających kibiców.<br />
<br />
Lech w tym momencie wydawał się być w szoku, a zamiast atakować wciąż się bronił. Mecz jednak zdecydowanie się ożywił, emocje rosły, natomiast końcówkę znów z łatwością wygrała Legia, która w drugiej odsłonie spotkania była zupełnie innym zespołem. Gwoźdź do trumny Lecha wbił niepokorny Szymon Hołownia, popisując się genialną akcją w końcówce spotkania. I znów na trybunach dało się usłyszeć, że gdyby jego ambicja dorównywała talentowi dawno byłby zawodnikiem pierwszego zespołu, a i tam nie byłby bez szans na grę. Można było usłyszeć o odwiecznym problemie naszych piłkarzy.<br />
<br />
Po spotkaniu rządząca polską piłką elyta udała się w kierunku, od początku meczu wymarzonym, czyli do baru w celu wypróbowania nowych napojów wyskokowych, a nikomu nieznani "dziennikarze" zaczęli przeprowadzać wywiady. W miejscu pomeczowych zwierzeń mogliśmy usłyszeć, że Legia zagrała świetnie w pierwszej połowie, ale zabrakło skuteczności. Zawodnicy oburzali się, gdy mówiło się o ich wątpliwych dokonaniach i ostro walczyli o "prawdę". Można było odnieść wrażenie, że w pierwszych trzech kwadransach gładko ograli młodą Barcelonę, a teraz Pan piłkarz Messi powinien przyjechać złożyć im gratulacje. Jednym słowem parodia.<br />
W Lechu nastroje były natomiast odmienne. Poznaniacy, co dziwne - umieli przyznać się do błędów i wyglądało na to, że mają dużo bardziej poukładane w głowach niż ich rówieśnicy z Warszawy. Przy okazji warto też zauważyć wspaniałą sportową postawę trenera Kolejorza, który na każdym kroku szczerze gratulował ludziom związanym z Legią. Klasa. Trochę inna niż w przypadku juniorskich legionistów, pokolenia SMS - Sensacja Muzyka Sex ,ale na szczęście mają kogoś w szatni, kto potrafi ich ostro przytemperować. Efekty powinne być widoczne już niebawem.<br />
<br />
Całe spotkanie miało tylko i wyłącznie jedną zaletę. Można było spotkać mądrych i szanowanych - choć uwierzcie, czasem to naprawdę bardzo się wyklucza - ludzi piłki, paru byłych piłkarzy, działaczy, publicystów, dowiedzieć się kilku fajnych ciekawostek, poznać kolejne anegdoty związane z tym 'środowiskiem'. I tak naprawdę nic więcej. Poziom mocno średni, choć przynajmniej w drugiej połowie dało się to oglądać. Pamiętajmy też, że to dopiero pierwsza odsłona pojedynku o juniorskiego mistrza Polski i że zupełnie nic nie jest tu przesądzone. Przyglądając się jednak obu młodym drużynom od jakiegoś czasu, nie zagrali na miarę swoich możliwości, a neutralni kibice mogą być zawiedzeni. Jakością, poziomem, klasą, dryblingami, podaniami. Wszystkim, oprócz ślicznych goli i niezłego tempa. Ale czy nie właśnie to jest solą piłki nożnej?<br />
<br />
<!-- Blogger automated replacement: "https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEh-9IoP4XmG3QzS9fMf21co-pLbgsAbj0GosP_O6SfMWw_AGuioFZ9YF5a7doKioO1-kQn0uaLLTuO-X-sd-jo92mOkxqoIgGoNqu_cr1Q9BX5EE0E02WhfEfqNVCPmacvMnu8GgsBPdkooJo8GlQtgkHnKhbtDU-StBzhXrY-vNJa75dd4tVdj_w=" with "https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEh-9IoP4XmG3QzS9fMf21co-pLbgsAbj0GosP_O6SfMWw_AGuioFZ9YF5a7doKioO1-kQn0uaLLTuO-X-sd-jo92mOkxqoIgGoNqu_cr1Q9BX5EE0E02WhfEfqNVCPmacvMnu8GgsBPdkooJo8GlQtgkHnKhbtDU-StBzhXrY-vNJa75dd4tVdj_w=" --><!-- Blogger automated replacement: "https://images-blogger-opensocial.googleusercontent.com/gadgets/proxy?url=http%3A%2F%2Flegia.net%2Fimages%2Fnews%2Fbig%2F20150610_clj_legia-gornik_1433956933.jpg&container=blogger&gadget=a&rewriteMime=image%2F*" with "https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEh-9IoP4XmG3QzS9fMf21co-pLbgsAbj0GosP_O6SfMWw_AGuioFZ9YF5a7doKioO1-kQn0uaLLTuO-X-sd-jo92mOkxqoIgGoNqu_cr1Q9BX5EE0E02WhfEfqNVCPmacvMnu8GgsBPdkooJo8GlQtgkHnKhbtDU-StBzhXrY-vNJa75dd4tVdj_w=" -->Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-39198035426382840002015-06-16T13:03:00.000+02:002015-08-23T22:42:32.867+02:00Najlepsza na kaca jest ciężka praca<img src="http://www.wprost.pl/F/pic.php?T=news&P=291253&w670=1&brt=1" height="482" width="640" /><br />
<br />
Z piłkarskimi meczami towarzyskimi jest dokładnie tak, jak z wyborami demokratycznymi. Gdyby miały coś zmienić, dawno zostałyby zakazane. I jak to po wyborach demokratycznych najczęściej bywa, następuje tylko i wyłącznie wymiana garniturów, nie zaś ludzi, którzy mieliby te garnitury nosić. Nie zawodników, którzy mogliby dać drużynie nową jakość, a takich, którzy mogą być jedynie uzupełnieniem istniejącego już składu i narzuconej wizji. Bo patrząc na naszą kadrę, poważnie można zastanawiać się nad rolą, jaką odgrywać w zespole ma Karol Linetty, skoro jeszcze przed chwilą był słabszy od kiepskiego Mączyńskiego. W dodatku ulubieńca Nawałki, który foruje zawodników doskonale mu znanych, z klubów, w których pracował. Z lepszym lub gorszym skutkiem.<br />
<a name='more'></a><br />
W ostatnich latach w spotkaniach towarzyskich polscy selekcjonerzy powoływali niemal wszystkich rodzimych i nie tylko zawodników, którzy byli zdrowi. Wymogi nie były wysokie, a z meczu na mecz wydawało się, że jeszcze się obniżają. W pewnym momencie okazało się nawet, że jeśli grasz w ekstraklasie, a przy tym kopniesz dwa razy prosto piłkę i raz udanie skiksujesz, ale tak że piłka trafi do siatki, to możesz liczyć na grę z orzełkiem na piersi. Wynikało to w dużej mierze z tego, że nasi trenerzy nie mieli pojęcia, kto tak naprawdę u nich jest pierwszy, drugi czy trzeci na danej pozycji w drużynie. Ani w sparingach ani w meczach o coś. Dziś sytuację Nawałce popsuli trochę sami piłkarze, trochę trenerzy klubowi owych zawodników, co tylko potwierdza tezę, że mecze towarzyskie nie mają żadnego znaczenia. Najmniejszego.<br />
<br />
Okazało się bowiem, że od sparingu kadry narodowej ważniejszy jest odpoczynek. I tak ze zgrupowania w poszukiwaniu relaksu oddalili się Robert Lewandowski, Łukasz Fabiański, Grzegorza Krychowiak, Łukasz Piszczek, super-strzelec Dawid Kownacki oraz dzielni wojownicy Legii Warszawa - Tomasz Jodłowiec, Michał Kucharczyk i Łukasz Broź. Trzej ostatni oficjalnie na wniosek, ukrzyżowanego w związku z całą sytuacją Henninga Berga, nieoficjalnie tak jak choćby Łukasz Broź z powodu własnej prośby i zgody na zasłużony wypoczynek po męczącym sezonie. Patrząc jednak obiektywnie, przynajmniej po tej rundzie boczny obrońca "Wojskowych" nie specjalnie ma po czym odpoczywać, bo zagrał jedynie w 15 spotkaniach na przestrzeni 6,5 miesiąca, co daje niepełną średnią 2,5 meczu na miesiąc.<br />
<br />
Bardziej można zrozumieć sytuację chociażby Tomasza Jodłowca, który w trakcie całego sezonu rozegrał więcej spotkań niż na przykład Grzegorz Krychowiak. Pomijając poziom rozgrywek, w których obaj panowie występują, można tylko zapytać na jakiej podstawie ten Jodłowiec dostał powołanie, skoro nie czuł się na siłach, by w niej grać. Zresztą sytuacja tyczy się każdego z legionistów, bo jeśli nie są odpowiednio przygotowani kondycyjnie to mecze reprezentacji powinni oglądać przed telewizorem. Abstrahując już od tego, że w związku z fatalną końcówką sezonu stołecznego klubu żaden z jej reprezentantów w kadrze zagrać nie powinien. Nie róbmy z kadry wycieczki krajoznawczej, bo na to nie zasługuje. Trochę logiki. Szanujmy się.<br />
<br />
Oszukani mogą czuć się natomiast kibice reprezentacji nazywani powszechnie Januszami, których zachęcano poprzez przeróżne, klipy, plakaty, ogłoszenia do przyjścia na stadion i obejrzenia w akcji Krychowiaka, Lewandowskiego, Piszczka czy Fabiańskiego. Jeśli ktoś kupił bilet wcześniej, już może żałować, gdyż tych zawodników w akcji nie zobaczy, bo tak jak wspomniałem takie spotkanie nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. Może za to zobaczyć w koszulce z orłem na piersi Patryka Tuszyńskiego, co bez wątpienia będzie niesamowitym przeżyciem, bo może się przecież nie powtórzyć. Zamiast więc nowej, fajnej, rodzącej się w siłę kadry, kibice zobaczą popisy Borysiuka czy Cionka. Przyznacie, nie jest to szczyt marzeń, a raczej szara rzeczywistość. Codzienność.<br />
<br />
Tym samym możemy dojść do wniosku, że marketing PZPN - jak to PR, w dużej mierze polegający na kłamstwie ma się bardzo dobrze. Mecz został odpowiednio zareklamowany, kasa będzie się więc zgadzać, trybuny pełne, sukces gwarantowany. Przynajmniej coś się zmieniło. Jeszcze bowiem rok temu nikt normalny w Polsce nie ośmielił się zapraszać kibiców na nazwiska czy na drużynę. Mało tego przez ostatnie kilka lat przynajmniej nie ściemniano, a mówiono, że "oto jest dzień, który dał nam Pan". Dziś na pewno się przełamiemy - głoszono z przekonaniem. Gdyby jeszcze to towarzyskie spotkanie miało jakiś sens czy mogło coś zmienić. No, ale cóż takie już nasze uroki. Dziś jak można rozwijać coś ciekawego, dać kibicom frajdę, rozdać po meczu parę autografów tym zakochanym w futbolu młodym chłopakom - piłkarze mówią: nie. Wolimy odpoczywać.<br />
<br />
Warto pamiętać, że te dzieciaki jeszcze 5 czy 10 lat temu miały tylko i wyłącznie zagraniczne odpowiedniki idoli. Kilka lat temu na szkolnym boisku każdy chciał być Ronaldinho, Zidane'm, Ronaldo, Beckhamem czy Henry. Dziś te same areny widowisk juniorskich zapełnione są koszulkami z nazwiskami Błaszczykowski, Lewandowski, Krychowiak na plecach. To oni są wzorami, przykładami, pupilami młodych. To dla nich włącza się telewizor, by obejrzeć kolejny emocjonujący mecz z najlepszych lig świata. Za nimi lata się po świecie, a gdy są w Polsce to grają, jeśli muszą. Nie szanują kibiców, mają ich gdzieś. Smutne, ale prawdziwe.<br />
<br />
Wracając do samej kadry, która z tą Grecją zagra, nie wiemy nawet kto będzie pełnił funkcję kapitana drużyny. Najpierw "Januszy" obeszła zaskakująca wiadomość, że to jednak nie Błaszczykowski zagra z opaską, że Nawałka nie wróci do tej opcji. Potem były trener Górnika był przekonany, że w takiej sytuacji najlepszym przywódcą okaże się Kamil Glik i taką informację, a raczej dezinformację usłyszeliśmy w mediach. Okazało się jednak, że Artur Boruc ma na koncie 59 występów w kadrze, zupełnie tak, jakby ktoś wcześniej o tym nie wiedział i to oficjalnie on został wczoraj ogłoszony jedno-meczowym kapitanem. Kto jednak dziś z tą opaską na boisko wyjdzie, Bóg jeden wie.<br />
<br />
Puentując już cały tekst, który miał być zupełnie na inny temat, ale tak to już jest umieć pisać w formie didaskaliów, należy raz jeszcze podkreślić, że odwołanie takiego spotkania byłoby najciekawszym rozwiązaniem. Powiecie pewnie, że ktoś w takim meczu może przecież udowodnić swoją wartość, przydatność w drużynie itepe, ale czy klasy piłkarza nie poznajemy przez cały sezon, a w jednym meczu z zespołem, który ogrywają Wyspy Owcze? Czy Kuba Błaszczykowski musi cokolwiek udowadniać? Czy Thiago z Kurytyby, który zagra na środku z Glikiem i to z Grecją nagle stanie się lepszym defensorem? Czy jeśli Patryk Tuszyński, który jak się zapewne okaże jest jedynie sezonowcem, strzeli dziś hat-tricka to będzie nosił zaszczytne miano trzeciego napastnika w reprezentacji po powrocie do pełni sił Teodorczyka?<br />
<br />
Odpowiedzcie sobie sami. Zgranie, fajna sprawa. Gorzej jeśli mamy budować harmonię w zespole, który nigdy więcej w takim zestawieniu nie zagra. Dlatego też jestem wielkim przeciwnikiem tego typu spotkań, bo jak do znudzenia będę podkreślał - nic nie wnoszą. Kompletnie nic. A i czasu na odpoczynek mniej, który jak zdążyliśmy już zauważyć, tak potrzebny jest naszym grajkom. Zapłaćcie jak w klubach, wszyscy zostaną. Taka jest niestety dzisiejsza prawda o miłości większości rodzimych piłkarzy do reprezentacji. I szacunku do kibiców, którzy może i w większości są "Januszami", ale są z kadrą na dobre i na złe. Wspierają ją mimo wszystko - dumni po zwycięstwie, wierni po porażce. A ktoś tu chyba, o tym zapomniał...<br />
<br />
<br />
<br />Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-77495210879142473842015-06-14T17:04:00.000+02:002015-08-23T22:50:44.153+02:00 Gorzkie lekarstwo słodko leczy<img height="406" src="https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xta1/v/t1.0-9/11401059_831000396948353_6159687199454969610_n.jpg?oh=5db9f80b51fd01317ee3adc31d317c69&oe=55FCC8AB" width="640" /><br />
<br />
<br />
Za nami kolejne spotkanie zjawisk nadprzyrodzonych polskiej reprezentacji. Gramy fatalnie, beznadziejnie, tragicznie, szczególnie ostatnie pół godziny, a strzelamy trzy gole. Mało tego zdobywa je Lewandowski - w kadrze, na Narodowym, w ledwie 4 minuty. To było najgorsze, najbardziej bolesne 4-0 jakie widziałem. Pozytyw całego paradoksalnego fenomenu jest taki, że w końcu nauczyliśmy się wygrywać w obrzydliwy sposób. Ale jaja...<br />
<a name='more'></a><br />
Na wstępie garstka pozytywów. Po zwycięstwie nad przeciętną Gruzją, zespołem, który oprócz waleczności i świetnego przygotowania motorycznego (co budzi jednak sprzeczność, patrząc, w której minucie strzelaliśmy większość bramek) niczym szczególnym nie imponuje, umocniliśmy się na fotelu lidera naszej grupy. Wodzirejem strzelców całych eliminacji jest nieoceniony od wczoraj (w reprezentacji narodowej) Lewandowski, który w całym spotkaniu grał bardzo słabo, ale wykorzystał w końcu swoje pięć minut, a będąc dokładnym cztery. Okazuje się, że w historii reprezentacyjnej piłki tylko Arif Erden ustrzelił szybciej hat-tricka. Turek bowiem w meczu z Irlandią Północną (rok 1999) potrzebował na to zaledwie trzech minut.<br />
<br />
Kolejnym polskim walorem jest to, że mamy najwięcej zdobytych goli w kwalifikacjach. Wyprzedzamy mistrzów świata, Europy, największe potęgi globu. Wiemy też, że jeśli "Biało-Czerwoni" ograją - co pewne - Gibraltar i nie przegrają reszty spotkań zagrają na Euro. Oprócz tego po meczu z Gruzinami możemy szczycić się najskuteczniejszym duetem snajperów na Starym Kontynencie. Jak już wspomniałem Lewandowski przewodzi w klasyfikacji strzelców, a Milik nie dość, że regularnie trafia do siatki przeciwników, to przy okazji góruje wśród najczęściej asystujących. Obaj panowie mimo kiepskiej gry przez większość spotkania zostali herosami narodu . Szczególnie wymowna jest tu sytuacja napastnika Ajaksu.<br />
<br />
Pamiętacie Milika z Augsburga, a wcześniej z Leverkusen? Co gość wyrabiał? Życie piłkarza bywa naprawdę przewrotne. Sam nie dawałem mu większych szans. Gdyby nazywał się Gonzalez, pewnie bym powiedział, że tak bywa, adaptacja i te sprawy, nie dał rady, ale w porządnych klubach prędzej czy później sobie poradzi. Ale to był Milik, Polak, a do tego nastolatek, więc wiadomo krytyka, nie chce mu się, nie walczy. To co zrobił, to jak się rozwinął jest zniewalające. Od zera do bohatera. Od człowieka, z którego śmiano się nawet w Augsburgu przeszedł morderczą krucjatę do bohatera narodowego. Oczarował. Zaimponował właśnie tym jak był zdeterminowany, by osiągnąć sukces. Nie załamał się, a tyrał. Wstał z kolan, a będąc w śpiączce klinicznej obudził się i udowodnił na co go stać. Przypomniał sobie jak się strzela gole, że nie ma co bać się kogokolwiek. To wzór, przykład do naśladowania, symbol pracy u podstaw selekcjonera Nawałki. Czapki z głów, bez francuskich odpowiedników.<br />
<br />
Doszło nawet do tego, że po wczorajszym spotkaniu wypowiedziałem słowa, których po sobie nie spodziewałbym się nigdy. Otóż napisałem i głośno krzyczałem, że jeśli Milik nie połamie się i nie zapije to będzie lepszy od Lewandowskiego.Dużo lepszy. A to dlaczego? A to z jednego prostego powodu. Obaj napastnicy posiadają podobny potencjał pod bramką przeciwnika, świetnie umieją znaleźć się w polu karnym, są niezwykle skuteczni. Biorąc pod uwagę cechy fizyczne, to pewnie silniejszy okaże się Lewandowski, ale za to szybszy Milik. Porównując także grę głową i resztę szczegółów dojdziemy do oczywistego remisu, ale były napastnik Górnika Zabrze ma to coś, czego brakuje snajperowi Bayernu. Potrafi fantastycznie uderzać z dystansu. Strzelać cudowne gole zza pola karnego, z kilkunastu metrów, wybijać okienka. Tak czy inaczej takiego duetu to my nie mieliśmy w polskiej piłce od trzydziestu lat. A pamiętajmy, że oni dopiero zaczynają się zgrywać. To dopiero początek.<br />
<br />
Po Gruzji wiemy też, że wspomniany Milik nawet jak kiksuje, to genialnie - co widzieliśmy przy drugiej bramce. Przy trzeciej z kolei zobaczyliśmy dlaczego Kuba jest tej kadrze potrzebny i niezbędny, że jest składem tlenu całej kadry. Zresztą był to popis całej trójki naszych magików z Bundesligi, którzy jeszcze do niedawna zachwycali swoją grą publikę w Dortmundzie. Przyznacie, że Kuba przy Grosickim i Peszce wygląda jak Klopp przy Smudzie. Niby te same atuty - tu szybkość, wśród wymienionych trenerów motywacja, która czasem nawet u tego słabszego działa, ale na zupełnie innym poziomie. Inaczej przekazywana, z większą lub mniejszą klasą. Albo kompletnie bez niej.<br />
<br />
W ten sposób możemy zakończyć konsumowanie słodkiej czekolady i zamienić ją na gorzką. Ta gorzka dominowała wczoraj przez większość spotkania, a kibice znów mogli się zastanawiać czy Polakom chce się chcieć. Przecież nawet przy drugiej bramce graliśmy wzdłuż boiska zamiast do przodu. Graliśmy na czas, by nie zremisować, nie przegrać. Baliśmy się Gruzinów, jakby występowali tam Pele i Garrincha, a piłkę rozgrywał Ronaldinho. Najwidoczniej przez ten upał straciliśmy rachubę z kim i o co gramy. Uratowało nas tylko to, że Milik w kadrze nawet jak psuje to naprawia. Przypadkowy drugi gol zakończył mecz, ale do tego momentu byliśmy blisko katastrofy. A raczej piłkarskiego samobójstwa.<br />
<br />
W obronie jak na solidnego ligowca przystało brylował Pazdan, choć nie jest to żadne zaskoczenie, bo przecież Gruzja to poziom naszej tzw. ekstraklasy. Jednak tak jak wczoraj wspomniałem pewnego poziomu nie przeskoczy. Tak jak Urban w Legii. Nieźle zaprezentował się też Rybus, który całkiem pozytywnie pokazał się na lewej obronie. No, ale miało być gorzko. Taki też występ zaliczył Łukasz Szukała, jak sądzę nie pierwszy i nie ostatni w kadrze narodowej. Szukajmy dla niego alternatywy, bo w końcu źle to się dla nas skończy. W końcu, ile można liczyć na Fabiańskiego czy innego świetnego polskiego bramkarza. Szukała jest wolny, ociężały, flegmatyczny, jedynymi jego atutami są wzrost i gra głową. Co prawda zagrał mecz życia z Niemcami, chociaż moim zdaniem bardziej śmierci - teraz każdy od niego wymaga Bóg wie czego, ale przy szybkich, zwrotnych i skutecznych napastnikach będzie pozbawiony szans, a przecież mierzymy w Euro. I to jak sądze, nie w trzecie miejsce, ale awans z grupy. Co będzie niezwykle trudne, ale oby wykonalne.<br />
<br />
Znów nędzny występ w kadrze zaliczył Grzegorz Krychowiak, który wydaje się, że pobudki zalicza tylko i wyłącznie na absolutnie szczytowe spotkania. Nic nowego nie zaprezentowali też nasi pierwsi skrzydłowi, bo i Peszko i Grosicki zawiedli na całej linii. Obaj są zawodnikami stworzonymi do kontry lub po prostu jeźdźcami bez głowy, których warto wprowadzić pod koniec meczu na zmęczonych rywali. I nic więcej. Niestety są to pomocnicy, którzy szybciej biegają niż myślą. Nogi wyprzedzają mózg, a to tragiczna cecha do gry w reprezentacji. Wystawiając jednak Kubę i Rybusa w pomocy, mamy znów problem z lewą obroną, choć na tej pozycji widziałbym Łukasza Brozia, zawodnika, który świetnie prezentował się w europejskich pucharach. A są jeszcze młodzi. Warto pokombinować. Póki na to czas.<br />
<br />
Największym nieporozumieniem naszej w końcu szczęśliwej kadry narodowej jest oczywiście Krzysztof Mączyński. Forowany przez selekcjonera Nawałkę pomocnik, choć nie wiem czy defensywny czy środkowy czy jaki to świetny chłopak na ekstraklasę, ale nic więcej. Wczoraj jego gra przypominała karuzelę, ale więcej było w tym niebezpieczeństw, niż przyjemności z tego szaleństwa. W tym wariactwie jest metoda na europejskich średniaków, ale nie na Niemców. Sytuacja wygląda tu podobnie jak z Pazdanem, który jednak swoją szansę - było nie było - wykorzystał.<br />
<br />
Wciąż w kadrze nie mamy też rozgrywającego, albo po prostu nie chcemy go mieć. W tym miejscu można zadać pytanie, kiedy prawdziwej szansy ma oczekiwać Karol Linetty, skoro nie w takim spotkaniu jak z Gruzją? Mam też wrażenie, że taki ofensywny gracz, o którym już cała Polska zapomniała jak Adrian Mierzejewski nie jest w żadnym stopniu tak obserwowany jak Mączyński, który czy w wysokiej czy niskiej formie i tak powołanie otrzyma. Oczywiście fajnie stawiać na swoich, ale jeszcze lepiej by sobą coś reprezentowali. Jakiś błysk, przydatny kadrze. Świeżość.<br />
<br />
Jak się wczoraj dowiedziałem - Niemcy są ponoć słabi, żenujący, bo do przerwy prowadzili<br />
1-0 i nie strzelili karnego. Pomijając już to, że całe spotkanie wygrali 7-0 to chciałbym kibice, byście byli tak cwani po Euro 2016. Polsce zdarzają się dobre, udane eliminacje, ale nie mundiale czy ME, których pomyślnych w sumie było ze 4. Niemcy odwrotnie, kwalifikacje mogą nie iść, ale w turniejach najwyższej rangi zawsze (!) walczą o medal. Najczęściej o złoty. Pamiętajcie o tym. Cieszmy się, ale zachowajmy resztki honoru.<br />
<br />
Nie mamy co się oszukiwać. Jesteśmy jedną nogą na Euro. Jeśli nie zaliczymy największej kompromitacji w historii naszej piłki, a to przecież wielkie osiągnięcie to z łatwością awansujemy na turniej. Wciąż jednak, poza wybitnymi indywidualnościami i zrywami geniuszu naszych, najlepszych zawodników, charakterem - do najlepszych brakuje nam wiele. I nie mówię tu o Niemcach, którzy przechodzą ogromny kryzys, ale o innych silnych europejskich reprezentacjach. Nie popadajmy w euforię, a przypomnijmy sobie, jak graliśmy przez większość eliminacji. Wszyscy pamiętamy i będziemy pamiętać triumf z Niemcami, ale jakie męki przechodziliśmy ze Szkocją, Irlandią, dwa razy z Gruzją (choć w obu przypadkach w końcówce rozgromiliśmy przeciwnika). Prawda jest taka, że mamy wiele szczęścia. Jest co poprawiać, by nie jechać znów do Francji na wycieczkę. Dziś się cieszmy, od jutra redukujmy błędy. Bo jest ich przecież całe mnóstwo...<br />
<br />Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-68790585220973539552015-06-13T16:53:00.003+02:002015-08-23T22:45:30.408+02:00Dla głuchych dwa razy nie biją dzwony<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEiaDi5_FQSbKbjmdqhPgzcLO6pElGmALWN-mojilZMuVma_q_0JF3Ju8RsZSIPXqWbnDoi_yIcTxExPd-YM0jJ6bup_zuy5aEtD_Q4WEBztohmNZpjf9xv59aaQ_jLO0V-SDB2N5e-2GzqFZN3J4Ii2dl11GBWBCmLa89nFUMX-KxXtTreI5QrS3ry6r5Q8VLUkMI22C11n6C842WU2ZqyNM79miuiTQBIH_nmwIHFMWedvfHk6ndTmUwYSPzDm7UVDFxPF21R8uHMjgpZeAxkPDTQK_8oqoJCBNIMXCXcUWkiFogE_M_TL6D7vIbkHRax48k7mNQVEPmZz8KB0lj9_xbagGXftFRWzfW0yHvxv90iSz2U=" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://r-scale-59.dcs.redcdn.pl/scale/o2/tvn/web-content/m/p1/i/3fb451ca2e89b3a13095b059d8705b15/3cfb6497-9456-4e4b-b856-430a604231a5.jpg?type=1&srcmode=4&srcx=0/1&srcy=0/1&srcw=640&srch=2000&dstw=640&dsth=2000" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
Czytam właśnie opinie, "teksty" dziennikarzy lub ludzi nazywanych dziennikarzami przed meczem z Gruzją i ogarnia mnie pusty śmiech. Jedni piszą, że Nawałka powołał najlepszy możliwy skład, chociaż nie ma w nim ani Wasilewskiego ani Polanskiego. Można oczywiście mówić, że najkorzystniejszy według selekcjonera, że zdrowi są Ci, których chciał powołać, ale na pewno nie to, że są to najlepsi polscy piłkarze. A na pewno nie wszyscy.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<span style="font-family: inherit;">Drudzy zabawiają się w pogodynki, zastanawiając się jaka będzie aura, czy dach zamknąć czy nie. Bo co będzie jeśli naszym zrobi się za ciepło, jeśli się spocą, opalą czy wyschnie im nażelowana głowa. No istna tragedia. Oczywiście nie wspominają, że ten cały, cyniczny dach to najgłupsza konstrukcja w historii polskiej piłki na którą bez sensu wydano kilka milionów złotych. Jeśli ktoś chce grać w futsal, to zapraszam do hali.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Inni jeszcze głośno wylewają swoje żale, że brakuje Glika i co to będzie, bo to przecież fantastyczny defensor, taki, którego nie mieliśmy od kilkudziesięciu lat. Otóż chciałbym przypomnieć, pomijając już temat Wasyla, że w naszej kadrze w roku 2002 grali tacy obrońcy jak Żewłakow, Bąk, Hajto, Wałdoch, a byli też słabsi, ale porządni Kłos, Kałużny i Głowacki. Nie wiem czy Ci panowie, pamiętają też takiego zawodnika jak Koźmiński, który we Włoszech rozegrał ponad 200 spotkań. To tak apropos budowania pozytywnego wizerunku PZPN. Oczywiście Glik to świetny obrońca, ale po pierwsze nie opowiadajmy bzdur, a po 2 gdyby kilka lat temu nie mógł zagrać w spotkaniu reprezentacji to w jego miejsce już czekałoby 3,4 zawodników na podobnym poziomie. A dziś ich nie ma. Taka subtelna różnica.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
No to czytamy dalej. Pazdan - "pirania Beenhakkera rusza na łowy". Kogoś poważnie przegrzało. Ach, to słoneczko, nie zawsze pomaga, już wyjaśniam dlaczego. Jeśli średniak, przeciętniak, drewniany Pazdan, którego jedynymi atutami są waleczność czy odbiór i to raczej nie na wyższym poziomie niż tzw. ekstraklasa, ma zbawić polską kadrę to jest to bezwstydne. Powołania nie otrzymuje chociażby Polanski, który ma za sobą fenomenalny, najlepszy w karierze sezon i jest chwalony przez najważniejsze persony niemieckiej piłki. A co się działo, gdy w kadrze grał Polanski? Był obiektem drwin i żartów. Porównując obu zawodników Polanski jest minimum klasę wyżej, potrafi zagrać na świetnym poziomie z Bayernem czy z Schalke, a i z podaniami dużo lepiej. No, ale jest pokłócony z Nawałką. Nie, nie grają najlepsi. To tylko mity. No i oczywiście kity.<br />
<br />
<span style="font-family: inherit;">Dziś cała grupa piszących zastanawia się, jak pokonać Gruzję, a uwielbiany i nieomylny prezes PZPN rzekł nawet, że to nie jest tak słaba drużyna, bo przeważnie to ona przegrywa niewiele. Tak jak chociażby z Polską u siebie, gdzie</span><span style="font-family: inherit;"> po fantastycznej walce ulegli </span><span style="font-family: inherit;">0 do 4. Normalnie strach się bać. Jeśli takie słowa wypowiada najważniejsza osoba w polskiej piłce, medalista mistrzostw świata, to albo sobie drwi i jest to zabieg psychologiczny, co w przypadku Bońka nawet jest możliwe, albo wciąż budujemy środowisko patologiczne. Mniejsza o większość, przykład idzie z góry. A takie słowa jako wzór motywacji są po prostu mizerne. Chociaż pamiętajmy jak do gry swoich zawodników przed ważnymi spotkaniami zachęcał Orest Lenczyk, który ciągle im powtarzał, że są słabsi, ale rywale też mają swoje kiepskie punkty, które trzeba wykorzystać. Tu jednak sytuacja wygląda nieco inaczej.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Przede wszystkim nie gramy dziś ani z mistrzami świata Niemcami, których przecież pokonaliśmy ani z Argentyną. Spotkamy się z bardzo marną Gruzją, a brak zwycięstwa, mało tego brak pogromu będzie ujmą. Mamy w składzie wyróżniających się piłkarzy najmocniejszych lig świata - Krychowiaka, Milika, Lewandowskiego, Fabiańskiego, do gry wraca Kuba. Prowadzimy w tabeli. Tak jak wspomniałem ograliśmy najlepszą drużynę globu, wielokrotnie w tych eliminacjach pokazaliśmy charakter. Ba, nawet potrafiliśmy, co jest największą sensacją, ciekawie grać w piłkę. Nieszablonowo, interesująco. Momentami porywająco. Kadra się zmieniła, stać nas na zwycięstwo z każdym. Dziś nawet nie powinniśmy zapamiętać w jakiej bluzie zagra Fabiański czy jakie fryzury przygotowali nasi dzielni obrońcy. My mamy atakować, my mamy zwyciężać. To jest nasz czas. Nasze 90 minut.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"> Warto to powiedzieć wprost, bo znów jesteśmy zarzucani głupawymi opiniami. Polska walczy o pierwsze miejsce w grupie. O zwycięstwo. Nie o awans, a o triumf. O to, by znów ktoś nas traktował poważnie, z respektem, by się obawiał polskich Orłów. Stać nas na to. Po meczu z Niemcami zrodziła się drużyna, nawet można by powiedzieć rodzina. Dziś do niej dołącza Kuba, wyrzucony z domu syn marnotrawny, który chciał do niego wrócić, ale przede wszystkim też ktoś zechciał go przyjąć. W końcu. Konflikty na bok. Czas na kadrę. Na trzy punkty, pokazanie klasy. Na prawdziwą jatkę. Zabierzmy Gruzję na największą karuzelę, jaką widzieli. Tak, by wymiotowali krwią, a Polacy byli dumni z kolejnego udanego kroku w stronę Euro. Powodzenia Błaszczu, widzimy się we Francji. Do boju! </span><br />
<div>
<br /></div>
<!-- Blogger automated replacement: "https://images-blogger-opensocial.googleusercontent.com/gadgets/proxy?url=http%3A%2F%2Fr-scale-59.dcs.redcdn.pl%2Fscale%2Fo2%2Ftvn%2Fweb-content%2Fm%2Fp1%2Fi%2F3fb451ca2e89b3a13095b059d8705b15%2F3cfb6497-9456-4e4b-b856-430a604231a5.jpg%3Ftype%3D1%26srcmode%3D4%26srcx%3D0%2F1%26srcy%3D0%2F1%26srcw%3D640%26srch%3D2000%26dstw%3D640%26dsth%3D2000&container=blogger&gadget=a&rewriteMime=image%2F*" with "https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEiaDi5_FQSbKbjmdqhPgzcLO6pElGmALWN-mojilZMuVma_q_0JF3Ju8RsZSIPXqWbnDoi_yIcTxExPd-YM0jJ6bup_zuy5aEtD_Q4WEBztohmNZpjf9xv59aaQ_jLO0V-SDB2N5e-2GzqFZN3J4Ii2dl11GBWBCmLa89nFUMX-KxXtTreI5QrS3ry6r5Q8VLUkMI22C11n6C842WU2ZqyNM79miuiTQBIH_nmwIHFMWedvfHk6ndTmUwYSPzDm7UVDFxPF21R8uHMjgpZeAxkPDTQK_8oqoJCBNIMXCXcUWkiFogE_M_TL6D7vIbkHRax48k7mNQVEPmZz8KB0lj9_xbagGXftFRWzfW0yHvxv90iSz2U=" -->Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-49741002793913347462015-06-09T18:30:00.001+02:002015-06-10T01:36:34.147+02:00Niósł ślepy kulawego, dobrze im się działo... <img src="http://d2bvlwydlh0wkj.cloudfront.net/files/2015/03/LECxLEG-620x347.jpg" height="358" width="640" /><br />
<br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">W ostatnich tygodniach trwa burza na argumenty, a czasami ich brak czy Lech ligę wygrał czy Legia przegrała. Jak to zwykle bywa w mediach i wśród kibiców zrobiła się z tego całkiem duża wojenka, bo jak wiemy oba kluby, albo się kocha albo nienawidzi. Wśród Poznaniaków wciąż trwa wielka euforia, a kibice w sekundzie zapomnieli z kim przegrywali w ostatnich latach w pucharach. W Warszawie natomiast ogromna stypa, choć patrząc na skład w jakim grał stołeczny klub przez cały sezon w lidze czy postawę Jagielloni wicemistrzostwo można uznać za spory sukces. Jedni walczyli jak lwy do ostatniej kolejki, drudzy lekceważyli rywali przez cały sezon. Lechowi należy się wielki szacunek za powrót na szczyt, za dwa zwycięstwa i remis w 3 starciach z Legią, za udowodnienie w bezpośrednich meczach kto był lepszy. No, ale hola hola czy kilka tygodni temu nie mówiliśmy, że nikt tego tytułu nie chcę, że znów ligi nie da się oglądać, a mecze są przekręcone? Okazuje się były już mistrz Polski przy beznadziejnej grze pod koniec sezonu, a raczej w całej rundzie rewanżowej był o krok od obrony tytułu. A więc słabość Legii czy siła Lecha?</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Dla Legii był to sezon paradoksów. </span><span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Z jednej strony świetne puchary, kapitalne występy w Europie, zwycięstwo w Pucharze Polski, z drugiej samogwałt z Celtikiem, lekceważenie rywali w lidze i utrata w kluczowym momencie najlepszego zawodnika Miro Radovica. To właśnie od tego momentu wszystko się posypało. Duda kompletnie nie spełniał oczekiwań, Masłowski nie przypominał zawodnika choćby z tonącego Zawiszy, a już wiemy, że w przyszłym sezonie klub ma zbawić 32-letni Hiszpan z 2.ligi hiszpańskiej. Nazwiska wybaczcie, ale nie zapamiętałem, a sprawdzić to już nie to samo. Jedno jest pewne - w żadnym wielkim klubie nie grał, podobno jest skrzydłowym, ale może grać wszędzie jeśli idzie o ofensywę. A jak na polską ligę ciągle młody! I może wystarczyć.</span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Sezon stołecznego klubu był łudząco podobny do tego sprzed trzech lat, gdzie tytuł odebrał Legii tak jak i teraz - między innymi Maciej Skorża. Wojskowi grali wówczas w europejskich pucharach jak w transie, a w lidze, pod koniec sezonu zanotowali kompromitujący zjazd w dół, zresztą sam przez siebie wykopany. Legia znów przegrała sama ze sobą, z własną pewnością siebie i z własnym ego. Co ciekawe wspomniany Skorża już po raz czwarty "zabiera" stołecznym tytuł, bo zrobił to dwukrotnie z Wisłą, raz z Legią i teraz z Lechem. Podobnie jak w roku 2012 "Wojskowi" zdobyli Puchar Polski, wyszli z grupy Ligi Europy, a mimo to na ostatniej prostej zabrakło koncentracji, umiejętności lub sił. Jak kto woli. Jedno jest jednak pewne. Historia zatoczyła koło. </span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Zmęczona Legia już od pierwszych kolejek ligi odpoczywała. Nawet w meczu o Superpuchar debiutowali młodzi, niedoświadczeni, nieograni. Skończyło się to wielką klęską z jednym z najsłabszych zespołów ligi. Mimo to Berg powtarzał swój błąd przez cały sezon, nie wystawiając w tzw. ekstraklasie swoich najlepszych podopiecznych i krytykując Górnika za wymuszone zmiany w składzie w końcówce sezonu, a do tego pokłócił się i z Dossą Juniorem i Miro Radoviciem i Orlando Sa. Czyli z trzema najlepszymi zawodnikami każdej formacji w Legii. Wojenki wewnątrz zespołu przeciągały się jak mecze polskiej reprezentacji, a żadna ze stron nie próbowała załagodzić konfliktów. Tym samym coraz częściej oglądaliśmy w lidze debiutantów lub w ataku Marka Saganowskiego, do którego szacunek mam ogromny, ale sami przyznacie nie te lata. W pucharach szło, a Berg jak to zagraniczny trener nie interesował się ligą, a areną międzynarodową. Jak to się skończyło? Dwie porażki w 3 meczach z Lechem, pogubione punkty z ligowymi outsiderami, 9 (!) porażek w lidze, co daje wstydliwy procent co czwartego przegranego spotkania i gra bardzo daleka od oczekiwanej. Słaba, mecząca, trudna do oglądania. Po prostu beznadziejna.</span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Lech sezon zaczął fatalnie i wszystko wskazywało na to, że tak jak w ostatnich dwóch latach po szybkiej katastrofie w pucharach, za późno obudzi się w lidze, a do mistrza znów zabraknie kilku punktów. Żenujący blamaż Kolejorza z islandzkim Stjarnanem odbił się szerokim echem w Europie, bo ktoś kiedyś jednak tę polską nazwę słyszał, przecież nie tak dawno ten sam klub pokonywał w pucharach Manchester City czy toczył pamiętne, waleczne boje z Juve. Tym razem poznańskie lokomotywy nie potrafiły jednak strzelić nawet bramki półamatorskiej drużynie, a zadowoleni kibice Legii aż do dwumeczu z Celtikiem śmiali się fanom Lecha w twarz. Potem już tak im humory nie dopisywały, bo mimo pogromu szkockiego zespołu zapomnieli zgłosić do gry byłego piłkarza odwiecznego rywala - Bartosza Bereszyńskiego. Spisek, mafia, niesprawiedliwość - krzyczeli fani Legii. Myśląc, więc o kolejnym sezonie w pucharach europejskich polskich drużyn naprawdę się boje. Znów zawody będą miały na celu wywalczenie mniejszej kompromitacji, brak porażki z kretesem i walkę przez małe "w". A kto wygrał w tym roku? Chyba jednak Lech, bo "Wojskowi" mimo, że odpadli w najgłupszy możliwy sposób to dalej w Europie grali i pokazali charakter. Chociaż oba kluby wyjątkowo się popisały przed europejską publicznością. Co wymyślą za rok? Przyznacie, ogarnia strach.</span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="background-color: white;"><span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">W końcu okazało się też, przy powszechnemu zdziwieniu kibiców, że Kolejorz liczył na więcej. Zdziwił nas wszystkich stwierdzeniem, iż celem był awans do fazy grupowej europejskich pucharów, czego jakoś nie dało się zauważyć w dwóch poprzednich sezonach, gdy Mariusz Rumak (mistrz i spadkowicz w jednym sezonie) przegrywał jak idzie wszystko co ważne i dostawał kolejne szanse kompromitacji. Tym razem anielska cierpliwość skorumpowanych działaczy Lecha, bo trzeba pamiętać, kto z kim pracował i kręcił lody - polecam spowiedź Fryzjera - zakończyła się, a władze Kolejorza doszły do wniosku, że jak Maciej Skorża nie zniszczy Legii to już tego nikt nie zrobi. Gdzieś po drodze na chwilkę jeszcze zatrudniono Krzysztofa Chrobaka, ale od dłuższego czasu było jasne kto obejmie stery i kto rozpędzi poznańską lokomotywę. Całe przedsięwzięcie udało się znakomicie, a mimo nie najlepszych początkowych wyników, widać było nową jakość. Drużyna Skorży bardzo powoli, mozolnie, ale regularnie budowała swoją siłę, której zwieńczeniem miały być potyczki z Legią. I tak w 25. kolejce w poznańskim kotle Kolejorz zagrał fantastycznie i potrafił w pełni wykorzystać błędy Legii, jak również wyglądającego jak ryba na piasku broniącego Malarza. Po tamtym, wygranym spotkaniu Poznań odżył, Skorża dał szatni nową siłę, a Hamalainen czy Douglas zaczęli grać tak dobrze jak nigdy wcześniej. To tamten mecz był punktem zwrotnym sezonu dla Lecha, choć można mówić również o przegranym Pucharze Polski czy zwycięstwie na Łazienkowskiej. Jednak prawdziwą wiarę Poznaniacy odzyskali po pierwszym zwycięstwie u siebie z odwiecznym przeciwnikiem.</span></span></span><br />
<span style="background-color: white;"><span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="background-color: white; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Z pełną świadomością można też wysnuć tezę, że Lech nie był tak dobry, a Legia tak słaba. Oczywiście piłkarsko zdecydowanie korzystniej spisywał się Kolejorz, ale to warszawski klub bardzo długo rozdawał karty, na własne życzenie oddając tytuł. Oprócz Skorży następnym winnym Legii okazała się Lechia, z którą stołeczni grać po prostu nie potrafią, co zresztą po raz kolejny pokazali. Największym winowajcą dla "Wojskowych" okazali się jednak jak zwykle oni sami, bo piłka była po ich stronie. Nie chcę umniejszać zasług Lecha, bo kulawy prowadził ślepego, ale nie jest to taki mistrz o jakim marzyłem. Dla porządku powiem - Legia też takim by nie była. Mimo to proszę zauważyć, kto zagrał 60 meczów w całym sezonie, jak się prezentował i że bez dzielenia punktów miałby tyle oczek co zwycięzca. To tylko potwierdza, że Lech to bardzo słaby mistrz, który musi się poważnie wzmocnić jeśli chcę pograć przynajmniej w fazie grupowej Ligi Europy. O tzw. Lidze Mistrzów nie wspominajmy, bo po pierwsze z Ligą Mistrzów nie ma nic wspólnego (grają 2-4 miejsca z różnych lig), a poza tym to dla nas sfera marzeń i nic więcej. Utopia. Nierealna kraina westchnień. Bo jeśli Lecha nie stać, by wydać 800 tysięcy euro na Sadajewa to jest to pokaz słabości i bezsilności. Jeśli dziś sięga po Dariusza Dudkę, którego półtora roku temu nie chciał, gdy sam zgłosił się do klubu, to wiedz że nie jest normalnie, a groteskowo. Paranoicznie.</span></span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Tymczasem w Legii rozpoczęła się rewolucja. Nad odejściem poważnie zastanawia się kilku zawodników, wielu stołeczny klub już </span><span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">nie chce</span><span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">, trwają zawirowania transferowe. Na pewno z drużyny byłego mistrza Polski odejdzie Helio Pinto, Inaki Astiz, spiker Wojciech Hadaj i bardzo prawdopodobne, że również Ondrej Duda, za którego Legia chce otrzymać 8, a Inter jest w stanie wyłożyć 6 mln euro. Natomiast Dossa Junior przeszedł dziś pomyślnie testy w Konyasporze i tam podpisze kontrakt. Oprócz tego niepewna jest przyszłość Kuciaka, który jeszcze nie wie, czy chce zostać, a Orlando Sa najprawdopodobniej wzmocni drużynę Miro Radovicia z drugiej ligi chińskiej. Póki co do stołecznego klubu dołączył węgierski król pola karnego - Nemanja Nikolić, ale już widać że trzonu zespołu z Łazienkowskiej nie da się utrzymać. </span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">O dziwo z byłego mistrza Polski wykopywani są zawodnicy, którzy temu zespołowi dali wiele pozytywnego. Ciągnęli ten wózek. Radović odszedł dla kasy, Junior - moim zdaniem najlepszy stoper ekstraklasy wyjeżdża, bo jest skonfliktowany z Bergiem, podobnie jak Sa. Strata Dudy nie będzie jakimś wielkim osłabieniem, natomiast ten zawodnik przynajmniej w pucharach, miewał przebłyski geniuszu. Do wyjazdu i tak za młody, za mało doświadczony, ale jeśli można na nim porządnie zarobić, to Legia daje mu wolną rękę. Miarka się przebrała w sytuacji Żyro, który ponoć ma oferty, a jest to zawodnik, który albo gra fantastycznie, albo tak beznadziejnie, że zęby wypadają. Akcja wyprzedaży trwa, promocje mile widziane, dokładnie tak, gdy klub przejmowało ITI. Oby wyniki i transfery były lepsze niż wówczas w pierwszym sezonie po przejęciu Legii. By po meczach pucharowych znów nie płakać, a cieszyć się. By liga przyspieszała, a nie hamowała. </span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Byśmy w końcu przestali się wstydzić, nie mówić o zwycięstwie kulawego nad ślepym, który rok temu był cyklopem, ale stracił oko w pojedynku z Bełchatowem, a zaczęli być dumni z polskiej (nie)skorumpowanej ekstraklasy. Na dziś jednak wygląda to smutno, dokładnie tak - jak w bajce Krasickiego: </span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<i><span style="font-family: inherit;">Niósł ślepy kulawego, dobrze im się działo,</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;"> ale że to ślepemu nieznośne się zdało </span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">Iż musiał zawżdy słuchać, co kulawy prawi,</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">Wziął kij w rękę: "Ten - rzecze - z szwanku nos wybawi".</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">Idą; a wtem kulawy krzyknie: "Umknij w lewo!"</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">Ślepy wprost i, choć z kijem, uderzył łbem w drzewo.</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">Idą dalej; kulawy przestrzega od wody </span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">Ślepy w bród: sakwy zmaczał, nie wyszli bez szkody</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">Na koniec, przestrzeżony, gdy nie mijał dołu,</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">I ślepy, i kulawy zginęli pospołu.</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">I ten winien, co kijem bezpieczeństwo mierzył,</span></i><br />
<i><span style="font-family: inherit;">I ten, co bezpieczeństwa głupiemu powierzył.</span></i><br />
<blockquote>
<div>
<span style="font-size: medium;"><br /></span></div>
</blockquote>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-37144385359366769542015-05-30T18:41:00.001+02:002015-05-30T19:04:13.726+02:00Finał DFB Pokal z polskimi akcentami w tle<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieFEkxiNe1DFuSkOKT2HoqaGM1EDGQmSsgQC9BS88m1p5jwxWyLKthNKiRy4wJ9b8aaSO-vsHoO_NK3SwvG2vRkMIdVqhx_wHXhCpI8opsHOvoaFGPblPmG6Z-5lj68yP9wM4cjD0rI3HI/s1600/klopp.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieFEkxiNe1DFuSkOKT2HoqaGM1EDGQmSsgQC9BS88m1p5jwxWyLKthNKiRy4wJ9b8aaSO-vsHoO_NK3SwvG2vRkMIdVqhx_wHXhCpI8opsHOvoaFGPblPmG6Z-5lj68yP9wM4cjD0rI3HI/s1600/klopp.jpg" /></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Dziś finał DFB Pokal polskich klubów. Borussia od początku swojego istnienia budowana była przez naszych rodaków, w latach 50. grało w niej kilkunastu zawodników o polsko brzmiących nazwiskach, a największymi legendami klubu są zawodnicy o biało-czerwonych korzeniach, chociażby Niepieklo czy Kelbassa. O historii najnowszej nie wspominając.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
To właśnie Polacy brali czynny udział w kształtowaniu się jednego z największych klubów niemieckich. Przed wojną w Zagłębiu Ruhry mieszkało wielu emigrantów z terenów polskich, którzy pracowali w kopalniach, hutach czy fabrykach. Warto pamiętać, że BVB, podobnie jak regionalny i odwieczny rywal Schalke było klubem założonym przez mieszkających w okolicy robotników, w dużej mierze Polaków.<br />
<br />
Inicjatorem dortmundzkiego zespołu była bowiem katolicka społeczność Dreifaltigkeit” (niem. Trójca Święta), utworzona dla asymilacji imigrantów z Polski . Piłka nożna, która w rozwijała się w ekspresowym tempie zyskiwała coraz więcej zwolenników. Początkowo polscy emigranci rozgrywali swoje mecze na placu Borsigplatz. Po pewnym czasie nasi rodacy wraz z innymi mieszkańcami Dortmundu - po kłótni z prowadzącymi klub księżmi spotkali się w dortmundzkiej piwiarni Zum Wildschütz i powołali do życia nowy twór sportowy – klub Ballspiel – Verein Borussia 1909 Dortmund .<br />
<br />
Jeszcze przed wojną barwy BVB reprezentował Marian Brzeziński, pierwszy pochodzący z Polski gracz żółto czarnych. W kolejnych latach nasi rodacy stanowili jedną z grup na stadionie Borussi, a w latach 40. i 50. nastąpił prawdziwy trend na piłkarzy pochodzących z naszego kraju. Gwiazdami BVB byli wówczas m.in.: Heinz Kwiatkowski, Elwin Schlebrowski, Max Michallek, Helmut Kapituliński, Alfred Kelbassa czy Alfred Niepekło. Dwaj ostatni strzelili w sumie dla Borussii ponad 200 bramek, a Niepieklo do ostatniego dnia swojego życia dumnie podkreślał swoje polskie korzenie.<br />
<br />
Natomiast w Wolfsburgu po II wojnie światowej osiadło mnóstwo Polaków, niezgadzających się na powrót do komunistycznego kraju. Niektórzy z nich znaleźli zatrudnienie w znajdującej się pod zarządem Brytyjczyków fabryce samochodów Volkswagen.<br />
<br />
Koncern Volkswagen przejął wówczas (Fabrykę Samochodów Rolniczych Tarpan) z Poznania, a wielu Polaków do dziś pracuje w macierzystych zakładach Volkswagena w Wolfsburgu i na odwrót -także Niemców w poznańskiej filii zakładów VW. Polskie akcenty nie były również bez znaczenia przy tworzeniu VfL. Przez lata Wilkami byli biało-czerwoni ulubieńcy trybun tacy jak Andrzej Juskowiak, Waldemar Kryger czy Krzysztof Nowak. A tym z najnowszej ery chociażby Jacek Krzynówek.<br />
<br />
Borussia powalczy o ostatnie i jedyne możliwe trofeum w tym sezonie. O godne pożegnanie Sebastiana Kehla i Jürgena Kloppa, natomiast Wilki o piękne zwieńczenie fantastycznego piłkarsko sezonu, jednego z najlepszych w historii klubu, ale również bardzo tragicznego roku. Trzeba bowiem pamiętać, że w ostatnim czasie fani Wilków pożegnali wielki talent w osobie Juniora Malandy, a także uwielbianą maskotkę klubu i na pewno zrobią wszystko, by godnie uczcić ich pamięć.<br />
<br />
Sobotni pojedynek finałowy to też kolejna szansa na zamknięcie ust krytykom Dietera Heckinga, tak krytykowanego, obrażanego i szkalowanego przez kibiców na całym świecie. Niemiecki trener jeszcze w momencie, gdy nie rozpoczął dobrze pracy z zespołem był przez fanów, między innymi Bundesligi zwalniany. Mało kto wierzył w jego sukces. Mało kto ufał, że jemu może się udać. Przecież Wolfsburg mógł mieć dobrowolnego trenera na całym świecie, a wybrał właśnie jego. Bez sensu - twierdzili kibice. Wicemistrzostwem trzeciej najlepszej ligi świata Hecking potwierdził jednak swoje umiejętności i klasę. Zaprezentował nowe rozwiązania, zmienił oblicze zespołu i pokazał, że z Wilka nie uczynisz barana.<br />
<br />
W tym sezonie Dortmund z Wołfsburgiem jeszcze nie wygrał. W pierwszym pojedynku obu drużyn, padł remis, natomiast w rewanżu górą były Wilki. Patrząc jednak na całe wydarzenie z punktu formy finalistów, faworytem jest drużyna Piszczka i Błaszczykowskiego, mająca za sobą kapitalną wiosnę. Wilki zagrają w specjalnych, nowych domowych strojach z sercem i numerem 19 pod szyją, oddających cześć zmarłemu zimą Juniorowi Malandzie. Warto też przypomnieć, że Wolfsburg nigdy nie zwyciężył w Pucharze Niemiec i że dopiero po raz drugi wystąpi w finale krajowego pucharu.<br />
<br />
Wilczy apetyt na sukces może jednak bardziej pomagać niż przeszkadzać. Jeśli bowiem Zieloni trofeum nie zdobędą nic się nie stanie. Osiągnęli w tym sezonie wiele, grają bez presji. W Dortmundzie sytuacja wygląda zgoła inaczej. Wszystkie kamery zwrócone będą w stronę Kloppa i Kehla, którzy po latach żegnają się z klubem beznadziejnym sezonem, a kibice nie wyobrażają sobie smutnego epilogu. Tego nie można przegapić. Bez wątpienia będziemy bowiem świadkami kapitalnego, ofensywnego meczu. Futbolu na tak. Berlin. Olympiastadion. Godzina 20. Do zobaczenia!Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-69647268312774972152015-05-29T19:24:00.000+02:002015-05-29T21:27:33.869+02:00Piłkarska maska (nie)sprawiedliwości<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<img src="http://www.westline.de/storage/pic/bilder/mdhl/automatischer-bildimport/mz-mlz-evz-gz/mz/muenster/1086517_1_MSSP-PAULI_FANS.jpg?version=1375284759" height="426" width="640" /><br />
<br />
<br />
Po historycznym już finale na stadionie Narodowym powoli opadają emocje, podobnie jak kurz i związana z całym przedsięwzięciem otoczka. Ostatni mecz Ligi Europy okazał się nieprawdopodobnym spektaklem piłkarskim, w zupełności spełnił oczekiwania nawet najbardziej wymagających kibiców, ale chcąc nie chcąc był również wydarzeniem politycznym, od którego odejść się nie dało. Fani Dnipro po raz kolejny manifestowali propagandę komunistyczną, wywieszając flagi banderowców, a zakichane służby porządkowe czyli po polsku mafie, służby i loże nie były przekonane czy zareagować. No i nie zareagowały.<br />
<a name='more'></a><br />
By lepiej zrozumieć popieraną, a już na pewno niezwalczaną przez UEFA ideologię komunistyczną musimy przypomnieć sobie kilka ciekawych historii z europejskich stadionów. Warto w tym miejscu przytoczyć, że finałowym rywalem zespołu z Dniepropetrowska była skrajnie lewicowa Sevilla, która od 1975 roku prowadzi w swoich szeregach "antyprawicowe" stowarzyszenie "Biris Norte” , opowiadające się za separatyzmem Andaluzji na Półwyspie Iberyjskim (podobnie wygląda sytuacja z Baskijskim Atletikiem). Fani Sevilli od lat z dumą rozwieszają transparenty oddające cześć Guevary, nieustannie propagując komunizm jako jedyny słuszny ustrój polityczny.<br />
<br />
<br />
Prawdziwy popis swoich deklaracji fani hiszpańskiego klubu pokazali przed dwoma laty w meczu ze Śląskiem . Na trybunach pojawiły się wówczas komunistyczne symbole, flagi,legendarny sierp i młot, a kibice wznosili doping słowami"witamy w Katyniu". Wobec wzburzenia niemal całej piłkarskiej Europy, przeprosin prezesa andaluzyjskiego klubu, UEFA nie zareagowała. Europejski związek piłkarski nie widział w tym nic złego, Sevilla nie otrzymała choćby najmniejszej kary, a fani Sevilli jeszcze po drodze skroili Śląskowi parę flag, za co zresztą w ostatnich dniach zostali ukarani przez wrocławskich narodowców - na każdym kroku promujących niepodległość. To właśnie ta suwerenność była powodem ataku kibiców andaluzyjskich podczas sierpniowego spotkania. Kibice Sevilli bowiem bardzo starannie wybierają sobie kolejnych rywali.<br />
<br />
Pamiętajmy też o tym jak traktowane są polskie kluby. Legia za literkę "S" na fladze grupy „Wild Boys” (przypominała logo SS) i tatuażu jednego z kibiców miała zamkniętą całą trybunę . Czcionka napisu była taka sama, jak stosowana przez nazistowskie Niemcy, co spotkało się z dezaprobatą UEFA. Lech otrzymał za to karę za wlepki w poznańskich tramwajach z napisem „Good night left side”. Według europejskiego związku oba zachowania były niestosowne i powszechnie nieakceptowalne, bo walczące z doktryną lewicową. Za liczne przewinienia związane z obrażaniem poglądów prawicowych, bo Sevilla to tylko przykład, kar jednak nie przewidziano. Prawdziwa niezawisłość.<br />
<br />
<br />
Na Półwyspie Apenińskim również bywa ciekawie. Po fuzji komunistycznych Włoch w latach 20. ubiegłego wieku powołano do życia klub Livorno. Najbardziej znaną organizacją kibicowską jest tam ultralewicowa „Brigade Autonome Livornesi”, która zrzesza fanów o czerwonych poglądach. Genialnie w całą otoczkę klubu przez lata wpisywał się Cristiano Lucarelli,co nie dziwne legenda "Amaranto". Znany napastnik występował z numerem "99" na koszulce, który przypominał rok założenia wspomnianej grupy kibicowskiej. Po strzeleniu gola wznosił w górę zaciśnięte pięści, symbolizując propagandę komunistyczną. Warto dodać, że jedną z jego ulubionych pieśni była muzyka ruchu robotniczego „Czerwona flaga”, a sam wielokrotnie podkreślał jak ważne są dla niego ostre, lewicowe poglądy, w duchu których został wychowany.<br />
<br />
Lucarelli za swoje wyczyny - przeróżne gesty komunistyczne w stronę kibiców - zwykle nie był karany. Uwaga skupiona była bowiem na Paolo di Canio, który był kompletnym przeciwieństwem napastnika Livorno. Legenda Lazio Rzym to wielki fan doktryny faszystowskiej, zakochany w dyktaturze Benito Mussoliniego, co prezentował stołecznym gestem salutu po zdobytych golach. Wielkość i częstotliwość kar obu panów była jednak nieporównywalna. Sama UEFA wielokrotnie tłumaczyła, że Lucarelli taki już jest, ale nic groźnego nie robi, więcej prowokuje, a di Canio to po prostu faszysta. Z jej tłumaczeń jasno wynikało, że komunizm to tylko kropla w morzu nieszczęść, jakie dał Europie Mussolini. Tak czy inaczej, sprawiedliwość była tu nieistotna. Sprawiedliwość - słowo tak obce najważniejszemu europejskiemu związkowi piłki nożnej.<br />
<br />
<br />
We Francji od lat zacięte boje tworzą niepoprawne politycznie zespoły Marsylii i PSG, Pierwsi z nich nie są tak skrajnie lewicowi jak wspomniane Livorno, choć z nim współpracują, ale zieją ogromną nienawiścią do stołecznego klubu. Temu zazdroszczą wielkich pieniędzy i uważają sposób prowadzenia klubu na zasadzie - każdego można kupić - za niekorzystny dla rozwoju futbolu. W PSG górują za to kibice prawicowi, dzięki czemu często w spotkaniach obu drużyn dochodzi do ostrych starć fanów. Wywiesza się transparenty, propaguje zarówno doktryny prawicowe, jak i lewicowe, trwa wojna na polityczne ideologie. I tak jak w poprzednich przypadkach promowanie komunizmu zakazane nie jest, faszyzmu już tak. Są równi i równiejsi. Mądrzy i mądrzejsi.<br />
<br />
Uwielbionymi przez konta głównych działaczy europejskiego związku lewicowego są też takie jak kluby jak PAOK, Celtic czy Partizan. W sierpniu 2012 komisja dyscyplinarna UEFA nałożyła na PAOK Saloniki karę roku dyskwalifikacji, jednocześnie zawieszając jej wykonanie na okres trzech lat za wtargnięcie kibiców greckiego klubu na płytę podczas meczu play off o fazę grupową Ligi Europejskiej z Rapidem Wiedeń. Wcześniej, grecki klub znany z patriotyzmu swoich fanatyków, wielokrotnie karany był za "faszystowskie i rasistowskie" oprawy. Ich kibice uchodzą już, z dużą pomocą UEFA za bandytów, stadionowych złodziei, podobnie jak wspomniani fani Celticu czy Partizanu.<br />
<br />
W Szkocji od lat trwa oczywiście "święta" wojna między katolickim Celtikiem, a protestantami z Rangers. Historia nienawiści sięga XIX wieku, kiedy wraz z emigracją podzielonych religijnie Irlandczyków z Zielonej Wyspy, rozpoczął się konflikt między oboma klubami. Wielu "Irishmanów" osiadło wówczas w Szkocji, w której podzielili dwa największe zespoły w kraju. Derby były zawsze gorące. Zdarzało się, że trenerzy, działacze i piłkarze obu klubów otrzymywali pogróżki, byli zastraszani.<br />
<br />
Wrogiem numer jeden Rangersów był swojego czasu Artur Boruc. Polak nie ukrywał wiary w Boga, szacunku do katolicyzmu, paradował też z flagami Celtiku i pokazywał obraźliwe gesty. W 2008 roku Boruc został ukarany przez komisję dyscyplinarną Scottish Football Association grzywną w wysokości 500 funtów oraz ostrzeżeniem. Późniejsze tłumaczenia i prośby skierowane do Polaka o spokojne zachowanie nie skutkowały. Boruc zbierał kolejne kary i... chodził zadowolony. Jednak wobec postawy drugiej strony, tej protestanckiej, bójek z kibicami fanów Rangers, negatywnych i obraźliwych wypowiedzi piłkarzy tego klubu na temat religii propagowanej przez Celtic, najwyższe piłkarskie władze nie reagowały lub robiły to bardzo rzadko. Najczęściej karząc palcem.<br />
<br />
Interesująco bywa też w Belgradzie. Polityka jest tu nieodłącznym elementem widowiska sportowego. Z karaniem bywa różnie, ale poglądy prawicowe/wolnościowe dużo częściej spotykają się z finansowym sprzeciwem. Bywa jednak tak, że kibice obu drużyn na chwilę połączą się, by zaśpiewać "Idziemy na Kosowo". W sektorze "Grobarich" możemy też zauważyć flagę Donieckiej Republiki Narodowej, która popiera politykę wojny Putina wobec Ukrainy. Derby w Serbii to nie tylko futbol. To często manifestacja. Możliwość pokazania swoich poglądów. Opinii, karanych nierówno.<br />
<br />
Przypadki można mnożyć. Przyznacie, że śmiesznie brzmi promowanie przez FIFA walki z rasizmem, w sytuacji, gdy podlegający jej związek walczy z "faszyzmem", ale komunizmem już nie. Tym bardziej, że ta cała wykwintna akcja "no to racism" broni tylko czarnoskórych piłkarzy. Nazwanie czarnoskórego zawodnika murzynem jest obrazą stanu. Najgorszym przewinieniem. Hańbą. Jednak nazwanie białego czy żółtego "białasem" czy "żółtkiem" już nie. I znów mamy do czynienia z jedyną słuszną tezą. Znów mamy do czynienia z promowaniem lewicowych ideologii.<br />
<br />
Najlepszym przykładem stricte lewicowego klubu było do niedawna St.Pauli. Doszło tam jednak do pewnych zmian. Początkowo uważany za socjalistyczny, komunistyczny i propagandowy wytwór, dziś łączy wszystkie środowiska kibicowskie. Co prawda większość kibiców ma lewicowe poglądy, ale patrząc realnie jest to połączenie zarówno rewolucjonistów, anarchistów, narodowców, niepodległościowców, konserwatystów, liberałów czy po prostu neutralnych fanów. Wolnomyślicieli, dla których liczy się tylko dobro klubu. A to powinno być naturalną podstawą.<br />
<br />
Doszło nawet do tego, że St.Pauli jako pierwsze zakazało wieszania na stadionie faszystowskich flag oraz śpiewania piosenek politycznych podczas spotkań. Niemiecki klub był też prekursorem wsparcia kibiców o trudniej sytuacji życiowej, związanej z uzależnieniami od różnego rodzaju używek i założycielem corocznych turniejów antyrasistowskich. Został szybko pokochany przez całą społeczność europejską, zyskując tym samym wielu nowych fanów na Starym Kontynencie .<br />
<br />
Zdarzają się też kraje piłkarsko apolityczne. Jednym z nich jest - co nie dziwi - Belgia, gdzie tylko zespół Standardu Liege od czasu do czasu wykaże się czymś niepoprawnym. Podobnie sytuacja wygląda w Holandii i Szwajcarii. Tam sprawy polityczne rzadko są afiszowane przez miejscowych fanów. Podobnych miejsc na świecie jest cała masa.<br />
<br />
Na pytanie czy kibice powinni mieszać się do polityki, jednej, słusznej odpowiedzi nie ma. Dla ludzi, którzy bardziej niż reszta społeczeństwa interesują się sprawami państwa, identyfikują się z danymi poglądami politycznymi, a do tego są - jak to fani - bardzo aktywni jest to bez wątpienia bardzo trudne. Tym bardziej jeśli w prosty sposób mogą swoje koncepcje przedstawić reszcie kibiców. Ze wszystkim trzeba jednak postępować racjonalnie. Mądrze. Z głową. Trzeba pamiętać, że najważniejszy jest futbol, emocje i że to on zawsze powinien być stawiany na pierwszym miejscu. Na najwyższym stopniu podium.Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-47878041029476626762015-05-28T18:46:00.000+02:002015-09-08T23:29:35.585+02:00Carski internacjonał, który podbił Polskę <img src="http://ocdn.eu/images/pulscms/NGQ7MDQsMCwzMiwzZTgsMjMzOzA2LDMxNCwxYmM7MGMsMTQwYjFjZmU3ZjBhYzUyZWRjMDEwZDcwOTc4ZTg0YmUsMSwxLDYsMA__/dc33979cb1f5b34c45fad13b8af04d1e.jpg" height="360" width="640" /><br />
<br />
Dawno, dawno temu, gdy sport w Polsce rodził się w bólach, a społeczeństwo dopiero zaczynało poznawać tę formę aktywności życia, postępowała fala migracji. Historia wędrówek ludów rozwijała się szczególnie w Europie na początku XX wieku. Wyjeżdżano z wielu setek powodów, zarówno z przyczyn społecznych, politycznych jak i ekonomicznych. Jednymi z bohaterów takiego stanu rzeczy była rodzina Bułanow, która w niepowtarzalny sposób zapisała się w historii polskiego futbolu.<br />
<a name='more'></a><br />
Był rok 1918. Jedna z setek wielodzietnych moskiewskich rodzin pogrążała się właśnie w smutku padającego za oknem deszczu. To co widziała, było przerażające. Ulice zdominowali żołnierze, karabinierzy, rewolucjoniści. Życie toczyło się 'normalnym' rytmem, a raczej takim niepostrzeżonym. Jak każdego zwykłego dnia jeździły tramwaje, czynne były kina, restauracje, odbywały się koncerty i występy baletowe. Bezpiecznie jak na wojnie, a raczej jak podczas przewrotu. Rewolucji październikowej.<br />
<br />
Rodzina Bułanow była załamana. Obawiała się najgorszego. Śmierci najbliższych i nadciągającej wojny. Nastoletni i niezwykle utalentowani sportowo synowie nie mieli złudzeń i chcieli wyjechać, by żyć bez strachu dnia następnego. Po długich rozmowach, wraz z najbliższymi podjęli decyzję − uciekamy do Polski. Rodzina natychmiast spakowała dorobek na wóz drabiniasty i udała się do Warszawy. Emigracja nigdy nie jest prosta. Nawet jeśli człowiekowi powodzi się z dala od ojczyzny to serce zawsze będzie ciągnęło do rodzinnego domu. Dom jest przecież zawsze tam, gdzie pozostały pierwsze wspomnienia. Jednak rodzina Bułanow miała jeszcze trudniej, bowiem ucieczka okazała się przejściem z deszczu pod rynnę, gdyż w Polsce władzę przejęli komuniści.<br />
<br />
Im trudniejsze warunki, tym więcej trzeba poświęcić pracy, by się do nich dopasować. Takie myślenie udało się w porę wpoić rosyjskiej rodzinie. Całą czwórka uczyła się w gimnazjum rosyjskim i zaczęła poznawać tajniki języka polskiego, rozwijając jednocześnie swoje umiejętności sportowe. Najzdolniejsi − Borys i Jewgienij integrowali się z polską młodzieżą zapisując się do podwarszawskich klubów. Później dołączyli do nich dwaj kolejni. Roman i Mikołaj podobnie jak pozostali spadkobiercy rodu Bułanow imponowali walecznością i determinacją. Każde spotkanie traktowali jak sprawę życia lub śmierci, jak ostatni mecz w karierze. Takie cechy pozwoliły im zdobyć szacunek w środowisku oraz rozwinąć swoją piłkarską karierę. W efekcie cała czwórka trafiła do klubu o uznanej marce, jakim była wówczas Polonii Warszawa.<br />
<br />
Jewgienij zachwycał również wszechstronnością. Występował zarówno w obronie, pomocy jak i w pierwszej linii. Imponował szybkością, ambicją, ofiarnością, błyskawicznym startem do piłki i łatwością w wygrywaniu pojedynków 1 na 1. Po fantastycznych występach w barwach nieistniejącej już Korony Warszawa, na spotkaniach której niezwykle często pojawiali się najważniejsi piłkarscy obserwatorzy w kraju, trafił do reprezentacji Polski. W kadrze zadebiutował 3 września 1922 roku w spotkaniu z Rumunią. Ciekawostkę stanowi fakt, że Jewgienij lub jak nazywano go w Polsce Jerzy, w tamtym czasie nie posiadał jeszcze polskiego obywatelstwa, a przed rumuńską granicą otrzymał paszport zawodnika Cracovii - Stefana Popieli, dzięki któremu przekroczył granicę.<br />
<br />
Debiut miał kapitalny. Kibice szybko go pokochali, obdarzyli kredytem zaufania i wszystko wydawało się cacy. Największym problemem, o czym piłkarz wspominał po latach, okazał się początkowy stres i hymn Polski. "Po raz pierwszy stałem z godłem Polski, słuchając w jakimś nabożnym, skupieniu wesołych tonów Mazurka. Czułem, że doniosłość tej chwili formalnie przytłacza, czułem się dziwnie mały. Była chwila, że chciałem krzyknąć rozpaczliwym głosem: - Puśćcie mnie! - i uciekać ile sił w nogach" - wspominał Rosjanin.<br />
<br />
Po pierwszym udanym nielegalnym spotkaniu w barwach nowej, przybranej ojczyzny, Jerzy, o którym chodziły słuchy, że z powodu nikłej postury, już przed meczami potrafił się spalać, grał coraz lepiej. W tym samym roku wraz z bratem - Borysem trafił do stołecznej Legii, gdzie obaj panowie zasłynęli głównie tym, że zagrali w meczu otwarcia nowego, jeszcze wówczas prowizorycznego stadionu CWKS. Zagrali jak cała drużyna "Wojskowych", czyli fatalnie. Mecz przypominał starcie nabuzowanych żołnierzy z profesjonalnymi piłkarzami, był pełen brutalnej gry, niezdrowych emocji, a Legia mimo kilku naprawdę solidnych podówczas zawodników została rozgromiona aż 0-3. Przeciwnik stołecznych - Wisła Kraków kończyła tamto spotkanie w 9, ponieważ gospodarze skupili się na łamaniu nóg przeciwnika, a nie grze w piłkę. Oba zespoły nie wykorzystały też jedenastek, podyktowanych przez sędziego Strzeleckiego, który wielokrotnie podkreślał, że była to "największa piłkarska awantura jakiej był świadkiem".<br />
<br />
Rok później w karierze Jerzego i jego braci zaszły duże zmiany. Najpierw wszechstronny zawodnik - wraz z rodziną przeniósł się do warszawskiej Polonii (po fuzji Legii i Korony), gdzie klub stawiał podwaliny pod nowy stadion, a następnie PZPN przystąpił do FIFA o zgodę dla Rosjanina o nowy, polski paszport. Oznaczało to, że Bułanow kolejny mecz w naszej reprezentacji mógł zagrać dopiero 5 lat później. Jeszcze w tym samym roku Polonia okazała się najlepszą drużyną grupy warszawskiej, gdzie pokazała wyższość nad Warszawianką i Legią oraz zwyciężyła w swoim pierwszym meczu nad rywalem z zagranicy - węgierskim Vasasok Sport Clubja 2:1.<br />
<br />
Już w roku następnym zrealizowano jeden z najbardziej absurdalnych projektów w historii "Czarnych Koszul". Zorganizowano bowiem mecz z najlepszą żydowską drużyną tamtego okresu - Haokachem Wiedeń. Spotkanie nie miało ani przez sekundę wymiaru sportowego. Prasa rozpoczęła wówczas niekończącą się dyskusję o pochodzeniu etnicznym, mniejszościach narodowych, w którą mimo woli wkręceni zostali nawet najbardziej znani politycy. Okazało się - już podczas spotkania, że "Hakoachowi" kibicowali warszawscy Żydzi, a "Polonii" stołeczni endecy. Na wypełnionych po brzegi trybunach (fanów było więcej niż miejsc na stadionie) doszło do zamieszek, które przerwała dopiero potężna, stołeczna ulewa. Wszystkiemu z bliska przyglądali się bracia Bułanow, którzy w sekundzie przypomnieli sobie dlaczego uciekli z Rosji.<br />
<br />
"Kłopot polegał na tym, że za kilka dni "Hakoach" miał grać z reprezentacją Warszawy i władze piłkarskie zastanawiały się, czy meczu nie odwołać. Mecz "Hakoachu" z kadrą Warszawy odbył się, ale został poprzedzony licznymi prośbami o spokój.... Środki zaradcze tym razem pomogły i mecz przebiegał w spokojnej atmosferze" - pisze w książce "Sport w II Rzeczpospolitej" Robert Gawkowski.<br />
<br />
Ponieważ PZPN zdecydował, że z powodu Igrzysk Olimpijskich 1924 nie odbędą się rozgrywki o tytuł Mistrza Polski, dlatego większość klubów skupiła się na rozgrywkach towarzyskich z zespołami zagranicznymi. Polonia zmierzyła się w tym czasie chociażby z dwiema najsilniejszymi ekipami z Turcji - Galatasaray (2:2) i Fenerbahce (3:4), a bracia Bułanow zbierali bardzo pochlebne recenzje. Płynnie znali już swój nowy, 'ojczysty' język, dzięki czemu doskonale radzili sobie w szatni "Czarnych Koszul".<br />
<br />
Kolejny rok przyniósł pierwsze rozgrywki o Puchar Polski, w których jednak Polonia szybko odpadła po nieudanym, derbowym spotkaniu z Warszawianką. Nie szło jej także w lidze, gdzie zakończono rozgrywki rozpoczęte w ubiegłym roku. Nic nie zapowiadało, więc przełomu i sukcesów, które przyniósł rok 1926.<br />
<br />
Końcowa tabela mistrzostw Warszawy 1926:<br />
1. Polonia Warszawa 17 46:17<br />
2. Warszawianka Warszawa 17 33:15<br />
3. Legia Warszawa 12 23:26<br />
4. Varsovia Warszawa 9 27:21<br />
5. Korona Warszawa 4 21:37<br />
6. Czarni Radom 1 14:48<br />
<br />
Na początku 1926 roku doszło do niecodziennej sytuacji. Otóż wybitny lwowski piłkarz i działacz PZPN Wacław Kuchar wysunął pod adresem Polonii oskarżenia o ukryte zawodowstwo, co mogło wiązać się nawet z dyskwalifikacją. W tamtym okresie "Czarne Koszule" z polskimi Rosjanami w składzie rozbijały kolejnych rywali, w tym Legię, którą rozgromili aż 6-1 czy Warszawiankę 6-4 po niezwykle dramatycznym spotkaniu. To właśnie po tym meczu składano całe setki protestów. Warszawianka prowadziła już 3-0, trzeciego gola strzelając ze spalonego, a potem nie zgadzała się z karnym dla Polonii przy wyniku 4-4, bo "faul był, ale nie ewidentny". Po tej sytuacji "protestanci" myślami byli już przy kolejnym bojkocie, zaczęli grać chamsko (otrzymali 2 czerwone kartki), stracili następnego gola i odnieśli porażkę. W pełni zadowoleni mogli być wówczas tylko tzw. kibice neutralni, którzy obejrzeli 10 bramek, szalony mecz i byli świadkami nieprawdopodobnych emocji.<br />
<br />
Do zwycięstwa w grupie warszawskiej Polonia potrzebowała wówczas jeszcze 4 zwycięstw, czego nie udało się osiągnąć, ale dzięki takiej samej liczbie punktów co Warszawianka, między oboma zespołami zarządzono dodatkowy mecz. Kolejne pasjonujące derbowe spotkanie zakończyło się wynikiem 5-5, "Czarne Koszule" rzutem na taśmę wyrównały w końcówce, doprowadzając do dogrywki. Tą jednak przerwano ze względu na zapadające ciemności, co było jak manna z nieba dla Polonistów. Sam Jerzy Bułanow po meczu podkreślał, że on i jego koledzy nie mieli już siły biegać, oddychali rękawami i nie mieli prawa tego wygrać. W dodatkowym meczu Polonia okazała się lepsza i po raz kolejny sięgnęła po tytuł mistrza stolicy. Wywalczonego jednak w wielkim bólu.<br />
<br />
Końcowa tabela grupy II mistrzostw Polski:<br />
1. Polonia Warszawa 8 20:2<br />
2. TKS Toruń 4 15:8<br />
3. 1pp Leg. Wilno 0 2:27<br />
<br />
W drugiej części rozgrywek mimo braku w najważniejszych spotkaniach kontuzjowanego Jerzego Bułanowa, Polonia dalej zachwycała. Z łatwością wygrała swoją grupę i tym samym wywalczyła pierwszy w swojej historii medal mistrzostw Polski. Teraz już chodziło tylko o jego kolor. W fazie finałowej "Czarne Koszule" mierzyły się z legendarną Pogonią Lwów i Wartą Poznań. To właśnie w tamtym okresie Borys Bułanow po raz drugi w karierze złamał nogę, co zakończyło jego piłkarską karierę. Jego bracia przyczynili się jednak w dużej mierze do największego sukcesu w historii klubu, którym bez wątpienia był tytuł wicemistrza Polski.<br />
<br />
Końcowa tabela grupy finałowe mistrzostw Polski 1926:<br />
1. Pogoń Lwów 6 13:5<br />
2. Polonia Warszawa 3 9:8<br />
3. Warta Poznań 3 7:16<br />
<br />
Rok 1927 Polonia, jak i bracia Bułanow mogą spokojnie zapomnieć. "Czarne Koszule" zaczęły widocznie upominać się o nowe transfery, nowe gwiazdy, ludzi, którzy potrafią grać w piłkę, przyciągnąć ludzi na stadion, a przede wszystkim rządzić w szatni stołecznego zespołu. Tam najlepiej radził sobie Jerzy Bułanow, który w roku 1928 wrócił do reprezentacji, a dwa lata później dzięki swojej fantastycznej postawie uznany został najlepszym polskim piłkarzem. Wyboru dokonał "Przegląd Sportowy". Międzyczasie Polonia przeprowadziła się na Konkwiktorską 6, gdzie gra do dziś, trenerem klubu został Czech František Koželuhm a w klubie zadebiutowała przyszła legenda "Czarnych Koszul" Władysław Szczepaniak.<br />
<br />
W obliczu światowego kryzysu, pieniędzy w klubie zaczęło brakować, a wyniki były coraz słabsze. Tym samym Polonia spadła z najwyższej ligi, ale pozostali w niej zawodnicy, którzy kochali ją mimo wszystko. Jerzy Bułanow, Szczepaniak czy Odrowąż byli piłkarzami, którzy mieli wyprowadzić Polonię z kryzysu i wraz z nowymi zawodnikami zrobić z "Czarnych Koszul" potęgę europejską. W roku 1932 doszło do ciekawej sytuacji. W przerwie spotkania Pogoni Lwów z Polonią trzej gracze stołecznych zostali pobici, jednak pod eskortą policji i w dźwięku lecących w ich kierunku wyzwisk piłkarze postanowili grać dalej. Polska odebrała ten gest jako "dowód męskości i prawdziwego hartu ducha"- wspomina Robert Gawkowski.<br />
<br />
W grudniu 1933 roku pierwszy raz w historii polska reprezentacja spotkała się z Niemcami, tracąc gola dopiero w ostatniej minucie gry. Szczególnie sensacyjni okazali się wówczas kapitanowie obu drużyn. Polską kadrę na boisko wyprowadzał Rosjanin z polskim paszportem - Jerzy Bułanow, Niemców pochodzący z Wielkopolski, syn polskich emigrantów i pierwszy strzelec gola na mundialu dla naszych zachodnich sąsiadów Stanislaus Kobierski. Smaczku całej historii dodaje fakt, że premierowego gola dla Polski na mistrzostwach świata zdobył mający korzenie niemieckie - Fryderyk Scherfke. Dziś bardzo wymowne, w tamtych czasach ze względu na 'wędrówki ludów' zupełnie normalne.<br />
<br />
Jakiś czas później, już po awansie i beznadziejnej grze znów przyszła degradacja Polonii. Zespół spisywał się fatalnie, był wielokrotnie wygwizdywany, ale Bułanow i Szczepaniak, dwa symbole klubu ani myślały z niego odchodzić. Szczepaniak został nawet kapitanem reprezentacji olimpijskiej, zastępując na tym zaszczytnym miejscu urodzonego w Moskwie obrońcę. Bułanow z opaską na ramieniu polskiej kadry zagrał w sumie w 17 spośród 22 międzynarodowych meczów tworząc wraz z Henrykiem Martyną jedną z najlepszych środkowych defensyw w historii polskiego futbolu.<br />
<br />
Stołecznym klubem zarządzał już wtedy polski dowódca wojskowy i polityk, działacz niepodległościowy płk. Kazimierz Sosnkowski (i często oglądał poczynania swoich podopiecznych z trybun, co było dość popularne wśród wysokich rangą funkcjonariuszy, nie inaczej było z J. Piłsudskim i Legią), któremu w końcu udało się wyciągnąć "Czarne Koszule" z poważnego dołka. Polonia wróciła do ekstraklasy, a fantastyczna kariera Bułanowa powoli dobiegała końca. Jurij wszechstronny był nie tylko na boisku. Od początku pobytu w Polsce, a raczej od momentu poznania języka, pisał nowele, opowiadania, artykuły. Nie było więc najmniejszych wątpliwości, czym zajmie się po zakończeniu pasjonującej przygody z piłką.<br />
<br />
W swojej karierze w Polonii Jerzy Bułanow rozegrał blisko 200 spotkań ligowych, został zapamiętany jako wzór gry fair-play, zawodnik o niesamowicie wysokim stopniu dyscypliny i charyzmy. Po zawieszeniu butów na kołku został oznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, zostając po drodze uznanym dziennikarzem sportowym. Przez chwilę był też trenerem Polonii, w której zasłynął tym, że nie przegrał żadnego derbowego meczu z Legią. Publikował w największych polskich gazetach, w jednej z nich wydał nawet swoje wspomnienia "11 Czarnych Koszul", napisał 2 książki, wydane jeszcze przed wojną. Jako jeden z pierwszych piłkarzy był <span style="background-color: #dbedfe; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 12px; line-height: 15.3599996566772px; white-space: pre-wrap;">.</span><span style="line-height: 15.3599996566772px; white-space: pre-wrap;">wykorzystywany w marketingu (świetne pocztówki reklamujące książkę o cukrze), a jego "Prawo Pięści" po wojnie trafiło na listę książek do usunięcia z bibliotek</span><span style="font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 12px; line-height: 15.3599996566772px; white-space: pre-wrap;">. </span><br />
<br />
Rosjanin z urodzenia pokochał Polskę od pierwszego wejrzenia. Umiłował nasz kraj jako swoją drugą ojczyznę, która z czasem stała się jego jedynym, prawdziwym domem. Niestety, podobnie jak z tej, z której pochodził musiał uciekać. Powodem była II wojna światowa, podczas której Bułanow był bardzo aktywny i walczył z okupantem, wchodząc pod już pod jej koniec do Armii Andersa. Po zakończeniu konfliktu zbrojnego wyjechał do Argentyny, gdzie nie zapominał o swojej przybranej ojczyźnie i związał się z polską emigracją.<br />
<br />
W latach 70. kontynuował pisanie do najpopularniejszych sportowych gazet w Polsce m.in. do "Piłki Nożnej", a podczas mundialu w 1978 roku gościł naszą kadrę narodową w swojej posiadłości w Buenos Aires. Zmarł dwa lata później.<br />
<br />
Jerzy Bułanow i jego bracia, choć Ci w mniejszym stopniu przeszli do historii polskiego futbolu jako "za wcześnie urodzeni". Kibice nie mieli cienia wątpliwości, że gdyby paczka polskich Rosjan przyszła na świat 10 lat później, Polska świętowałaby zdobycie medalu podczas Igrzysk Olimpijskich 1936 i mundialu rozegranego dwa lata później. To byli geniusze swoich czasów, Jedyni w swoim rodzaju. Wyjątkowi. Charyzmatyczni. Prawdziwi. Tylko ten problem z metryką...<br />
<br />Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-36525522327669490092015-05-26T18:23:00.000+02:002015-05-30T17:29:09.081+02:00Marność nad marnościami i wszystko w marność<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIQBIx5jz5zbR7k6UqVUe-6YJNkcTKlEcMAbdK9XCUd_BhUGjmDWj8yck138thNPY00Q1oJeyv6ujn8GTUCCl3RBSNdBqzsWCvBxnTErhTWW1wl6tei2DdFkNnKcU_bfsgKi7HQ8YddjqN/s1600/tabela.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="458" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIQBIx5jz5zbR7k6UqVUe-6YJNkcTKlEcMAbdK9XCUd_BhUGjmDWj8yck138thNPY00Q1oJeyv6ujn8GTUCCl3RBSNdBqzsWCvBxnTErhTWW1wl6tei2DdFkNnKcU_bfsgKi7HQ8YddjqN/s640/tabela.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
Lech liderem po 34 kolejkach po 1,5 punktu i czterech po 3. Patrząc jednak na cały sezon "Kolejorz" traci punkt do Legii, ale prowadzi, co w tym systemie rozgrywek jest po prostu chore. Według tabeli-wyliczanki oba zespoły mają taką samą różnicę goli - 28, ale czy ona też nie powinna być podzielona na 2?<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Zgodnie z zasadami naszego patologicznego systemu rozgrywek, równie dobrze po 30. kolejkach, moglibyśmy nie dzielić punktów na dwa, a zrobić to dokładnie 7 meczów później. Wówczas obecna struktura również byłaby pozbawiona sensu, ale już tak ze 4 razy mniej. Tak czy inaczej, logiki w tym nie ma żadnej, najlepsi tracą, przeciętni coś tam zyskują, a najsłabsi skaczą z radości. Przecież wystarczy się spiąć na ostatnie 2 miesiące. Przecież zespoły z miejsc 9-12 najczęściej o nic już nie grają i jeśli nie odpuszczą, to też nie będą miały zamiaru grać na śmierć i życie. Bo i po co?<br />
<br />
Warto się w tym miejscu zastanowić, czy dziś pasjonujemy się walką najlepszych polskich zespołów o puchary, bo o mistrza jeszcze pewnie tak, czy idzie za tym jakość, czy jedynie ilość. Nagle okazuje się, że miesiąc czy półtora rozgrywek ważniejsze jest od całego sezonu. Okazuje się, że nie warto być w najlepszej swojej formie przez cały rok, a jedynie wtedy, gdy jest ciepło... nie tylko na dworze. Przecież Pogoń dzięki swojej heroicznej postawie w meczach o półtora punktu zapewniła sobie przed paroma tygodniami wakacje dużo wcześniej od reszty. Jest ósma, nie walczy o nic, gra, bo gra, kasa się zgadza. A to przecież najważniejsze.<br />
<br />
Kolejnym paradoksem jest fakt, że wspomniana ósma Pogoń z grupy mistrzowskiej - już po sprawiedliwym podziale punktów ma o 5 oczek mniej od 9 Piasta, 10 Cracovii i o 2 mniej od 11 Podbeskidzia, 12 Łęcznej, a nawet 13 Ruchu. Krótko mówiąc, wciąż powinna walczyć o utrzymanie zamiast zespołów, które biją się już tylko o kilo marchewki. Ale pamiętajmy, stawka jest ogromna. Zwycięstwo w grupie spadkowej polskiej tzw. ekstraklasy. Czy będą za to medale?<br />
<br />
Z drugiej strony, patrząc na rządy naszego nieszczęśliwego kraju, którego los ma odmienić nieznany dotąd szerszej publiczności, oczywiście poza tą piłkarską - Ondrej Duda, kształtowanie świadomości patologicznej w ... patologii nie może dziwić. Będąc Polakami, powinniśmy być przyzwyczajeni, że wygrywając w danej dziedzinie, albo będąc po prostu najlepszymi, zawsze będziemy mieć pod górkę. Jeśli porządnie zarobisz, więcej oddasz państwu, jeśli jesteś przeciętniakiem to Cię zaboli, ale za chwilę możesz nadrobić straty do najlepszego, po to, by być bardziej okradanym. No i oczywiście trzecia możliwość. Jeśli nie pracujesz, dostajesz zasiłek. Dokładnie tak jak w tzw. ekstraklasie.<br />
<br />
Nie chodzi tu oczywiście o marki klubowe, bo nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy mówimy o Legii, Lechu czy o FC Bydło, ale o resztki uczciwości i sprawiedliwości. Sprawa idzie o to, że mistrzem Polski powinna być drużyna, który zdobędzie najwięcej punktów, a spadkowiczem ta, która tych oczek nazbiera najmniej w ciągu 37 kolejek o trzy punkty. To wszystko jest tak proste, że w naszych warunkach aż niewiarygodne. Oczywiście dziwnym trafem, może tak się zdarzyć, że moje marzenia o normalności się sprawdzą, ale będzie to zapewne tylko wypadek przy pracy. Ważniejsze jest bowiem, by zespół dał radę nie skompromitować się w 20% spotkań w ciągu sezonu, a te pozostałe 80 jest jak wiemy - rozgrywane tylko dla alibi.<br />
<br />
Warto też przypomnieć, że zwycięstwo spotkania w fazie zasadniczej, któro wyceniane jest na 1,5 punktu, oznacza mniej niż 2 remisy w fazie finałowej. Czego to jednak finał, skoro dzielimy, odejmujemy, zabieramy. Chyba niesprawiedliwości sportowej. Ktoś sobie naprawdę z nas-kibiców robi jaja. Śmieję się nam twarz. i liderującym drużynom też. Kopie wygrywającego, podaje rękę słabszemu, który na to nie zasłużył - mówiąc; <i>"spokojnie, to była tylko rozgrzewka".</i><br />
<i><br /></i>
Jestem jednak zdania, że mistrz zawsze się obroni, tonącemu trzeba rzucić koło ratunkowe, ale wszystko zgodnie z jakimiś racjonalnymi regułami. Jak już koniecznie chcemy te punkty dzielić, co jest tak uczciwe jak korupcja w polskiej piłce, to tylko grupie spadkowej. Niech jeszcze te drużyny mają szansę, może rzeczywiście będzie ciekawiej. Ale nie na pewno po 30. kolejkach, a gdzieś w połowie sezonu. Chociaż i to moim zdaniem nie ma racji bytu. Najlepiej grajmy cały sezon bez jakiegoś dziecinnego, pozbawionego sensu i nielogicznego systemu. Tak dla większej ilości meczów, tak dla większych emocji. <span style="color: #cc0000;">NIE dzieleniu punktów po 80% sezonu! </span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ_GT851io827nKsVZXAutGuX5W2P7eBOPTbycSlAiF7H4bWcS7xqUchWJxsrOSsruuzCaw7JoqfKm3sCKVEZkbmzLfqf8FZ9O9-DLPN-wu1rUNH-G1op05jmgyDFQsekyWbPzkfsFwwp8/s1600/oj.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ_GT851io827nKsVZXAutGuX5W2P7eBOPTbycSlAiF7H4bWcS7xqUchWJxsrOSsruuzCaw7JoqfKm3sCKVEZkbmzLfqf8FZ9O9-DLPN-wu1rUNH-G1op05jmgyDFQsekyWbPzkfsFwwp8/s640/oj.jpg" width="508" /></a></div>
<br />
<br />
By jednak być całkiem sprawiedliwym, o co nie wiem dlaczego w polskiej lidze proszę, warto jeszcze na chwilę pochylić się nad niewydrukowaną tabelą - prowadzoną przez największy piłkarski portal internetowy. Otóż, gdyby sędziowie byli cyborgami, nie mylili się lub robili to dużo rzadziej po 33. kolejkach liderem byłby z 57 punktami (bez podziałów) Lech, na drugim miejscem znalazłaby się z trzema oczkami mniej promowana przez arbitrów Legia, a na trzeciej pozycji Jagiellonia - też 54 punkty.<br />
<br />
Opierając się na tych wyliczeniach, które raczej można uznać za wiarygodne i powszechnie akceptowalne, na dole tabeli doszłoby do prawdziwej rewolucji. I tak na tę chwilę z ligi (bez podziału punktów) spadłby Ruch i Zawisza, a równie mocno zagrożony byłby Bełchatów. Ranking ten uwzględnia również sytuację pochwalane przez niezawisły PZPN-owski system kar, które powinny być odgwizdane i zwalczane. Jak chociażby ze spotkania Legia - Jagiellonia, gdzie panowie sędziowie niestety nie wykazali się swoim sokolim wzrokiem.<br />
<br />
Tak czy inaczej emocje na końcu tzw. sezonu ekstraklasowego, bo jak ustalaliśmy ten ogórkowy już minął, będą ogromne. Kibice będą szaleć, piłkarze wylewać ostatnie poty, a sędziowie walczyć z przepisami. Wszystko to później ładnie skomentuje sympatyczny pan Sławek, który jako jedyny doświadczony polski arbiter nie brał udziału w korupcji, tłumacząc nam dlaczego jego podopieczni są tak słabo przygotowani do spotkań ligowych. Być może tak słabo jak piłkarze, ale to już temat na zupełnie inną historię...<br />
<br />
<br />
<br />Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-40463146841757527082015-05-25T23:20:00.000+02:002015-05-27T01:24:11.284+02:00Gaaczeret Gruzjo! <img src="http://i2.wp.com/www.psnfutbol.com/wp-content/uploads/2015/04/epolanski2.jpg?resize=1000%2C600" height="384" width="640" /><br />
<br />
Selekcjoner Nawałka powołał polskich grajków z lig zagranicznych na czerwcowe spotkanie eliminacyjne z Gruzją oraz towarzyskie z Grecją w Gdańsku. Co zabawne w kadrze jest aż 4 bramkarzy, w tym Wojciech Szczęsny, który ostatni ligowy mecz rozegrał tak dawno, że aż... nie chce mi się grzebać w trupach.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Najwidoczniej Nawałka nie może zdecydować się czy woli najlepszego bramkarza zakończonego sezonu Championship - Boruca, czy drugiego najlepszego golkipera Premier League - Fabiańskiego, czy będącego w świetnej formie (ostatnio 3 mecze z czystym kontem i zasłużone pochwały przez cały sezon) Tytonia. Powołuje Szczęsnego, być może z powodu kolejnej randki z Tytoniem, być może dlatego, że kiedyś tam był dobry, ale w takim razie można zapytać: gdzie jest Dudek?<br />
<br />
<br />
Patrząc na dalszą część powołanych, można spokojnie kontynuować rechotanie. Wśród obrońców zobaczymy nazwisko 'Polaka' z krwi i kości Thiago Cionka, któremu czasem coś wyjdzie w Serie B (choć już chyba nie Serie B), a ze względu na jakieś animozje, znane tylko selekcjonerowi Nawałce brakuje nazwiska Wasilewskiego (chodzą słuchy, że kontuzja) - tego potężnego Pana - 35-latka siejącego postrach w Premier League. Oczywiście na powołanie trzeba zasłużyć dobrą grą, regularnymi występami i wysoką formą - tak jak byście zapomnieli.<br />
<br />
<br />
Kontynuując przegląd naszej "zagranicznej siły Nawałki" zobaczymy, że zamiast wyżej wymienionego Wasyla, który mógłby godnie zastąpić Glika, szansę ma dostać (taką tylko teoretyczną-treningową) Komorowski. Nie od dziś wiadomo jednak, że w kadrze promowany jest niejaki Thiago z Kurytyby i że to właśnie on, jeśli będzie cały i zdrowy zagra z Gruzją. Mało tego, to Brazylijczyk ma zbawić polską defensywę!<br />
<br />
<br />
Warto zauważyć, że po przerwie do kadry wraca Piszczek, który niejako zajmie miejsce Olkowskiego - tego dobrego koziołka z Koln i słabego z reprezentacji. Forma prawego obrońcy jest wciąż daleka od oczekiwanej, ale w przeciwieństwie do Kuby, o którym później, Piszczek otrzymuje szansę powrotu w nie najlepszej dyspozycji. No cóż, są przecież równi i równiejsi.<br />
<br />
<br />
Idąc dalej, przychodzi czas na perełki. Peszkę w kadrze da się jakoś zrozumieć, coś tam strzelił ostatnio i w reprezentacji też nie zawiódł. Mączyńskiego nie grającego w klubie trudniej, jeśli ktoś potrafi, niech pomoże. Natomiast powołania Kuby Błaszczykowskiego realnie wytłumaczyć się nie da. Najpierw został z kadry wykopany, potem miał wszystkich przeprosić i ogłosić, że nie chce być już kapitanem, bo Lewy bardziej nadaje się na to stanowisko, a teraz ma być ważnym ogniwem w zespole. Teatralny brak konsekwencji.<br />
<br />
<br />
Sytuację można było rozwiązać w bardzo prosty sposób. Nawałka mógł powiedzieć: <i>"Kuba, jeśli Ci nie pasuje, to do widzenia, jeśli masz się obrażać, nie potrzebujemy Cię"</i>, albo <i>"jesteś ważnym ogniwem tego zespołu, wracasz, znów jesteś kapitanem"</i>. Nasz selekcjoner zdecydował się jednak bardzo ładnie to wszystko ze sobą połączyć i stworzyć kogel-mogel. Niestety bez cukru.<br />
<br />
<br />
Czy wobec takich decyzji przywódcy naszej drużyny narodowej możemy spodziewać się za chwilę powrotu Polanskiego? Otóż, wcale niewykluczone. Ojgen podobnie jak wcześniej Kuba usłyszał już od selekcjonera (choć Kuba raczej poznał po czynach), że jest niepotrzebny, zły, nie czuje się Polakiem, bo klub nie chce go puścić na spotkanie kadry poza terminem FIFA. Potem pomocnik podobno został niesłusznie oskarżony, że wypiął się na kadrę, więc postanowił się na nią... wypiąć ładnie dziękując za grę w kadrze Nawałki. Zamieszanie niezwykłe. Jak z Kubą. Najpierw <i>"nie chcemy Cię, spadaj"</i>, a dziś...<br />
<br />
<br />
A dziś Polanski ma za sobą najlepszy sezon w karierze. W swojej prawdziwej-niemieckiej ojczyźnie pięciokrotnie trafiał do siatki w całym ligowym sezonie, co jest jego życiowym rekordem. Oprócz tego spośród wszystkich Polaków i zawodników Polakami nazywanych, zagrał najwięcej minut w Bundeslidze. Wyprzedził nawet Lewandowskiego, a oceny za jego występy były porównywalne z najlepszymi notami największych fachowców na jego pozycji w Niemczech. Jak bumerang wraca konferencja Ojgena przed meczem z Czechami, gdy pomocnik niecenzuralnie wypowiadał się co trzeba zrobić, by grać lepiej. A trzeba... No sami wiecie.<br />
<br />
<br />
Także pamiętajmy. Gdy przeminie już bezinteresowna miłość do Mączyńskiego, gdy Jodłowiec znów zacznie kopać nie po tych kostkach co trzeba, los Ojgena może się odmienić. Nie takie cuda już polska piłka widziała. Paszport przecież w portfelu, miłość ponoć łaskawa, a bliźniemu trzeba wybaczać. I vice versa. Obaj panowie mogą zostać jeszcze przyjaciółmi, a Polanski jak Kuba może usłyszeć <i>"słuchaj potrzebujemy Cię, zmieniła mi się koncepcja, z tobą wygramy, bo nie mam kogo wystawić</i>". Ach, jak cudownie. Piona. Razem, ale bez zasad.<br />
<br />
<br />
Oczywiście, już poza moimi nic nie wartymi wypocinami, znów należy przypomnieć, że kadry nie prowadzę i nie mam do nich żadnych praw szkoleniowych. Jestem tylko 'niezwykłym' kibicem. Znów warto zaznaczyć, że póki co Nawałka daje radę, wygrywa, prowadzi, ale też podejmuje decyzje dziwne.<br />
<br />
<br />
Był już taki czas, że miałem nadzieję na proste i uczciwe zasady. Przyszła nowość, zapowiadało się ciekawie. Proste w sumie są. Promujemy 'swoich' nawet, gdy grają jak patałachy (Cionek, Olkowski, Peszko, Mączyński) i nawet wtedy, gdy są lepsi od nich. Uczciwe raczej nie, o czym wspominałem wcześniej na przykładzie Ojgena i Kuby.<br />
<br />
<br />
Największą bolączką naszych rezydentów drużyny narodowej w ostatnich latach było to, że nie mieli koncepcji. Polska grała beznadziejnie, choć pasuje tu inne słowo, ale stabilnie. W pewnych momentach selekcjonerzy wariowali. Powoływali kogo się dało, by tylko łatać dziury. W kadrze swojego czasu brakowało tylko Chińczyków, którzy w pogoni za kolejnym opakowaniem Lubelli, skakaliby do głowy wyżej niż nasi wieżowcy.<br />
<br />
<br />
Nawałka wygląda na człowieka zdyscyplinowanego, odważnego, prawdziwego dowódcę, ale już się gubi. Niby stawia, jak wspomniałem na jednych i tych samych, którzy dawali mu sukcesy, ale...nie do końca. I tu znów pojawia się Kuba. Przed sekundą nie był kadrze potrzebny. Prze chwilą był "symbolem klęski Biało-Czerwonych". To nie było fair. Tak nie zachowują się ludzie z jajami. Tak nie zachowują się prawdziwi mężczyźni. Szacunek dla Błaszczykowskiego, który to wszystko przetrwał i który na pewno wróci jeszcze silniejszy.<br />
<br />
<br />
A panu Adamowi życzę serdecznie, by niczym niepoparte moje zarzuty wraz z reprezentacją obronił na boisku. By trzymał w ryzach drużynę jak na samym początku eliminacji i każdego dnia pokazywał zawodnikom kto tu rządzi. By na treningach były krew, pot i łzy, a po meczach kwalifikacji uśmiech, pot i euforia. Bo przecież o to nam wszystkim Polakom chodzi. By nie musiał pan zaśpiewać, jak poprzedni nasi selekcjonerzy: <i>"Kółko graniaste, czworokanciaste, kółko nam się połamało, cztery grosze kosztowało,a my wszyscy bęc!"</i><br />
<br />
<br />
By oglądało się łatwiej. I to nie dzięki jakości HD....<br />
<br />
<br />
<div>
<br /></div>
Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-92157945614006542612015-03-30T17:39:00.000+02:002015-03-30T18:49:26.693+02:00Do Francji przez Dublin czyli Sławek i (nie)przyjaciele<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEiKqDzEQhCbiBJv9kKqSd2MDXQjLhg5smbIhdfxyVVFy9DZd1yGq4iHfqLIm6wS5PS6CrTTDSrW3cTDJ5bYw7plL-wi6iaPsUvpIyIN6OOK2r3xPjqyM9Ot-5-yk5smXNhZAXUFhBuYwunxgFrG_xOu4AlUhQfngPRpjjlH1aj_-IR4vWW_v-x6mUzELjeYEzmDAHSnbPp7=" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://bi.gazeta.pl/im/0/7012/z7012430Q,Mecz-Polska---Irlandia-Polnocna-w-Chorzowie.jpg" height="360" width="640" /></a></div>
<br />
W Dublinie mieliśmy kupę szczęścia. Przy aplauzie tłumów polskich kibiców, którzy nie czekając na polską Irlandię, sami udali się do mejsca docelowego nasza (nie)podrabialna reprezentacja zagrała po prostu. beznadziejnie. Kluczem do takiej oceny była oczywiście gra defensywna, przyjazd autobusem pod własną bramkę i obrona Częstochowy. Jak się okazało, już w trakcie meczu, dla wielu zawodników pierwszej jedenastki pojazd okazał się zbyt mały. Autobus był tak naprawdę minibusem do którego niektórzy się nie zmieścili i tym samym nie dojechali na mecz. A miało być tak pięknie...<br />
<a name='more'></a><br />
Autobus, a raczej jak już ustaliliśmy minibus, zdecydował pojechać autostradą w kierunku Francji przez Irlandię, konkretniej przez Dublin. Po kilkudziesięciu minutach wyjątkowo męczącej trasy okazało się, że jedzie na zaciągniętym ręcznym, a droga jest płatna. Pojazd do tego momentu dzielnie walczył o utrzymanie prędkości, broniąc się z całych sił przed mandatem za zbyt wolne tempo. Kierowcy, którzy prowadzili na zmianę, czując, że coś jest nie tak, a samochód nie jedzie tak jak powinien, spojrzeli tylko po sobie, by rzec: <i>nie ma co kombinować, jakoś dojedziemy</i>.<br />
<br />
Podczas wyczerpującej jazdy jeden z pasażerów wyjątkowo się nudził. Był ciemnym blondynem o niebieskich oczach, uwielbiał rajdy prawą stroną niemieckich autostrad. W Polsce śmigał <i>siedemnastką,</i> pokazując plecy innym uczestnikom ruchu. Pan Sławek, bo tak miał na imię, kierowcą był bez wątpienia szalonym, ale też mocno średnim. Umiejętności sterowania pojazdem nie mógł zaliczyć do swoich atutów, bowiem do jego najważniejszych atrybutów należała szybkość. Za kółkiem czuł się jak Krecik w ziemi, ale ubolewał nad jednym - nie mógł spożywać napojów wyskokowych. Tego dnia był jednak gotowy. Wyspany, wypoczęty, pełen energii, postanowił: <i>jadę!</i><br />
<br />
Wśród pasażerów nastąpiła konsternacja. Plan był jasny: <i>"nie ważne jak, istotne, by dojechać, nie potrzebujemy "krejzoli", ruch ma być jednostajnie opóźniony, przecież nigdzie nam się nie spieszy"</i>. Szalony Sławek miał jednak inne zdanie. <i>Tak być nie może</i> - pomyślał i z impetem ruszył przejąć stery najwolniejszego, a zarazem najwygodniejszego pojazdu świata. Nieobliczalny pomocnik kierowcy czuł podniecenie. Sił dodawała mu ciągła krytyka pasażerów, uwielbiał też dźwięk klaksonu wypływający z mijanych samochodów. <i>"Prawoskrzydłowy"</i> - jak na niego mówiono miał jeszcze jedną zaletę, Pięknie się uśmiechał i tym właśnie przekonał kierowców. Mógł prowadzić, skakał z radości, był w siódmym niebie, W końcu nastał jego czas...<br />
<br />
Sławek z pasją szybko zwolnił ręczny, ruszył prawą stroną, to był jego dzień. Z łatwością mijał kolejnych rywali, a gdy ci wydawali się zbyt cwani, on dodawał gazu. Nie ustępował przeciwnikom na krok, jego nieustępliwość imponowała kolegom. Wreszcie poczuł swoją prawdziwą szansę. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale postanowił spróbować. Poszedł więc na całość. Z niemal zerowego kąta i to lewą nogą, która mu dotąd służyła jedynie do tupania na miejskich dyskotekach, huknął jak z armaty. Ryzyko się opłaciło, Polacy aż podskoczyli z radości, a Sławek jechał dalej dumny jak paw. Szczęście jednak nie trwało długo.<br />
<br />
Mimo wszechobecnej radości i uśmiechu na twarzy kolegów prawoskrzydłowy został wycofany ze sterów. Decyzji do końca nie rozumiał, ale jego dobry kumpel, który w ukryciu uczęszczał do wieczornego liceum, a ostatnio przerabiał potop szwedzki wpadł na genialny pomysł i stwierdził: <i>"Mamy czego chcieliśmy, silnik zaraz wyskoczy. Czas na obronę Częstochowy!"</i> Ów kolega przekonany, że racja jest po jego stronie, przekonał pasażerów. Nie miał z tym większego problemu, znał ich w końcu znakomicie. Dużo lepiej od Sławka, który był lubiany, ale nie do końca traktowany poważnie. Trochę jak przedszkolak w gronie zawodowych kierowców. Sławkowi nie przeszkadzało, że nie byli to prawdziwi wojownicy, a raczej tacy z piaskownicy.<br />
<br />
Teraz jechali znacznie wolniej, a hamulec ręczny znów został zaciągnięty. Po zadaniu jednego ciosu, wycofali się i zaczęli modlić, by za kolejnym zakrętem była ziemia obiecana. Rywale atakowali, próbowali wyprzedzać, a przede wszystkim wygrać. Nasi oczami wyobraźni widzieli już wieżę Eiffla, oprowadzali rodziny po Parc des Princes, a tymczasem zapomnieli, że nadal trzeba jechać. Nie zwalniać, nie cofać się, nie zawracać na autostradzie, ale jechać. Droga była jednak wciąż bardzo odległa.<br />
<br />
W końcu Irlandczycy, zwani wcześniej rywalami lub przeciwnikami, zaatakowali z impetem. Wyprzedzając naszych przejechali boleśnie po karoserii, dając dziwny pokaz siły. <i>To nie było wejście clean. To było wejście McClean </i>- skwitował błyskotliwie jeden z Polaków. Przy kolejnych próbach Wyspiarze trafiali na słupki. Biało-Czerwoni byli cwani i wiedzieli kiedy odpuścić. Wobec zbliżających się pachołków zwalniali, by po chwili odpoczynku znów walczyć o... utrzymanie prowadzenia. O jego zwiększeniu nie było nawet mowy. Nie mieli na to bowiem ani specjalnych okazji, ani wybitnych chęci.<br />
<br />
W ostatnich minutach boju Irlandczycy zapomnieli o zasadach fair play. Chcieli po prostu wygrać. Wyspiarzy nie interesowało, czy zrobią krzywdę rywalom, byli ostrzy jak brzytwa. Momentami przesadzali. Ni stad ni zowąd na placu boju pojawiło się kilku panów w pomarańczowych koszulkach. Być może znajdowali się tam już jakiś czas, ale nikt na nich nie zwrócił uwagi. Obie reprezentacje nie przejmowały się tym za bardzo, wzięły ich za robotników. Ci jednak okazali się wyrachowanymi podstawionymi policjantami, którzy mieli odebrać Polsce zwycięstwo.<br />
<br />
Tak się też stało. Waleczni Irlandczycy przy pomocy watahy ze skorumpowanego związku sportowego osiągnęli remis. Obie kadry na metę wjechały co prawda w jednym momencie, ale Polacy dzięki wcześniejszym wynikom wciąż są bliżej wyjazdu do Trójkolorowego kraju. Po niezwykłych emocjach, to goście byli bardziej zadowoleni, choć trzeba przyznać, że za dynamikę jazdy powinni zostać zdyskwalifikowani. Nasi powtarzali:<br />
<br />
<i>Szanujemy punkt.</i><br />
<i>Trudny teren.</i><br />
<i>Cieszymy się z punktu.</i><br />
<i>Irlandczycy grali ostro.</i><br />
<i>Byli silni i waleczni.</i><br />
<i>Jesteśmy ambitni.</i><br />
<i>Sędzia nas okradł.</i><br />
<i>Wszyscy mieliśmy gorączkę. </i><br />
<i>To był zamach. </i><br />
<i>Autostrada była nierówna.</i><br />
<i>Minibus za mały.</i><br />
<i>Pogoda nie sprzyjała.</i><br />
<i>Nie brakuje kontuzji.</i><br />
<i>Wyciągniemy wnioski.</i><br />
<i>Pozbieramy się.</i><br />
<i>Będziemy lepsi.</i><br />
<i>Potrzebujemy czasu.</i><br />
<br />
Jeden z naszych, utalentowany młodzian o imieniu Arek nie mógł jednak znieść głupot wypowiadanych przez jego kolegów i w języku tulipanów skwitował: "<i>O Holender! Nie szukajmy winnych, tam gdzie ich nie ma. Zagraliśmy po prostu za słabo"</i>. Tym samym zaskarbił sobie szacunek kibiców, którzy musieli oglądać to żałosne widowisko.<br />
<br />
Już po zakończeniu spotkania Polacy spostrzegli się, że jakoś ich mało. Miało grać jedenastu, powołanych było jeszcze więcej, a im kogoś brakowało. Dzięki niesamowicie rozbudowanej i szybkiej akcji detektywistycznej okazało się, że ich dwóch kolegów, niejaki Tomek i Maciek zostali w Warszawie. Nie przestawili zegarków. Pomylili godziny. Nie stawili się na czas. Ich koledzy pogrążyli się w smutku i wszyscy zgodnie mówili o pechu. Aż do kolejnego meczu eliminacji...<br />
<br />
<br />
<br />
<!-- Blogger automated replacement: "https://images-blogger-opensocial.googleusercontent.com/gadgets/proxy?url=http%3A%2F%2Fbi.gazeta.pl%2Fim%2F0%2F7012%2Fz7012430Q%2CMecz-Polska---Irlandia-Polnocna-w-Chorzowie.jpg&container=blogger&gadget=a&rewriteMime=image%2F*" with "https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEiKqDzEQhCbiBJv9kKqSd2MDXQjLhg5smbIhdfxyVVFy9DZd1yGq4iHfqLIm6wS5PS6CrTTDSrW3cTDJ5bYw7plL-wi6iaPsUvpIyIN6OOK2r3xPjqyM9Ot-5-yk5smXNhZAXUFhBuYwunxgFrG_xOu4AlUhQfngPRpjjlH1aj_-IR4vWW_v-x6mUzELjeYEzmDAHSnbPp7=" --><!-- Blogger automated replacement: "https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEiKqDzEQhCbiBJv9kKqSd2MDXQjLhg5smbIhdfxyVVFy9DZd1yGq4iHfqLIm6wS5PS6CrTTDSrW3cTDJ5bYw7plL-wi6iaPsUvpIyIN6OOK2r3xPjqyM9Ot-5-yk5smXNhZAXUFhBuYwunxgFrG_xOu4AlUhQfngPRpjjlH1aj_-IR4vWW_v-x6mUzELjeYEzmDAHSnbPp7=" with "https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEiKqDzEQhCbiBJv9kKqSd2MDXQjLhg5smbIhdfxyVVFy9DZd1yGq4iHfqLIm6wS5PS6CrTTDSrW3cTDJ5bYw7plL-wi6iaPsUvpIyIN6OOK2r3xPjqyM9Ot-5-yk5smXNhZAXUFhBuYwunxgFrG_xOu4AlUhQfngPRpjjlH1aj_-IR4vWW_v-x6mUzELjeYEzmDAHSnbPp7=" -->Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-13669864635656671022015-03-25T20:51:00.001+01:002015-03-25T21:05:18.539+01:00Bliźniacy z krainy Nadrenii <img src="file:///C:/Users/FUJITSU/Desktop/bracia.jpg" /><img src="http://www.express.de/image/view/2013/5/26/23524412,20350447,highRes,01K+15_71-56152585_ori.jpg" height="508" width="640" /><br />
<br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">22 lutego 2008 Jerzy Engel ówczesny pełnomocnik Prezydium Zarządu ds. Szkolenia PZPN, spotkał się w Kolonii z 40 najzdolniejszymi polskimi juniorami, którzy żyją i trenują w Niemczech. Przekonywał ich, by w przyszłości grali dla naszej drużyny narodowej. Pośród młodzieżowców rzucali się w oczy wysocy i niezwykle zdolni urodzeni w Bielefeld - bliźniacy Przybyłko. Dwa talenty czystej wody, których do polskiego orzełka nie trzeba było namawiać.</span></span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Jakub defensywny pomocnik i Kacper napastnik imponowali przede wszystkim przygotowaniem motorycznym, rzadko spotykaną przy tym wzroście koordynacją ruchową i wysokimi umiejętnościami taktycznymi. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że bracia z krainy Nadrenii wychowali się w lepszym, piłkarskim świecie. To właśnie wtedy zajęli drugie miejsce w międzynarodowym, silnie obsadzonym turnieju Nike Cup w Berlinie. Organizatorzy zgodnie zaliczyli ich do z najlepszych piłkarzy imprezy, a młodzi piłkarze oczarowali swoją grą niemal wszystkich obserwatorów.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Pytani wówczas o swoje największe marzenia, powtarzali: "Chcemy kiedyś zadebiutować w dorosłej reprezentacji Polski. Urodziliśmy i wychowaliśmy się w Niemczech, ale czujemy się Polakami. Nie mamy nawet niemieckiego obywatelstwa, jesteśmy dumni, że to Polska w osobie rodzimych trenerów zaproponowała nam reprezentowanie naszego kraju. Nie musieliśmy do nikogo dzwonić, za nikim chodzić. To miłe, bo mamy polskie serce"</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Z takiego stanu rzeczy najbardziej szczęśliwi są rodzice młodych zawodników, którzy zawsze honorowo podkreślają polskie korzenie i wychowali synów na patriotów. Rodzice, którzy również byli sportowcami - mama lekkoatletką (sprinterką), a ojciec piłkarzem. W jednym z wywiadów Kacper Przybyłko, mówił: W domu mówimy tylko po polsku. Podobnie, jak jesteśmy w Polsce, u rodziny, dziadków to też jedynie po polsku. Z moimi braćmi czasem mieszamy polski z niemieckim, bo trudno nam jeszcze pewne słowa wymówić.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Bliźniacy swoją przygodę z futbolem rozpoczęli w Arminii Bielefeld. To właśnie ojciec był ich pierwszym trenerem: - Zawsze uczył nas, żeby podawać i strzelać także słabszą nogą, niezależnie od tego, gdzie poleci piłka. Ponoć, gdy pierwszy raz tato zabrał nas na piłkarskie boisko byliśmy tak zafascynowani, że nie chcieliśmy wracać do domu- ujawnił Kacper, mający jeszcze starszego brata, Mateusza, który również trenował z bliźniakami, a dziś poszedł w ślady matki i jest lekkoatletą w Bayerze Leverkusen. </span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Katorżnicze treningi szybko dawały efekty. Kapitalna postawa młodych, polskich wilków szybko została doceniona w Niemczech. Kuba i Kacper przebrnęli przez wszystkie juniorskie i młodzieżowe szczeble rozgrywek za naszą zachodnią granicą. Przez lata byli kluczowymi zawodnikami Arminii wśród najmłodszych roczników. Jakub był bardziej uniwersalny, występował zarówno w obronie jak i w pomocy, ale z każdym kolejnym rokiem częściej grywał na pozycji nr 6. W tym samym czasie kolejne nagrody za najlepszego strzelca zbierał Kacper, który zaczynał wzbudzać zainteresowanie wielkich klubów.</span></span><br />
<br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Wtedy też pojawiła się propozycja gry dla młodzieżowej reprezentacji Niemiec. Przybyłko wówczas odpowiedział: W Polsce wszyscy myślą, że mam dwa paszporty, bo urodziłem się w Niemczech. W przepisach jest tak, że można mieć jedno obywatelstwo. Miałem propozycję gry w młodzieżowych kadrach Niemiec. Musiałbym się jednak zrzec polskiego obywatelstwa, co jest niemożliwe. Kocham Polskę, jestem Polakiem.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, 'lucida grande', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Niedługo później młody napastnik trafił do drugiej drużyny Arminii. Miał wtedy zaledwie 18 lat i cztery miesiące. Najważniejsze osoby niemieckiego futbolu były nim oczarowane i chętnie go chwaliły. W pierwszej rundzie w dorosłym futbolu Kacper strzelił aż 15 goli w 13 meczach natychmiast stając się ulubieńcem kibiców "Die Arminien".</span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">.Do pierwszej drużyny Polak jednak nie trafił, bo przyszła oferta z FC Koln. Tym samym z piątego szczebla rozgrywkowego w Niemczech przeniósł się poziom wyżej, by za moment trafić do pierwszego zespołu Kozłów. - To bardzo utalentowany piłkarz. Ma przed sobą fantastyczne perspektywy. Wychował się w Arminii, a teraz zrobił kolejny krok w swojej karierze, przechodząc do 1.FC Koln. A pytało o niego wiele znanych klubów - zachwycał się Samir Arabi, dyrektor sportowy klubu z Bielefeldu</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Inny dyrektor sportowy, jego nowego klubu - Volker Finke, musiał sporo się napracować, by pozyskać polskiego napastnika. W wyścigu o jego podpis udało mu się wygrać z Borussią Dortmund, Bayerem Leverkusen i TSG 1899 Hoffenheim. Jak sam przyznał, z Przybyłką od razu złapał wspólny język. - Obserwowaliśmy go wiele razy. Dołączył do grona naszych zawodników, którzy w przyszłości powinni przebić się do pierwszego składu - skomentował.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Polak lepszego debiutu nie mógł sobie wymarzyć. Po raz pierwszy zagrał w nowym zespole przeciwko drużynie rezerw VfL Bochum i niespełna kwadrans po wejściu na boisko trafił do siatki. Miał też udział przy kolejnej bramce, która padła cztery minuty później. Ten mecz popularne "Kozły" wygrały 4:0, ale w następnych spotkaniach nie było już tak kolorowo. Ekipa Dirka Lottnera zaliczyła trzy porażki z rzędu, a Przybyłko pojawił się na boisku w dwóch z nich. - Kacper ma ogromny potencjał, ale jego koledzy nie znają go jeszcze dobrze - tłumaczył go wtedy trener.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">W tamtym sezonie blond-włosy napastnik spisywał się fantastycznie. Z niesamowitą powtarzalnością zdobywał kolejne gole, a jego licznik zatrzymał się na 10 trafieniach dla drugiej drużyny Kozłów. Kibice w Polsce natychmiast ogłosili go "drugim Lewandowskim", a Ci niemieccy "nowym Podolskim", nie tylko z racji zawiłości polsko-niemieckich, ale przede wszystkim ze względu na skuteczność. Przybyłko podchodził do tego sceptycznie:</span></span><br />
<br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">-Cenię bardzo Lewandowskiego i uważam, że jest jednym z najlepszych napastników na świecie. Gdy przychodziłem do Koeln mówili mi, że jestem drugim Podolskim. Nie lubię takich porównań. Jestem Kacper Przybyłko i gram inaczej, niż Lewandowski czy Podolski. Nie jestem typowym napastnikiem, który stoi w polu karnym, tylko biegam na boki, do tyłu. Bardzo dużo biegam. Chce pokazać, co potrafię. Na razie mam trudno, kontuzja, poza tym jestem najmłodszy w zespole. Po czym dodał: </span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">- Nie mam sprecyzowanego stylu gry. Staram się podglądać najlepszych. U Leo Messiego szczególną uwagę zwracam na dynamikę, u Ibrahimovica na szybkość, a u Ronaldo na zwrotność. Oczywiście, każdy ma swój własny styl. Ja określiłbym siebie jako zawodnika grającego między pomocnikami a napastnikiem. Holger Stanislawski powiedział mi nawet, że za dużo biegam. Kondycja jest z pewnością moim atutem.</span></span><br />
<br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">W tym samym czasie, jego brat bliźniak - Jakub toczył nierówną walkę o pierwszy skład drugiej drużyny Bielefeld. Rozwój defensywnego pomocnika następował wolniej, choć obaj byli już ważnymi ogniwami polskich reprezentacji młodzieżowych. </span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">W sezonie 2012/2013 Holger Stanislawski przesunął Kacpra wraz z trzema kolegami - Lukasem Kueblerem, Dino Bisanoviciem i Jonasem Hectorem do pierwszej drużyny, a stawką był wówczas awans do Bundesligi. - Jestem trochę zaskoczony, że to wszystko tak szybko się potoczyło. Zimą trafiłem z Arminii Bielefeld do 1.FC Koln. Po zaledwie pół roku stałem się piłkarzem pierwszej drużyny. Jestem bardzo szczęśliwy - mówił snajper na łamach oficjalnej strony klubu.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Podobnie jak w Arminii był jednym z najmłodszych zawodników i tym razem nie dostawał zbyt wielu szans gry. Trener nie stawiał na Polaka, a gdy już to robił była to raczej forma alibi. Co prawda samych meczów Przybyłko nie miał na koncie znów tak mało, ale minut już tak. Kacper grał jedynie ogony i nie był zadowolony ze swojej pozycji w klubie. Tym samym wrócił do drugiej drużyny, gdzie odzyskał fenomenalną skuteczność. </span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Dzięki jedenastu zdobytym golom wrócił do łask, a w wywiadach dotyczących życia w nowym klubie podkreślał: Jest fajnie. Większe miasto, choć na pewno trzeba tu mieć więcej cierpliwości. Na przykład żeby dojechać na trening potrzebuję czasem półtora godziny. Także muszę się jeszcze trochę przestawić na ten tryb życia. W klubie chętnie pomagają mi inni Polacy. Szczególnie Adam Matuszczyk jest mi bardzo pomocny.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Po sezonie 2012/2013 do Koln dość nieoczekiwanie trafił też Jakub Przybyłko - również porównywany do niemieckich gwiazd futbolu. Swojego czasu media okrzyknęły go nowym Grosskreutzem ze względu na uniwersalność, podobny styl gry i wygląd. Polacy mieli stworzyć zabójczy duet, podbić najpierw drugą, a wkrótce i pierwszą Bundesligę. Stało się jednak inaczej. </span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Powód był prosty. Brak szans gry. Kuba szybko trafił do drugiej drużyny, gdzie miał problemy z wywalczeniem sobie miejsca w pierwszym składzie. Kacper grał rzadko, ale miał również swój moment chwały. Szczególną wagę miała jego bramka strzelona w ostatniej minucie spotkania w meczu z Aalen. Przybyłko minął wówczas dwóch rywali i z niemal zerowego, a na pewnego bardzo trudnego kąta trafił do siatki. O Polaku znów zaczęło być głośno. Trener Koln zaczął być natychmiast krytykowany w mediach za brak występów napastnika i zdecydował się... wypożyczyć go do Bielefeldu.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Kacper wrócił więc do domu, gdzie czuł się znakomicie. Co prawda w 14 meczach zdobył tylko (?) 4 gole na poziomie 2.Bundesligi, ale coraz częściej występował jako prawoskrzydłowy. Silny, zdecydowany i dobry technicznie zawodnik przypominał bardziej Didiera Drogbę niż Jamesa Rodrigueza. Nie był nominalnym skrzydłowym, był za to i jest napastnikiem z krwi i kości. </span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">Co ciekawe sezon 13/14 to dla Kacpra Przybyłki największa karuzela w zawodowej karierze. Jego macierzysty klub FC Koln awansował co prawda do Bundesligi, zresztą nie bez udziału Polaka, ale napastnik nie był pełnoprawnym ojcem sukcesu. Nie był też podstawowym zawodnikiem klubu, za to grał regularnie w Arminii, która z ligi... spadła. Krótko mówiąc groteska. Śmiać się czy płakać? Nie wiadomo.</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;">W ostatnim sezonie bracia zasilili SpVgg Greuther Fürth, któro zamiast o awans do Bundesligi walczy jedynie o środek tabeli. Polacy podkreślają, że w klubie jest mniejsza presja niż choćby w Kolonii, a spokojne miasto im sprzyja. Cieszy ich również liczba młodych zawodników w pierwszym zespole. Niestety znów, do czego już zdążyliśmy przywyknąć Kuba jest w cieniu Kacpra - kluczowego piłkarza Kleeblätter . Defensywny pomocnik próbuje przebić się do pierwszej drużyny i miejmy nadzieję, że w końcu dostanie prawdziwą szansę gry. Miejmy nadzieję, że ktoś w końcu poda mu pomocną dłoń tak jak było to w przypadku jego brata bliźniaka...</span></span><br />
<span style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, lucida grande, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></span>
Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-13177065169868725232015-03-24T21:19:00.002+01:002015-03-24T22:30:22.283+01:00Wys(Kuba)ny z godności<img src="http://www.thenews.pl/00cdc606-bd63-407e-b2f0-ce98ef5dfc06.file" height="425" width="640" /><br />
<br />
<span style="font-family: inherit;">Od 2006 roku czyli od momentu, w którym trafił do pierwszej reprezentacji był ostoją polskiej drużyny narodowej. Szybki, błyskotliwy i niezwykle waleczny skrzydłowy w ekspresowym tempie podbił serca kibiców, najpierw tych polskich, a z czasem i Dortmundskich. W kadrze nie zawodził nigdy, na boisku sprawiał wrażenie lidera, często też jedynego zawodnika, który wie o co walczy i czym jest reprezentacja narodowa. Dziś najlepszy polski piłkarz ostatniej dekady został pozbawiony godności i potraktowany jak śmieć. Nagle okazał się "symbolem porażek biało-czerwonych".</span><br />
<a name='more'></a><br />
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="line-height: 19.3199996948242px;"><span style="font-family: inherit;">Zacznijmy od podstaw. Rozważania czy Kuba Błaszczykowski przydałby się kadrze są po prostu bezsensowne. Skrzydłowy BVB zrobił wszystko, by wrócić na Irlandię i być w wysokiej formie. Walczył o to jak lew. Ciężko pracował przez kilkanaście tygodni, przeradzających się w miesiące katorżniczej rehabilitacji. Gdy długo oczekiwany powrót nastąpił, a w klubie spisywał się całkiem przyzwoicie, nie jakoś super, ale przyzwoicie, otrzymał solidnego kopniaka w tyłek od samego selekcjonera. Oficjalnie nie był w formie...</span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="color: #141823;">Jak jednak świetnie wiemy współpraca na linii Błaszczykowski - Nawałka od dawna nie jest właściwa. W kuluarach mówi się, że Kuba nie jest akceptowany przez grupę, co może nieco dziwić, patrząc na jego staż w reprezentacji. Do kadry w ostatnim czasie trafiła jednak młoda gwardia, która niekoniecznie widzi Błaszczykowskiego jako kapitana.</span> Dy<span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; line-height: 19px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;"><span style="background: transparent; border: 0px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">skusja, która toczy się na temat tego, kto ma być kapitanem, nie powinna mieć najmniejszego wpływu na powołanie tak ważnego zawodnika. Rzekłbym kluczowego.</span></span></span></div>
<div style="background-color: white; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; line-height: 19px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;"><span style="background: transparent; border: 0px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></span></div>
<div style="background-color: white; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; line-height: 19px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;"><span style="background: transparent; border: 0px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;">Piłkarz BVB ostatni mecz w biało-czerwonych barwach zagrał 16 miesięcy temu, gdy Nawałka rozpoczynał pracę jako selekcjoner. Późniejsze kontuzje Błaszczykowskiego zmieniły hierarchię w kadrze. Opaskę kapitańską objął Robert Lewandowski, na początku tymczasowo. Relacje obu zawodników są arktyczne, co również stanowi tło wobec ostatniej decyzji Nawałki. </span></span></span></div>
<div style="background-color: white; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; line-height: 19px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;"><span style="background: transparent; border: 0px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></span></div>
<div style="background-color: white; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; line-height: 19px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;"><span style="background: transparent; border: 0px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;">Selekcjoner po udanych jesiennych meczach reprezentacji udał się do Niemiec. Były trener Górnika chciał powołać Błaszczykowskiego pod warunkiem, że ten na początku zgrupowania weźmie udział w konferencji prasowej, na której poinformuje, że zrzeka się opaski na rzecz Lewandowskiego. Kuba był wściekły, obraził się na trenera, nagle przestał być potrzebny. Nie taka była umowa. </span></span></span></div>
<div style="background-color: white; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; line-height: 19px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;"><span style="background: transparent; border: 0px; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="line-height: 19.3199996948242px;">W tym miejscu warto przytoczyć słowa selekcjonera, który podkreślał, że Lewandowski jest kapitanem tymczasowym, a gdy Kuba będzie zdrowy wszystko wróci do normy. Skrzydłowy na kadrę jeździł o kulach, bo poprawiał atmosferę w drużynie, teraz został skreślony, oficjalnie z powodu formy, nieoficjalnie bo tę atmos</span><span class="text_exposed_show" style="display: inline; line-height: 19.3199996948242px;">ferę psuje, kłócąc się o funkcję kapitana. Totalny brak logiki.</span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span class="text_exposed_show" style="display: inline; line-height: 19.3199996948242px;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span class="text_exposed_show" style="display: inline; line-height: 19.3199996948242px;"><span style="font-family: inherit;">Selekcjoner stwierdził też, że Lewandowski fantastycznie sprawdził się w tej funkcji i to właśnie on powinien dowodzić kadrze prowadzonej przez Nawałkę. Szkoleniowiec chce kapitana sukcesów, a nie takiego, który nie wprowadził reprezentacji na szczyt, ale czy rok temu tego nie wiedział? Wydaje się, że po jednym wielkim zwycięstwie z Niemcami, niektórym przewraca się w głowach. Kuba, a to więcej niż pewne, nie zaakceptuje pozycji jednego z wielu w kadrze, a chcę być jej naturalnym liderem. Jest to na to zbyt ambitny.</span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span class="text_exposed_show" style="display: inline; line-height: 19.3199996948242px;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="line-height: 19.3199996948242px;"><span style="font-family: inherit;">Nawałka może robić co chce, Boniek też. W końcu to oni rządzą polską piłką, zresztą sprawują rządy twardą ręką. Wypadałoby jednak zachować resztki honoru i przynajmniej nie oszukiwać kibiców i nie mówić, że białe jest czarne i na odwrót. Jeśli miało się odwagę postąpić w ten czy inny sposób, powinno się też potrafić do tego przyznać i swoją decyzję uzasadnić. A nie wciskać tani kit.</span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">Wracając do strony sportowej, brak Kuby to dla kadry ogromny cios. W jednym momencie Polskie Orły zostały pozbawione skrzydeł, tak ważnych w całej historii i strategii naszej gry. Kto przez lata ciągnął grę, jak nie szło? Kuba. Jak trwoga do kogo? Do Kuby. Kto poderwie zespół zdecydowaną akcją? Oczywiście Kuba. A, kto jak nie on?</span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">I tu rodzi się problem. Sławomir Peszko to dla kadry niewiadoma. Zagadka mająca 30 lat, której pełnego, dobrego meczu w reprezentacji nie pamiętają najstarsi górale. Jasne, miewa przebłyski, szalone akcję, ale razi nieskutecznością. Zresztą wystarczy popatrzeć na jego statystyki 26 meczów - 1 gol. I jak zawsze na tego typu zestawienia patrze z przymrużeniem oka, tak w tej sytuacji mówi to wiele o grze skrzydłowego Koln.</span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">"Peszkin" przez lata pozostawał w cieniu Błaszczykowskiego. Zarówno w Bundeslidze jak i w reprezentacji. Wydaje się, że właśnie nadszedł jego czas. W końcu absencję jednych często są życiowymi szansami innych. W lidze niemieckiej co prawda Kubie już nie dorówna, ale wciąż może zrobić wiele dla kadry, między innymi to czego nie udało się skrzydłowemu BVB. Patrząc jednak na ostatnie "popisy" Peszki w Bundeslidze i na jego grę w ofensywie, bo co dziwne w defensywie wyglądało to lepiej, można obawiać się meczu z Irlandią. I to bardzo poważnie.</span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">Nawałka podobno liczy na nową prawą stronę polskiej kadry. Piszczka i Kubę mają zastąpić Olkowski i Peszko. Nie to nie słaby żart, a rzeczywistość. I o ile Olkowski rzeczywiście jest jednym z największych odkryć obecnego sezonu w Niemczech, o tyle mówienie o jego fantastycznym zgraniu z Peszką jest sporą przesadą. Czytam o rzekomych kilku dobrych spotkaniach Polaków (pamiętam jeden niezły z BVB) na prawej stronie Koln. Co ja czytam...</span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">Przede wszystkim Peszko to w pierwszym zespole Kozłów meteor. Czasem wejdzie, coś poszarpie, rzadziej gra w pierwszym składzie. Pojawia się i znika. Rzadko kiedy, coś z tego wynika. Jedyną szansą na zwycięstwo polską prawą stroną jest element zaskoczenia i to że Irlandia obu zawodników po prostu nie zna. A wszystkim, którzy tak chętnie wypowiadają się na tematy, o których nie mają pojęcia polecam oglądanie Bundesligi. To naprawdę nie boli.</span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">Z lewej strony zagra Rybus, który ma ten sam problem co Peszko. Nie zagrał jeszcze udanego meczu w kadrze z poważnym przeciwnikiem. Jest Żyro, któremu być może uda się wykurować na Irlandię, ale w tej formie kadry nie zbawi. No, więc kto? Kucharczyk? Prędzej jego piłkę po strzale z Ajaxem znajdą Marsjanie niż wygra nam mecz. Choć każdy z nich przy grze z kontry, a innej sobie nie wyobrażam, może być groźny. Powtarzam groźny, nie kluczowy.</span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">W kadrze brakuje też Grosickiego - oficjalnie z tego samego powodu co Kuby czyli braku formy po kontuzji. Zawodnika, który świetnie rozpoczął te eliminacje i doskonale wykorzystywał swój czas w kadrze. Niedzisiejszego jeźdźca bez głowy co raz lepiej rozumiejącego taktykę Nawałki. Widocznie też za słaby.</span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">Patrząc na rywalizację w kadrze i wyżej opisane sytuacje decyzja selekcjonera nie tylko szokuje, ale również zwyczajnie martwi. Nie mamy dziś nikogo, kto prezentowałby zbliżony do Kuby poziom. Trzeba jednak pamiętać, że Nawałka potrafił znaleźć sposób na mistrzów świata Niemców i za to bez względu na wszystko należy mu się szacunek.</span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">Warto też spojrzeć na całą sytuację z drugiej strony. Dla dobra drużyny odstawiani byli już w historii futbolu znacznie lepsi zawodnicy od Kuby i niejednokrotnie kończyło się to sukcesem. Tacy, którzy byli krnąbrni, mieli swoje zdanie lub po prostu nie dogadywali się z resztą kadry. Czasem takie decyzje pomagają, tak dla oczyszczenia powietrza w szatni. Byli też tacy, których po prostu dany selekcjoner nie widział w kadrze. Przypadki można mnożyć. Schuster, Effenberg, Tevez czy Laudrup w okresie swojej najlepszej gry nie pojechali na wielkie turnieje, zakończone przez ich reprezentację medalem. </span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="font-family: inherit;">Jak mawiał Sir Alex Ferguson: <span style="font-family: inherit;"><span style="color: #545454; line-height: 18.2000007629395px;">Żaden zawodnik </span><span style="color: #545454; line-height: 18.2000007629395px;">nie może być ważniejszy</span><span style="color: #545454; line-height: 18.2000007629395px;"> od drużyny. Liczy się team, kolektyw, zgranie, wzajemne porozumienie na boisku i poza nim. Być może właśnie tą drogą zamierza pójść Nawałka odstawiając Błaszczykowskiego od składu. Wyraźnie pokazuje, że jest szefem, że on tu rządzi. Warto jednak zawsze pamiętać o zasadach i sposobie pożegnania się takiego zawodnika z kadrą (choć Kuba ma ponoć wrócić). Pożegnania z klasą...</span></span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: Helvetica, Arial, 'lucida grande', tahoma, verdana, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.3199996948242px; margin-bottom: 6px;">
<span style="line-height: 19.3199996948242px;"><br /></span></div>
Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-68747430216796516892015-01-17T19:33:00.000+01:002015-03-24T22:00:41.145+01:00Puk, puk. Tu Furmi, otworzy mi ktoś?<div>
<a href="http://static.ole.vn/images/Toulousevs-Metz.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="Toulousevs-Metz" border="0" src="http://static.ole.vn/images/Toulousevs-Metz.jpg" /></a></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i>Dokładnie rok temu został okrzyknięty największym, polskim talentem środka pola ostatnich lat. Niezły strzał z dystansu, świetny przegląd pola i znakomite, crossowe podanie to atrybuty, dzięki którymi zachwycił kibiców najpierw w Warszawie, a potem i w całej Polsce. Szybko trafił do kadry, wielu w nim widziało "polskiego Gerrarda", którego nieco przypominał stylem gry. Miał otwarte bramy do wielkiej kariery, dziś wraca jako przewodnik trybun </i><span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i>Stadium Municipal. Wraca z mocno podkulonym ogonem.</i></span></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><b><br /></b></i></span></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><b>Furmi </b>w polskiej ekstraklasie zadebiutował już w wieku 20 lat, jako kluczowy zawodnik wszystkich reprezentacji młodzieżowych i były kapitan juniorskich drużyn Legii. Debiutancki sezon w dorosłym futbolu miał bardzo udany. Mimo początkowych problemów, zbierał pozytywne recenzje, co poskutkowało powołaniem do reprezentacji Polski na mecz z Litwą. Tym samym pod koniec 2012 roku po rozegraniu zaledwie kilkunastu meczów na poziomie rodzimej ekstraklasy zadebiutował w kadrze narodowej.</i></span></span></div>
<div>
<span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></span></div>
<div>
<span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><span style="font-family: inherit;">Tam co prawda zagrał tylko w dwóch spotkaniach towarzyskich, ale odgrywał coraz ważniejszą rolę w grze mistrza Polski. Kibice nie mieli wątpliwości. Furman to diament, który odpowiednio oszlifowany będzie przez lata decydował o wynikach kadry narodowej. Takiej "ósemki" nie było od lat - powtarzali fani. Pomocnik Legii spłacał kredyt zaufania. Łącznie w swoim pierwszym sezonie w barwach "Wojskowych" zagrał w 39 meczach, w których strzelił 3 gole. Dołączył do tego kilka asyst, a potem w wywiadach podkreślał:</span></i></span></div>
<div>
<span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></span></div>
<div>
<span style="color: #252525; font-family: inherit;"><span style="background-color: white; line-height: 22.3999996185303px;"><i>"Legia to moje miejsce na ziemi. Fajnie byłoby tu zostać na lata, być kapitanem, kimś ważnym dla klubu. Marzy mi się też opaska kapitana reprezentacji Polski". Był to miód na serca kibiców z Łazienkowskiej 3, którzy jak mało kto doceniają wierność i lojalność wobec swojego ukochanego klubu. Zdziwienie było spore, gdy Furman po kolejnym pół roku, gdzie momentami tracił nawet miejsce w pierwszej jedenastce, postanowił odejść z klubu. I to przy pierwszej sposobności. </i></span></span></div>
<div>
<span style="color: #252525; font-family: inherit;"><span style="background-color: white; line-height: 22.3999996185303px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div>
<span style="color: #252525; font-family: inherit;"><span style="background-color: white;"><i><span style="line-height: 22.3999996185303px;">Spora część fanów była oburzona decyzją pomocnika. Z jednej strony wiadomo rozwój. Z drugiej przynależność klubowa, która jak widać kończy się w momencie, gdy pojawiają się wielkie pieniądze. Niespełnione "obietnice" to specjalność młodych piłkarzy Legii. Wcześniej o swoich planach opowiadali Ariel Borysiuk, również po uszy zakochany w "Wojskowych", ale tylko do momentu otrzymania propozycji z Kaiserslautern, czy Wolski, który tak marzył, żeby zostać mistrzem Polski, że aż wyjechał do Włoch. Głupio mówić? Lepiej mądrze milczeć.</span></i></span></span></div>
<div>
<span style="color: #252525; font-family: inherit;"><span style="background-color: white;"><i><span style="line-height: 22.3999996185303px;"><br /></span></i></span></span></div>
<div>
<span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><span style="font-family: inherit;">Czy komuś się to podobało czy nie, 16 stycznia 2014 roku Furman został zawodnikiem Toulouse. Legia zainkasowała całkiem niezłą sumkę, niecałe 3 mln euro za solidnego, wciąż młodego polskiego pomocnika. Wbrew temu co pisali dziennikarze, Furmi nie miał realnych szans, by przebić się do pierwszej jedenastki klubu Ligue 1, ale kto by się tym przejmował. Języka się nauczy, kilogramów nabierze, charakteru też. Niestety nie było tak kolorowo.</span></i></span></div>
<div>
<span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;">Rokowania francuskiej prasy również były optymistyczne. </span><span style="line-height: 24.75px;">Miejscowa gazeta "La Depeche" porównała go nawet do... Davida Beckhama. </span><span style="line-height: 19.7999992370605px;">Furman zdaniem dziennikarzy znad Garonny na porównanie zasłużył precyzyjnymi zagraniami. Liczono też na umiejętności techniczne Polaka podczas stałych fragmentów gry. </span><span style="line-height: 19.7999992370605px;">Miejscowy dziennik w artykule poświęconym piłkarzowi podkreślił też uniwersalność pomocnika, który może występować na kilku pozycjach. </span><span style="line-height: 19.7999992370605px;"> </span></span></i></div>
<div>
<i><span style="line-height: 19.7999992370605px;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 19.7999992370605px;">Działacze klubu z "różowego miasta" ze swojej strony zrobili wszystko, co mogli. Furman miał pół roku, by zaaklimatyzować się w klubie, przyzwyczaić się do nowych warunków życia i być gotowym na grę we francuskiej ekstraklasie. Rywale Polaka do gry w pierwszym składzie nie byli tuzami futbolu. Furmi przegrał rywalizację o jedenastkę z </span></i><span style="background-color: white; line-height: 18px;"><i>Clementem Chantome'm, Pantxi Sirieixem, Etienne Didotem oraz Abelem Aguilarem.</i></span></span></div>
<div>
<span style="color: #222222; font-family: inherit;"><span style="background-color: white; line-height: 18px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div>
<span style="color: #222222; font-family: inherit;"><span style="background-color: white; line-height: 18px;"><i>W rundzie wiosennej, pierwszej po przyjściu do nowego klubu, Furman rozegrał tylko 156 minut w 5 pięciu spotkaniach. Odstawał fizycznie, przy potężnych zawodnikach środka pola z Francji wyglądał jak ubogi krewny i regularnie przegrywał pojedynki indywidualne. Natychmiast przypominały się jego pierwsze występy w Legii, gdy odbijał się od swoich rywali jak od ściany. Wyglądał jak junior, który chciał powalczyć z doświadczonymi zawodnikami. Jak dziecko we mgle. </i></span></span></div>
<div>
<span style="background-color: white; color: #222222; line-height: 18px;"><i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; color: #222222; line-height: 18px;">W kolejnym sezonie miało być tylko lepiej. Minął okres ochronny, Furman </span><span style="background-color: white; color: #222222; line-height: 18px;">potencjalnie</span><span style="background-color: white; color: #222222; line-height: 18px;"> miał być zawodnikiem pierwszej jedenastki. Alain Casanova zamiast polskiego pomocnika do kadry włączył jednak mało doświadczonych i niezbyt znanych </span><span style="color: black;"><a class="tag-link" href="http://www.sportowefakty.pl/pilka-nozna/adrien-regattin" style="background-color: white; border-bottom-color: rgb(226, 231, 236); border-bottom-style: solid; border-width: 0px; line-height: 18px; margin: 0px; padding: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;"><span style="color: black;">Adriena Regattina</span></a><span style="background-color: white; line-height: 18px;"> </span></span><span style="background-color: white; color: #222222; line-height: 18px;">oraz 19-letniego</span><span style="background-color: white; line-height: 18px;"> </span><a class="tag-link" href="http://www.sportowefakty.pl/pilka-nozna/yann-bodiger" style="background-color: white; border-bottom-color: rgb(226, 231, 236); border-bottom-style: solid; border-width: 0px; line-height: 18px; margin: 0px; padding: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;"><span style="color: black;">Yanna</span> <span style="color: black;">Bodigera</span></a><span style="background-color: white; line-height: 18px;">. To był koniec nadziei Polaka na grę w Ligue 1. Rundę zakończył bez choćby jednego meczu ligowego.</span></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;">Furmi nie poradził sobie we Francji jeszcze z jednego powodu. Problemem była taktyka, w której miał grać na pozycji defensywnego pomocnika, najbardziej cofniętego z całej formacji. Kłopotów jak zawsze po wyjeździe polskiego piłkarza zagranicę przybywało. W przypadku Furmana można mówić, że brakowało mu odpowiedniego przygotowania fizycznego, że miał nie grać na swojej pozycji, że ktoś zawalił. Jedynym winnym jest jednak polski pomocnik, który przede wszystkim nie podołał mentalnie. Nie umiał się zaaklimatyzować, nie poradził sobie w nowym kraju, zabrakło mu charakteru.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;">Dokładnie rok od transferu do Francji, Furman wraca do Legii. Wiadomość dla obu stron świetna. Pomocnik będzie miał szansę wrócić do optymalnej formy na starych śmieciach, a "Wojskowym" przyda się dodatkowy pomocnik, który zna klub od podszewki. Prezes Leśnodorski zrobił doskonały interes. Dwanaście miesięcy temu zainkasował około 3 mln euro, a dziś za darmo sprowadza z powrotem Furmiego do Legii. Oficjalnie na pół roku, na wypożyczenie, nieoficjalnie na dłużej z opcją pierwokupu.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;">Doprowadzenie Furmana do stanu używalności na pewno nie będzie proste. Pomocnik nie grał w piłkę przez rok (ogonów nie ma co liczyć) i zapewne jest wrakiem piłkarza. Rok w futbolu to kawał czasu, tym bardziej dla młodego zawodnika. Na powrót do pełnej dyspozycji Furmiego będziemy pewnie musieli poczekać miesiąc czy dwa (raczej dwa), ale na pewno warto. Na puchary Legii się nie przyda, ale w lidze na pewno pomoże. </span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;">Wypożyczenie pomocnika uważam za trafne, bo nie sądzę by było tylko półrocznym powrotem do stolicy. Moim zdaniem Furman nie popełni drugi raz tego samego błędu i po odbudowaniu wysokiej dyspozycji zostanie w Legii. A przynajmniej tak powinien zrobić. Zarówno dla dobra swojej kariery jak i dla obecnej sytuacji mistrza Polski. Potwierdzeniem moich słów niech będzie wypowiedź samego zainteresowanego, jeszcze przed comebackiem do stolicy:</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="background-color: white; line-height: 18px;"><i><span style="font-family: inherit;">- Moja sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Nie gram, ale nie chcę nikomu niczego udowadniać. Doskonale wiem, że teraz można powiedzieć, że Furman niepotrzebnie połasił się na pieniądze, poleciał do Francji, a siedzi na trybunach. I generalnie, że się nie nadaję. Chcę się podnieść, ale przyznaję, że jestem teraz na dnie. I tkwię w nim po same uszy...</span></i></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><span style="font-family: inherit;">Tym samym syn marnotrawny wrócił do ojca, który przyjął go z otwartymi ramionami...</span></i></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; color: #252525; line-height: 22.3999996185303px;"><i><br /></i></span></span></div>
Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-5058619825734055600.post-18495202592847629802014-10-12T12:49:00.000+02:002015-08-23T22:37:49.230+02:00To było jak niezwykły sen i... sen się spełnił!<span style="font-family: inherit;"><img src="http://i.iplsc.com/strzelcy-bramek-sebastian-mila-i-arkadiusz-milik-szaleja-ze-/0003KQ4P9L9ITNQQ-C116-F4.jpg" height="424" width="640" /></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Wciąż jestem w szoku. Jesteśmy lepsi od mistrzów świata w najpopularniejszym sporcie na świecie. Brzmi jak abstrakcja, ale to fakt. Oczywiście to tylko jeden mecz, jedynie 90 minut, ale wczoraj byliśmy świadkami rodzącej się historii. W to co się stało, wciąż ciężko uwierzyć, Dawid pokonał Goliata, reprezentacja, nazywana przez wiele lat bandą popaprańców pokonała artystów futbolu z Niemiec.</span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Zwycięstwo cieszy z wielu powodów. Zacznijmy od tych poza sportowych. Często w ostatnim czasie słyszę lub czytam słowa "nie mieszajmy sportu z polityką, futbol to odrębna dziedzina". Bzdura. A to z bardzo prostego powodu. Żyjemy w czasach, gdy najbogatsze federacje piłkarskie dostają wielkie imprezy w prezencie. Dostają, albo kupują, jak kto woli. Żyjemy w czasach, gdy UEFA i FIFA przesiąkają korupcją i betonem, a "czystych" rąk jest jak na lekarstwo. Decyzje obu organizacji w zdecydowanej większości zależne są właśnie od polityki, a nie od sportu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Podobnie ma się sytuacja w meczach Polski z Niemcami. Czy ktoś tego chce, czy nie, łączy nas historia. Może niezbyt szczęśliwa, ale bogata. Z naszymi zachodnimi sąsiadami walczyliśmy przez setki lat na wielu frontach, także na piłkarskim boisku. Wystarczy napisać, że pierwszego gola na mundialu dla Niemiec, a właściwie III Rzeszy, strzelił napastnik polskiego pochodzenia - Stanislaus Kobierski. Cztery lata później na mistrzostwach świata zadebiutowała Polska, a premierową bramkę dla naszej drużyny zdobył snajper niemieckiego pochodzenia - Fryderyk Scherfke. Tak, historia bywa przewrotna.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Późniejsze czasy wojny doprowadziły do zmiany barw narodowych wielu piłkarzy. Tym najpopularniejszym był strzelec wyborowy - Ernest Wilimowski. Wielu też zginęło za swój kraj, za Polskę. Mimo nacisków byli i tacy, którzy nie podpisali volklisty i zapłacili za to życiem. Warto również dodać, że właśnie z powodów politycznych Polacy do lat 80. XX wieku nie mogli grac w Bundeslidze. Polscy piłkarze uciekali z naszego kraju i pozostawali tam nielegalnie. Przypadki można mnożyć. Słomiany, Leśniak, Pałasz, Rudy, Famuła, Cimander to tylko kilka przykładów zawodników, którzy chcieli grac w Niemczech, ale nie mogli legalnie opuścić naszego kraju. Sportu i polityki nie trzeba mieszać, te kwestie same łączą się w całość.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Triumf nad Niemcami to przede wszystkim wielki sukces sportowy. Podopieczni Joachima Loewa nie przegrali na wyjeździe od kilku dobrych lat, a w lipcu sięgnęli po mistrzostwo świata. I to w wielkim stylu. Jak pokazał wczorajszy mecz, nie jest to jednak ta sama reprezentacja. Po mundialu odeszło kilku ważnych graczy, dodatkowo paru jest kontuzjowanych, a i Niemcy mimo ogromnej przewagi, nie potrafili strzelić gola Polsce. Z ich perspektywy to pewnie istne Waterloo. Nie zazdrościmy, ale rozumiemy, w końcu przechodzimy to od lat.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Niemcom nie wychodziło nic. Akcje nie kleiły się, a gdy już coś się udawało, Polacy doskonale się asekurowali. Jeśli natomiast błędy popełniali defensorzy biało-czerwonych do gry wkraczał fantastyczny tego dnia Wojciech Szczęsny, a czasem po prostu fuks. Wczoraj zagraliśmy, jak nie my, a jak... Niemcy. Tacy prawdziwi, sprzed kilkunastu lat. Solidnie w defensywie, skutecznie do bólu. Bóg był wczoraj Polakiem, szczęście nam dopisywało i umieliśmy, w końcu umieliśmy to wykorzystać.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Co takiego stało się z naszą kadrą, że zagrała tak fenomenalny mecz? Przede wszystkim zrobiła to, o co od lat proszą kibice - walczyła. Grała też bardzo mądrze i rozważnie. Gdy podczas mundialu w Brazylii pisałem, że my - Polacy nie mamy gorszego składu od Chile i Kolumbii, że warto grac jak oni - byłem wyśmiewany. Dziś te same osoby przepraszają. Nie wymagam tego, ale miło że pamiętacie. Mówiłem też, dawno dawno temu, że potrzebna jest zmiana mentalności. Czy nastąpiła? Nie wiem. Moim zdaniem i tak za długo w tym meczu baliśmy się naciskać.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Optymizmem napawa natomiast to co zrobiliśmy po przerwie. Szatnia najwidoczniej w końcu żyje, w dwóch dotychczasowych meczach eliminacyjnych to właśnie na początku drugiej połowy ruszyliśmy do szturmu na bramkę przeciwnika. Z Niemcami mniej, ale też zaczęliśmy grac odważniej. Na boisku rodzi się drużyna, a to podstawa sukcesu. Widać, że między Nawałką, a piłkarzami pojawiła się nic porozumienia i wiary w sukces. Fajnie byłoby się zająć taktyką drużyny, grą dwoma napastnikami, zmianą systemu, ale czy to naprawdę takie istotne?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Istotne bez wątpienia jest, ale nie najważniejsze. Podstawą jest nastawienie, mentalność. To, że to my atakujemy rywala, bronimy się atakując. To, że to nas się mają bać, nie my ich. Wydaje się, że w końcu nasza kadra dzięki selekcjonerowi Nawałce odżyła. Uwierzyła w siebie i swoje możliwości. Jest gotowa do walki z najlepszymi, razem, na śmierć i życie. Tak było w meczu z Niemcami, oby tak było już zawsze.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Dzięki odpowiedniemu podejściu do piłkarzy i przekazaniu im swojej filozofii Nawałka dotarł do głów swoich podopiecznych. Co prawda, nie dziwi wspaniała postawa Szczęsnego w bramce, ale chimerycznych w poprzednich meczach Glika czy Krychowiaka już tak. Obaj mają potencjał i możliwości, by mierzyć się z najlepszymi. Wczoraj po raz pierwszy zagrali w kadrze na miarę swojego talentu. Zdarzały się im przebłyski, ale pełne dobre mecze nie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Największym sukcesem jest jednak okiełznanie Roberta Lewandowskiego, spisującego się za poprzednich selekcjonerów przeciętnie. Po meczu z Niemcami trzeba chwalić armię generała Nawałki - Wojsko Polskie ze Szczęsnym, Glikiem, Krychowiakiem i Milikiem na czele, ale nie można zapominać o napastniku Bayernu Monachium, który w końcu w kadrze zagrał na takim poziomie jak w klubie. Wracał się do obrony, heroicznie walczył o każdą piłkę, był kapitanem z krwi i kości.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Po tak wspaniałym spotkaniu, który zapewne przejdzie do legendy polskiego futbolu, (też ze względu na dzień - ś<span style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.31999969482422px;">więto narodowe polskiej piłki - 11 października, </span><span style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.31999969482422px;">11.10.2006 - Polska 2:1 Portugalia, </span><span style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.31999969482422px;">11.10.2008 - Polska 2:1 Czechy, </span><span style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.31999969482422px;">11.10.2014 - Polska 2:0 Niemcy) nasuwa się pytanie: czy był to wypadek przy pracy czy podwalina pod dalsze sukcesy? Początek odpowiedzi na to pytanie poznamy już we wtorek, gdy zmierzymy się ze Szkocją. Póki co, jesteśmy liderem naszej grupy, a na tabelę patrzymy z ogromną przyjemnością.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.31999969482422px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.31999969482422px;">Szkocja to trudny przeciwnik dla Polski. Zespół walczący, faulujący, defensywny i grający długimi piłkami. Pomysł na Wyspiarzy? Gra z kontry. Nie umiemy grać atakiem pozycyjnym, więc kontrujmy. Po prostu. Wyczekujmy na rywala, który niemal zawsze posyła długie piłki na napastników. Przy takim stylu gry na pewno osiągniemy sukces. Nie pompujmy balona, szanujmy rywali, ale wygrywajmy ze słabszymi. A taktycznie grajmy tak jak z najlepszymi.</span></span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: inherit; line-height: 19.31999969482422px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: inherit; line-height: 19.31999969482422px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.31999969482422px;"><span style="font-family: inherit;">Często jestem odbierany (szczególnie na twitterze) jako pierwszy krytyk polskiej piłki. Prawda jest taka,że tak nienawidzę Polski i naszego futbolu, bo go kocham. A jak ktoś mądry kiedyś powiedział: </span><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>"od tych, których się kocha, wymaga się więcej".</i></span><span style="font-family: inherit;"> Dziś cieszmy się, skaczmy z radości, bo mamy powody. Cytując klasyka: </span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; color: #141823; line-height: 19.31999969482422px;"><br /></span></span>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="background-color: white; line-height: 15px;">To nie do wiary, że się ziścił</span><span style="background-color: white; line-height: 15px;"> t</span><span style="background-color: white; line-height: 15px;">aki piękny plan.</span></span></i><br />
<span style="background-color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; line-height: 15px;"><i>Mamy wokół znów nienawiści,</i></span><br />
<span style="background-color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; line-height: 15px;"><i>kosmiczny prawie stan.</i></span><span style="background-color: white; color: #141823; font-family: inherit; font-style: italic; line-height: 19.31999969482422px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: inherit; line-height: 19.31999969482422px;"><br /></span><span style="background-color: white; color: #141823; font-family: inherit; line-height: 19.31999969482422px;">Tak czy inaczej, na taki sukces jak wygrana z Niemcami czekałem całe życie. </span><span style="background-color: white; color: #141823; font-family: inherit;"><span style="line-height: 20px;">Historyczny mecz. Najpierw Legia - Celtic (na boisku), teraz Polska - Niemcy. Rzeczywistość okazała się piękniejsza od marzeń. Płakać się chcę. W końcu ze szczęścia...</span></span><br />
<span style="background-color: white; color: #141823; font-family: Helvetica, Arial, 'lucida grande', tahoma, verdana, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 20px;"><br /></span>Dawid Kwikahttp://www.blogger.com/profile/05059046101977861255noreply@blogger.com6